Prototyp pojazdu kosmicznego "Starship" budowanego przez firmę SpaceX Elona Muska, Loren Elliott, Getty Images
Pierwsze plany załogowej wyprawy na Marsa pojawiły się jeszcze przed tym, nim Neil Armstrong wypowiedział na Księżycu: "to mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości". Wielką ofensywę w kierunku Czerwonej Planety planował ojciec programu Apollo i twórca rakiet Saturn V, które wyniosły statki tych misji w kierunku Księżyca, czyli Wernher von Braun.
Twórca nazistowskiej rakiety V2 chciał wysłać w kierunku Marsa dziesięć statków: siedem pasażerskich przewożących siedemdziesięciu członków załogi oraz trzy statki z zaopatrzeniem. Jednak w tamtych czasach pomysł był niewykonalny. Kongres USA po wydaniu gigantycznych kwot na program Apollo nie chciał wykładać kolejnych miliardów dolarów na podbój Czerwonej Planety. Postawiono na tańsze misje robotyczne. Na Marsie od lat pracują kolejne bezzałogowe łaziki i lądowniki. Ostatni, InSight, z wykonanym przez rodzimą Astonikę "kretem", czyli wbijającym się na pięć metrów w ziemię instrumentem do pomiaru strumienia ciepła z wnętrza planety, wylądował na czwartej planecie od słońca w listopadzie 2018 roku.
W tym roku w kierunku Marsa polecą dwa kolejne łaziki - Mars2020 NASA oraz ExoMars 2020 Europejskiej Agencji Kosmicznej. Oba mają szukać śladów życia. A co z misjami załogowymi? NASA skupiła się na powrocie na Księżyc (Amerykanie chcą wrócić na Srebrny Glob w 2024 roku) i budowie stacji Gateway - bramy do przyszłych lotów kosmicznych dalekiego zasięgu. Dlatego Waszyngton przesuwa projekt załogowej misji na Marsa na kolejne dziesięciolecia. Może się zdarzyć, że w tym wyścigu amerykańskie państwo wyprzedzi jeden człowiek. Elon Musk.
To właśnie kolonizacja Czerwonej Planety była powodem założenia przez miliardera firmy SpaceX. Musk powrócił do koncepcji Von Brauna i zamierza wysłać w kierunku naszego kosmicznego sąsiada Starship - rakietę nośną wielokrotnego użytku wraz ze statkiem załogowym. Pierwsza misja z ludźmi na pokładzie planowana jest - ambitnie - na ten sam rok, co amerykański powrót na Księżyc - 2024.
Projekt Muska wspiera założona przez Roberta Zubrina organizacja Mars Society, które nie tylko tworzy teoretyczne rozwiązania problemów, z jakimi mogą zetknąć się przyszli koloniści, ale także organizuje międzynarodowe konkursy związane tematycznie z przyszłą eksploracją Czerwonej Planety: trzy światowe edycje konkursu konstruowania łazików marsjańskich, z których jedna organizowana jest w Polsce (ERC) oraz Mars Colony Prize, czyli konkurs na projekt samowystarczalnego habitatu marsjańskiego. W ubiegłorocznej edycji drugie miejsce zajęła drużyna z Polski ze świetnie ocenionym projektem "Twardowsky".
Spotykam się z Zubrinem na Śląskim Festiwalu Naukowym. Zapytać, po co nam ten Mars.
Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka: Jeszcze niedawno Australię trawiły pożary. Powiększają się strefy suszy, także w Polsce, gdzie przez całą zimę poza górami nie spadł ani centymetr śniegu. Za to podtruł nas smog. A ty mówisz, że powinniśmy skupić się na Marsie, a nie na naszej planecie-matce.
Tak, bo nie dość, że kolonizacja Marsa da nam, jako gatunkowi, szansę rozpoczęcia wszystkiego od nowa, to w dodatku w przyszłości odciąży Ziemię. Kolonie pozaziemskie, a bez wątpienia ta marsjańska będzie dopiero początkiem kolonizacji kosmosu, to nie tylko sposób zabezpieczenia ciągłości naszego gatunku, ale też metoda na przeniesienie części populacji w inne miejsce.
I zostawienia wyniszczonej Ziemi oraz pozostałych jej mieszkańców swojemu losowi?
Zmiany klimatu, do których doprowadziliśmy, wcale nie są najgorszym, co ludzkość sobie zrobiła. Holokaust, Wielki Głód na Ukrainie, rewolucja kulturalna w Chinach, miliony ofiar Wielkiego Terroru, tysiące lat niewolnictwa - długo można wyliczać. I to wszystko ludzie zrobili innym ludziom w imię władzy, trzymania w ryzach i przede wszystkim posiadania. Wiesz dlaczego naziści rozpętali drugą wojnę światową?
Powodów było wiele, ale jeśli trzymać się tego, do czego się odnosiłeś, to pewnie _Lebensraum_, czyli zwiększenia przestrzeni życiowej dla wyższej w ich mniemaniu, nordyckiej rasy.
