Rafineria PKN Orlen, PAP
Niemal 100 lat od chwili, gdy na świecie po raz pierwszy go wprowadzono, CIT jest przedmiotem gorącej debaty. Debaty o unikaniu opodatkowania.
- Odkąd istnieją podatki, istnieje proceder ich omijania. Musimy mieć świadomość, że powstanie regulacji zamykających pewną drogę, spowoduje powstanie innej drogi do optymalizacji. To naturalne. Wokół tego rodzi się biznes – mówił money.pl prof. Dominik Gajewski, kierownik Centrum Analiz i Studiów Podatkowych SGH.
Ta debata – czy, jak mówią niektórzy – batalia, rozgrywa się właściwie na każdym froncie. W Wielkiej Brytanii rząd naciskał m.in. na Starbucksa, by ten zaczął płacić większe podatki w kraju. Naciskał też na Facebooka – internetowy potentat zapłacił – przy 1,9 mld funtów obrotów na brytyjskim rynku – nieco ponad 4 tys. funtów podatku. Głośną batalię z Google i Amazonem toczy Francja, w USA prezydent Donald Trump publicznie krytykuje firmy, które wyprowadzają się z fabrykami do Meksyku.
W Polsce? Temat również na topie. - Walka z rajami podatkowymi jest jedną wielką batalią o wyższy CIT. To robimy – mówił wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki.
LuxLeaks, czyli jak rozkręciła się debata
Ta debata nie zaistniała samoistnie. Od lat atmosfera wokół rajów podatkowych i różnych sposobów optymalizacji nabrzmiewała. Można wspomnieć tzw. aferę LuxLeaks – firmy wykorzystywały prawo obowiązujące w Wielkim Księstwie Luksemburga. Przepływały tam miliardy dolarów zysku, a dzięki indywidualnym porozumieniom z administracją skarbową koncerny płaciły podatki znacząco niższe niż te obowiązujące w krajach ich rejestracji. Z gościnności urzędników skarbowych Wielkiego Księstwa skorzystał nawet najsłynniejszy producent filmów animowanych – The Walt Disney Company.
Zamieszkałe przez niewiele ponad pół miliona osób państewko na praktyce zarabiało – podatki, choć niskie, koncerny odprowadzały do jego kasy.
Walka o sprawiedliwe podatki rozpoczęła się również w Polsce. Nie bez przyczyny. Ministerstwo Finansów ujawniło, że w latach 2005-2015 największe przedsiębiorstwa funkcjonujące nad Wisłą przelały do państw Unii Europejskiej 540 mld zł. Dla porównania – roczny budżet Polski to około 330 mld. Ok. 10 proc. tej kwoty stanowią wpływy z tytułu podatku CIT.
Zdaniem wicepremiera Mateusza Morawieckiego istnieje paradoks pewnej statystyki. Działające w Polsce podmioty zapłaciły w 2016 r. 34 mld zł podatku dochodowego od osób prawnych. To kwota niemal identyczna jak osiem lat temu. W tym samym czasie obroty firm działających w Polsce wzrosły o 100 proc., a zyski o 70 proc. Gdzie są pieniądze, które powinny trafić do budżetu? Odpowiedzią może być agresywna optymalizacja podatkowa, a więc i transferowanie środków za granicę.
Dlatego urzędnicy z Ministerstwa Finansów poza twardymi zmianami w prawie proponują też i miękkie rozwiązanie. Najwięksi gracze zarabiający na polskim rynku mają zostać postawieni pod pręgierzem opinii publicznej i dzięki temu uczciwie płacić CIT.
- Szykujemy ustawę, która ma pozwolić na publikowanie danych o wysokości płaconego podatku CIT przez 4000 największych podmiotów w Polsce. Chcemy, by ta wiedza była powszechnie dostępna. Teraz to firmy decydują o ewentualnym ujawnianiu tego typu danych. Ustawa wejdzie w życie prawdopodobnie w przyszłym roku – mówi money.pl Łukasz Świerżewski, rzecznik prasowy Ministerstwa Finansów.
Czy zagraniczne zawsze oznacza „wyprowadzanie podatków”
W Polsce o konieczności zmian w CIT mówią przede wszystkim politycy i biznesmeni. W tej pierwszej grupie najaktywniejsi są przedstawiciele resortu finansów. I już mają sukcesy - w ciągu 6 miesięcy od powstania Krajowej Administracji Skarbowej wpływy z CIT wzrosły o 14 proc.
- Niektórzy pół żartem mówią, że jeśli w takim tempie będziemy uszczelniać podatki, będziemy naprawiać budżet państwa, to za chwilę będzie więcej pieniędzy niż potrzebujemy. Cieszę się, że jesteśmy na jak najlepszej drodze do eliminacji wszelkich patologii, do profesjonalizacji naszego działania, do wyprzedzania o krok tych, którzy nieuczciwe chcą żerować na państwie polskim – mówił Morawiecki.
Kolejnym z pomysłów wicepremiera jest ukrócenie finansowego eldorado przedsiębiorstwom internetowym. Wskazuje on, że „korzystają one z infrastruktury Unii Europejskiej, z naszych dóbr, a w żaden sposób nie dokładają się do niej”.
- Od 2 lat mówimy głośno o konieczności walki z wyłudzeniami, z rajami podatkowymi – przypominał.
Zaniżanie przez największe firmy wartości należnego CIT stanowi także duże zagrożenie dla małych przedsiębiorców. – Firmy, które uczciwie płacą podatki są na gorszej pozycji, bo mają naturalnie wyższe koszty i trudniej im walczyć o rynek. Z punktu widzenia przedsiębiorcy takie działanie jest nie fair, bo zakłóca wolną konkurencję i zamiast najlepszego wygrywa najbardziej cwany – mówi Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności.
