Karolina Stankiewicz , 16 października 2020

"Jestem gotowy, by zmierzyć się z naszą polską nienawiścią"

Arkadiusz Jakubik / fot. Artur Zawadzki, East News

Przestałem oglądać telewizję, przestałem czytać gazety. Basta. Wystarczy tych wojen, wojenek, fake newsów, bzdurnych informacji, którymi jesteśmy zarzucani. Mam tego dość – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Arkadiusz Jakubik.

Karolina Stankiewicz: Czy pana życie zawodowe mocno ucierpiało w trakcie pandemii?

Arkadiusz Jakubik: Pamiętam ten dzień, to był 12 marca, kiedy przerwana została trasa Dr Misio. Graliśmy trasę Punky Reggae Live razem z Analogsami i Farben Lehre. Świetna zabawa, kompletnie wyprzedane koncerty… i nagle po prostu totalny szok.

Zacząłem sobie zadawać pytanie, co albo kto zatrzymał ten rozpędzony do granic absurdu świat. Nie znalazłem odpowiedzi.

Jak mówi Noam Chomsky, są problemy, które można rozwiązać i tajemnice, które są nierozwiązywalne.

Ja jestem konkretnym gościem, twardo stąpam po ziemi i problemy, które napotykam na mojej drodze, staram się rozwiązywać. Ale też dopuszczam, że są tajemnice, na które odpowiedzi nie znajdę nigdy.

Moment, przypuszcza pan, że za pandemią stoi ktoś konkretny?

Nie, ja nie wierzę w te wszystkie średniowieczne teorie spiskowe. Średniowieczne w tym sensie, że mam wrażenie, że przestajemy myśleć racjonalnie. Że nasza baza oświeceniowa zamienia się w bazę zabobonów.

Arkadiusz Jakubik i dr Misio w Operze Leśnej w Sopocie. Sierpień 2018

Arkadiusz Jakubik i dr Misio w Operze Leśnej w Sopocie. Sierpień 2018

Autor: Karol Makurat

Źródło: East News

Ilość fake newsów, bzdurnych teorii, w które ludzie zaczynają głęboko wierzyć, jest nieprawdopodobna. Natomiast racjonalne, naukowe argumenty przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.

Jak pan przetrwał ten początkowy etap pandemii?

Znalazłem w niej pozytywne strony. Pomyślałem sobie, że może to jest ten moment, kiedy trzeba w końcu odpocząć, zająć się najważniejszymi osobami w życiu, czyli moją żoną i synami.

Moi synowie, którzy jakiś czas temu się wyprowadzili z domu, wrócili i nagle te pokoje, które ziały pustką, zostały zapełnione. Rozmowy, odkrycie na nowo królestwa kuchni, gry planszowe, piłkarzyki, "FIFA" – graliśmy tak często, że mój lekarz zażartował, że pojawiła się u mnie nowa jednostka chorobowa.

Jak jest tzw. "łokieć tenisisty", to ja nabawiłem się "łokcia fifisty". Fantastyczny czas. Ale to był marzec. Potem był kwiecień, maj i zaczęło mnie trochę nosić.

Jak długo trwała ta stagnacja?

Przez trzy miesiące nie robiłem w zasadzie nic zawodowo. Bardzo zacząłem tęsknić za graniem, koncertami, planem filmowym. Chciałem się spotykać z ludźmi, chciałem znów rozpocząć próby Dr Misio, wspólnie muzykować.

I o ile na początku wszyscy baliśmy się tej pandemii, to później zaczęliśmy się do tego strachu przyzwyczajać. On zaczął się od nas coraz bardziej oddalać. Bo to był strach wirtualny. I wtedy nagle okazało się, że jeden z moich przyjaciół wylądował na przymusowej kwarantannie.

Arkadiusz Jakubik nominowany do Polskiej Nagrody Filmowej Orły 2018 w kategorii najlepsza drugoplanowa rola męska za film "Cicha noc". Marzec 2018 roku

Arkadiusz Jakubik nominowany do Polskiej Nagrody Filmowej Orły 2018 w kategorii najlepsza drugoplanowa rola męska za film "Cicha noc". Marzec 2018 roku

Autor: Stach Leszczyński

Źródło: PAP

Zrozumiałem, że wirus jest na wyciągnięcie ręki, że nasi najbliżsi mogą być chorzy. Strach wrócił spotęgowany. Co nam przyniesie późna jesień? Czy ten świat znów się zatrzyma? To są pytania, które sobie teraz zadaję.

