Eva Green w filmie "Proxima" gra kobietę, która usiłuje pogodzić zawód astronautki i opiekę nad córką, materiały dystrybutora, BestFilm
18 października 2019 astronautki NASA Christina Koch i Jessica Meir przeprowadziły naprawę regulatora ładowania baterii Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Był to pierwszy spacer kosmiczny zespołu składającego się wyłącznie z kobiet. Dla Koch to kolejne takie „wyjście”, ale Meir była w otwartej przestrzeni po raz pierwszy. Stała się tym samym piętnastą kobietą w historii astronautyki, która może się takim doświadczeniem pochwalić. Na ponad 200 mężczyzn.
Miesiąc wcześniej na festiwalu w Toronto, gdzie spotkaliśmy się z reżyserką Alice Winocour, premierę miał film „Proxima”, który podejmuje kwestię tej rażącej dysproporcji. I stawia pytanie, które w nadchodzących dziesięcioleciach zada sobie wiele kobiet: o możliwość pogodzenia roli astronautki i matki. Obraz, z genialną kreacją Evy Green, już w kinach.
Artur Zaborski: Czy w kosmosie ciała kobiety i mężczyzny zachowują się inaczej?
Alice Winocour: Choć mamy inną budowę anatomiczną, to skład naszych organizmów jest taki sam, więc ciało - zwłaszcza skóra - u obu płci w podobnym stopniu ulega zniszczeniu po opuszczeniu pola grawitacji.
Zniszczeniu?
Loty w kosmos wycieńczają organizm. Jesteśmy zaprogramowani do tego, by jakaś siła cały czas ciągnęła nas w dół, co rzutuje na takie dokonania natury, jak ciśnienie krwi, elastyczność skóry czy chłodzenie organizmu przez pot. W kosmosie takiej siły nie ma, co doprowadza do anomalii: skóra staje się obwisła i podrażniona w wielu miejscach. Ciało wygląda na znacznie starsze, co jest zauważalne nawet po krótkich lotach, trwających kilkanaście miesięcy.
Ile trwa rekonwalescencja?
Zazwyczaj około roku. Kiedy astronauci wracają na Ziemię, są w fatalnym stanie fizycznym i psychicznym. Ich powrót na łono społeczeństwa musi odbywać się pod okiem psychologów. Zmiany fizyczne są tylko częściowo odwracalne. Dla kobiet, na których wciąż ciąży wymóg dbania o siebie, to jest bardzo poważna konsekwencja. Do tego dochodzi jeszcze niezrozumienie, czy wręcz potępienie ze strony społeczeństwa, które nie pojmuje, dlaczego astronautki chcą niszczyć swoją skórę. Te z nich, które decydują się na przerwanie menstruacji na czas międzygwiezdnej wyprawy, mają rozregulowany układ hormonalny, muszą więc skupić się nad jego unormowaniu.
Na statku kosmicznym okres jest dozwolony?
Tak, kobiety mają dwa wyjścia - albo go farmakologicznie na czas misji zatrzymać, albo przechodzić normalnie co miesiąc, ale wtedy wymagane jest, by astronautka w swoim mini bagażu rzeczy osobistych zabrała ze sobą tampony. Rzecz w tym, że taki pakunek może ważyć maksymalnie kilogram, a zapas tamponów zabiera sporo z i tak już maksymalnie ograniczonej przestrzeni.
To chyba dobrze, że kobiety mają wybór?
Ten wybór jest pozorny. Okres jest tematem tabu, więc spycha się odpowiedzialność za niego na kobietę. Nie myśli się o wychodzeniu naprzeciw i załatwianiu sprawy systemowo, tylko wysyła się komunikat: „Ty zdecyduj, co sobie z tym zrobisz”, jakbyśmy to my były winne, że miesiączkujemy. To nienormalne. Artykuły higieniczne powinny być podstawą wyposażenia, a nie elementem prywatnego pakunku.
Tylko w tej kwestii system dyskryminuje kobiety, które chcą podbijać kosmos?
