Dr Maciej Socha / fot. Wojciech Stróżyk, East News

Kiedy rodzi się płód tak zdeformowany, że nie wiemy, gdzie włożyć rurkę intubacyjną, to… pogląd na to, jak powinno wyglądać godne życie, sprowadza się już tylko do modlitwy o godną śmierć – mówi ginekolog, dr Maciej Socha.

Sebastian Łupak: Widział pan przystankową kampanię plakatową z dzieciątkiem w serduszku?

Dr Maciej Socha, kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku: Piękna grafika, artystyczna wizja piękna życia wewnątrzmacicznego. Całym sercem i duszą jestem za pięknym życiem i godnością płodu. Ale...

Ale co?

Ale czasem życie nie jest piękne. Kiedy w szpitalu, na oddziale, zamiast grafiki z płodem w macicy o kształcie serduszka, widzę zdeformowany płód ludzki, to rozumiem, dlaczego para podejmuje trudną decyzję o terminacji ciąży. Czasem trzeba dokonywać najtrudniejszych wyborów. Odbieranie ludziom wyboru i działania prolajferskie na poziomie "ale ładne, czerwone serduszko z dzidzią" to ślepa uliczka.

Dlaczego?

Dosłownie przed chwilą dzwoniła do szpitala pacjentka. Pytała, co ma zrobić, bo ma dziecko z wielowadziem.

Podejrzewam, że politycy i sędziowie, którzy wprowadzili obecny zakaz aborcji, nie widzieli nigdy, jak rodzi się dziecko z mnogimi wadami, czyli m.in. ze złożoną nieoperacyjną wadą serca, przepukliną oponowo- mózgową, niedrożnym przewodem pokarmowym i deformacjami kończyn.

Pan widział?

Czuję nawet dyskomfort, mówiąc panu o tym, bo normalnie nie epatuje się takimi widokami. Ale kiedy rodzi się płód tak zdeformowany, że nie wiemy, gdzie włożyć rurkę intubacyjną, to… pogląd na to, jak powinno wyglądać godne życie, sprowadza się już tylko do modlitwy o godną śmierć.

Autor: Marcin Bruniecki

Źródło: East News

Albo kiedy położna próbuje przytrzymać główkę noworodka tak, aby mózg nie wylewał się z resztek czaszki… Niech pan sobie wyobrazi, jak wtedy napieprza serce komuś, kto towarzyszy takiemu porodowi i niemal jednoczesnej śmierci.

Co zrobił pan w przypadku tej matki, która zadzwoniła do szpitala teraz, kilka dni po publikacji wejściu w życie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego?

Przekazaliśmy jej, że jeśli zjawi się u nas, to zrobimy wszystko - w granicach i na podstawie prawa – żeby jej pomóc.

Dotąd trafiały do nas pacjentki ze skierowaniem od ginekologa na terminację ciąży na podstawie ustawy z 1993 roku. Ginekolog wystawiał skierowanie do naszego szpitala: "kieruję pacjentkę z wielowadziem płodu celem aborcji". Stwierdzał, że jest przesłanka, żeby ciążę usunąć i szanując wolę rodziców kierował do tej legalnej procedury.

Diagnozy ze skierowań zawsze były pewne? Nie było pomyłek, weryfikowaliście je?

Oczywiście, że pewne! Jedyną niepewnością, jaką kiedykolwiek mieliśmy, to postawienie ostatecznego rozpoznania na cały zespół wad albo zastanawianie się, czy kolejna uwidoczniona anomalia w budowie płodu jest inną wadą, czy może konsekwencją tego, co spowodowała wykryta już nieprawidłowość.

Nigdy nie rozumiałem narracji tzw. prolajferów, którzy mówią, że aborcje przeprowadza się na płodach z podejrzeniem jakiejś choroby.

Kiedy na podstawie ultrasonograficznych objawów podejrzewam nieprawidłowości genetyczne, zlecam badanie DNA. Wykonuję amniopunkcję i potwierdzam np. zespół Edwardsa. Później dodatkowo widzę złożoną wadę serca płodu, której według kardiologa płodowego nie da się nawet zoperować. To o jakiej niepewności mówimy?

