Pixabay.com

Boję się o swoje życie. Boję się o moją rodzinę – mówi Brij Mohan Yadav. Szukając ochrony dla pola żywiącego jego najbliższych, wplątał się w niebezpieczną grę. Stawka jest w niej tak duża, że ludzkie życie staje się niewiele warte.

Yadav zwrócił uwagę na żółte koparki i ciężarówki wydobywające piasek z brzegów Betwa i Ken w okolicach jego rodzinnej wioski. Rozjeżdżały mu pole, niszcząc rośliny i instalacje do zbierania deszczówki. To suchy region. Od plonów i zapasów wody zależy byt całej rodziny. Poszedł na policję i rzeczywiście nie musiał długo czekać na skutki. Kilka dni później do jego domu wtargnęli nieznajomi mężczyźni. Grozili, że go zabiją, jeśli nie wycofa zarzutów. Yadav zaczął się ukrywać przed piaskową mafią.

Miesiąc wcześniej, zanim mężczyzna poszedł na policję, indyjskie władze zabroniły wydobywania piasku z koryta rzek bez specjalnej zgody ministerstwa środowiska. Odkrycie Yadava to czubek góry lodowej. A właściwie góry piachu.

Cenny jak woda, cenny jak ropa

Z piasku została zbudowana cała nasza cywilizacja. Bez niego nie byłoby szkła, papieru, środków czystości. Jest niezbędny w budownictwie. Do budowy domu potrzeba 200 ton piasku, szpitala – 3000 ton, a budowy kilometra autostrady – aż 30 tysięcy ton. Skoro w Polsce mamy 1627,3 kilometrów autostrad, to do ich wybudowania zużyliśmy około 50 mln ton piasku. Taką ilość nawet trudno sobie wyobrazić.

Światowe zapotrzebowanie na ten surowiec to 150 mld ton rocznie. Ze wszystkich zasobów naturalnych Ziemi tylko wody zużywamy więcej.

Problem jednak w tym, że zasoby piasku zaczynają się wyczerpywać. Podziemne złoża są albo wyeksploatowane albo po prostu za małe w stosunku do potrzeb. Próbowano pozyskiwać piasek z dna rzek, ale to powodowało powodzie. Dlatego zostało wydobywanie surowca z dna mórz. Tylko że ten sposób dewastuje morskie ekosystemy. Pogłębiarki razem z piaskiem zasysają i wydobywają żywe organizmy. Te z dna mórz, gdzie są na przykład pokarmem dla ryb, lądują w betonie na budowach.

Przyroda nie znosi próżni. Piasek wyrwany z dna oceanu odzyskuje na powierzchni, podmywając ląd. Indonezja straciła w ten sposób 25 swoich wysp.

W skali świata jesteśmy świadkami znikania od 75 do 95 proc. plaż. Tak dzieje się na przykład na Malediwach. Plaże pełniły funkcję bufora chroniącego wyspy przed falami. Teraz, gdy ich brakuje, zagrożone są domy i uprawy, a więc i byt mieszkańców. Bogate regiony mają inny problem: mniejsze plaże to mniej turystów i pieniędzy. Dlatego dosypują piasek wydobywany z dna. Wydają na to miliony dolarów, jak Floryda. Ale to nie rozwiązuje problemu, bo po dwóch latach sytuacja wraca do punktu wyjścia.

Tymczasem popyt na surowiec wciąż rośnie. Weźmy przykład Dubaj. W tym pustynnym emiracie powstała tzw. Palma, czyli sztuczna wyspa zapełniona luksusowymi domami. Do jej budowy użyto 150 mln ton piasku. Czyli trzy razy tyle, co do budowy wszystkich naszych autostrad. Szejkowie nie poprzestali na jednej ekscentrycznej budowie. Po Palmie ruszyła budowa Świata – kolejnego kompleksu sztucznych wysp dla bogaczy. Plany szejków stworzenia sztucznego archipelagu około 300 wysp zamieszkałych przez milionerów, sportowców i gwiazdy pop pokrzyżował jednak kryzys. Niewykończony Świat straszy do dziś. Zmarnowano na niego trzy razy tyle piasku, co na Palmę.

Ekscentryczny pomysł szejków. Miał powstać sztuczny archipelag 300 wysp w kształcie mapy świata. Budowę zatrzymał kryzys, a niewykończona inwestycja straszy do dziś.

Ekscentryczny pomysł szejków. Miał powstać sztuczny archipelag 300 wysp w kształcie mapy świata. Budowę zatrzymał kryzys, a niewykończona inwestycja straszy do dziś.

Źródło: Reuters

Wydawałoby się, że położony na pustyni Dubaj nie będzie miał problemu z piaskiem. Nic bardziej mylnego. Otóż pustynny piasek jest zbyt drobny, a ziarenka za bardzo wygładzone przez wiatr. Przez to słabo nadaje się do budowania. Dubaj importuje więc piasek na budowę m.in. z Australii.

