Barbara Kwiatkowska , 12 lutego 2021

Tęcza, biel i czerwień

East News

Bardzo czekam na ten moment terapii hormonalnej, w którym nikt nie zobaczy w facecie z brodą dziewczynki, którą się urodził - mówi nam Michał*, osoba w trakcie procesu tranzycji.

"Michał" to imię zmienione, nasz rozmówca chciał zachować anonimowość. Jeszcze niedawno był kimś innym. W jego dokumentach wciąż figuruje kobiece imię. Jako osoba, która nie identyfikuje się z płcią, którą przypisano mu po urodzeniu, zdecydował się przejść procedurę jej uzgodnienia. Czeka go szereg procesów natury medycznej i prawnej, by poczuć się w pełni sobą.

Barbara Kwiatkowska, WP: Jeszcze niedawno to, przez co przechodzisz, nazwalibyśmy zmianą płci. A teraz?

Zmiana płci to termin, od którego się odchodzi, bo to proces niejednorazowy i długotrwały. Jego poprawna nazwa to tranzycja, czyli szereg zmian mogących obejmować m.in. operacje korekty narządów płciowych, terapię hormonalną czy zmiany prawne.

Pamiętasz, kiedy zacząłeś mieć wątpliwości co do swojej płci? Kiedy poczułeś, że ta przypisana ci po urodzeniu nie odpowiada temu, kim jesteś?

Trudno wskazać pierwszy moment. Były poszlaki. Jako dziecko w zabawach lepiej czułem się jako postać męska. Moi idole byli mężczyznami. Ale w dzieciństwie w zasadzie nie miałem jakichś szczególnych przemyśleń na ten temat. Problem zaczął się w okresie dojrzewania płciowego. Wtedy pewne zmiany fizyczne zaczęły mi przeszkadzać i powodować dyskomfort.

Poziom edukacji na ten temat jest w Polsce bardzo niski, w zasadzie żaden. Nigdy wcześniej nie słyszałem o możliwości tranzycji, że może być inaczej, że nie trzeba na siłę żyć z płcią, z którą się rodzisz. Niby gdzieś w telewizji była Anna Grodzka, ale to w zasadzie by było na tyle.

Moment oświecenia przyszedł na lekcji etyki. Nauczyciel zrobił lekcję o mężczyźnie, który zaszedł w ciążę. Jest kilkanaście takich przypadków na świecie. Dyskusja dotyczyła tego, jak w sądzie powinien zostać oznaczony - jako matka czy ojciec. To autentyczna historia, która przydarzyła się w 2014 roku.

I wtedy pomyślałeś, że jest jakaś przestrzeń na przemianę?

Tak. To był pierwszy sygnał dla mnie, że ludzie mogą zdecydować o sobie. Wiadomo, że potem zaczęła się bardziej oficjalna i trudniejsza droga. Przyszła taka pora, kiedy pomyślałem, że trzeba się z tym ujawnić, że czas zacząć mówić, że jestem osobą transpłciową. Powiedziałem o tym najbliższym znajomym, którzy mnie zaakceptowali. Rodzicom powiedziałem rok później.

Po lewej: Michał, bohater tekstu. Po prawej: Protest przeciwko nienawiści wobec osób LGBT+

Po lewej: Michał, bohater tekstu. Po prawej: Protest przeciwko nienawiści wobec osób LGBT+

Autor: Jakub Kaminski

Źródło: East News, Archiwum prywatne

Jak zareagowali?

Też nie poszło łatwo, choć nie bałem się, że to potępią czy wyrzucą mnie z domu. Wiedziałem, że moi rodzice mają otwarte poglądy, więc aż tak nie bałem się powiedzieć im o swojej tożsamości, chociaż faktycznie nosiłem się z tym zamiarem trochę czasu. Początkowo rodzina, zwłaszcza mama, miała problem z zaakceptowaniem nowych informacji i sporo czasu zajęło im przyzwyczajenie się do mówienia o mnie w rodzaju męskim. Mieliśmy na tym tle sporo sprzeczek, podczas których musiałem ich przekonywać, że to nie tylko chwilowa zachcianka, że nie jest to sprzeczne z naturą. Było to dla mnie bardzo frustrujące, ale psycholog ostrzegała, że tak to może wyglądać i że rodzice będą potrzebowali czasu.