A teraz ginekolog takiego skierowania do szpitala pacjentce już nie wystawił.

Nie wystawił. Powiedział, że się boi i zasugerował, żeby spróbowała sobie znaleźć szpital, gdzie może jeszcze robią aborcje. On się po prostu obawia o to, że trafi do więzienia. Więc ona pyta nas, czy jakby przyszła prosto do szpitala, to zrobimy jej tę aborcję wbrew opublikowanemu wyrokowi TK.

Zrobicie?

Nie jesteśmy kliniką aborcyjną, ale oddziałem położniczo-ginekologicznym. Jeśli tylko jakakolwiek pacjentka zostanie do nas skierowana, to żadnej nie odmówimy pomocy, ale nie możemy działać poza prawem.

Czyli aborcji już nie zrobicie?

Tylko takie, na które pozwala nam polskie prawo. Czyli takie, gdzie ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej lub zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.

Miał pan więcej podobnych telefonów ostatnio?

Mam pacjentkę w prywatnej poradni perinatologii w Bydgoszczy, której ciążą się opiekuję. Zadzwoniła w sobotę, że odebrała wynik amniopunkcji potwierdzający, że u płodu wykryto zespół Edwardsa i ona by chciała tę ciążę zakończyć. Roztrzęsiona. Zanosi się od płaczu.

Zespół Edwardsa oznacza, że oprócz nieprawidłowego garnituru chromosomów płód najprawdopodobniej będzie miał różnorakie wady i z wysokim prawdopodobieństwem umrze w okresie okołoporodowym.

Najprawdopodobniej, ale nie na pewno?

Jest badanie naukowe pokazujące absurd niektórych określeń i ustaleń i "poprawności politycznej" w nauce. Badający opublikował pracę, w której rozważał, jakie jest prawdopodobieństwo zgonu przy wyskoczeniu z samolotu bez spadochronu. Wniosek był taki, że jest wysoce prawdopodobne, że ten człowiek umrze w okresie "okołoskaczeniowym".

Autor: Łukasz Szeląg

Źródło: East News

Dostanie zawału w locie, umrze przy uderzeniu o ziemię, tuż po uderzeniu albo chwilę po. Czy możliwe, że przeżyje i wyjdzie z tego? Odpowiedź: Nie jest to niemożliwe, jakkolwiek wysoce (!) nieprawdopodobne.

Tak, są opisywane jakieś pojedyncze dzieci z zespołem Edwardsa, które przeżyły np. pół roku i cały świat zna to dziecko, ale znowu - to pojedyncze kazuistyczne przypadki.

W opisywanej sytuacji, gdy są dodatkowe wady, tym bardziej mamy jasną sytuację.

Pacjentce, o której wspomniałem, zaproponowałem hospicyjną opiekę perinatalną, a na to ona: "Czy pan rozumie, że ja nie chcę być żywą trumną?"...

Rozumie pan, że ona nie chce być żywą trumną?

Rozumiem. I naprawdę chciałbym jej pomóc. Rozumiem, że ona nie ma w sobie gotowości, żeby kontynuować taką ciążę i nosić płód z ciężkimi, nieodwracalnymi wadami, które doprowadzą do zgonu wewnątrzmacicznego lub do śmierci dziecka po porodzie. Nie chcę, żeby przeżywała tortury, kiedy nie jest gotowa na ten heroizm. Nie wierzę, że jakiekolwiek cierpienie uwzniośla. A jeszcze trudniej mi zrozumieć wymaganie, aby płód i ciężarna para mieli znosić to długotrwałe cierpienie godnie i z pokorą.

Niestety, teraz powinienem mojej pacjentce pewnie powiedzieć, że ona musi – w sensie prawnym - tę ciążę donosić. Ale pojęcie "musieć" w medycynie nie istnieje. To jest kwestia czyjegoś życia, czyjejś godności, czyjegoś sumienia i czyjegoś heroizmu, a także czyjegoś zdrowia i życia.

