Artur Zaborski , 19 stycznia 2018

Jak jeden facet rozpętał rewolucję na rynku porno

Hulton Archive, Getty Images

Nie tylko w naszym kraju trwa dyskusja o molestowaniu kobiet, która nabrała tempa i donośności dzięki akcji #metoo. Przyczyniły się do niej rewelacje z Hollywood, gdzie, jak się okazuje, mężczyźni wciąż bezwzględnie i bezprawnie korzystają ze swojej pozycji, by zmuszać aktorki do zdobywania ich względów ciałem. Skala problemu wywołała debatę, w której nieustannie mówi się o Fabryce Snów jako o rynku działającym na takich samych zasadach jak rynek porno: kobieta ma ciało, a mężczyzna kamerę. Wiele osób wytacza ten argument na ślepo, bez znajomości kontekstu i historii. Przecież przemysłu porno wcale nie rozkręcili mężczyźni. To kobiety były matkami jego gargantuicznego sukcesu.

Związki kapitalizmu i pornografii są oczywiste. Dziś trudno nawet wyobrazić sobie reklamy samochodów, piw czy zegarków, których centralną bohaterką nie jest skąpo ubrana dziewczyna. Nagość skutecznie potrafi podciągnąć sprzedaż. Ale tego znanego od lat mechanizmu wcale nie dopracowali mężczyźni. Chociaż kobiece ciało stosuje się jako przynętę na męską klientelę od dekad, dopiero w latach 70. ubiegłego wieku nowojorczycy przekonali się, jaka potrafi być jego siła rażenia.

Reklama i dziewczyna

A było tak: w Wielkim Jabłku, tak jak w wielu innych miastach, kwitła prostytucja i handel narkotykami, muzyka łagodziła obyczaje, a whisky lało się strumieniami. Nic w tym niezwykłego. W tym dekadenckim klimacie dorastali ci, którzy chcieli korzystać z uciech życia, i ci, którzy chcieli na nich zarobić. Jedni chcieli wydawać pieniądze, inni marzyli, by trafiały do ich kieszeni. Przyroda jak zwykle dążyła do równowagi. To w drugiej grupie znalazła się sprytna i świadoma grupa prostytutek, które bynajmniej nie były pokrzywdzonymi przez los kobietami z przeszłością. W zawód weszły świadomie, a im więcej doświadczeń zebrały, tym zwiększała się ich pewność siebie, która przekładała się na zręczność w manipulowaniu mężczyznami. Ci jedli im z ręki. Seks jako akt interesował je niewiele. Liczyło się show, spektakularne i efektowne. I rentowne.

Prostytutki prezentują striptiz przed parą klientów, rok ok. 1955

Prostytutki prezentują striptiz przed parą klientów, rok ok. 1955

Autor: George Pickow/Three Lions

Źródło: Getty Images

Dziewczyny szybko zauważyły, że dobra prostytutka musi operować zdolnościami aktorskimi. Choć może to za dużo powiedziane, bo wystarczyło po prostu umieć dobrze udawać. I nie, nie orgazm, ale przyjemność. Zasada o gonieniu króliczka tu akurat obowiązywała w pełni. Kiedy panowie widzieli, że obsługująca ich pani zaznaje rozkoszy, wtedy szybko sami jej zaznawali. Dodatkowo upajali się myślą o własnym talencie. Postrzegali siebie jako bogów seksu, w czym panie chętnie ich upewniały. W ten sposób korzystali ze swoistej promocji: dostawali dwa w jednym – wytrysk i znakomite samopoczucie. Nic dziwnego, że panie wyjątkowo szybko dorobiły się grupy wiernych klientów, gotowych płacić coraz wyższe stawki. Grupa chętnych na korzystanie z ich usług stale poszarzała się, aż w końcu pojawił się problem z czasem na zaspokojenie wszystkich. Refleksyjne niewiasty zaczęły coraz intensywniej zastanawiać się nad możliwością zaspakajania wielu panów naraz. Bo skoro tak bardzo lubią patrzeć, jak się wykręcają i prężą, to dlaczego nie można zgromadzić ich kilku naraz i w ten sposób zaspakajać?

Jedna dla wszystkich

Tłumaczyły sobie to na różne sposoby: obsesją klientów na punkcie dyskrecji, skrępowaniem obecnością innego mężczyzny, kompleksami z powodu różnicy w wielkości członków. Nie ustawały jednak w wymyślaniu tego, jak obejść tę zachowawczość, aż w końcu spotkały jego – Vincenta, który pomógł im rozwiązać problem. Vincent to nie jest prawdziwe imię człowieka, który dokonał audiowizualnej rewolucji. Tak ma na imię bohater serialu "Kroniki Time Square", dostępnego w HBO GO, w którego wcielił się James Franco. To jego losy stały się kanwą scenariusza, który napisał David Simon.

