Pokój Hitlera w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy, bundesarchiv

Zapytałam panią Junge o muzykę, którą słyszałam poprzedniego wieczoru, i dowiedziałam się, że w piwnicach Kancelarii Rzeszy odbyło się wesele.

Ósmy dzień w bunkrze

Niedziela, 29 kwietnia 1945 roku

Jedna z dziewczyn kuchennych wyszła za mąż za kierowcę. Tańczyli, a przygrywała im orkiestra z SS; grali cygańskie pieśni weselne. Na weselach zawsze grają Cyganie. To podobno przynosi szczęście nowożeńcom. Siostra papy, ciocia Maria, także miała taką orkiestrę na swoim weselu. Było ich czterech, w obszernych białych koszulach i w wysokich skórzanych butach, którymi przytupywali w takt muzyki. Skrzypce zaczęły grać rzewnie i powoli, ale stopniowo rytm muzyki przyspieszał, tupanie stawało się głośniejsze. Hilde i ja wzięłyśmy się za ręce i wirowałyśmy, dopóki razem, śmiejąc się, nie upadłyśmy. Nie widziałam zbyt wielu cygańskich orkiestr od czasu, gdy wybuchła wojna. Zwykli ludzie, jak Hubi, organizowali teraz tylko proste ceremonie, bez wielkiego przyjęcia weselnego. Pięknie będzie znowu móc tańczyć i się bawić.

Wydaje mi się, że później, w nocy, też słyszałam muzykę, ale mniej donośną. To były ciche, ledwo dosłyszalne dźwięki, coś jak muzyka duchów. Słyszałam chyba skrzypce i akordeon. Być może odbyło się jeszcze jedno wesele, tylko skromniejsze.
Wydaje się, jakby nikogo tu nie było. Korytarze opustoszały. Szukałam dowódcy Fegeleina, żeby zapytać go o dziecko Gretl, ale nie widziałam go już od kilku dni. Nawet ci, którzy zostali, wydają się nieobecni duchem. Nikt nie patrzy nikomu w oczy. Wszystko jest takie nierzeczywiste.

Adolf Hitler i Helga Goebbels

Adolf Hitler i Helga Goebbels

Źródło: bundesarchiv

Szukałam też młodego żołnierza, ale i jego nigdzie nie widziałam.

Liesl znowu zaplotła mi warkocze. Spytałam ją, jak sądzi, co dzieje się z nami po śmierci.

– Idziemy do nieba.

– Naprawdę w to wierzysz? Mamusia wierzy w reinkarnację. Mówi, że mamy wiele żyć. Jeśli żyjemy dobrze i zginiemy honorową śmiercią, dostaniemy jeszcze lepsze życie następnym razem.

– Aha. A jakie byś wybrała?

– Może byłabym odważnym czerwonoskórym, jeżdżącym na oklep konno po prerii. A ty?

– Ja chciałabym mieć spokojne życie. Nieważne gdzie, byle nie było wojny. Mogłabym nawet być drzewem, gdyby nikt nie chciał mnie ściąć.

– Myślisz, że wydostaniemy się stąd żywi?

Potarła powieki. Pod oczami miała taką luźną skórę, delikatną, która zwija się w wałeczek pod dotykiem palców.

– Wszyscy mamy nadzieję, że Rosjanie niedługo się poddadzą.

– A jeśli nie? Jestem pewna, że wystrzały słychać coraz głośniej, a to znaczy, że są coraz bliżej. Jak mamy się stąd wydostać, zanim będzie za późno?

– Helgo, skarbie, nie wiem. Musimy czekać, a gdy nadejdzie czas, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby być przy tobie, bez względu na to, czy Rosjanie się poddadzą, czy nie.

– Nie odejdziesz bez nas?

– Nie odejdę bez was.

Położyłam głowę na jej ramieniu, a ona przytuliła mnie do siebie.


Dziś rano po przebudzeniu czekaliśmy bardzo długo, żeby ktokolwiek po nas przyszedł. Znowu obudził mnie tynk spadający z sufitu na twarz. Hedda i Heide już nie spały, zapaliły światło i tańczyły w kółeczku, śpiewając:

Wieniec białych róż,
Cukier w cukiernicy, _
_Masło w maselnicy,

Jutro będzie post,
Pojutrze ofiara, _
_Zarżniemy owieczkę, _
_A ja zaryczę: beeee!

W końcu okropnie zgłodnieliśmy, postanowiliśmy więc się ubrać. Zegar na ścianie wskazywał dziesiątą. Poszliśmy do kuchni; jedna ze służących dała nam chleb z dżemem. Z bunkra wodza dochodził dziwny zapach. Trochę jak marcepan, ale bardziej gorzki; zaczęło nas drapać w gardłach. Aż odechciało nam się śniadania.