Dobrze, więc co pan zrobiłby wcześniej w tym przypadku?

Przyjąłbym ją do szpitala i zakończył tę ciążę. Było to prawnie dopuszczalne. W jednostkach ochrony zdrowia każda Polka powinna uzyskiwać wszystkie świadczenia, które są gwarantowane umową z płatnikiem publicznym i nie stoją w sprzeczności z polskim porządkiem prawnym. Jeśli więc było wskazanie do dokonania aborcji, to wykonywaliśmy aborcję.

Na Podkarpaciu pewnie by tego nie zrobili. Tam wielu lekarzy podpisywało tzw. klauzule sumienia, że nie będą dokonywali aborcji. Kolega z Podkarpacia powiedział mi: "stary, a co ja miałem zrobić? Podpisałem, jak wszyscy, bo szef kazał".

A teraz w Gdańsku też tak będzie?

Przestała istnieć przesłanka dotycząca ciężkich i nieodwracalnych wad płodu jako wskazanie do aborcji zgodnie z ustawą z 1993 r.

Sprawa tej pacjentki obciąży teraz pana sumienie?

Oczywiście. No przecież nie polityków! Konsekwencje poniosą pacjentki i lekarze. Tu nie chodzi przecież o tego czy innego siedemdziesięcioletniego bezdzietnego polityka, który nie ma pojęcia o prawdziwym życiu. Tu chodzi o kobietę, zwykle będącą z tym problemem samą, i jej ciężko chory płód. Chodzi też oczywiście o mnie i każdego innego ginekologa, na którego ona patrzy i mówi: "niech pan coś zrobi". Jako lekarz i człowiek zaczynam wtedy myśleć, co można zrobić...

Można coś zrobić?

Nie zostawiam pacjentek na lodzie. Tę pacjentkę z płodem z zespołem Edwardsa skierowałem do lekarza specjalisty psychiatrii.

Dlaczego akurat tam?

Ona naprawdę jest w beznadziejnym stanie psychicznym. W mojej ocenie kontynuacja ciąży może zagrażać jej zdrowiu psychicznemu i życiu. Potrzebuje konsultacji. Jeśli psychiatra postawi takie rozpoznanie, to rozważymy, czy nie uznać tego jako przesłanki do zakończenia ciąży. Nie wiem. Zobaczymy. Ale jednocześnie jest mi przykro, że ktoś mnie zmusza do takich kombinacji. To urąga mojej godności lekarskiej, że nie mogę pozwolić pacjentce na podjęcie decyzji zgodnej z jej sumieniem i dbałością o zdrowie.

Czy to zadziała?

Nie mam pojęcia, co zrobi inny lekarz. Czy zaleci obserwację, a może leki?

Zakładam też, że jeśli dokonalibyśmy aborcji, uznając, że kontynuacja ciąży zagraża zdrowiu psychicznemu, to zaraz znajdzie się jakiś fundamentalista, który wyda kontropinię i w sądzie jako biegły zezna, że z moją pacjentką źle pracowano i że urodzenie śmiertelnie chorego dziecka z wadami mogło być dla niej uwznioślającym, pięknym przeżyciem.

Może trzeba odesłać tę kobietę do hospicjum perinatalnego? Niech tam urodzi dziecko pod opieką troskliwych lekarzy?

O czym pan mówi? Może jeszcze ją zwiążę i zaciągnę tam siłą?! Miałem zaszczyt towarzyszyć powstawaniu hospicjum perinatalnego w województwie kujawsko-pomorskim. To hospicjum św. Łazarza. Przepiękna idea i organizacja oraz cudowni ludzie i pomoc.

Do tej pory pro bono konsultuję pary z tego hospicjum, bo chcę im pomóc, jeśli tylko taką podjęli decyzję. Mogę tam zadbać o najlepszą opiekę, poród i godną śmierć noworodka oraz wsparcie dla rodziców i możliwość pożegnania dziecka, którego nikt nie torturuje uporczywą terapią.