Na nowej płycie Dr Misio sporo jest o strachu. Czy opisuje pan swoje prywatne lęki, czy chciał pan dotknąć czegoś bardziej uniwersalnego?

Niestety mam niezliczoną ilość moich prywatnych fobii i lęków, które nie pozwalają mi spokojnie spać. A to, co robię z Dr Misio, to jest rodzaj "kanapki psychoanalitycznej".

Jeden z moich ulubionych pisarzy Dawid Bieńkowski, który jest też psychoterapeutą, kiedyś przyszedł na nasz koncert.

Półżartem powiedziałem do niego wtedy: "Dawid, może ja bym tak wpadł do ciebie kiedyś na kanapkę, ty byś mnie przepytał", a on do mnie: "Stary, to, co widziałem dzisiaj, to jest taka kanapka, którą ty sobie robisz przy okazji każdego koncertu, że ty nie potrzebujesz żadnej innej terapii. To jest twój model leczenia".

Coś w tym jest. Ja po prostu próbuję oswoić te wszystkie swoje lęki. A najważniejsza dla mnie jest podróż w głąb ludzkiej natury, w głąb głowy. I próba nazywania pewnych stanów rzeczy. A jak coś mi się uda nazwać, to już jestem bliżej, żeby ten swój strach oswoić.

Ale słuchając nowej płyty Dr Misio chyba bardziej można się wystraszyć niż uspokoić.

Starałem się, naprawdę, przynajmniej w kilku piosenkach, o odrobinę przymrużenia oka. Śpiewam na przykład, że chcę deprawować siedemnastolatki, a potem doświadczać mej egzystencjalnej pustki.

Albo, że wszystkie kobiety dopiero jak są odrobinę starsze, to zrozumieją, że my, panowie, nie mamy im kompletnie nic do powiedzenia. To takie łobuzerskie granie, powrót do lat 80.

Deprawował pan wtedy siedemnastolatki?

Tak! Z kolei w piosence "Czy pamiętasz" próbuję wrócić do czasów młodości, kiedy piło się tanie wina, wszystko było proste, cały świat leżał u naszych stóp i mogliśmy wszystko.

Teraz, z perspektywy 50-letniego faceta to wygląda trochę inaczej. To taka trochę tęsknota, że coraz trudniej jest założyć krótkie spodenki. Chociaż ja cały czas walczę, żeby tego gówniarza, zbuntowanego chłopaka, gdzieś w sobie hołubić.

Wróćmy do strachu. Czy jest taki, który najbardziej pana męczy?

Jest taki jeden… Pamiętam rok 2019, WOŚP przed Pałacem Kultury, gramy koncert. I w trakcie tego koncertu zauważyłem kątem oka, że ludzie zaczęli wyciągać telefony i nerwowo sprawdzać, co się dzieje.

Później się okazało, że to był ten moment, w którym dokonano zamachu na prezydenta Adamowicza. Myśmy się o tym dowiedzieli, dopiero gdy zeszliśmy ze sceny. Byłem wtedy przerażony. Pamiętam następny dzień, 14 stycznia, na kiedy ustalona była data premiery teledysku do piosenki "Zmartwychwstaniemy", teledysku wymierzonego przeciwko naszej nienawiści.

Tego dnia dowiedzieliśmy się, że prezydent Adamowicz nie żyje. Tego dnia ja skończyłem 50 lat. To był dla mnie najtrudniejszy, pełen "strachu XXI wieku" dzień. Wtedy dotarło do mnie, że muszę napisać o tym piosenkę. I tak powstało "Chcesz się bać".

Ta piosenka była inspirowana tamtym stanem emocjonalnym. Śpiewam w niej, że jestem gotowy, by zmierzyć się z naszą polską nienawiścią.

Ale chyba pan już musiał się w życiu mierzyć z nienawiścią. Z tego, co pamiętam, trafił pan na listę najbardziej niebezpiecznych Żydów w Polsce…

Tak, to było po wywiadzie, którego udzieliłem jednej z gazet kilka lat temu. Wtedy, kiedy pedofilia w polskim Kościele była jeszcze tematem tabu. Nikt o tym nie rozmawiał.

Nie cofnąłbym ani jednego słowa, które padło w tamtym wywiadzie. Powiedziałem wtedy, że to Jan Paweł II był odpowiedzialny za systemowe zamiatanie kościelnej pedofilii pod dywan.

Dziś wiele osób się z tym zgadza.

