SFW-1 Sanok, PAP

Każdy, kto już za młodu interesował się motoryzacją, nie zwracał tak bacznej uwagi na premiery nowych, praktycznych modeli, co na niezwykłe samochody koncepcyjne, które co chwilę pojawiają się na targach. Nie mają nic wspólnego z modelami produkcyjnymi, ale pobudzają wyobraźnię. Dzięki temu zapadają w pamięć jak żadne inne. Futuryzm w motoryzacji nie był domeną jedynie wielkich zagranicznych koncernów. Również polscy projektanci i inżynierowie lubili popuścić wodze fantazji.

Choć widać, że pochodzą z innej epoki, nawet po latach robią wrażenie i wyglądają nowocześnie, a przynajmniej futurystycznie. Taka właśnie moda zawładnęła motoryzacją już w latach 50., a później jeszcze się pogłębiła. W epoce samolotów odrzutowych i pierwszych lotów w kosmos zjawiska te kreowały rzeczywistość. Samochody koncepcyjne zaczęły więc wyglądać jak wojskowe myśliwce bez skrzydeł albo rakiety kosmiczne.

Twórcom nie brakowało pomysłów. Auta pojawiające na światowych salonach motoryzacyjnych przypominały pojazdy z animowanego serialu o rodzinie Jetsonów. Całkowicie przeszklone kabiny, wielkie płetwy z tyłu samochodów i nadwozia kształtem przypominające pociski zapowiadały niesamowity obraz motoryzacji, która niestety nigdy nie nadeszła.

Futuryzm zresztą nie ograniczał się tylko do kwestii wyglądu. Wizjonerski był też napęd. Nie brakowało projektów, w których tradycyjny silnik tłokowy zastępowała turbina gazowa – w końcu kto by nie chciał samochodu z silnikiem jak w samolocie odrzutowym? Na początku lat 60. Chrysler stworzył nawet Turbine Car - w pełni sprawny pojazd, który w ramach testów trafił do 50 zwykłych kierowców. Nawet wcześniej, bo w 1958 roku, Ford zaprezentował jeszcze bardziej szalona ideę – model Nucleon miał mieć napęd atomowy podobny do tego, jaki stosowany jest w okrętach podwodnych.

Ford Nucleon

Ford Nucleon

Źródło: Materiały prasowe

Sportowa limuzyna po polsku

Choć polscy inżynierowie nie mogli sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, to również u nas nie brakowało wizjonerów. Wszystko zaczęło się już w okresie międzywojennym. Najbardziej nowoczesną konstrukcją tych czasów był model o wiele mówiącej nazwie Lux-Sport.

W 1935 roku Państwowe Zakłady Inżynierii otrzymały zamówienie na stworzenie nowej limuzyny dla generalicji. Zadanie zlecono młodym inżynierom, którzy postanowili przygotować samochód na wskroś nowoczesny. Auto o kodowej nazwie PZInż 403 miało być luksusowe, a do tego zapewniać świetne osiągi i dorównać najlepszym zagranicznym konstrukcjom.

W październiku 1936 roku testowano już prototyp z silnikiem V8 o mocy 95 KM. Dzięki nowoczesnemu i aerodynamicznemu nadwoziu zaprojektowanemu przez Stanisława Panczakiewicza (późniejszego twórcę Syreny) siedmiomiejscowa limuzyna bez problemu mogła jechać z prędkością 120 km/h. Samochód ten miał okazję przetestować redaktor Tadeusz Grabowski z czasopisma "Auto". Opisał je w samych superlatywach, chwaląc nie tylko prędkość i przyspieszenie, ale też komfort jazdy i pewność prowadzenia na kiepskich drogach lat 30. Jak pisał "L-S po prostu nie odczuwa zupełnie dziur w szosie i nie wymaga zmniejszania na nich prędkości".

PZInż. Lux Sport

PZInż. Lux Sport

Źródło: Domena publiczna

Niestety, mimo początkowego wsparcia, zainteresowanie wojska Lux-Sportem minęło. Już w lutym 1936 roku zmniejszono zamówienie z oryginalnych 30 sztuk do 21. Później jednak władze odebrały monopol Fiatowi i pozwolliły innym markom na montaż samochodów w Polsce. W efekcie amerykański Buick 90 w luksusowej siedmiomiejscowej wersji ze 140-konnym silnikiem był oferowany za 22 tys. zł – około połowę taniej niż w przypadku planowanego Lux-Sporta. Ostatecznie plany produkcji tego wyjątkowego samochodu przekreślił wybuch II wojny światowej.