Ale pana pacjentka nie chce tam trafić?

Przez trzy lata mojego szefowania w Gdańsku trzy i pół razy więcej kobiet zdecydowało się na urodzenie dziecka z ciężkimi, nieodwracalnymi upośledzeniami i wadami, niż wykonaliśmy aborcji. I nic mi do tego. I jedni, i drudzy rodzice mogli wybrać, co chcą zrobić. Ale nie można nikogo zmuszać ani na siłę wtłaczać do takiego hospicjum perinatalnego. To jest nieludzkie i nieuczciwe. Kobieta nie jest niewolnicą fundamentalnych przekonań religijnych. Każdy człowiek powinien mieć wybór.

Autor: Marek Berezowski

Źródło: East News

Ile terminacji było rocznie w Gdańsku w pana szpitalu?

Nie mam zamiaru przerzucać się liczbami i stygmatyzować miasta czy szpitala, pod którym za chwilę stanęłaby pikieta Ordo Iuris. Powiem, że w Polsce było średnio 1100 aborcji rocznie.

Czy w Polsce diagnostyka prenatalna jest na wysokim poziomie?

W Polsce diagnostyka prenatalna działa. Są odpowiednie poradnie i można wiele wad potwierdzić już na wczesnym etapie bądź na podstawie odpowiednich badań przeprowadzić diagnostykę DNA płodu i uzyskać wynik już w 12. tygodniu ciąży.

Niestety ważne badania przesiewowe, które mogą potwierdzić lub wykluczyć wady rozwojowe płodu, nie są dostępne w publicznych placówkach, a jedynie prywatnie. Nasz rząd nie ma interesu we wczesnej diagnostyce, bo uważa, że badania prenatalne służą tylko jako podstawa do terminacji ciąż. Tymczasem odpowiednio wczesna diagnostyka pozwoliłaby na podjęcie wczesnego leczenia lub ewentualne aborcje na wczesnych etapach rozwoju płodu.

A więc nie chodzi tylko o aborcję, ale i o leczenie?

Oczywiście!

Marta Lempart ze Strajku Kobiet powiedziała: "Wiemy, że znajdą się lekarze, którzy są tchórzami, którzy będą kłamać, że prawo się zmieniło, którzy będą próbowali odmawiać aborcji. Każdego z was znajdziemy, z każdym z was będziemy się sądzić tak długo, że nie będziecie mieć innych wspomnień ze swojej kariery zawodowej. Pożałujecie, że stchórzyliście". Stchórzył pan?

Nie jestem prawnikiem. Nie ja ustalam, jakie prawo obowiązuje w Polsce. Wiem, że trwają dyskusje, czy Trybunał Konstytucyjny pani Przyłębskiej ma prawo do orzekania i czy jego wyroki są ważne. Ale ja nie jestem stroną w tej dyskusji. Jako obywatel, jako Polak, pracujący w publicznym szpitalu, pracuję na podstawie opublikowanego prawa.

Ten Trybunał istnieje już od jakiegoś czasu, prawda? Wydaje wyroki, orzeka i nikt – w tym opozycja - z tym nic nie robi. Ja naprawdę nie wiem, czy to jest wyrok, czy orzeczenie, czy opinia pani Przyłębskiej.

To bardzo fajnie brzmi, kiedy politycy popisują się erudycją i obrzucają argumentami w ramach sparingów na spotkaniach z dziennikarzami. Super, kiedy politycy i znani prawnicy wygłaszają swoją kolejną opinię, a pani Marta Lempart krzyczy na protestach, czego by sobie życzyła. Ale jak dochodzimy do prozy życia, to ja i moi koledzy i koleżanki lekarze zostajemy sami z pacjentką w zaciszu gabinetu, w niedofinansowanym systemie.

