Pracownicy izraelskiej służby zdrowia szczepią się nawzajem na starcie programu szczepień na koronawirusa w Sourasky Medical Center w Tel Awiwie, Getty Images
- Podeszłam do rejestracji i zapytałam, kiedy będzie możliwe otrzymanie szczepionki, jeśli jestem osobą spoza grupy priorytetowej. Pielęgniarka powiedziała, że zostało im kilkaset szczepionek, które stracą ważność za kilka godzin i jeśli chcemy, możemy się zaszczepić teraz. Wielkie zaskoczenie. Weszłyśmy do gabinetu, zapytałam jeszcze trzy lub cztery razy, czy na pewno tych szczepionek nikomu nie odbierzemy. Doktor, miał na imię Ezra, zapewnił, że jeśli ich nie weźmiemy, to trafią do kosza - opowiada Zehorit, 45-letnia aktywistka, walcząca o prawa człowieka i mniejszości w Izraelu.
RAZ DWA I PO BÓLU
Samo szczepienie trwało kilka minut. Potem Zehorit i jej partnerka musiały odczekać 15 minut, by sprawdzić, czy nie wystąpiła reakcja alergiczna na składniki preparatu. Czuły się dobrze i automatycznie zostały zarejestrowane na podanie drugiej dawki szczepionki.
- Codziennie marnuje się w Izraelu kilka tysięcy szczepionek, które muszą być przechowywane w temperaturze minus 70 stopni Celsjusza. Po wyciągnięciu nadają się do podania tylko przez kolejne 6 godzin. Medycy przygotowują określoną ilość szczepionek, według list zarejestrowanych pacjentów, ale wielu z nich nie przychodzi - mówi Zehorit.
Co wtedy?
- Ta informacja pojawiła się na forach internetowych. Na Facebooku została nawet utworzona grupa dotycząca szczepień w Izraelu, gdzie ludzie wymieniają się informacjami dotyczącymi dostępności szczepień i tego, gdzie szczepionki zalegają - wyjaśnia aktywistka.
Jak dodaje, pacjenci, którzy nie przychodzą na szczepienie, są małym procentem w skali wszystkich zaszczepionych osób, ale rzeczywiście dawki szczepionki się przez to marnują.
- Nie wiem, z czego to wynika. W telewizji prowadzone były na początku dwa dialogi. Jeden proszczepionkowy, drugi anty. Ten drugi bardzo szybko zniknął. Został przygnieciony kampanią promocyjną Ministerstwa Zdrowia. W social mediach zrobili nawet nakładki na zdjęcia profilowe, by pokazać, że popierasz szczepionkę.
Nagle wszyscy po prostu zaczęli jej chcieć
Dodatkowo reklama Pfizera, bardzo zabawna. Pytali w niej, dlaczego mężczyźni powierzają im swoje penisy i biorą ich viagrę, a boją się szczepionki przeciwko wirusowi. To dużo zmieniło. Ja sama poinformowałam o moim szczepieniu w social mediach i namawiam do tego każdego - mówi.
Do 5 stycznia 2021 roku Izrael zaszczepił 16 proc. populacji. Tempo było imponujące - około 150 tysięcy osób dziennie. Niektóre z placówek działały całodobowo.
- Będziemy pierwszym w pełni zaszczepionym krajem - zapowiedział pod koniec grudnia 2020 roku, zaszczepiwszy się jako pierwszy, premier Benjamin Netanjahu.
Ale nie od razu Izrael stał się czempionem walki z koronawirusem.
SPÓŹNIONA REAKCJA
Pierwsze obostrzenia pojawiły się już 18 marca 2020 roku, kiedy to dzienna liczba chorych na COVID-19 nie przekraczała kilkuset. Granice zostały zamknięte dla podróżujących, nie wolno im było wjeżdżać nawet po wykonaniu testu i deklaracji dwutygodniowej kwarantanny. Wyjątkami byli przyjezdni, których życie prywatne lub zawodowe toczyło się w Izraelu. Tacy musieli się jednak izolować. Zamknięto szkoły, bary i ośrodki kultury.
Później Izrael poluzował obostrzenia, ale bardzo szybko, bo już pod koniec maja, do nich wrócił. Zamknięto ponownie bary, kluby, siłownie i baseny. W restauracjach mogło przebywać naraz tylko 20 osób. Szkoły pozostały otwarte, pomimo znacznego wzrostu zakażeń w placówkach. - Choroba wciąż tutaj jest. Upał i wilgoć powietrza w Izraelu nie spowodują jej zniknięcia, a atmosfera rozluźnienia wśród Izraelczyków jest nie na miejscu - mówił pod koniec maja Netanjahu.
Szczyt epidemii przypadł na koniec września 2020 roku. Wtedy już część szkół pracowała w trybie zdalnym, a dzienny przyrost zachorowań oscylował w granicy od 8 do 9 tysięcy przypadków. 19 września rząd wprowadził drugą narodową kwarantannę. Miała potrwać 21 dni i kosztować około 7 miliardów szekli. Zamknięto szkoły, restauracje, centra handlowe i hotele. Izraelczycy mogli poruszać się wtedy tylko w obrębie swojego domu i oddalać się do 500 metrów.
