Jakub Żulczyk / fot. Krzysztof Żuczkowski, FORUM
Janek Rojewski: Spodziewałeś się, że wygra Joe Biden, gdy zaczęły spływać wyniki?
Jakub Żulczyk, pisarz, autor kultowej powieści "Ślepnąc od świateł", amerykanista: Ponieważ kibicowałem w tym starciu Bidenowi, to nie ukrywam, że był taki moment, w którym trochę się przestraszyłem.
To było, gdy na prezentowanych mapach wyborczych cały Środkowy-Zachód, kluczowy dla wyborczego zwycięstwa zaświecił się na czerwono, a więc w kolorze republikanów. Uspokajały mnie analizy, które wcześniej czytałem. Wynikało z nich, że demokraci raczej głosują korespondencyjnie, a republikanie – wierząc, że wirus jest niegroźny – w komisach wyborczych.
Było wiadomo, że na głosy schodzące pocztą trzeba będzie trochę poczekać.
Któryś stan szczególnie Cię zaskoczył?
Floryda. Tam z sondaży do końca nie wynikało, kto wygra. Wygląda na to, że nie uwzględniono preferencji mniejszości kubańskiej, która zawsze głosuje na republikanów.
Zresztą dokładnie tak samo, jak Polonia, która pamięta piekło realnego socjalizmu. Do tych grup trafiają wartości republikańskie i mocno antysocjalistyczne przesłanie.
Różnica jest taka, że Polonia jest skoncentrowana w stanach, które regularnie wybierają demokratów. Jej głos raczej nie zaważy na przebiegu przyszłych wyborów.
Joe Biden zostanie najstarszym prezydentem w historii USA. Wiele osób odbiera jego wiek jako wadę.
To bardzo doświadczony polityk, który ma prezydencki sposób bycia, ale pod koniec swojej kadencji będzie mieć 82 lata. Jeśli miałbym wróżyć z fusów, to powiedziałbym, że temat jego wieku będzie w przyszłej kampanii istotniejszy niż obecnie. Być może Biden wycofa się z wyścigu o reelekcję, a o Biały Dom powalczy pierwsza wiceprezydentka Kamala Harris.
Oczywiście trzeba poczekać na owoce jej pracy, ale to polityczka z długim dossier w instytucjach publicznych, będąca byłą prokurator generalną Kalifornii, gdzie także była pierwszą kobietą na tym stanowisku. Ważna postać. Mam nadzieję, że zostanie prezydentką.
Biden i Harris szykują się do zajęcia nowych stanowisk, ale Donald Trump wciąż nie przyznał się do porażki. Myślisz, że gdyby wybory były lepiej zorganizowane i gdybyśmy nie czekali tak długo na ogłoszenie ostatecznego wyniku, udałoby się uniknąć takiego zamieszania?
Nie. Trzeba zwrócić uwagę na okoliczności, w jakich przebiegły wybory. Jesteśmy w trakcie epidemii. W USA zmarło ponad ćwierć miliona osób. Państwo jest w stanie chaosu i w dodatku świeżo po rozruchach wynikających z niezgody na strukturalny rasizm. Gospodarka pikuje, a bezrobocie szybuje.
Ludzie są zdesperowani. Jeśli zebrać te wszystkie czynniki, to myślę, że wybory przebiegły dobrze. Mówienie o „wyborczym chaosie” to powtarzanie retoryki Donalda Trumpa.
Wybory prezydenckie w USA śledzę, od kiedy pamiętam i zawsze coś się działo. Zawsze te głosy były podliczane dużo później. Problem polega na tym, że – teraz powiem coś niepopularnego – retoryka Trumpa trafia na podatny grunt ze względu na panikę, jaką siali demokraci cztery lata temu. Robili z "Russia gate" większą aferę niż była nią w rzeczywistości, tworzyli komisje, z których niewiele wynikało, podważali wiarygodność wyborów. Tabloidy odwoływały się do sumień elektorów, prosząc ich, żeby głosowali wbrew woli wyborców.
Ale to nie Rosjanie wybrali Donalda Trumpa, a ludzie, którzy byli zmęczeni establishmentem i nie chcieli rządów Hillary Clinton, która okazała się słabą kandydatką. Szczerze mówiąc, czytałem wtedy analizy mówiące, że Trump jest nieobliczalnym szaleńcem mogącym wywołać wojnę atomową i też się dawałem nakręcić. Dzisiaj obserwujemy to wszystko z drugiej strony.
Gdy Donald Trump powiedział, że wygrał wybory i miały miejsce oszustwa wyborcze CNN przerwała jego wypowiedź, aby natychmiast ją sprostować. Media odrobiły lekcję sprzed czterech lat?
To odpowiedzialne zachowanie. Jeśli ktoś je krytykuje, to wynika to z naiwnego przekonania, że media mają być obiektywne. Hunter Thompson powiedział, że obiektywne medium to kamera przemysłowa na stacji benzynowej. Można powiedzieć, że przerwanie wypowiedzi Trumpa to forma cenzury, ale czym innym jest słowo publicysty, komentatora politycznego czy pisarza, a czym innym słowo prezydenta, który ma moc kształtowania rzeczywistości.
Kiedy prezydent mówi, że system nie działa, to, komu mają wierzyć ludzie jak nie jemu? Obowiązkiem mediów w takich sytuacjach jest fact-checking. Tym bardziej że wygadywanie bzdur o sfałszowanych wyborach, to nie atak na lewicę, a na cały system demokratyczny.
Gdybyś miał napisać powieść, której akcja toczyłaby się w Ameryce, to byłaby to raczej Ameryka głosująca na Trumpa, czy ta popierająca Bidena? Która byłaby dla Ciebie literacko ciekawsza?
Musiałbym się najpierw tam przeprowadzić, trochę pomieszkać i znaleźć klucz do tej rzeczywistości. Interesowałby mnie poziom życia, ludzie z ich prawdziwymi problemami i to żeby opowiedziana historia była jak najbardziej uniwersalna. Ameryka będąca sobą, a nie Ameryką Bidena czy Trumpa.
Moją najbardziej polityczną książką jest "Wzgórze Psów" ale ono mówi o tym, co dzieje się pod spodem procesów politycznych. To znacznie ciekawsze niż pisanie książki o "Polsce PiSu" czy "Polsce Platformy".