Tu nie za bardzo jest miejsce na manifestowanie przeze mnie, co ja sądzę o wyroku Trybunału Konstytucyjnego. To tak nie działa, że ja, dr Maciej Socha, postanowiłem uznać, że akurat na moim oddziale to nie jest wyrok, ale jedynie nieważne orzeczenie. Ja nie mogę powiedzieć mojemu pracodawcy, że teraz nie będę działał zgodnie z prawem, bo mam akurat inną opinię. Nie zabiorę też pacjentki do piwnicy i nie zrobię jej tam aborcji wieszakiem! Potrzebuję wsparcia systemu prawnego i odpowiednich warunków pracy, aby wraz z zespołem terapeutycznym udzielić świadczenia na odpowiednim poziomie. Jeśli więc w tej sytuacji dokonałbym aborcji, to narażam innych lekarzy, położne i wszystkich na oddziale oraz w szpitalu na konsekwencje swojego "nietchórzowskiego" działania.

I do tego grożą panu trzy lata więzienia.

Czy po tym, jak ja już odsiedzę te trzy lata i jak już mnie wypuszczą, to mam jechać po odszkodowanie do Strasbourga czy do pani Marty Lempart? A co jeśli w tym czasie Izba Lekarska odbierze mi prawo wykonywania zawodu i nawet w Norwegii nie dostanę pracy?

Autor: Adam Burakowski

Źródło: East News

Jestem całym sercem za jakimkolwiek strajkiem, który walczy o prawa moich sióstr, pacjentek, koleżanek. I zapewniam, że nie jestem tchórzem. Ale Marta Lempart pewnie nie wie, w jakich realiach pracujemy i jak to wygląda z naszego, zespołowego punktu widzenia.

Co dalej będzie się działo z Polkami po wyroku TK?

Jedna z moich pacjentek jest zamożna. Pewnie wyjedzie do Czech, Niemiec czy Holandii. Wyda mnóstwo pieniędzy na podróż, na szpital, na zabieg, straci mnóstwo nerwów. Będzie się przy tym czuła jak przestępca, cwaniaczka i kombinatorka.

A druga? Pewnie zrobi to w jakichś urągających godności i standardom lekarskim warunkach albo kupi tabletki w internecie. Bo to niezamożna kobieta z małej miejscowości. A jeśli to mąż trzyma w domu pieniądze i to mąż ma auto? Krzywdzący stereotyp? Nie, proza życia. Ona zachodzi w ciążę, cała miejscowość o tym wie i gdzie ona ma jechać teraz, z kim, jak? Co ma zrobić, jak nie ma pieniędzy?

Ogólnopolski Strajk Kobiet jeszcze 10 razy może podać numer telefonu aborcyjnego, ale to nie jest dziewczyna z korporacji w Warszawie, która sobie zaraz zadzwoni do aborcyjnego Dream Teamu. I takie jest życie większości niezamożnych Polek. Rozwarstwienie społeczne pogłębi się jeszcze bardziej, jeśli mówimy o dostępie do aborcji, bo nie każdy będzie mógł pojechać do kliniki za granicą, choć oni tam założyli nawet infolinie z polską obsługą. Są przygotowani od listopada 2020 roku. Cena zapewne jest tam rynkowa, ale czy każdą Polkę na to stać?

Aborcji będzie teraz w Polsce mniej?

Komitet Bioetyki PAN wydał jakiś czas temu oświadczenie, w którym przypomina, że wprowadzenie restrykcyjnego prawa antyaborcyjnego nie zmniejsza wcale ilości aborcji. Więc aborcji będzie tyle samo, tylko że będzie kwitła turystyka aborcyjna i niebezpieczne podziemie. Będzie więcej powikłań, więcej szkód, więcej wydanych pieniędzy, więcej tragedii i nierówności. Więcej skrzywdzonych kobiet.

Marzę, żeby było w Polsce mniej aborcji z przyczyn społecznych i ekonomicznych. Szczerze, to uważam, że tak zwana "wpadka" jest słabym wskazaniem do aborcji. I tak jak ja chciałbym mieć prawo odmówić jej wykonania, to chciałbym, żeby kobieta mogła mimo wszystko podjąć decyzję, czy ją wykonać. Moim zadaniem wtedy powinno być tylko wskazanie odpowiedniego, bezpiecznego miejsca i innego lekarza.