Tak, ale dziś mamy inną perspektywę, po filmach braci Sekielskich, po "Klerze" Smarzowskiego. Ale wtedy każda taka sugestia była równoznaczna z totalnym linczem ze strony osób związanych z Kościołem.

Kiedy ten wywiad się ukazał, moi synowie przyszli rozbawieni do domu i powiedzieli: "Tato, po tym twoim wywiadzie to nazywamy się już Goldstein i jesteśmy na liście niebezpiecznych Żydów w Polsce".

Arkadiusz Jakubik i Wojciech Smarzowski podczas 43. Festiwalu Filmowego w Gdyni. Wrzesień 2018 roku

Arkadiusz Jakubik i Wojciech Smarzowski podczas 43. Festiwalu Filmowego w Gdyni. Wrzesień 2018 roku

Autor: VIPHOTO

Źródło: East News

I faktycznie, zostaliśmy umieszczeni na takiej liście na jednym z ultraprawicowych portali. Głównym dowodem na nasze żydowskie pochodzenie, poza tym wywiadem, był fakt, że przez jeden sezon razem z moją żoną byliśmy na etacie w Operetce Warszawskiej, a dyrektorem tejże operetki był wówczas Jan Szurmiej – też Żyd.

No a teraz gra pan przywódcę żydowskiej części Warszawy w serialu "Król". Czy nie boi się pan burzliwych reakcji po premierze?

Ja tego serialu jeszcze nie widziałem, ale znam bardzo dobrze książkę i scenariusz, więc jestem w stanie sobie wyobrazić, co w nim będzie. Zastanawiające jest to, jak aktualna jest powieść Szczepana Twardocha dzisiaj.

To jest niebywałe, że tylko kostiumy się nam zmieniają, a reszta nie. Przecież wszystkie te manifestacje, marsze w całej tej historii z XX-lecia międzywojennego to są dokładnie te same marsze, które odbywają się dzisiaj – czy to marsze niepodległości, czy równości.

Te kontrmanifestacje, wzajemna nienawiść, uliczne bójki. Wszystko jak w zwierciadle będziemy mogli zobaczyć w serialu.

Kim jest grana przez pana postać?

Gram Kuma Kaplicę. Mój bohater jest lewicowcem i ja też mogę podpisać się pod jego słowami, że "serce mam po lewej stronie".

Ale on ma swoje za uszami. Uwielbia go robotnicza i żydowska brać, natomiast jest tak naprawdę gangsterem.

Tak też było naprawdę – bo protoplastą Kuma Kaplicy był niejaki Łukasz Siemiątkowski, działacz PPS-u z frakcji rewolucyjnej, tzw. facet od "mokrej roboty", który miał bardzo dobre kontakty z ówczesną władzą, ponieważ przed odzyskaniem niepodległości siedział z niejakim Walerym Sławkiem w więzieniu carskim.

A Walery Sławek to późniejszy trzykrotny premier Polski. W związku z czym Siemiątkowski był bardzo dobrze ustosunkowany z ówczesną władzą, która przymykała oczy na fakt, że z polityka zamienił się w zwyczajnego gangstera i zaczął zbierać haracze.

Wróćmy do Kuma Kaplicy…

To z jednej strony facet, który dba o prostych ludzi, zawsze pomaga biednym, organizuje darmowe jedzenie, potrafi wesprzeć ich finansowo, a z drugiej strony to gangster, który jak trzeba, to potrafi dla przykładu zlecić zlikwidowanie kogoś.

Ale bardzo bym chciał, żeby mimo wszystko Kum dał się lubić. Kaplica jest przywódcą lewicy, na którą składają się robotnicy i Żydzi, którzy po jednej stronie barykady walczą z polskimi faszystami, nacjonalistami. Ci niestety, tak jak w dzisiejszej polskiej rzeczywistości, przybierają na sile.

Przerażające jest to, że ten świat tak mocno zaczął skręcać w prawo.

Czy myśli pan, że dzisiejsze napięcia też mogą doprowadzić co wojny?

Nie mam pojęcia, a nie chciałbym bawić się we wróżbitę czy dyżurnego mądralę, który może wypowiadać się na każdy temat. Oby nie.

Zapytam inaczej: czy boi się pan, że wojna może się wydarzyć?

Tak. Ten lęk cały czas mi towarzyszy. Ale ja doszedłem już do takiego momentu, że mam tego wszystkiego, co się dzieje dookoła, czy społecznie, czy politycznie, po prostu po dziurki w nosie.