Najszybciej w pełni zaakceptowała mnie siostra, co też nie było wielką niespodzianką - wiadomo, że dzieci są dużo bardziej elastyczne. Teraz jest już praktycznie idealnie, jedynie mamie zdarza się czasem przez pomyłkę użyć mojego starego imienia. Wtedy zarówno tata, jak i siostra ją poprawiają.

A dziadkowie?

Tata powiedział swojej matce o zmianach, zanim ja miałem ku temu okazję. Tu było podobnie jak z rodzicami: najpierw trochę ignorowała temat, ale po pewnym czasie się przyzwyczaiła. Ta babcia wspiera jednak ruchy wolnościowe, a nawet dumnie nosi tęczową torbę.

Większy problem mam z drugą babcią. Ta ignoruje temat. Udaje, że wszystko jest po staremu. Na dodatek mieszka i zajmuje się moją prababcią, której nawet nie próbowałem wyjawić prawdy. Prababcia ma bardzo homo- i transfobiczne poglądy. Kiedy usłyszała, że moja przyjaciółka z dzieciństwa jest lesbijką, jej pierwszą reakcją było obrzydzenie. Powiedziała, że absolutnie nie chciałaby nikogo takiego w rodzinie i wyrzekłaby się jakichkolwiek więzów łączących ją z taką osobą. Dodatkowo mama obawia się, że gdyby schorowana prababcia dowiedziała się o mojej tożsamości, mogłoby się to negatywnie odbić na jej zdrowiu.

W tej chwili, kiedy jestem już jakiś czas na testosteronie i zmiany są bardzo widoczne, wizyty u babci i prababci są bardzo niezręczne. To dla mnie bardzo przykre, że prababcia, która była mi bardzo bliska przez całe dzieciństwo, nigdy nie zaakceptowałaby prawdziwego mnie. I prawdopodobnie nigdy się o tym nie dowie.

Swoją drogę rozpocząłeś więc po rozmowie z rodzicami. Co dalej?

Najpierw rodzice mieli wątpliwości, nie mieli wiedzy, jak to wygląda w Polsce, również z psychologicznego punktu widzenia. Trochę czasu im zabrało, zanim zaakceptowali fakt, że nie jestem takim dzieckiem, jakie wychowywali. Ale mniej więcej od szesnastego roku życia zacząłem chodzić na terapię do seksuologa.

Czy to były trudne rozmowy? Seksuolog rozumiał twoją sytuację?

Seksuolog był obeznany z tematem. Na początku zapytał, jakie jest moje preferowane imię, co już było sygnałem, że faktycznie nie jest to dla niego obca materia.

Wielu znajomych ma gorzej. Znam osoby, którym towarzyszy lęk przed brakiem akceptacji u najbliższych. Jeśli ktoś wychowuje się w konserwatywnej rodzinie, może przeżyć koszmar. A jeśli nie jest się pełnoletnim, to o skorzystaniu z pomocy odpowiednich lekarzy, seksuologów, wspierających psychiatrów można zapomnieć.

Miałem szczęście, że w dużym mieście, w którym mieszkam, trafiłem do odpowiednich specjalistów. Nie każdy ma do tego dostęp. W mniejszych miejscowościach pod tym względem jest dramatycznie. Nie ma w Polsce żadnej ścieżki dla osób, które czują, że są kimś innym, niż się urodzili, a nie mogą liczyć na zrozumienie najbliższych. Żeby zacząć działać, kiedy jest się niepełnoletnim, trzeba powiedzieć rodzicom. I mieć w nich wsparcie, bo inaczej sprawa przecież nie ruszy ani o krok.

