East News

Tutaj mam na przykład cały segregator z okładkami z kaset video z lat 90., sensacyjnych i fantastycznych. A w tym segregatorze trzymam okładki z filmów XXX. Cały plik tego sprzedał mi facet, który prowadził sex shop. Ludzie oddawali często puste pudełka, zachowywali dla siebie kasety. A ja z tego pliku okładek zostawiłem sobie te najbardziej obrzydliwe, nędzne i kuriozalne – mówi Maciej Sieńczyk, rysownik, twórca komiksów, kolekcjoner osobliwości i autor książki "Wśród przyjaciół", w rozmowie z Grzegorzem Wysockim.

Maciej Sieńczyk: Podkreśliłeś całą moją książkę? Dlaczego to zrobiłeś?

Grzegorz Wysocki, Wirtualna Polska: Bo jestem psychopatą.

(śmiech) Jezu, ale naprawdę wszystko podkreślone, zdanie po zdaniu… O, są pojedyncze fragmenty bez ołówka. Czyli podkreślasz wszystko, co nieistotne, a te parę zdań, które ominąłeś, uznałeś za dobre? Fajnie będzie kupić taką książkę za 100 lat w antykwariacie. A nie myślałeś o systemie fiszek?

Nie bardzo.

Niedawno kupiłem na targu książkę od jakiegoś dziada, z dawnymi niemieckimi nowelami. I tam jest napisane, że ona należy do Jarosława Iwaszkiewicza. Nie wiem, czy to prawda. Ale są podkreślone różne rzeczy, które mu, temu domniemanemu Iwaszkiewiczowi, się podobały. I uwagi na marginesach, jego komentarze. Na przykład przy Tomaszu Mannie komentarz: "Marmelada!". Z wykrzyknikiem. A, słuchaj, czy ta twoja Wirtualna Polska ma coś wspólnego z polityką?

*Dlaczego pytasz? *

Bo ja z polityką nie mam nic wspólnego.

Spokojnie, mam świadomość, że nie przyszedłem do polityka. Choć sam nie wiem, do kogo właściwie przyszedłem.

Kurde, no ja też chyba nie wiem.

Jak ty sam siebie postrzegasz? Jako ilustratora, komiksiarza, artystę? Prozaika? Kolekcjonera osobliwości i "obłąkaliów"? Szaleńca, kosmitę?

Udzielę ci odpowiedzi formalnej. Zawodowo rysuję komiksy i robię ilustracje. Na przykład wczoraj zrobiłem ilustrację. I przedwczoraj również zrobiłem ilustrację, czyli tzw. chałturkę, bo z tego się utrzymuję. Jak również piszę felietony dla "Dwutygodnika", aktualnie zalegam z dwoma i muszę je szybko wymyślić. No więc rysuję komiksy i piszę felietony. A tak osobiście to trudno mi powiedzieć, kim jestem. Jestem sobie tym kolekcjonerem różnych rzeczy i czytelnikiem różnych książek. Często kuriozalnych, bo mam skłonność do takiej literatury.

Rozumiem, że tak jak w książce, organizujesz u siebie od czasu do czasu przyjęcia, na które przychodzą różni ludzie, oglądają twoje kolekcje i opowiadają historie?

Nie, co ty, to jest fikcja zupełna.

Nikogo tutaj nie wpuszczasz?

Moje życie towarzyskie bardzo się ograniczyło. Teraz mi się na przykład urodziło dziecko. A kiedy mam czas, to wypełniam go nieustannym tłuczeniem tych chałtur. Wcześniej bardzo często spotykałem się z Pawłem Dunin-Wąsowiczem (redaktor naczelny miesięcznika "Lampa" – przyp. GW), który z kolei przyprowadzał za sobą jakiś sznur swoich znajomych, których ja nie znałem, i których dzisiaj już w ogóle nie pamiętam, bo w ogóle nigdy nie zapamiętuję twarzy. No i siedzieliśmy i piliśmy alkohol. I to trwało jakieś 5 lat, a później się skończyło.

Źródło: Archiwum prywatne

*Przez ten czas wsiąkłeś w środowisko literackie i artystyczne? *

W ogóle nie wsiąkłem w żadne środowisko. Na przykład z galerią Raster czy z "Dwutygodnikiem" mam wyłącznie kontakty zawodowe, a nie towarzyskie. Nie spotykam się u nich w domu ani na imprezach. Nie zapisałem się też do żadnego salonu.

Mimo nominacji do Nike?

Z tą nominacją również wszystko było na odległość, poza samą galą, gdy wręczano nagrodę. Ale impreza szybko się skończyła – i poza wyżerką w postaci koreczków nie mam z niej właściwie żadnych wspomnień. A sto tysięcy złotych przeszło bokiem.