Futuryzm wg Beksińskiego

Na prawdziwy powiew futuryzmu w polskiej motoryzacji musieliśmy czekać do drugiej połowy lat 50. To wtedy w firmie Autosan rozpoczął pracę Zdzisław Beksiński, który później miał się stać jednym z najsłynniejszych polskich malarzy XX wieku. Co ciekawe, sanocka firma została założona w 1832 roku jako zakład kowalsko-kotlarski przez Walentego Lipińskiego i Mateusza Beksińskiego, czyli pradziadka znanego artysty.

Beksiński trafił do Autosana w 1956 roku i już dwa lata później powstał prototyp autobusu turystycznego z nadwoziem wyraźnie inspirowanym najnowszymi wówczas trendami amerykańskiej motoryzacji. Duże przeszklone powierzchnie z oknami zachodzącymi na dach i dwie sporej wielkości płetwy w tylnej części nadwozia były czymś wyjątkowym. Takiego projektu jeszcze w Polsce nie było. Beksiński musiał się też zderzyć z codziennością projektantów motoryzacyjnych, czyli z wymaganiami technicznymi.

Źródło: Autosan / Materiały prasowe

Model SFW-1 Sanok powstał na podwoziu Stara 21, co oznaczało krótki rozstaw osi równy 4,7 m. Sam silnik został umieszczony z tyłu, co zaowocowało nietypowymi proporcjami nadwozia. Bez wątpienia model ten nie tylko był pierwszym, ale też najbardziej futurystycznym w karierze Beksińskiego jako projektanta autobusów. Artysta pomyślał nawet o tym, aby ostatni rząd siedzeń jako jedyny był zwrócony tyłem do kierunku jazdy, co umożliwiało podziwianie widoków przez dużą tylną szybę. Niestety SFW-1 nie trafił do produkcji.

Podobny los spotkał też kolejne projekty Beksińskiego. W 1962 roku skonstruowano prototyp o nazwie SFA-2, który prezentował nadchodzące trendy w motoryzacji i wyprzedzał wyglądem istniejące wtedy modele. Nowy autobus zaprojektowany przez słynnego polskiego artystę zaskakiwał minimalizmem. Proste geometryczne kształty dopiero zaczynały trafiać do sztuki użytkowej i były symbolem nowoczesności.

SFA-2

SFA-2

Źródło: PAP

Rozwinięciem prototypu SFA-2 był zaprezentowany w tym samym roku SFA-3. Oba modele wyglądały podobnie. Ten drugi jednak stracił kilka najciekawszych szczegółów, jak nieco inna przednia szyba i pochylone słupki bocznych okien.

Ostatnim modelem zaprojektowanym przez Zdzisława Beksińskiego był mikrobus SFA-4 Alfa, który miał zastąpić popularną Nysę. Prototyp o długości blisko 5 metrów mieścił kierowcę i 11 pasażerów. Typowo dla czasów PRL-u do napędu postanowiono wykorzystać to, co akurat było pod ręką, w tym przypadku wysłużoną już Warszawę, która już wcześniej posłużyła jako dawca napędu dla Żuka. Niestety, podobnie jak w przypadku pozostałych projektów Beksińskiego, również SFA-4 Alfa nie wyszła poza etap prototypu. Według różnych źródeł wyprodukowano 10 lub 20 egzemplarzy, a później siły przerzucono na wytwarzanie autobusów.

SFA-4 Alfa

SFA-4 Alfa

Źródło: PAP

Bez wątpienia projekty Zdzisława Beksińskiego były najbardziej futurystycznymi i nowoczesnymi w historii polskiej motoryzacji. Widać było, że młody artysta nie boi się czerpać z najnowszych światowych trendów. Poza tym lata 60. były tym czasem, który dawał nadzieję, że rodzimy przemysł motoryzacyjny może nadążyć za tym, co dzieje się na Zachodzie. W tym czasie powstały prototypy Syreny 110 i Warszawy 210, czyli modeli, które miały zastąpić auta znane z polskich dróg. Choć technicznie pozostawiały sporo do życzenia, to przynajmniej wyglądem nie odbiegały od zachodnich konstrukcji. Niestety również te auta nie doczekały się produkcji.