KRAJ SIĘ ZAMYKA
- Było bardzo ciężko. Przyjechałem do Izraela w 2018 i pracowałem w różnych hotelach. Z wykształcenia jestem medykiem, ale to nie moje powołanie. Pracowałem rok w Tel Awiwie, później dostałem pracę w Ejlacie na południu kraju. Wymarzony hotel, piękny. Pracę straciłem, kiedy wprowadzili drugą kwarantannę. Wróciłem do Tel Awiwu, zatrzymałem się u znajomych i żyłem z drobnych oszczędności. Teraz znalazłem pracę i opiekuję się seniorami - opowiada 30-letni Argentyńczyk Ricardo.
23 września, po trwającym ponad 8 godzin posiedzeniu Knesetu - izraelskiego parlamentu - zdecydowano także, że zamknięte zostaną wszystkie miejsca kultu i będzie można modlić się tylko na zewnątrz.
- Ukrywaliśmy się w domach. Znam wielu ludzi, którzy zachorowali. Kilku kogoś straciło - mówi 70-letni Benni, mieszkający w Jaffie, arabskiej części Tel Awiwu.
Pierwszą dawkę szczepionki otrzymał 19 grudnia. Jak mówi, zaraz po premierze. – Nie bolało, ale nawet jakby miało, to nie byłaby to wysoka cena za odzyskanie wolności. Ja jestem już stary. Codziennie chodziłem na spacer z mojego domu do małej kawiarni na granicy Jaffy i Tel Awiwu. Mają tam piękny taras z widokiem na morze. Piłem kawę i jadłem śniadanie. Wszyscy mnie tam znali. Kiedy pojawił się koronawirus, musiałem przestać wychodzić. Bardzo się baliśmy – dodaje Benni.
Drugą dawkę szczepionki ma otrzymać po 10 stycznia.
– Wtedy mam 95 proc. szans, że będę odporny, ale ja to kropla w morzu.
Izrael, uchodzący w pierwszej połowie roku 2020 za wzór w walce z pandemią, wszedł do czołówki krajów, w których epidemia rozprzestrzeniała się bardzo szybko. Mieszkańcom nie spodobał się jednak pomysł drugiej kwarantanny, wyszli na ulice i protestowali. Spotkało się to z szybką reakcją policji. W oświadczeniu dotyczącym kolejnego lockdownu premier Netanjahu powiedział: "Sytuacja jest bardzo zła. Musimy podjąć szybkie i niełatwe decyzje. Jestem zobligowany do ochrony życia obywateli, a obecny stan im zagraża".
Narodowa kwarantanna pomogła. W październiku dzienna liczba chorujących zmniejszyła się do kilkuset dziennie. Od marca izraelscy naukowcy pracowali nad szczepionką na COVID-19. Izraelskie Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że rodzima szczepionka będzie dostępna najpóźniej latem 2021 r. Fazy testowania nie doszły jednak do zaawansowanego poziomu. Rząd zadziałał inaczej.
W listopadowej rozmowie z Wladimirem Putinem Netanjahu wyraził chęć zakupienia szczepionki Sputnik V. Rozmawiał także z przedstawicielami Pfizera, której atestowana szczepionka ma 95 procent skuteczności. Podpisał umowę z tymi drugimi. W pierwszej fazie szczepień Izrael ma otrzymać około 8 milionów szczepionek Pfizera, co będzie wystarczające do zaszczepienia 4 milionów obywateli.
ZDROWIE NIE MA CENY
Pierwszą przesyłkę z czterema tysiącami szczepionek Izrael otrzymał 9 grudnia. To była testowa dostawa, sprawdzająca logistykę przewozu. Później przyszły kolejne. Minister zdrowia Yuli Edelstein zapewniał, że sposób zabezpieczenia szczepionek i logistyka ich dostarczania zapewnią zaopatrzenie do nawet najmniejszych izraelskich społeczności. Częściowo się to udało.
Na łamach The Times of Israel 43-letni Jalad Gadani, mieszkaniec małego arabsko-izraelskiego miasta Baqa al-Gharbiyye, cieszył się ze szczepionki już 3 stycznia. Opowiadał, jak do małej kliniki w jego miejscowości przyjeżdżają ludzie nawet spoza miasta. I apelował, by szczepili się wszyscy Żydzi i Arabowie, aby szybko wrócić do normalności.
Równocześnie izraelska służba zdrowia próbuje popularyzować też szczepionkę wśród społeczeństwa arabskiego, zamieszkującego mniejsze miasta, które mniej chętnie się szczepi. Po ulicach Baqa al-Gharbiyye jeździł mały bus z zamontowanymi na zewnątrz głośnikami, z których głośno puszczany był komunikat po arabsku, zachęcający do przyjmowania szczepionek.