Wreszcie zjawiła się mamusia. Wytłumaczyła, że dorośli są bardzo zmęczeni, ponieważ ciocia Eva i wujaszek Adi późno w nocy wzięli ślub! To dlatego grała muzyka i stąd ta tajemnicza uwaga cioci Evy. Chcieliśmy pójść do niej po śniadaniu, ale, oczywiście, jeszcze spała, mieliśmy ją zobaczyć dopiero w porze podwieczorku.

Spytałam mamusię, co to za zapach. Odparła, że nie ma pojęcia; poza tym rozmawianie o zapachach jest oznaką złego wychowania.

Myśleliśmy, że może dziś będzie dobry dzień na przedstawienie o królewnie Śnieżce, to mógłby być nasz prezent ślubny. W czasie popołudniowego odpoczynku zrobiliśmy próbę. Poszło nam całkiem nieźle. Bez kłótni. Tymczasem podwieczorek okazał się prawdziwym koszmarem. Przedstawienia nie było, ale, co gorsza, nie było także szczeniaków. Nie pozwolili nam nawet się z nimi pożegnać.

Josef Goebbels z dziećmi

Josef Goebbels z dziećmi

Źródło: bundesarchiv

Ciocia Eva przekręcała na palcu swoją nową obrączkę.

– Przykro mi, kochani. Wiecie, że to nie jest dobre miejsce dla szczeniaków. Potrzebują dużo przestrzeni, muszą bawić się na dworze. Psy nie powinny mieszkać pod ziemią. Odesłaliśmy je do Berchtesgaden. Tam będzie im dużo lepiej. Wiem, że będziemy bardzo za nimi tęsknić, ale w czasie wojny wszyscy muszą ponosić ofiary; zresztą niedługo już stąd wyjdziemy i znowu się z nimi spotkamy.

Helmut zadał pytanie, o którym wszyscy myśleliśmy.

– Czy my moglibyśmy także pojechać do Berchtesgaden?

– Oczywiście, moi mili. Wujaszek Führer będzie zachwycony. Wszyscy tam pojedziemy, gdy tylko skończy się ta okropna wojna.

Helmut, oczywiście, miał na myśli teraz. Ale żadne z nas już się nie odezwało. To nie miało sensu. Czułam okropną gulę w gardle. Wiedziałam, że jeśli otworzę usta, żeby coś powiedzieć, nie zdołam się nie rozpłakać. Nie rozumiem, dlaczego dorosłym się zdaje, że jeśli nam o czymś nie mówią, to nie będziemy się tym martwić.

Chciałam wiedzieć, w jaki sposób odesłano szczeniaki. Kapitan lotnictwa Reitsch i generał von Greim także opuścili bunkier, ale jestem pewna, że nie wzięli ze sobą psów, bo ciocia Eva mówiła, że odlecieli w środku nocy. Z nimi także nie zdążyliśmy się pożegnać. Zdaje się, że wujaszek Adi dał im jakąś sekretną misję specjalną. Wiem, że szczeniaki były tu jeszcze rano, bo słyszałam ich szczekanie, gdy stawiałam pasjansa. Jestem wściekła, że zajmowałam się pasjansem, gdy mogłam zamiast tego pobawić się ostatni raz z Foxlem.

Helmut robił, co mógł, żeby się nie rozpłakać, ale nikt z dorosłych chyba tego nie zauważył. Czasami zapominam, jak bardzo się wszystkim przejmuje, bo zawsze udaje twardego. Było nam zbyt smutno, żeby wspominać o królewnie Śnieżce. Dorośli też prawie się nie odzywali. Siedzieli cicho, sącząc herbatę, z wyjątkiem wujaszka Adiego, który siorbał głośno, zapijając herbatą ogromne kęsy ciasta.

Po podwieczorku papa i mamusia zabrali nas na uroczystość, która odbyła się w jednej z piwnic pod Kancelarią Rzeszy. To było podziękowanie wszystkim pracownikom papy. Większość z nich wyjeżdża. Mamusia mówi, że oni to co innego, ale bez jakichkolwiek dodatkowych wyjaśnień.

Podano kanapki z salami, oczywiście ciasto i szampana dla dorosłych. Nie byłam głodna. Siedzieliśmy przy stole. Jeden z młodych żołnierzy śpiewał stare piosenki, głównie kołysanki; pewnie nic innego nie mógł sobie przypomnieć. Wiele osób płakało, ale po cichu, co było dość dziwne.

Przyjęcie trwało, gdy poszliśmy do łóżek. Leżałam na pryczy, wsłuchując się w odległe dźwięki muzyki, tym razem z gramofonu.
Na korytarzu przed naszą sypialnią też jest dziś bardzo głośno. To żołnierze. Osobiście jestem zdania, że powinniśmy wstrzymać się z przyjęciami, do czasu gdy wygramy wojnę.

Książka "Czekoladowy tort z Hitlerem. Tajny dziennik Helgi Goebbels" ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona

Książka "Czekoladowy tort z Hitlerem. Tajny dziennik Helgi Goebbels" ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona

Źródło: Materiały prasowe