Widzisz, nawet twoje pytanie jest zadane z męskiej perspektywy. Przygotowując się do filmu, spędziłam dwa lata z astronautkami w czasie treningów między innymi w Europejskiej Agencji Kosmicznej i Bajkonurze, skąd startuje większość statków. Kobiety, z którymi rozmawiałam w tych ośrodkach, opowiadały mi, że choć od małego chciały przywdziać skafandry, to nigdy nie interesowało ich podbijanie i zdobywanie, tylko eksplorowanie, doświadczanie i zagłębianie się w tajemnice odległego świata. I to już różni jest od mężczyzn, którzy jako dzieci chcą podbijać nowe obszary wszechświata. Kobiety interesuje poznawanie, doznawanie, a facetów - konkwista. Ale odpowiadając na twoje pytanie - dyskryminacja zaczyna się już na poziomie stroju.
Jak to?
Stacje kosmiczne, jak i rakiety są projektowane z myślą o ciałach mężczyzn. Tak jest nawet z kombinezonami - kobiety źle się w nich czują, bo jesteśmy szersze w biodrach, a faceci - w ramionach. To, że nie szyje się uniformów dla kobiet, powoduje, że muszą poświęcić więcej czasu i energii na wyćwiczenie górnych partii ciała, upodobnić się do mężczyzn fizycznie. W ostatnim czasie amerykański program rakietowy musiał odwołać spacery kosmiczne kobiet, bo nie było do dyspozycji skafandrów, które byłyby dla nich odpowiednie. Kiedy przeczytałam komunikat o tym, pomyślałam, że to "piękna" metafora sytuacji mojej płci nie tylko w programach kosmicznych.
Wierchuszka docenia zasługi astronautek czy czci się głównie mężczyzn?
Chociaż mieliśmy cały sztab zasłużonych i utytułowanych astronautek, ich obecność w popkulturze, jak i w pamięci świata astronautyki jest nikła. Bo co mamy? Jeden z kraterów po niewidocznej stronie Księżyca nosi imię Walentyny Tierieszkowej, czyli najbardziej znanej, bo pierwszej kobiety w kosmosie. A przecież jest tyle innych pionierek, bez których świat astronautyki nie wyglądałby tak samo, a w ogóle się o nich nie mówi! Kto słyszał o Claudie Haigneré, pierwszej Francuzce w kosmosie, czy Frances "Poppy" Northcutt, która odegrała ważną rolę w sprowadzeniu na Ziemię Apollo 13 po wybuchu zbiornika z powietrzem? Trzeba przywrócić pamięć o ich zasługach.
Nieobecność w kulturze astronautek to powód, dla którego zrobiłaś "Proximę"?
To po pierwsze. Po drugie - irytowało mnie, że kiedy pokazuje się w kinie czy telewizji superbohaterki, to nigdy nie są one matkami. Catwoman, Batwoman czy Kapitan Marvel nie mają dzieci. Powód jest prosty: w naszym myśleniu o świecie, w którym trzeba ze sobą nieustannie konkurować i się ścierać, jak astronautyka czy biznes, macierzyństwo postrzegane jest jako słabość.
Dlaczego?
O kobietach, które wychowują potomstwo, myśli się, że nie mają warunków, żeby się skupić, więc nie potrafią dobrze wykonać powierzonej im pracy. Dlatego w zawodach, które wymagają maksymalnej koncentracji, kobiety milczą na temat swoich dzieci. W Europejskiej Agencji Kosmicznej opowiadano mi, że tylko mężczyźni przechwalają się o osiągnięciach swoich synów i córek. Byłam świadkiem sytuacji, kiedy jedna z astronautek przygotowywała się do lotu. Jej trening trwał sześć miesięcy, nie mogła opuścić w tym czasie bazy. Po szkoleniu przyjechali ją odebrać mąż i kilkuletnie dziecko. Wszyscy byli zszokowani, że jest matką.
Da się takie informacje ukryć?