To słuszne postulaty. Ważne jednak by pamiętać, że w przypadku podatków takich jak CIT, trudno wyraźnie wytyczyć linię pomiędzy wyłudzeniami, a legalnymi metodami na płacenie niższych podatków. Trochę jak z wytyczaniem granicy, kiedy samochodu używa się prywatnie, a kiedy służbowo i wrzuca w koszty. W dyskusji często przytacza się koncerny internetowe – jak Google, Facebook czy Amazon. I często padają w tych dyskusjach mocne słowa o patologii, oszustwach. Nic dziwnego, że u części polskiego społeczeństwo wytworzyło się proste skojarzenie. Zagraniczny koncern? Na pewno wyprowadza z Polski pieniądze i nie płaci należnych podatków. Jak jest w rzeczywistości? Nie tak czarno biało.
Społeczna odpowiedzialność w służbie fiskusa
Weźmy pod lupę to, kto najwięcej wpłacił do budżetu CIT. Oczywiście, setki milionów złotych wpłacają tu państwowi giganci. Jak PGNiG (611 mln zł), PKN Orlen (336 mln zł) czy KGHM (468 mln zł). Ale na liście nie brakuje prywatnych przedsiębiorstw. Tak, również tych zagranicznych.
Np. sieć drogerii Rossman zasiliła w 2016 r. państwową kasę 200,5 mln zł, a Jeronimo Martins - 409 mln zł. Sporo wpłaca też niemiecki Lidl, P4 (sieć Play), Philip Morris Polska Distribution czy T-Mobile.
Jeśli lista płatników faktycznie powstanie, wysoko na liście znalazłby się na niej zapewne i pożyczkodawca Provident Polska. W zeszłym roku spółka opłaciła blisko 300 mln zł podatków i parapodatkowych obciążeń. Jedna trzecia tej kwoty to oczywiście ZUS, ale samego CIT wyszło ponad 90 mln zł i prawie 12 mln zł podatku bankowego.
Płatnicy zapytani o sprawę zgodnie podkreślają istotę swoich działań. - Naszym naturalnym obowiązkiem jest płacenie podatków, zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami. Wszystkie działania realizujemy, uwzględniając wpływ na społeczeństwo – mówi nam Karolina Łuczak z Provident Polska. Także Rossman, Lidl i Jeronimo Martins zapewniają, że uczciwe „regulują wszystkie swoje zobowiązania” wobec państwa, a zarazem są jednymi z największych płatników pośród prywatnych firm w Polsce.
A czy te wpłaty mają znaczenie? Przypomnijmy owe 540 mld zł, które – według szacunków Ministerstwa Finansów – wypłynęły przez dekadę z Polski. Gdyby tę kwotę opodatkować zgodnie z 19-proc. stawką CIT, fiskus zainkasowałby rocznie dodatkowe 10 mld zł. Taka kwota wystarczałaby na budowę ponad 250 kilometrów autostrad czy pięciu Stadionów Narodowych każdego roku.
*Kolonializm XXI wieku *
Polskie problemy z unikaniem CIT przez międzynarodowe koncerny zdają się niewielkie, gdy porównamy je z sytuacją państw afrykańskich. Borykająca się z konfliktami wewnętrznymi, kryzysem humanitarnym i głodem Demokratyczna Republika Konga straciła przed kilku laty 1,3 mld dol. na pięciu tylko umowach. Taka kwota stanowi dwukrotność ówczesnych wydatków budżetowych tego państwa na edukację i służbę zdrowia. W chwili zawierania transakcji 7 milionów dzieci nie było objętych systemem państwowej edukacji, a 70 na 1000 niemowląt umierało (w Polsce wskaźnik był 14-krotnie niższy – red.). Spółki, które te pieniądze zarobiły, mogły pochwalić się pięcio-, a nawet dziesięciokrotnym zyskiem na transakcjach.
Jeśli spojrzymy szerzej i pod uwagę weźmiemy wszystkie 59 afrykańskich państw, to okaże się, że na takich działaniach tracą do 90 mld dol. rocznie. W całej sprawie najbogatsze państwa świata nie są bez winy. Choć lubią chwalić się programami pomocowymi i rozwojowymi, to tworzą sprzyjające wyłącznie im zasady.
– OECD stworzyła regulacje w sprawie unikania agresywnej optymalizacji, ale kraje słabo rozwinięte i rozwijające się nie są w stanie spełnić ich kryteriów. Powszechnie wiadomo, że to one choć tracą na tym procederze najwięcej. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na fakt, że członkami OECD, którzy stworzyli procedury, są najbardziej uprzemysłowione państwa świata. Sprawą zajmuje się również G20, ale mimo kolejnych deklaracji, postępy nie są satysfakcjonujące – dodaje Marcin Wojtalik z IOG.
By skutecznie walczyć z agresywną optymalizacją, politycy musieliby rzucić wyzwanie największym koncernom i agencjom doradztwa podatkowego w skali globalnej. – Zatrudniani w nich prawnicy doskonale rozumieją na co mogą sobie pozwolić. Oni wiedzą co jest legalne, a co nie. To nie system zerojedynkowy. W przepisach jest wiele niejasności i tylko od sprawności doradcy – prawnika czy księgowego – zależy na ile te możliwości są wykorzystywane przez koncerny – wskazuje Wojtalik. Przypomina, że od wybuchu pierwszej afery „optymalizacyjnej”, temat regularnie powraca w planach przywódców państw oraz urzędników unijnych.