Kadr z serialu "Kroniki Times Square"

Kadr z serialu "Kroniki Times Square"

Źródło: HBO

Kiedy spotykam się z Simonem w jednym z hoteli w Los Angeles, nie chce zdradzić mi prawdziwego nazwiska Vincenta. Zapewnia mnie jednak, że spędził z nim sporo czasu, a jego opowieści przełożyły się na kształt serialu. – Vincent niedawno odszedł, chorował na raka, nie doczekał premiery naszego przedsięwzięcia – mówi mi. Kiedy pytam, jak mężczyzna stał się nowojorskim królem porno, Simon zaczyna historię, która wywraca do góry nogami to, jak dziś patrzymy na porno i z kim je konotujemy.

Okazuje się, że Vincent był jednym z lokalnych "ludzi od wszystkiego". Tu coś przykombinował, tam zaczepił się na chwilę, gdzie indziej coś usłyszał i wykorzystał. Radził sobie. Ale zwrot w jego życiu nastał dopiero, kiedy zaczął zadawać się z bystrymi prostytutkami, które podzieliły się z nim swoimi obserwacjami na temat zachowań i upodobań klientów. Vincent nie potrzebował więcej nic wiedzieć. Szybko dodał dwa do dwóch i zaproponował paniom proste rozwiązanie: nakręcenie filmu, którego najważniejszą częścią będzie długa, rozpalająca zmysły gra wstępna, a kluczowym momentem akt seksualny. Kobiety nie były do pomysłu przekonane, ale dały się namówić. Nie do końca potrafiły zrozumieć, jak mężczyźni mają osiągnąć satysfakcję z takiego rozwiązania, skoro w najbliższym otoczeniu będzie brakowało im ich – prostytutek. Nie wiedziały jeszcze, że mimo że na ekranie, będą przy nich jeszcze bardziej obecne.

Prostytutka czeka na klienta w Soho, rok 1978

Prostytutka czeka na klienta w Soho, rok 1978

Autor: Evening Standard

Źródło: Getty Images

"Odsłoń pierś!"

– Choć te kobiety doskonale rozgryzły swoich klientów, nie zorientowały się w jednym: że ci w ich obecności krępują się i ograniczają. Natomiast obcowanie z nimi za pośrednictwem ekranu burzyło wszelkie ograniczenia. Klienci mogli w swojej głowie zdecydować się na wszystko to, czego bali się albo wstydzili zrobić w realu. Mogli się też gapić, bo ich wzrok nigdy nie napotka ich wzroku. Gdyby ktoś zauważył ten mechanizm wcześniej, porno byłoby znacznie starsze – komentuje Simon.

Podział obowiązków był prosty. Vincent jako „ogarniacz” miał zająć się zorganizowaniem sprzętu i pomieszczenia, gdzie mogliby kręcić. Panie natomiast miały trudniejsze zadanie: reżyserować nową jakość kina. Najlepiej przecież wiedziały, co kręci ich klientów. Miały zebrać swoje doświadczenia i przełożyć je na plan filmowy tak, żeby wyglądały i działały, jakby to one same były właśnie w pracy.

Sexshop z kinem wyświetlającym filmy dla dorosłych i pokazami na żywo, Nowy Jork, okolice Times Square, rok 1975

Sexshop z kinem wyświetlającym filmy dla dorosłych i pokazami na żywo, Nowy Jork, okolice Times Square, rok 1975

Autor: Peter Keegan/Keystone

Źródło: Getty Images

Jak wspominają świadkowie pierwszych takich produkcji, nie różniła się ona niczym od codziennej pracy prostytutki. Poza tym, że na uprawiającą seks parę patrzyło więcej oczu. Zahipnotyzowanych oczu ludzi, którzy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Stali jak na baczność, bali się poruszyć, a nawet oddychać. Wyjątkiem były one – prostytutki, na których poczynania ludzi na materacu nie robiły najmniejszego wrażenia. Zupełnie obojętne na niezwykłość zdarzenia przerywały kochankom zabawę i wykrzykiwały, co robią źle. "Odsłoń pierś!", "Noga bardziej do góry!", "Podnieś ją!" – dało się słyszeć na planie. Alergię miały przede wszystkim na nadmierną czułość i delikatność. Wiedziały doskonale, że mężczyźni są wzrokowcami, którzy potrzebują akcji.

Kobiety zakładają spodnie

– Vincent twierdził, że mężczyźni na planie bali się ich. Uważali, że coś jest z nimi nie tak. Panowie za kamerami mało nie dostawali omdleń, a one biegały tylko i dyrygowały, jakby seks był dla nich czymś powszechnym. Dla tych kobiet zachowania męskich (nomen omen) członków ekipy również były zaskoczeniem. Nie zdawały sobie sprawy, że dysponują aż tak potężną bronią. Dopiero wtedy przekonały się, jaka płynie moc z podglądania kochających się par – mówi Simon.