Arkadiusz Jakubik w filmie "Kler"

Arkadiusz Jakubik w filmie "Kler"

Autor: Bartosz Mrozowski

Źródło: East News

W piosence "Koniec lata" na nowej płycie śpiewam: "Ja mam za sobą wszystkie już wojny, zwycięstwa i porażki". To, za czym ja najbardziej tęsknię, to jest, żeby spokój święty mieć we własnym domu. To tyle.

Przestałem oglądać telewizję, przestałem czytać gazety. Basta. Wystarczy tych wojen, wojenek, fake newsów, bzdurnych informacji, którymi jesteśmy zarzucani. Mam tego dość.

Na płycie pojawia się wątek końca świata i mam wrażenie, że bohater piosenki na ten koniec trochę czeka.

W "Wesołym miasteczku" pojawia się motyw potopu, który powinien zalać ten świat, zmieść cały brud, wszystko, co złe i przynieść jakąś zmianę.

Bo zastanawiam się, co się musi takiego wydarzyć, żeby ludzie w Polsce zaczęli znów ze sobą rozmawiać. Żebyśmy znów zaczęli stanowić jakąś wspólnotę.

A pamięta pan taki czas, kiedy Polacy byli wspólnotą?

Ja pamiętam koniec lat 80., wchodziłem wtedy w dorosłość i miałem to poczucie wspólnoty. Pamiętam ten moment, kiedy kończył się komunizm, kiedy "solidarność" była słowem, które tak wiele znaczyło.

Wtedy w życiu bym nie pomyślał, że Polska może wyglądać tak, jak z piosenki "Arahja", którą Kazik napisał bodajże o Korei Południowej i Północnej.

A my jesteśmy dziś jak Korea, po prostu po środku kraju jest wielki betonowy mur, drut kolczasty i nie ma żadnych szans, żeby gdzieś znaleźć jakąś bramę. Myślę sobie teraz o moich synach, że to ich pokolenie będzie takim potopem. Bo wiem, jak oni myślą, jakie wartości są dla nich najważniejsze.

Jakie to wartości?

Oni są Europejczykami. Cały świat stoi przed nimi otworem, mogą studiować, pracować i żyć gdzie sobie tylko wymarzą. Ich kompletnie nie interesuje ta wojna polsko-polska, bo oni są ponad tym.

Tak naprawdę to nasze pokolenie, które tym żyje, powinno po prostu odejść, żeby zaczął się krystalizować jakiś nowy ład.

Ład, w którym nie będzie nam potrzebny żaden kozioł ofiarny w postaci na przykład społeczności LGBT?

Faktycznie mamy coś takiego w naszym DNA, że Polacy potrzebują mieć swojego Żyda. Holocaust sprawił, my też przyłożyliśmy do tego rękę, że Żydów w Polsce jest dzisiaj bardzo mało, więc tym Żydem stała się teraz społeczność LGBT.

Musimy mieć z kim walczyć, musimy mieć kogoś, kto organizuje te rytualne mordy na dzieciach i robi z nich mace, musimy mieć kogoś, kto dzieciom w szkołach rozdaje pigułki zmieniające płeć. Czyli znowu powrót do mroków średniowiecza.

Niebywałe jest to, że ludzie tak łatwo zaczynają wierzyć w te bzdury.

Znamienne jest też to, że zamiast wierzyć naukowcom, słuchają teorii celebrytów

Przeraża mnie też to, że celebryci nagle zabierają głos na tematy, na które nie mają zielonego pojęcia. Kilka lat temu grałem w filmie "Drogówka" niejakiego sierżanta Petryckiego, który był casanovą i żadnej pani nie przepuścił.

Po premierze tego filmu kilka razy w tygodniu dzwoniły do mnie media, żebym ja jako Arek Jakubik skomentował kolejne afery w policji. Stałem się nagle dyżurnym autorytetem na ten temat. Nieporozumienie.

Powinniśmy słuchać ekspertów i na nowo zacząć myśleć racjonalnie. Żeby nam ta oświeceniowa baza nie uciekła.

Są takie teorie, że oświecenia w Polsce nigdy nie było, że zatrzymaliśmy się na romantyzmie.

A pozytywizm? Pamiętam czasy głębokiej komuny. Tę biedę, ruinę, brud i syf. Patrzę za okno i widzę, jak teraz wygląda ten kraj. Jeżdżę dużo po Polsce z koncertami, widzę, jak się Polska zmieniła.