Mówi pan to teoretycznie, bo przecież takiej przesłanki w Polsce dotąd nie było.

Tak. Ale mówię to, żeby wyjaśnić, co można by zrobić, żeby aborcji było w Polsce mniej, skoro narzekamy, że jest ich rzekomo za dużo.

Podobno tych nielegalnych było dotąd 100-150 tysięcy. Tak szacuje Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Więc skoro rządzący chcą, aby było ich mniej, to muszą wiedzieć, że jest to problem wielowymiarowy. Po pierwsze desperacko potrzebujemy edukacji seksualnej, która w Polsce nie istnieje.

Jest za to pomysł karania więzieniem edukatorek seksualnych.

U nas wciąż niektóre kobiety wierzą, że wystarczy wypłukanie pochwy octem po stosunku, żeby nie zajść w ciążę. Niektóre nie wiedzą, kiedy mają dni płodne i dlaczego krwawią co miesiąc. Mężczyźni nie wiedzą, gdzie jest łechtaczka! Tymczasem minister edukacji narodowej planuje, że będziemy nauczać o ludzkiej seksualności na podstawie encyklik Jana Pawła II.

Ja akurat czytałem "Evangelium Vitae" i pławiłem się w inteligentnych rozważaniach autora. Czytałem dosłownie jedną stronę dziennie, żeby to zrozumieć. To ciekawa praca, ale, umówmy się, że tam nie było nic o łechtaczce, antykoncepcji czy ciąży pozamacicznej.

Kolejna sprawa: skoro tak dbamy o życie, to dlaczego w innych krajach europejskich ludzie z zespołem Downa radzą sobie o wiele lepiej niż u nas? Bo u nas jest słaba rehabilitacja, nie ma pediatrów dedykowanych do tego schorzenia, nie ma suplementów diety, a matka jest zostawiona sama sobie, musi więc zrezygnować z pracy i dostaje za to 1800 zł miesięcznie.

Czytał pan uzasadnienie wyroku TK? Jest ono przekonujące?

Uważam, że to cyniczna manipulacja. Z medycznego punktu widzenia to bełkot i cytowanie opinii Ordo Iuris, że zlepek dwóch komórek to w pełni ukształtowany człowiek.

Zamiast rozważań teologicznych potrzebna jest nam głęboka dyskusja, czym jest godność, czym jest sumienie, czym jest wolność, czym życie, czym cierpienie i czym śmierć.

Autor: Wojciech Stróżyk

Źródło: East News

Nauczmy się w szkole na zajęciach etyki i filozofii - niezależnie czy ktoś chodzi na lekcje religii - kim jest człowiek i nauczmy się odpowiadać na najtrudniejsze pytania.

Ale jeśli nasza jedyna oferta to katechezy i kazania kapłanów, to słabo. Przypomnę, że Kościół jeszcze niedawno zakazywał używania prezerwatyw i w rezultacie na HIV/AIDS w Afryce zmarły miliony osób.

Politycy prawicy swego czasu zapowiadali, że znowelizują ustawę o aborcji i wpiszą do niej katalog wad, upośledzeń i chorób płodu, kwalifikujący do ewentualnej aborcji. To by zadziałało?

To jest klasyka z cyklu "mój ból jest większy niż twój", czy też w tym przypadku "moja wada jest bardziej krzywdząca niż twoja". Czyli bezczaszkowce – tak, ale rozszczep kręgosłupa – już nie? Urodzi się z wodogłowiem, no trudno, musi się urodzić!