W PRL-u nie było miejsca na sport

Prawdziwymi perełkami były jednak samochody sportowe. 1 maja 1960 roku zaprezentowano zaprojektowaną przez Cezarego Nawrota Syrenę Sport - samochód, który dziś doczekał się kilku replik i obrósł w legendę. Wszystko dzięki wyjątkowej stylistyce. Lekkie dwudrzwiowe coupe było opisywane nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Włoski dziennik "Il Giorno" napisał nawet, że jest to najpiękniejsze auto zza żelaznej kurtyny. Mimo zaledwie 35-konnego silnika, lekkie nadwozie o niewielkim oporze powietrza pozwalało rozpędzić Syrenę Sport do 110 km/h.

Syrena Sport

Syrena Sport

Źródło: PAP

Ten wyjątkowy jak na komunistyczne realia samochód stał się problemem dla władzy. Z jednej strony, zgodnie z założeniem, był narzędziem propagandowym pokazującym możliwości polskich inżynierów, a z drugiej wyjątkowo entuzjastyczne przyjęcie prototypu postawiło rządzących w niewygodnej sytuacji. Od początku założono, że Syrena Sport nie trafi do produkcji, jednak opinia publiczna chciała inaczej. Jak mówi niepotwierdzona opowieść, sam premier Józef Cyrankiewicz zadzwonił do FSO i nakazał ukryć ten wyjątkowy prototyp, który ok. 1975 roku został zniszczony.

14 lat po prezentacji Syreny Sport, na 30-lecie PRL-u, pokazano kolejny prototyp sportowego samochodu. Był to Polski Fiat 1100 Coupe, który bazował na 125p, ale wykorzystywał sporo elementów innych modeli – np. silnik i tylne zawieszenie z Zastawy 110, kierownicę ze sportowego Fiata X1/9 i klamki z Fiata 132.

Polski Fiat 1100 Coupe

Polski Fiat 1100 Coupe

Źródło: Wikimedia Commons CC0

Najważniejszy jednak był nowoczesny wygląd modelu 1100 Coupe. Zgodnie z panującą w latach 70. modą zaprojektowane przez Zbigniewa Wattsona nadwozie otrzymało klinowy kształt, a z przodu znalazły się otwierane światła. Całość bardzo przypominała Lotusa Esprita, który w wersji koncepcyjnej został pokazany dwa lata wcześniej. Niestety w przypadku polskiego samochodu umieszczony poprzecznie z tyłu 55-konny silnik nie zapewniał osiągów godnych auta o takim wyglądzie. Ale też nie musiał, gdyż, podobnie jak w przypadku Syreny Sport, również Polski Fiat 1100 Coupe powstał jedynie w celach propagandowych i nigdy nie miał trafić do produkcji.

Broni nie złożył za to Cezary Nawrot, który w 1977 roku wrócił z prototypem FSO Ogar. Podobnie jak 1100 Coupe, również ten model bazował na Fiacie 125p. Ogar był jednak bardziej praktyczny. Wykonane z laminatu nadwozie wyglądało nowocześnie i posiadało modne otwierane przednie światła, ale znajdowało się na granicy coupe i hatchbacka. Co więcej, ten prototyp powstał z myślą o wprowadzeniu go do produkcji. Niestety trwające prace nad Polonezem oraz brak zapotrzebowania na auto sportowe spowodowały, że Ogar skończył tak jak wszystkie inne podobne prototypy – w garażu FSO.

Współczesna replika Syreny Sport

Współczesna replika Syreny Sport

Autor: Bartłomiej Zborowski

Źródło: PAP

Jak widać, nawet w czasach PRL-u nie brakowało ambitnych projektantów i konstruktorów, którzy chcieli tworzyć samochody czy autobusy nie odbiegające od zachodnich projektów. Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd, bo niestety niemal wszystkie prototypy, mimo nowoczesnej stylistyki, wykorzystywały przestarzałe podzespoły. W celu obniżenia kosztów brano po prostu, co było ręką, a na ogół były to stare rozwiązania kiepskiej jakości. Dlatego nawet jeśli któryś z wymienionych tu prototypów trafiłby do produkcji, trudno byłoby mu wróżyć międzynarodowy sukces. Z drugiej strony możemy się cieszyć, że niezależnie od czasów wizjonerzy walczyli o swoje i starali się tworzyć najciekawsze projekty, jakie były możliwe.