Żyjemy w zupełnie innym kraju, a to wszystko dzięki ciężkiej pracy, którą wykonaliśmy w ciągu ostatnich 30 lat. I byłoby dobrze, gdyby nam nikt tego nie zniszczył.

Koncert dr Misio w gdyńskim klubie Ucho. Marzec 2020 roku

Koncert dr Misio w gdyńskim klubie Ucho. Marzec 2020 roku

Autor: Karol Makurat

Źródło: East News

Mówił pan o kraju podzielonym murem. Czy myśli pan, że nie ma szans na to, byśmy zaczęli się ze sobą porozumiewać?

Moim zdaniem jest jeden sposób. Zatraciliśmy umiejętność słuchania drugiej strony. Nie słuchamy, tylko próbujemy cały czas przekonać drugą stronę, że to my mamy rację.

Musimy nauczyć się szanować czyjś światopogląd. Pamiętam taki moment, kiedy zrozumiałem, że ja sam przestałem słuchać. Że przekonany o swojej racji tylko próbowałem pouczać i nawracać.

Kiedy to się wydarzyło?

Gdy kręciliśmy teledysk pod tytułem "Pismo", to część zespołu nie zgodziła się wziąć w nim udziału, bo scenariusz był zbyt drastyczny i obrażał ich uczucia religijne. Pamiętam wtedy swoje oburzenie i wściekłość.

Emocje wzięły górę. Musiało minąć trochę czasu, żebym zrozumiał, że to jest moja wina, bo odrzucam prawo moich przyjaciół do swojego światopoglądu. W zespole Dr Misio jest buddysta, jest ojciec księdza, nauczyciel muzyki w przedszkolu, jesteśmy takim patchworkowym zespołem. Polska w pigułce.

Ale to jest dowód na to, że można się ze sobą przyjaźnić, wspólnie funkcjonować i świetnie się bawić na koncertach, mając różne poglądy. Kiedy zrozumiałem swój błąd, moja irytacja zniknęła.

Dotarła do mnie najprostsza myśl: powinieneś ich po prostu słuchać, bo twój świat nie jest tym jedynym, oni też mają swoje światy. I dopóki te światy będą chciały ze sobą funkcjonować, przenikać się, wtedy to wszystko ma sens.

A jeśli będziemy wykluczać ludzi, którzy funkcjonują inaczej, to wtedy najprostsza droga do Twardocha i manifestacji, na których ludzie zaczynają do siebie strzelać.

Ale teledysk ostatecznie powstał.

Tak, wystąpili w nim inni muzycy. Ale gdy koledzy z zespołu Dr Misio zobaczyli go, bardzo im się spodobał i uznali, że ich obawy były przesadzone.

Najnowsza płyta zespołu Dr Misio "Strach XXI wieku" miała premierę 9 października

Najnowsza płyta zespołu Dr Misio "Strach XXI wieku" miała premierę 9 października

Źródło: Materiały prasowe

Gdy zapytałem, czy wystąpimy na festiwalu w Opolu w koloratkach, zgodzili się. Tylko że festiwal nie doszedł do skutku. Między innymi z powodu tego teledysku.

Teledysk wyreżyserował Smarzowski. Zaraz znika pan na plan jego nowego filmu "Wesele 2". Czy może pan coś zdradzić na ten temat?

Mogę tylko zdradzić, że gram w nim wodzireja i wokalistę zespołu disco polo. No i w ciągu ostatnich kilku miesięcy bardzo intensywnie przygotowywałem się do tej roli.

Słuchając disco polo?

Więcej, razem z Olafem Deriglasoffem zrobiliśmy aranżację kilku standardów discopolowych. Ja się śmieję, ale to może się zamienić w coś bardzo poważnego, ponieważ patrząc na to, co się dzieje w branży muzycznej, niby dla żartu, umówiłem się z Deriglasoffem, że zakładamy zespół disco polo.

Nagraliśmy już demo, mamy kilka piosenek. Mieszkam na wsi pod Warszawą, mam niedaleko od siebie dom weselny "Maria" – plan jest taki, że zostawimy tam nasze demo, żebyśmy dostali robotę przy weselach. Zespół nazywa się Imperium.

W takim razie trzymam kciuki za Imperium. Może zagra na otwarciu muzeum disco polo.

Myślę, że mamy wszelkie warunki do tego, by odnieść sukces.


Najnowsza płyta zespołu Dr Misio "Strach XXI wieku" miała premierę 9 października.