Anna Jantar, Jerzy Płoński, Forum
Suchy tekst komunikatu prasowego: "W dniu 14 marca br. o godz. 11.15 miała miejsce w Warszawie tragiczna w skutkach katastrofa lotnicza. Samolot Pasażerski Polskich Linii Lotniczych LOT IŁ-62 lecący z Nowego Jorku rozbił się w czasie podchodzenia do lądowania w pobliżu lotniska Okęcie. Na pokładzie znajdowało się 77 pasażerów i 10-osobowa załoga; wszyscy zginęli".
Jeszcze dzień po katastrofie nie podano żadnych szczegółów. Redakcje cytowały Polską Agencję Prasową, drukując też listę pasażerów – alfabetycznie, z adresami domowymi.
Wśród kilkudziesięciu nazwisk była ona, ubóstwiana przez Polaków Anna Jantar. Wielka gwiazda ówczesnej sceny muzycznej miała 29 lat. Wracała do niespełna 4-letniej córeczki.
W to, że Anna żyje, jej bliscy wierzyli 8 dni. Tyle ukrywano prawdę. "W największym smutku zawiadamiamy, że w dniu 14 marca zginęła w katastrofie lotniczej na Okęciu najdroższa nam Istota – ś.p. Anna Jantar-Kukulska. / Pogrążeni w bólu mąż z córeczką, rodzice i rodzina" – pisali w nekrologu.
Pogrzeb Anny odbył się 25 marca na Cmentarzu Wawrzyszewskim. Piosenkarkę żegnało 40 tysięcy ludzi. Po czterech dekadach nadal kocha ją wielu.
"Tyle słońca w całym mieście"
"Anna Jantar" – wpisuję w wyszukiwarkę. Facebook wyrzuca z siebie kilkanaście zamkniętych grup. Największa ma 8684 członków, najmniejsza – kilku.
Zapisuję się do paru z nich. Zalewa mnie ogrom emocji i uczuć, jakie ludzie żywią do "Bursztynowej Dziewczyny". Najbardziej zaangażowani niemal co dnia publikują posty – chwalą się wycinkami z gazet, zdjęciami, autografami, nagraniami.
Nie dziwi, że robią to ci, którzy pamiętają jeszcze Annę, byli na jej koncertach. Wielu ma jednak zaledwie trzydzieści kilka lat.
Na moją prośbę o rozmowę odpowiadają… mężczyźni. Jednym z nich jest Paweł. Jego fascynacja "Jantarką" zaczęła się od słuchania twórczości Natalii Kukulskiej – to ona była tą dziewczynką czekającą w 1980 roku na powrót mamy.
– Pierwszym utworem Anny Jantar, jaki wpadł mi w ucho, był "Najtrudniejszy pierwszy krok". Potem "Tyle słońca w całym mieście". Ale moim ulubionym kawałkiem jest "Nie ma piwa w niebie" – opowiada Paweł.
Im bardziej interesował się zmarłą gwiazdą, tym więcej dowiadywał się o własnej rodzinie. – Babcia opowiedziała mi, że moja mama, jako nastolatka, też uwielbiała Jantar – śmieje się. –Gdy Anna promowała piosenkę "Tyle słońca…", mama zerwała kwitnący słonecznik i biegała po podwórku, śpiewając ją do niego.
"Pierwszy autograf odkupiłem od kolekcjonerki"
W przeciwieństwie do matki, u Pawła fascynacja tragicznie zmarłą gwiazdą wraz z biegiem lat tylko się nasilała. Po prostu zakochał się w jej głosie i bijącym od niej cieple. Uroda piosenkarki również na niego zadziała.
– Była piękną kobietą o nieziemskich niebieskich oczach – przyznaje prosto z mostu. Między jednym, a drugim zachwytem nad Jantar, przesyła mi skany jej autografów: – Pierwszy odkupiłem od pewnej kolekcjonerki, z którą do tej pory mam kontakt.
W swojej kolekcji ma też plakaty, autografy, książki. Ale nie tylko. – Mam wiele nagrań jeszcze na kasetach VHS, bo jako nastolatek nagrywałem wszystko, co leciało w telewizji o Annie i jej bliskich – dodaje.
W wiadomościach od niego dostaję kolejne skany i kolejne, bo Paweł nie chce być gołosłowny.
"Musiałem poznać Natalię"
Zbieranie pamiątek po Jantar nie wystarczało mu.
– Zawsze marzyłem, żeby spotkać się z jej córką, Natalią Kukulską i to marzenie udało mi się zrealizować – słyszę.