Szczepionki są dla wszystkich – podkreślał Netanjahu. - Dla Żydów, Arabów, wierzących i świeckich - dodał. Jednak, jak podaje "Guardian", organizacje obrony praw człowieka,w tym Amnesty International, oskarżają izraelskie władze, że dystrybucja jest nierówna - mieszkańcy terytorium Izraela korzystają z dobrodziejstwa świetnie zorganizowanego systemu, a Palestyńczycy z Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy muszą na szczepionki czekać. Mają je otrzymać w ramach prowadzonego przez Światową Organizację Zdrowia programu COVAX - ale dopiero w przyszłym miesiącu.
Tymczasem w Izraelu wszystkie większe placówki lecznicze w całym kraju pracowały przy szczepieniach od 19 grudnia. O pomoc poproszona została także medyczna służba wojskowa, biorąca czynny udział w procesie szczepienia od samego początku.
Według nieoficjalnych informacji, przekazanych izraelskim mediom przez anonimową osobę z kręgów rządowych, Izrael zgodził się zapłacić za zdrowie swoich obywateli drożej. Koszt jednej szczepionki Pfizera to około 20 dolarów. Rząd miał zapłacić za jedną dawkę ponad 30 dolarów, co miało zapewnić krajowi priorytet w zamówieniach i dostawach – choć tego oficjalnie nikt nie przyzna.
W pierwszej fazie szczepionki miały zostać podane pracownikom służby zdrowia oraz seniorom powyżej 60. roku życia.
- 5 stycznia obchodziłam 60. urodziny. To był ostatni dzień szczepień. Najlepszy prezent, jaki sobie mogłam wymarzyć. Rząd wprowadził restrykcje dotyczące szczepień, co oznacza, że zestarzałam się w czas. Czuję się bardzo dobrze - mówi mi Ayala.
Nie może się nachwalić rządu, który jej zdaniem podjął odpowiednie decyzje w odpowiednim czasie. Chwali też izraelską służbę zdrowia.
Izrael był pierwszym krajem, poza Stanami Zjednoczonymi i Kanadą, który dopuścił do użytku – 5 stycznia - amerykańską szczepionkę firmy Moderna. Zamówił ją – uwaga – w czerwcu. Umowy z AstraZeneca i Pfizerem zostały zawarte w listopadzie.
- Pojawiają się głosy, że to zadziało się tak szybko i intensywnie, ponieważ zbliżają się wybory. Mówią, że to taka akcja przedwyborcza. Ja mogę jedynie powiedzieć, że nawet jeśli tak jest, to ratują tym ludzkie życie i to się tylko liczy - komentuje Zehorit Sorek.
Polityka polityką, ale Netanjahu miał potężnego sojusznika - izraelski system ochrony zdrowia. Wyróżniają go - co odnotowuje Reuters - digitalizacja informacji o pacjentach i powszechna dostępność – jest nim objęty każdy obywatel kraju.
Ayala: Przez wiele lat był to system podporządkowywany i rozwijany w nurcie socjalizmu, dlatego każda dzielnica w Tel Awiwie ma swoją małą klinikę i bardzo dobrych lekarzy. A co za tym idzie, ludzie mają teraz bardzo łatwy dostęp do szczepionek. Każda placówka otrzymała sporą ich liczbę.
Istotnie, szczepionki pakowano nawet w małych paczkach po sto dawek – aby dowieźć je nawet do najmniejszych centrów zdrowia poza dużymi miastami.
Izraelska recepta była więc prosta: wcześnie zamówić - nawet przepłacając - szczepionki. I od lat nie szczędzić środków na sprawny system opieki zdrowotnej.
Walka ze wzrostem zakażeń
Według izraelskich danych na 7 stycznia 2021 roku osób, które przeszły COVID-19 lub są w trakcie infekcji jest ok. 466 tys., a 3,5 tysiąca chorych zmarło. Chociaż w niespełna dwa tygodnie zaszczepionych zostało około 1,5 miliona obywateli, to od piątku 8 stycznia Izrael po raz trzeci wprowadza narodową kwarantannę. Szczepienia okazały się sukcesem, ale liczba zakażonych COVID-19 rośnie. Rząd zdecydował, że trzeci lockdown potrwa dwa tygodnie. Ponownie zamkną się szkoły, restauracje, bary i niektóre firmy.
- Rząd musi działać szybko, bo jest to walka z czasem. Walka o nasze życie - mówi Ayala.
Ale prawdziwy sukces będzie dopiero wtedy, kiedy uda się dostarczyć drugą dawkę do takiej samej liczby osób. Wtedy mamy 95 proc. szans na odporność - zaznacza Zehorit Sorek.
Lokalne media w Izraelu piszą, że rząd wstrzymał obecnie podawanie pierwszej dawki szczepionki firmy Pfizer, a służby medyczne skupiły się na doprowadzeniu wszystkich osób zaszczepionych pierwszą dawką na drugą dawkę szczepienia, tak, by starczyło dla wszystkich, którzy są już po pierwszej dawce.