Przed drugą wojną światową Niemcy trawił kryzys gospodarczy, lecz terytorium państwa było większe niż teraz, a liczba ludności mniejsza. Zwiększenie terytorium, jeśli było podyktowane potrzebą posiadania większej ilości ziemi, niewolników, rozwiązałoby problemy gospodarcze na krótki czas. Rozpętali piekło na Ziemi, by zapewnić sobie dostatek, ale nie mieli szansy tego dostatku utrzymać. Bo to nie posiadanie jak najwięcej, ale umiejętność wykorzystania i pomnażania zasobów jest rozwiązaniem.
Ludzie na całym świecie chcą zagarnąć jak najwięcej dla siebie, nie myśląc tak naprawdę o tym, że istnieją inne metody na dostatnie życie, niż okopanie się w forcie wypełnionym kosztownościami i dostępem do złóż cennych minerałów i innych zasobów naturalnych. Teraz, kiedy Chiny rozwijają się w tak niebywałym tempie, w amerykańskim Pentagonie jest wielu ludzi, którzy uważają, że należy Chińczyków uciszyć militarnie, bo inaczej skupią w swoich rękach za dużo bogactwa. Chińscy prominenci też widzą w USA cel. Tylko dla odmiany pytają, jak długo mają jeszcze godzić się na to, że Amerykanie spijają śmietankę światowego bogactwa. Ten konflikt jest podsycany przekonaniem, że zasoby naturalne są na wyczerpaniu i jeśli strony nie położą rąk na tym, co jeszcze zostało, to skończy się ich życie w konsumpcyjnym dostatku.
Chcesz mi powiedzieć, że zasoby naturalne wcale nie są na wyczerpaniu? Od jakiegoś czasu w USA nie bije się już jednocentówek z miedzi, bo koszt miedzi potrzebnej na wybicie centa przewyższa wartość monety. Dane Banku Światowego mówią o tym, że około 50 różnych zasobów naturalnych jest na wyczerpaniu. Twierdzisz, że to nieprawda?
Z tym się nie sprzeczam, mówię o czymś innym: że to my, ludzie, określamy, co jest zasobem naturalnym, a co nie. Weźmy przykład gleby. Ziemię. Zanim nasi przodkowie nauczyli się uprawiać rośliny, zanim powstała kultura agrarna, ziemia nie miała wartości. Nikt nie miał powodu, by się o nią bić. Dopiero gdy nauczyliśmy się ją uprawiać i zrozumieliśmy, że dobra gatunkowo gleba i duże pole dawały szansę na znaczne plony, a co za tym idzie - szansę na dostatnie życie, ludzie zaczęli traktować ją jako wartość, o którą warto walczyć. Ponieważ to my sami, poszerzając granice naszej wiedzy i umiejętności, przetwarzamy pozornie bezwartościowe elementy w te niezbędne do życia. Platyna, jeden z najcenniejszych metali na świecie, po odkryciu nazywana była pogardliwie sreberkiem, bo uznawano ją za nieużyteczną. Teraz wykorzystywana jest w medycynie, elektronice, motoryzacji i wydaje się być nie do zastąpienia. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak poradzimy sobie bez platyny, gdy wyczerpią się jej złoża. Ale stało się tak, ponieważ badania, eksperymenty, po prostu nauka pokazały nam jej użyteczność.
Platynę, złoto i wiele innych cennych metali można pozyskiwać z asteroid i faktycznie rozwój górnictwa kosmicznego może sprawić, że nie zabraknie nam ich przez kolejne tysiąclecia. Ale co cennego możemy pozyskać z Marsa? Wiele wskazuje na to, że to po prostu jałowa, zimna pustynia.
Teraz jest to jałowa pustynia, ale co z marsjańskim piaskiem zrobią wysłani tam naukowcy? Jakie jego właściwości odkryją? Co znajdą pod powierzchnią planety? I jakie niesamowite rzeczy będą w stanie z tego stworzyć? Mówiąc o tworzeniu kolonii księżycowej (choć osobiście jestem przeciwnikiem rozmieniania się na drobne, jakim jest zainicjowany niedawno plan powrotu na Księżyc) otwarcie rozmawia się o wykorzystaniu księżycowego regolitu do budowy schronień, drukowania elementów księżycowych habitatów. Podobnie to będzie wyglądało na Marsie. Najpierw badacze, później kolejne pokolenia kolonizatorów będą uczyły się korzystać z zastanych na Marsie materiałów i dzięki temu rozwiną naukę do niebywałego poziomu. Ponieważ wymusi to na nich sytuacja.