6 maja 2001 r. on i jego znajomi pojechali na koncert Kukulskiej do Łodzi.
– Dowiedzieliśmy się, w którym hotelu nocuje Natalia z zespołem i małym synkiem Jasiem – wspomina Paweł. – Serce tak mi biło, że myślałem, że mi zaraz wypadnie. Okazała się bardzo sympatyczną, drobniutką dziewczyną. Ciągle się uśmiechała. Poświęciła nam kilkadziesiąt minut. Podpisała nawet kasety magnetofonowe, zrobiliśmy sobie zdjęcia.
Od tamtej pory Paweł pozostaje w kontakcie z Natalią. Mimo że mieszka we Francji, raz w roku pojawia się na jej koncercie w Polsce. Gdy Kukulska schodzi ze sceny, wymieniają uprzejmości, fotografują się, a Paweł wyjeżdża z kolejnym autografem.
– Całą miłość do Anny Jantar przelałem na Natalię. Obie są mi bardzo bliskie – wyznaje.
Kukulska pilnuje, co Paweł i jego kolega publikują w sieci na temat jej i jej matki. On sam podchodzi do tego bardzo poważnie. Nie może być zresztą inaczej – kolekcję pamiątek po gwieździe traktuje jak relikwie.
– Nie przesłyszałaś się, dosłownie jak relikwie – podkreśla. - Robimy wszystko, aby pamięć o Ani nigdy nie zgasła. Coraz więcej młodych ludzi słucha jej piosenek i odkrywa ją na nowo.
Wtedy poznaję 30-letniego Przemka.
"Taka staroć?"
Boże Narodzenie. Mama Przemka kładzie pod choinką płytę Anny Jantar. Składanka największych hitów ma być prezentem dla jego brata. Obaj słuchali wtedy czegoś zupełnie innego, zastanawiali się: "Po co nam taka staroć?". Przemek miał wtedy jakieś 12 lat i przepadł po pierwszych dźwiękach "Tyle słońca w całym mieście".
Płytę włączał, kiedy tylko mógł.
– Pamiętam, że bardzo się tym naraziłem wszystkim w domu – wspomina ze śmiechem. – W pewnym momencie mieli już dosyć Anny Jantar. Potem dostałem drugi kompakt, więc mogłem trochę poszerzyć repertuar – żartuje.
Na spotkanie ze mną w centrum Warszawy przynosi reklamówkę pełną skarbów. Widzę kilka płyt, są też winyle, pocztówki i biografie "Jantarki". Jego kolekcja robi wrażenie. Zajmuje cały stolik w kawiarni. Przemek nie kryje dumy.
– Myślę, że ujęła mnie prawda w głosie Anny – tak tłumaczy swoją fascynację. – W radosnej piosence była pełna optymizmu, w smutnej – poważna, stonowana. To wszystko jest takie autentyczne, prawdziwe.
W pewnym momencie poczuł potrzebę czegoś więcej, niż samego słuchania głosu Jantar.
– Gdy pierwszy raz miałem możliwość skorzystania z Internetu, pierwszym, co wpisałem w wyszukiwarkę, było: „Anna Jantar” – zdradza.
Natknął się na oficjalne źródła, a z czasem na fora, gdzie poznał innych wielbicieli Anny.
– Mogliśmy wymieniać się informacjami. Dostałem mnóstwo materiałów, piosenek, zdjęć, plakatów – wszystko w formie cyfrowej. Są szczęściarze, którzy mają materiały z autografami. Ja mam skany, ale to nie jest to samo, co oryginał – mówi, a w jego głosie słyszę żal.
"I nagle ta katastrofa"
W 2006 roku Przemek założył własną stronę internetową poświęconą swojej idolce. 4 lata później, w 30. rocznicę śmierci, odwiedził jej grób. Nie był sam, przyszło wielu miłośników talentu Anny.
– Wspominaliśmy ją, słuchaliśmy jej piosenek. Odwiedziliśmy miejsce katastrofy – opowiada.
Pytam go, czy gdyby artystka nie zginęła, to cieszyłaby się, według niego, taką popularnością i oddaniem?
– To jest bardzo złożone – Przemek ostrożnie dobiera słowa.