Protest Brytyjek przeciwko porno, rok 1979

Protest Brytyjek przeciwko porno, rok 1979

Autor: Evening Standard

Źródło: Getty Images

Pozycja prostytutek na planie nie przełożyła się jednak w żaden sposób na pozycję na rynku. Kiedy panie próbowały wchodzić w rozmowy z właścicielami kin i tymi, którzy byli w posiadaniu miejsc, gdzie można byłoby odtwarzać filmy xxx, okazało się, że były odsyłane z kwitkiem. Biznesmeni nie chcieli wchodzić z nimi w rozmowy. Seks jako towar był zarezerwowany dla rynku prostytucji, która pociągała za sobą cały szereg komplikacji, jak choćby alfonsów, którzy nie zamierzali pozwalać, by dochody ich omijały. Przedsiębiorcze panie-reżyserki mimo wszystko potrzebowały męskich przedstawicieli, którzy zajmą się dopinaniem interesów. To w tym momencie zadecydowano, że to panowie będą wymieniani jako pomysłodawcy i autorzy filmów porno.

– Kiedy mężczyźni tacy jak Vincent odwiedzali potencjalnych inwestorów, którzy mogliby wyłożyć pieniądze na budowę kin wyświetlających filmy dla dorosłych, i proponowali im projekcję takiego filmu, rozmowa wyglądała zupełnie inaczej niż z kobietą. Wystarczyło kilka seansów, żeby znalazły się pieniądze, a porno zalało Nowy Jork – wspomina Simon.

Zawał od porno

Już pierwsze publiczne seanse przyciągały tłumy, a reakcje mężczyzn były niemal histeryczne. Pornografia miała taką siłę oddziaływania na zmysły, że w kinach dochodziło do omdleń. Widzowie nie umieli nad sobą zapanować, więc po seansach na podłodze i fotelach znajdowano ślady spermy. Szybko trzeba było zatrudnić obsługę do pozbywania się takich plam. Odnotowano nawet zawały serca w czasie projekcji.

Simon nie ma wątpliwości, że dziś podobne reakcje są niemożliwe do powtórzenia. – Wtedy pornografia była czymś ekskluzywnym, wyjątkowym, z czym obcowało się raz na jakiś czas, na co się czekało. Na myśl o wyjściu do kina, w którym emitowane są filmy dla dorosłych, natychmiast robiło się człowiekowi ciepło. Dzisiaj, kiedy pornografia jest codziennością, nie robi już wrażenia. Ciągle potrzebujemy nowych bodźców. Wtedy zaś jeden film mógł oddziaływać wielokrotnie. Widzowie mieli ukochane sceny i fragmenty, które doprowadzały ich niemal do obłędu, i ukochane "aktorki" – mówi.

Co ciekawe, okolice Times Square, niegdyś królestwo prostytutek i pornografii, z biegiem lat przeobraziły się w przyjazny dla rodzin ośrodek rozrywki i zakupów. Klub Peep-O-Rama to jeden z nielicznych reliktów przeszłości, pełniący dziś niejako funkcję muzeum porno

Co ciekawe, okolice Times Square, niegdyś królestwo prostytutek i pornografii, z biegiem lat przeobraziły się w przyjazny dla rodzin ośrodek rozrywki i zakupów. Klub Peep-O-Rama to jeden z nielicznych reliktów przeszłości, pełniący dziś niejako funkcję muzeum porno

Autor: Spencer Platt

Źródło: Getty Images

Rozmawiamy jeszcze chwilę o Vincencie, który pod koniec życia tęsknił za tamtym okresem. – Była w nim ogromna nostalgia za czasami, kiedy porno nie służyło temu, by się podniecić i zaspokoić, tylko wywoływało wrażenie porównywalne do samego stosunku seksualnego. Vincent nie mógł pogodzić się z tym, że pornografia tak się zdewaluowała. Nienawidził za to kaset VHS i internetu, które ostatecznie osłabiły porno i uczyniły z niego coś powszechnego i przeciętnego. Żartował, że choć cały czas istnieją ekskluzywne prostytutki, to nie istnieje już ekskluzywne porno. Mamy albo wygładzone historyjki w stylu „Pretty Woman”, albo wulgarne i przegięte hard porn. Żadne go nie satysfakcjonowało – wspomina Simon.

Tamten fenomen był jednorazowy i niemożliwy do powtórzenia. Czyli zupełnie odwrotnie niż dziś wrażenia z oglądania filmików porno w sieci.