Ja miałem szczęście. Rodzice mnie zaakceptowali i trafiłem na dobrego seksuologa, profesjonalistę. Na otwartego człowieka.

2/3 młodzieży LGBT+ rozważało samobójstwo. Protest pod hasłem "Ludzie, nie ideologia!" w ramach sprzeciwu wobec słów prezydenta Andrzeja Dudy

2/3 młodzieży LGBT+ rozważało samobójstwo. Protest pod hasłem "Ludzie, nie ideologia!" w ramach sprzeciwu wobec słów prezydenta Andrzeja Dudy

Autor: Jakub Kaminski

Źródło: East News

To seksuolog z NFZ?

Tak, zajmuje się psychiatrią i seksuologią. Ale całości tego skomplikowanego procesu nie da się przejść jedynie przy wsparciu funduszu. Seksuolog zajmuje się częścią obserwacyjną, natomiast zanim lekarz przepisze terapię hormonalną, trzeba wykonać serię testów psychologicznych, za które się płaci - i to całkiem sporo.

Ile?

Wychodzi 220 zł za jedną wizytę, a te są konieczne raz, dwa razy w miesiącu przez pół roku - czyli wychodzi około 2500 zł. Na koniec testów trzeba zapłacić 300 zł za wydanie dokumentu poświadczającego diagnozę. U mnie finalny wynik badań był taki, że nie mam żadnych dodatkowych zaburzeń, które wykluczałyby proces tranzycji.

Jak długo to może trwać?

W moim przypadku to były dwa lata chodzenia do seksuologa. Potem testy. Dopiero po otrzymaniu wyników lekarz wypisał receptę na hormony. Najpierw musiałem jednak wykonać sporo badań ściśle medycznych. Jak byłem przebadany pod każdym kątem, lekarz dał zielone światło na terapię hormonalną. Wybrałem żel, codziennie rano się nim smaruję, skóra wchłania hormony. Ale można wybrać zastrzyki.

Jak szybko zauważyłeś zmiany?

W pewnym momencie, może po trzech miesiącach, nagrywałem wiadomość głosową znajomemu i potem ją odsłuchiwałem. I zdałem sobie sprawę, że mam bardziej głęboki głos niż wcześniej. To był pierwszy odczuwalny moment. Pozostałe zmiany były stopniowe, zarejestrowałem je po około trzech miesiącach - zaczęło pojawiać się owłosienie, zmieniał mi się nastrój, ustało miesiączkowanie.

Na jakim etapie jesteś teraz?

Terapia hormonami, którą rozpocząłem, trwa około roku. Potem można wejść na drogę sądową.

Chodzi o zmianę imienia?

Imię można zmienić na neutralne płciowo bez wszczynania procedury sądowej. Natomiast aby zmienić metrykę czy dokumenty, trzeba oskarżyć rodziców.

Jak to? O co?

O to, że podjęli decyzję nadającą mi błędną płeć.

Co?!

No, takie są przepisy. Wiem, że absurdalne, ale taka jest w Polsce procedura.

Studiujesz w Holandii, bywasz często za granicą, interesujesz się tym zagadnieniem - poza Polską jest podobna procedura?

Nie. W Holandii, jak opowiadam znajomym ze studiów czy profesorom, nie mogą uwierzyć, że tak jest w Polsce, że trzeba wytoczyć sprawę rodzicom bez względu na to, czy są wspierający, czy nie. Ludzie spoza Polski uważają, że to niemożliwe. Ale chcę powiedzieć, że są też kraje jak USA czy Wielka Brytania, gdzie lekarze bardzo lekką ręką kierują na terapię hormonalną, co nie jest do końca dobre, bo może być zbyt pochopne.

Dwie flagi - tęczowa i biało-czerwona - podczas protestu przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego po wyroku TK

Dwie flagi - tęczowa i biało-czerwona - podczas protestu przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego po wyroku TK

Autor: Artur Barbarowski

Źródło: East News

Jak długo może potrwać ta sprawa sądowa?