– W momencie śmierci Anna Jantar była w szczytowym momencie kariery. Miała wtedy Piosenkę Roku "Nic nie może wiecznie trwać". Została wybrana Piosenkarką Roku i zajmowała najwyższe miejsca w muzycznych podsumowaniach roku 79 – wymienia jej sukcesy. – Później pojechała do Stanów Zjednoczonych i… nagle ta katastrofa. Rzeczywiście, to była pierwsza tak duża katastrofa, a jeszcze zginął w niej ktoś sławny.
Nie zaprzecza więc, że w dużej mierze do niegasnącej popularności i tworzenia legendy "Bursztynowej Dziewczyny" przyczyniła się jej śmierć.
– Choć w połowie lat 80. popularność Jantar w mediach przygasała. Pojawiały się artykuły, ale bardzo rzadko, piosenki w radiu też nie były tak często prezentowane. Wszystko odblokowało się, dopiero kiedy zaczęła śpiewać Natalia Kukulska – zauważa.
– Od razu pojawiało się to skojarzenie: a, to córka tej piosenkarki, która zginęła w katastrofie. W zasadzie w każdym wywiadzie, w tym pierwszym etapie kariery Natalii, każdy ją pytał o mamę. Siłą rzeczy zainteresowanie wzrosło – mówi.
Nie bez znaczenia było nowe nagranie "Tyle słońca…". Kukulska zaśpiewała je "w duecie" z matką.
"Jakby była celebrytką"
Przemek uśmiecha się, gdy o tym opowiada. Nie do końca cieszy go jednak to, co dzieje się wokół Jantar dzisiaj – kolorowa prasa chętnie wywleka prywatne sprawy nieżyjącej gwiazdy.
Dywagacji na temat związku z innym mężczyzną, chęci porzucenia rodziny czy przeprowadzki za ocean jest tym więcej, im bliżej do kolejnej rocznicy.
– Zaczęło się sięganie do jej małżeństwa, niestety często w kontekście sensacyjnym. Jakby była współczesną celebrytką – oburza się fan Jantar.
Nie jest pewien, czy Anna odnalazłaby się w dzisiejszym w show-biznesie. Z prostej przyczyny: Jantar za swoich czasów broniła się głosem. Nie musiała opowiadać o swoim życiu prywatnym, aby błyszczeć. Dziennikarze skupiali się wyłącznie na kwestiach zawodowych. Nie szukano taniej sensacji.
– Tych wykonawców było też dużo mniej. Jeśli już ktoś wszedł do tej plejady gwiazd, to w niej funkcjonował. A dziś jest dużo większa konkurencja, jest mnóstwo talent-shows, ludzie prezentują twórczość w internecie – tłumaczy Przemek. – Przebijają się nieliczni, którzy idą na kompromisy z wytwórniami płytowymi. Wtedy była jedna wytwórnia, więc w zasadzie nie było kalkulowania, co się opłaca, co się nie opłaca. To były zupełnie inne czasy.
Dziś też mogłoby się jej udać
Wielbiciel talentu Jantar wierzy jednak, że gdyby zaczynała karierę teraz, miałaby oparcie w swoim mężu, Jarosławie Kukulskim.
– Był jej managerem i zabiegał o kontakty zawodowe, ułatwiając jej start i tworząc dla niej repertuar, te chwytliwe przeboje, co też jest bardzo ważne. To mogłoby się sprawdzić. Spójrzmy na Cleo czy Margaret. Ten rodzaj muzyki ma duże wzięcie. Anna Jantar wyszła z popu i jej największe przeboje utrzymane są w tym stylu. Są łatwe do powtórzenia, melodyjne – mówi.
Ale nie tylko to jest dla niego istotne. Z biegiem lat Przemek zdążył poznać Annę z innej strony. Przede wszystkim chciałby, aby ludzie wiedzieli, że była dobrym człowiekiem.
– Wrażliwym na krzywdę innych. Nie obmawiała swoich koleżanek z branży, nie zazdrościła im sukcesów, co jest swego rodzaju ewenementem. Starała się pomagać bliskim – przekonuje.
Przede mną leży pocztówka z wizerunkiem Jantar. Data: rok 1978. Egzemplarzy: 60 tysięcy. Zdjęcie autorstwa Piotra Krassowskiego. Cena: 2,80 zł plus 20 groszy na Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia.
Widzę lekko uśmiechniętą dziewczynę siedzącą w czerwonym fotelu. Ma na sobie dżinsowy płaszcz i spodnie-dzwony, pod spodem zielony sweter z czarnym golfem. Na palcach kilka złotych pierścionków.
Patrzę na Przemka. I chyba zaczynam rozumieć jego fascynację. Pocztówkę zabieram do domu.