Kłopot z piaskiem polega na tym, że raz użytego - na przykład do uzyskania betonu – już się nie da odzyskać. Dlatego potrzeba wciąż więcej i więcej nowego surowca.

Piasek jest wart dla rządu Singapuru tyle co złoto. Ten azjatycki tygrys dusi się na zbyt małej przestrzeni. Trwa więc zasypywanie morza. Czym? Oczywiście piaskiem. Przez 40 lat powierzchnia Singapuru powiększyła się o 140 km kwadratowych. Do 2030 ma się powiększyć o kolejne sto. Państwa ościenne założyły blokadę i oficjalnie nie sprzedają pisku do Singapuru. Ale ten nadal tam płynie. Z Indonezji, Kambodży. To idealna sytuacja dla mafii.

Biznes za miliardy

Mafia ma pole do popisu tam, gdzie państwo abdykuje. Tak jest i w przypadku piaskowej. Szczególne w południowej i południowo-wschodniej Azji. Ale problem jest też na Karaibach czy w Afryce, gdzie złodzieje dosłownie wywożą całe plaże. Ubodzy mieszkańcy wysp na Oceanie Indyjskim wydobywają dla mafii piasek z dna morza. Nurkują tak głęboko, jak pozwalają im płuca, ładują piasek do woreczków i oddają siedzącym na łódkach zwierzchnikom. Tych woreczków na jednej łodzi są setki, a nawet tysiące. Ale piaskowa mafia najbardziej rozrosła się w Indiach.

Budowa w New Dehli. Robotnik schodzi ze sterty worków z piaskiem

Budowa w New Dehli. Robotnik schodzi ze sterty worków z piaskiem

Źródło: Reuters

Brij Mohan Yadav, któremu koparki rozjechały pole, nieświadomie wszedł jej w drogę. Indie przeżywają boom budowlany. Szacuje się, że indyjski przemysł mieszkaniowy i infrastrukturalny wart jest ponad 120 mld dolarów rocznie. W budownictwie pracuje tam 35 milionów ludzi. Trudno ocenić, jaką część tego imperium kontroluje piaskowa mafia, ale to właśnie ona napędza ten cały gigantyczny przemysł. To najsilniejsza organizacja przestępcza w Indiach. Szefowie kartelu kontrolują rynek materiałów budowlanych, a także część inwestycji w Mumbaju.

Szacunki mówią, że mafia nielegalnie kopie piasek w około ośmiu tysiącach miejsc. Ich łupem padają plaże, wybrzeża, koryta rzek. Wydobywanie w ten sposób piasku nie wymaga gigantycznych nakładów inwestycyjnych. A zyski są kosmiczne. Przy okazji jednego z procesów sądowych wyszło na jaw, że tylko jeden mafijny boss wydobył piasek o wartości 14 miliardów dolarów. Nawet przy uwzględnieniu łapówek dla lokalnych polityków, policjantów, prokuratorów i sędziów zostaje godziwy grosz.

Oczywiście to wszystko odbywa się przy totalnym lekceważeniu praw lokalnych społeczności. Mało tego, gdy któryś z mieszkańców ośmieli się sprzeciwić, musi się liczyć co najmniej z pobiciem, jak było w przypadku Yadava. To samo zdarzyło się S Muliganowi z Tamilnadu, stanu na południu Indii. To aktywista, który poświęcił się walce z niszczycielami środowiska. Prędzej czy później musiał stanąć na drodze piaskowej mafii. Pewnego dnia samochód, którym jechał z trójką dzieci, został otoczony przez wynajętych zbirów. Wywlekli go z auta i zaczęli bić. Miał dużo szczęścia, bo okoliczni mieszkańcy spłoszyli bandytów. Dzieci przeżyły traumę.

Sporo mieszkańców – szczególnie tych najbiedniejszych – pracuje dla mafii, bo nie ma wyboru. I to właśnie oni najczęściej wpadają w ręce sprawiedliwości. Bossów to nie dotyczy.

Boom budowlany napędzany kradzionym piaskiem nie oznacza wcale lepszych warunków życia. Jedna trzecia mieszkańców Mumbaju żyje w slumsach, choć połowa mieszkań w tym mieście to pustostany. W Chinach liczbę pustostanów ocenia się na ponad 60 mln. W Hiszpanii 30 proc. domów wybudowanych po 1996 roku stoi pustych. Burj Khalifa, czyli najwyższy budynek świata i kolejna ekstrawagancja szejków z Dubaju, świeci pustkami. A to wszystko kosztem dewastowania morskich ekosystemów. – Kiedy zabraknie piasku, skończy się życie – mówi Riza Domanik, Dyrektor Indonesia For Global Justice. Problem piasku nie jest jednak tak nagłośniony jak niedobory wody czy wyczerpujące się zasoby ropy. Do czasu.

Korzystałam z filmu "Piasek na wagę złota” w reż. Denisa Delestraca oraz publikacji New Internationalist Magazine I The Vice News.