Jeśli sąd pozytywnie rozpatrzy sprawę, będę mógł zmienić dane w dowodzie - to znaczy imię i płeć oraz PESEL. I od tego momentu mogę starać się o operację w Polsce. Większość tego procesu nie jest refundowana.

Ile jeszcze lat musi minąć, zanim poczujesz, że jesteś już "u siebie"?

Żeby z samym sobą być na poziomie komfortowym, to pewnie potrwa co najmniej trzy lata, a pięć, sześć minie, nim dokona się cały proces. Inna kwestia, kiedy swobodnie sam ze sobą poczuję się w społeczeństwie, kiedy przestaną spotykać mnie przykre sytuacje.

Bardzo czekam na ten moment terapii hormonalnej, w którym nikt nie zobaczy w facecie z brodą dziewczynki, którą się urodził.

A jak spotkasz kogoś, kogo znasz ze szkoły?

Nie wydaje mi się, żeby moje klasy z podstawówki czy gimnazjum miały zamiar organizować ponowne spotkania. Nawet jeśli, nie miałbym ochoty na nie iść. Nie byłem zżyty z tymi ludźmi na tyle, żeby przechodzić przez męczący psychicznie proces tłumaczenia im mojej historii i ryzykowania nieprzyjemnych komentarzy. Do tej pory zdarzało mi się spotkać z pojedynczymi osobami z poprzednich szkół i reakcje bywały różne, ale przeważała akceptacja. W liceum było podobnie. Część osób reagowała pozytywnie, część ignorowała temat i pomimo próśb dalej zwracała się do mnie "po staremu". Najbardziej podobała mi się reakcja znajomej z klasy, która po moim wyjściu z szafy rzuciła: "O, to już wiem, dlaczego zawsze kupowałeś te jogurty FOR MEN".

Z brakiem akceptacji ze strony ludzi spotykam się okazjonalnie, natomiast ze strony systemu codziennie. Droga do zmiany dokumentów jest bardzo długa i mozolna, a efekty hormonoterapii są tak silne, że nikt o zdrowych zmysłach nie wziąłby mnie za kobietę. Rejestracja do lekarza, kupno biletów na samolot, ukazywanie dokumentów w sklepie - to jest niezręczne i uwłaczające.

Ale chyba lepsze niż kompletny brak perspektyw na zmianę. Takie doświadczenia to niewyobrażalna presja psychiczna. Wciąż słyszy się o samobójstwach, depresjach wynikających z braku akceptacji.

Wystarczy spojrzeć na statystyki: wśród osób trans, które nie mają wsparcia, szczególnie na polskich wsiach, odsetek samobójstw wynosi aż 41 proc. A u osób, które przejdą przemianę, czyli tranzycję, jest w tej kwestii podobnie jak u reszty społeczeństwa. To jasno dowodzi, że brak normalnego podejścia do tego problemu wyolbrzymia go i powoduje wiele nieszczęść.

W Polsce trudno o wsparcie ze strony najbliższych, ale także bardzo trudno o profesjonalną pomoc. A już zwłaszcza pomoc psychologiczną. W fatalnym stanie jest też psychiatria. Dla każdego, niezależnie czy jest heteronormatywny, czy nie.

Wiele razy spotkałem się z lekarzami, którzy nie wiedzieli po prostu, jak mi pomóc, więc nie chcieli się mną zajmować. To, że obecnie trafiłem na lekarza, który mi pomaga i mnie prowadzi, muszę najzwyczajniej w świecie uznać za fuks, szczęście, fart.

Jest to wyczerpująca przeprawa?

Tak. To wszystko jest bardzo trudne. Ale koniecznie trzeba próbować, walczyć o siebie, to jedyny sposób na dobre przeżycie życia.

Czy zgadzasz się, że dziś - mimo wielu przeciwności - jest łatwiej odnaleźć siebie? O tranzycję jest przecież łatwiej niż 20 czy 30 lat temu.

Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Jest o niebo lepiej niż nawet dekadę temu, choć jesteśmy daleko w tyle za Zachodem. Generalnie nie ma lepszych czasów do bycia osobą transpłciową.

Czy twoja holenderska uczelnia wie, że jesteś w procesie tranzycji?

Na początku roku, na pierwszych zajęciach, podszedłem do profesorki, opowiedziałem, że jestem w procesie zmiany, ale nie mam formalnie jeszcze w dowodzie nowego imienia. Kazała iść do dziekanatu, powiedziałem to samo i pracownice zmieniły mi imię w systemie. Oczywiście w dokumentach mam stare, ale w dzienniku elektronicznym, na zajęciach, korytarzu i tak dalej jestem już ze zmienionym imieniem.

Protest przeciwko policyjnej przemocy przed siedzibą stołecznej policji w Pałacu Mostowskich

Protest przeciwko policyjnej przemocy przed siedzibą stołecznej policji w Pałacu Mostowskich

Autor: Jakub Kaminski

Źródło: East News

Uczelnia wspiera osoby transpłciowe?

Bardzo. Opiekun z uczelni pomaga, gdy ma się jakiekolwiek problemy, także przy takiej kuracji. Może przedłużyć semestr, przełożyć przedmioty. Mi udało się wszystko zaliczyć o czasie, dałem radę, choć końcówkę roku akademickiego z powodu koronawirusowych problemów odbyłem już z domu w Polsce. Na koniec dostałem maila z uczelni z gratulacjami i zaproszeniem na kolejny rok. Uczelnia podkreśliła, że jest szczególnie dumna, że będąc w procesie tranzycji zdołałem na wysokim poziomie zaliczyć przedmioty.

Poczułeś się doceniony?

Bardzo, nawet nie wyobrażam sobie, żeby takie coś mogło mnie spotkać w Polsce.

A czy w społeczności akademickiej spotkały cię jakieś przykre doświadczenia?

Większość studentów jest nastawiona pozytywnie. Rzadko zdarzają się osoby homo- czy transfobiczne. Bywało, że dochodziło do dyskusji z nimi. Ale to rzadkość, znacznie mniejszy odsetek niż tu, w Polsce, gdzie zresztą większość homo- i transfobii pochodzi z pewnego braku edukacji, niedostatku wiedzy, stereotypów. Szkoda, że teraz tę sprawę nakręca się właśnie w tym kierunku.

Co twoim zdaniem trzeba zrobić: walczyć czy nie jątrzyć?

Rząd wykorzystuje utarte wśród Polaków poglądy. Robią z nas wrogów, mamy straszyć, przerażać. Żałuję, że taką strategię przyjęto. Nawet prezydent mówi, że osoby LGBT to ideologia, a nie ludzie. Natomiast nie jestem za tym, żeby chować głowę w piasek. To już było i widzimy, co mamy. Czasem mamy może nie najlepszych reprezentantów. Ale nawet mimo to warto krzyczeć, pokazywać, że coś istnieje.

Skoro nie czujesz wsparcia od państwa, to co oznacza dla ciebie biało-czerwona flaga?

Wyraża mnie.

A tęczowa?

Też. Jedna odnosi się do tożsamości płciowej, druga do narodowej. Nie widzę powodu, by te flagi nie miały wisieć obok siebie. One wręcz są ze sobą połączone. Każdy ma jakąś tożsamość płciową, orientację seksualną i narodowość. Nie czuję, żebym w jakimś mniejszym stopniu był Polakiem niż tak zwane osoby cispłciowe (których płeć przypisana przy narodzinach jest płcią, z którą się identyfikują) czy heteronormatywne (zakładające, że wszyscy ludzie są heteroseksualni i pełnią tradycyjne role płciowe – przyp. red.).