Oczywiście są dzieci, które po leczeniu rozszczepu kręgosłupa żyją w miarę normalnie. Ale to nie jest wcale norma. To kwestia jednostkowego przypadku! Jako lekarze oceniamy nasilenie danej wady czy zespołu. Dla przykładu, sam rozszczep kręgosłupa bez innych objawów towarzyszących jest wadą, której nikt nie stosował jako wskazania do aborcji. Ale rozszczep z przepukliną i wodogłowiem przy ich nasileniu, które pozwala nam określić, że mamy do czynienia z ciężkim i nieodwracalnym uszkodzeniem, bez możliwości efektywnego leczenia, już tak.

Perinatologia to dyscyplina szczegółowa zajmująca się medycyną matczyno-płodową, dająca nam wiedzę i umiejętności do orzekania o takich sytuacjach. Dlatego w naszym szpitalu podchodzimy do każdego przypadku bardzo indywidualnie. Nie mamy jednej kalki postępowania z pacjentką i płodem z daną wadą. Jedno dziecko z zespołem Downa żyje w komforcie do starości, inne umiera po tygodniu w cierpieniu.

Dam przykład. Diagnoza: płód z wrodzoną łamliwością kości. Jeszcze wewnątrzmacicznie, przy drobnych ruchach, łamały mu się kości. Ta pacjentka wyglądała jak zombie, bo bała się, że jak oddycha, to krzywdzi dziecko. Ja się bałem wykonać USG, przyłożyć głowicę do brzucha. Pokazywałem matce, co i gdzie jest popękane, i liczyłem, które to pękniecie. Matka tę ciążę donosiła, ale dziecko urodziło się z kilkudziesięcioma złamaniami. Tuż po urodzeniu zmarło.

I ta kobieta znów jest w ciąży, i znów jest podejrzenie, że kolejne dziecko ma poważne wady. Więc prosi mnie o szybką diagnostykę i mówi, że nie popełni po raz kolejny błędu narażenia dziecka na takie cierpienie.

Domyśla się pan, co czuje matka po aborcji?

Pacjentki, z którymi pracowałem, wyrażały wdzięczność za pomoc w skróceniu cierpień płodu. Wyrażały smutek i żal z powodu tego, co je dotknęło. Ale nigdy nie słyszałem, aby żałowały podjętych decyzji. Większość aborcji, które widziałem, odbyło się z miłości i współczucia do płodu.

Co będzie, jeśli pana pacjentka z płodem obciążonym mnogimi wadami letalnymi urodzi w waszym szpitalu? Co usłyszy po porodzie, jakie dostanie wsparcie?

A co może usłyszeć? Że bardzo nam przykro. Jeśli będziemy o tych wadach wiedzieli wcześniej (przed porodem), to ustalimy z neonatologami postępowanie, które pozwoli uniknąć uporczywej terapii po porodzie. Taka pacjentka dostanie oddzielny pokój, aby móc pożegnać się z dzieckiem, będzie leżała na części oddziału, gdzie nie ma mam po porodzie i noworodków. Dostanie wsparcie psychologiczne i czułą opiekę położnych i lekarzy.

Tyle można zrobić.

Najważniejsze, żeby mieć wiedzę i wybór. Wiedza jest naszą siłą. Najtrudniej jest nam w sytuacjach, kiedy ani my jako położnicy-perinatolodzy, ani neonatolodzy - ani rodzice nie jesteśmy przygotowani na poród ciężko uszkodzonego, śmiertelnie chorego dziecka i dowiadujemy się o tym tuż po porodzie

Dr n. med. Maciej W. Socha, specjalista położnictwa i ginekologii, ginekologii onkologicznej, perinatologii, Kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku. Kierownik Katedry Perinatologii, Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej Collegium Medicum UMK w Toruniu. Dodatkowo specjalizuje się w seksuologii i patologii współżycia oraz zajmuje się pomocą medyczną osobom transpłciowym. Współorganizator pierwszej polskiej misji operacyjnej z zakresu chirurgii ginekologicznej i położnictwa w Afryce i Ameryce Południowej. Leczył w buszu w Czadzie oraz w górach Gwatemali. Zaproszony jako wykładowca do LIGO (Instytut Laparoskopii i Ginekologii Onkologicznej) w Kalifornii w USA.