Rozwiązaniem naszych bolączek jest technologia. To dzięki tworzeniu rozwiązań technologicznych nasz gatunek stał się dominującym na Ziemi. Przecież nie jesteśmy ani najsilniejsi, ani najszybsi, ani najbardziej wytrzymali, a pozbawieni ubrania i schronienia nie przeżylibyśmy długo w takie chłodne dni, jak dzisiaj. Ale jesteśmy inteligentni i kreatywni, umiemy tworzyć rozwiązania technologiczne i wykorzystywać je do poprawy życia. Nauczyliśmy się budować samoloty, wysyłamy sondy w odległe części Układu Słonecznego, wyeliminowaliśmy choroby, które jeszcze kilkaset lat temu dziesiątkowały populację, potrafimy przeszczepiać organy, zbudowaliśmy superkomputery. To, w jakim punkcie jako gatunek się znaleźliśmy, jest wynikiem naszej umiejętności uczenia się. Poznanie innej planety, stworzenie na niej kolonii, poszerzy naszą wiedzę. A co za tym idzie - zostaną stworzone rozwiązania technologiczne, o jakich nam się jeszcze nie śni.
Jak te umożliwiające terraformowanie Marsa, czyli stworzenie na Czerwonej Planecie warunków zbliżonych do ziemskich?
Jestem przekonany, że do końca tego stulecia marsjańska kolonia będzie liczyła kilkadziesiąt, może nawet sto tysięcy mieszkańców. I ci ludzie, krok po kroku, korzystając z nowoczesnych narzędzi i technologii, będą dostosowywali otoczenie do swoich potrzeb. Bo jednym z priorytetów tworzenia pozaziemskich kolonii musi być możliwie duża niezależność od dostaw z Ziemi. Dlatego trzeba będzie nauczyć się wydajnie uprawiać rośliny, wykorzystywać każdy liść, prowadzić politykę recyklingową na niebywałą skalę, wydobywać surowce i przetwarzać je w niezbędne narzędzia. Wreszcie trzeba będzie spróbować zapanować nad nieprzychylnym klimatem.
Zobaczysz, że to wszystko będzie rozrastać się lawinowo, bo technologia ma to do siebie, że rozwija się w sposób wykładniczy, czyli jeden wynalazek przybliża nas do kolejnego, jedno rozwiązanie pomaga stworzyć kolejne. A marsjańscy koloniści będą musieli wykorzystać całą swoją wiedzę, całą pomysłowość, bo tylko to pomoże im przetrwać w nieprzychylnym środowisku, a w dalszej perspektywie czasu przekształcić to środowisko w przyjazne życiu.
Skoro, przynajmniej teoretycznie, jesteśmy w stanie przekształcić martwą planetę w nadającą się do życia, to te same pomysły wykorzystamy do przywrócenia równowagi Ziemi?
Nie do końca te same, bo pożary w Australii, od których zaczęliśmy rozmowę, to jeden ze skutków globalnego ocieplenia, które degraduje Ziemię. Na Marsie takie ocieplenie byłoby bardzo korzystne i jest wiele pomysłów, jak je wywołać. Ale już doświadczenie uprawiania jakichkolwiek roślin w jałowej marsjańskiej glebie może stać się przydatne do zazieleniania na Ziemi obszarów pustynnych. Mars może być polem doświadczalnym dla wielu tego typu eksperymentów. Jeśli istnieje coś, co może zbawić tę planetę, jest tym właśnie rozwój technologiczny i współpraca. Obie te kwestie nigdzie nie będą tak istotne, jak na Marsie.
A kiedy tam dotrzemy?
Przed końcem tej dekady.
Plany NASA zakładają pierwszą załogową wyprawę na orbitę Marsa, jeszcze bez lądowania, najwcześniej w latach 30-tych tego wieku, a bardziej prawdopodobne jest, że nawet 20 lat później.
Zanim na Marsa dotrze NASA, zrobi to Elon Musk. Nie mam co do tego wątpliwości. Nawet jeśli każdy jego projekt zalicza dwu-trzyletnie opóźnienie, to w końcu zostaje zrealizowany. Jego determinacja jest ogromna. Zanim na Marsie pojawi się misja którejś ze światowych agencji kosmicznych, wyląduje tam Starship z logo SpaceX. Będzie to kolejny rozdział naszej wielkiej przygody, która zaczęła się, gdy ponad półtora miliona lat temu homo erectus opuścił afrykańską kolebkę życia i udał się na podbój świata. Teraz czas, by homo sapiens sapiens opuścił Ziemię i udał się na podbój kosmosu.
Dr Robert Zubrin. Matematyk, specjalista z zakresu inżynierii jądrowej, twórca projektów napędów kosmicznych, autor ponad 200 artykułów naukowych i popularnonaukowych dotyczących eksploracji Układu Słonecznego, w tym głównie Marsa. Założyciel międzynarodowej organizacji Mars Society, zrzeszającej naukowców i inżynierów światowych agencji kosmicznych, filozofów, antropologów, pisarzy i wszelkie osoby zainteresowane eksploracją Marsa oraz tworzeniem rozwiązań umożliwiających wyprawę na Czerwoną Planetę oraz stworzenie na niej kolonii. Autor lub współautor kilkunastu książek omawiających teoretyczne i praktyczne kwestie wypraw kosmicznych. Z Zubrinem spotkaliśmy się 26 stycznia, dzień przed 75. rocznicą wyzwolenia obozu Auschwitz - Birkenau. Był gościem czwartej edycji Śląskiego Festiwalu Naukowego.