Tak samo się tutaj urodziłem, dorastałem i wychowałem, znam tradycje, są one dla mnie istotne, kocham naszą przyrodę, kraj, miasta. Przykre jest, gdy ktoś próbuje mi wmówić, że nie mogę być prawdziwym Polakiem, być dumnym i nie mogę celebrować flagi biało-czerwonej.

Jaka droga przed tobą, skoro mówisz, że Polska jest ważna dla ciebie? Czy chcesz tu zostać?

Poza granicami Polski na pewno jest mi łatwiej. Ale od początku wyjazdu z tyłu głowy miałem myśl, że jak skończę studia, to wrócę do Polski. Życie za granicą nie jest tym, czego chcę. To prawda, jak teraz patrzę na tę rozkręcającą się karuzelę nienawiści, wszystko stoi pod znakiem zapytania. Jeśli sytuacja stanie się bardziej drastyczna, jeśli na przykład droga prawna stanie się niemożliwa, jeśli rzeczywistość okaże się totalnie nieprzychylna osobom nieheteronormatywnym i transpłciowym, przemoc wzrośnie, będzie więcej ataków na osoby z powodu orientacji czy tożsamości płciowej, to będę bał się tutaj wrócić. Ale chciałbym wrócić, działać, pracować, żyć we własnym kraju.

A czy masz jakieś osobiste złe doświadczenia?

Zdarzało się, że na ulicy jakaś grupa nas zaczepiała i wyzywała od pedałów, na szczęście nie doszło do bicia. Ale bardzo się bałem, serce podchodziło do gardła, no i mam strach, że to może się kiedyś wydarzyć.

Jak rozmawiam ze znajomymi o polityce, to kręcą z niedowierzaniem głową, nie mogą uwierzyć, że politycy w naszym kraju publicznie mają odwagę wypowiadać takie zdania, jakie im cytujemy. Wierzę jednak, że to nie potrwa wiecznie i że ludzie w Polsce przestaną brać na poważnie taką retorykę. Wierzę, że w kolejnych pokoleniach będzie coraz więcej tolerancji, zrozumienia, otwartości. Wierzę w dobrą, lepszą przyszłość.

—————————————————————————————————————————————————————
DOMINIK HAAK, psycholog, seksuolog, specjalista pracujący z osobami transpłciowymi:

Dominik Haak

Dominik Haak

Źródło: Archiwum prywatne

- W Polsce proces uzgodnienia płci można przeprowadzić po 18. roku życia i obejmuje on m.in. korektę danych metrykalnych, czyli zmianę oznaczenia płci z M na K lub K na M. Proces odbywa się na drodze pozwu cywilnego przeciwko rodzicom osoby transpłciowej.

Aby do tego doszło, osoba musi uzyskać opinie: psychologiczną, psychiatryczną i seksuologiczną, a więc skonsultować się z trzema niezależnymi specjalistami, którzy potwierdzają transpłciowość. Ten sam proces związany jest z samą tranzycją medyczną - przed przyjęciem hormonów w ramach zastępczej terapii hormonalnej czy przejściem zabiegów z zakresu korekty płci - też należy uzyskać te zaświadczenia.

Osoby nieletnie mogą zacząć przyjmować hormony i np. przejść tranzycję społeczną - zmienić imię w szkole, w urzędzie stanu cywilnego na neutralne płciowo (Rada Języka Polskiego zgadza się na imiona neutralne płciowo), ale na wszystko potrzeba zgody rodziców/prawnych opiekunów. Nie da się więc nic zrobić w sytuacji, gdy dziecko transpłciowe czy niebinarne jest odrzucane przez rodziców. Mało jest też specjalistów, którzy podejmują się podawania hormonów osobom przed 18. rokiem życia.

Liczby dzieci trans czy niebinarnych nie da się oczywiście oszacować. Są to dane wrażliwe, społeczności mniejszościowe nie ujawniają się. Z mojej praktyki wynika, że jest więcej tranzycji w kierunku męskim niż żeńskim. Częściej zgłaszają się rodzice z trans-chłopcami niż trans-dziewczynkami.