Przed szefostwem nie, ale przed osobami, z którymi stykasz się na co dzień, już tak. Ona chciała pokazać wszystkim, że jest dobrą astronautką i że jeśli coś jej nie wychodzi, to dlatego, że tego jeszcze nie opanowała, a nie z powodu rozdzielenia z synem czy z córką. Kiedy wsiada się do rakiety, nie ma mowy o tęsknocie za bliskimi, bo od ludzi w tym zawodzie wymaga się bezwzględnej kontroli nad emocjami. Mężczyźni nie płaczą za nikim, gdy przychodzi im wyruszyć na wielomiesięczną misję...
Nie płaczą? A kobiety?
A kobiety wciąż wzbudzają podejrzenia, że takiej rozłąki nie zniosą.
Społeczeństwo nie ma wątpliwości, że matka opuszczająca dziecko to zła matka…
…a do ojców nikt nie ma o to pretensji, jakby odpowiedzialność była tylko po stronie kobiety! W efekcie faceci nie mierzą się z poczuciem winy, które astronautki w sobie noszą przez cały czas.
Serio?!
Spędziłam z nimi dwa lata, więc wiem, co mówię. W siedzibie Europejskiej Agencji Kosmicznej oglądałam cały proces szkolenia astronautek na różnych szczeblach zawodowych. Nigdy nie zgadniesz, ile może wynieść pojedynczy trening do lotu.
Pewnie kilka lat.
Minimum kilka lat! Niektóre osoby poświęcają nawet dekadę, żeby przygotować się do jednego lotu. Kiedy byłam w Bajkonurze, oglądał grand finale tych treningów. To niezapomniany widok, w którym widzisz, ile poświęcenia kosztowało te wszystkie kobiety spełnienie marzenia. Jest tam niesamowicie wielokulturowo - spotykają się wszystkie rasy i języki, bo to największy i najstarszy na świecie kosmodrom, z którego startuje najwięcej rakiet. Pracuje się tam na rosyjskiej technologii, dlatego muszą ją opanować zarówno Europejki, Azjatki, jak i Amerykanki. Napięcia polityczne nie mają tu żadnego znaczenia. Liczy się wspólny cel. Niesamowite jest dla mnie, że chęć zgłębiania tajemnic kosmosu potrafi doprowadzić do pojednania na gruncie etnicznym, politycznym, religijnym czy ideologicznym, ale na poziomie płci jeszcze nie. Ale i to musi się zmienić.
W filmie przedstawiasz historię Sarah Loreau, rozwódki, matki małej Stelli. Czy pisząc scenariusz, inspirowałaś się którąś z poznanych tam osób?
Tworząc tę postać, miałam w głowie wiele kobiet i ich historii, wliczając gubernatorkę generalną Kanady Julie Payette, która wychowała trójkę dzieci, robiąc jednocześnie karierę w astronautyce. Powiedziała mi, że najlepiej w pracy szło jej po przyjściu na świat latorośli, bo macierzyństwo nauczyło ją tego, co w tym zawodzie najważniejsze: wielozadaniowości. Chciałam w filmie zderzyć jej wykluczające się pragnienia. Zawodowo chce polecieć w kosmos, gdzie czeka ją rozłąka z ukochaną córką. Fascynował mnie ten paradoks, że takie kobiety jak Sarah są w stanie przejść fizyczną mordęgę, a na końcu i tak czeka je cierpienie, choć dopną swego. Zależało mi, żeby widzowie mogli przekonać się, jak skomplikowane i trudne jest bycie astronautką-matką.
Na planie dałaś niezły wycisk Evie Green, która wciela się w Sarah. W długich scenach, bez cięć, Eva wykonuje na naszych oczach naprawdę morderczy trening.
Eva przez kilka długich miesięcy dzień w dzień ćwiczyła z kobietami ze stacji. Byłam pod ogromnym wrażeniem tego, co udało jej się osiągnąć. Pokazała, że aktorstwo to praca, które może być równie wycieńczająca, czym zaskarbiła sobie sympatię astronautek. Zobaczyły jej chęć do wiarygodnego przedstawienia ich sytuacji, dzięki czemu również ze mną chętniej dzieliły się swoimi historiami.