*Może za "Wśród przyjaciół" dostaniesz? *

Nike to nie wiem, ale jakieś nagrody mógłbym już teraz dostać.

*Może Gdynię? *

A ile to pieniędzy?

*50 tysięcy. *

Zawsze coś. A jest tam coś takiego, że pierwsza, druga i trzecia nagroda?

Nie. Ale są osobne kategorie. Proza, poezja, esej. 3x 50 tysięcy.

No, to jest pewna szansa. Ale na razie jakoś szczególne zachwyty na temat "Wśród przyjaciół" nie chcą do mnie docierać. Po moich komiksach zawsze się bardziej zachwycali, a teraz opinie są bardziej umiarkowane i zróżnicowane.

*Może nie ufają komiksiarzowi, który nagle rzucił się na prozę? *

Niektórzy mówią, że to jest po prostu nudne i nie trzyma się kupy. A poza tym, że już to czytali wcześniej w formie felietonów w "Dwutygodniku". Dlatego też, gdy dostałem propozycję wydania tych tekstów w formie książki, zrobiłem z tego coś w rodzaju powieści i dodatkowo natłukłem ilustracji, żeby było coś nowego. Była też bardzo długa praca redakcyjna, korekta, strasznie dużo zgłaszali poprawek, zastrzeżeń, czasami też stylistycznych.

Daj jakiś przykład.

W felietonie o Nike żartowałem sobie z tego, co bym zrobił z tymi 100 tysiącami, gdybym wygrał. Że np. wyjechałbym na chorwacką wyspę Lovdan. No to redaktor mi pisze, że nie ma takiej wyspy. Dalej piszę, że sprzedają tam ser grempuccio. Redaktor sprawdził – taki ser nie istnieje. No, nie istnieje, bo to żarty, które zmyśliłem. W innym tekście napisałem, że wiadomo, że woda jest 2500 razy gęstsza od powietrza. Na to redaktor, że przeprasza, sprawdził w internecie, woda jest tyle i tyle gęstsza od powietrza. I to były takie poprawki, przy których musiałem wyjaśniać, co jest żartem, i które…

Bardzo cię denerwowały.

Bardzo mnie denerwowały. Ale też redaktor Łukasz Najder zwrócił mi uwagę, że koniec książki jest bardzo przegadany i za dużo tam zdań niepotrzebnie udziwnionych. I to była akurat bardzo trafna uwaga i teraz ta ścięta końcówka jest bardziej lapidarna i nie zawiera tylu słownych esów floresów.

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

*A te uwagi stylistyczne – odpuszczałeś i poprawiałeś czy ostro walczyłeś? *

Jeśli chodzi o żarty w rodzaju sera grempuccio czy wyspy Lovdan, walczyłem i nie odpuszczałem, bo usunięcie tego byłoby bez sensu. Były jeszcze ingerencje typu – gdy cytuję jakąś gadzinówkę, chodziło o gazetę "Fala" – zdanie "Zosia dzieckiem występowała w teatrach". Więc przychodzi poprawka, że dopisane jest "będąc dzieckiem". Ja odpisuję, że to po pierwsze cytat i że kiedyś tak się mówiło, że zdarzało się bez "będąc". No to oni, że to by było bardziej czytelne dla współczesnego czytelnika, a ja, że niech będzie nieczytelne, ale niech będzie jak w oryginale. I tak zostało. "Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze". Klasyczny przykład, z Norwida chyba.

*Z Mickiewicza, z "Ody do młodości". *

Masz rację, z Mickiewicza. I mówię - to jest przykład, że tak się stosowało.

Na co usłyszałeś, że nie jesteś Mickiewiczem.

Zaakceptowali i ostatecznie wszystko dobrze się skończyło.

Z tego co mówisz wynika, że "Wśród przyjaciół" powstało przypadkiem i pod przymusem. Zmuszano cię brutalnie do pisania felietonów w "Dwutygodniku", które – w rozszerzonej wersji – ukazały się w formie powieści. Czyli zostałeś prozaikiem, bo dostałeś propozycję, by nim być?

Właściwie tak. Zresztą z komiksami do "Lampy" było podobnie – musiałem je robić pod presją czasu i comiesięcznego obowiązku. Gdybym nie musiał co miesiąc oddawać felietonu, to bym prawdopodobnie nie ruszył ręką ani nogą.

*I "Wśród przyjaciół" nigdy by nie powstało? *

I nikt nie miałby możliwości przeczytania tak dobrej książki, tak.

A z komiksami skończyłeś? "Lampa" przestała się ukazywać, więc nie ma też komiksów Sieńczyka?

Zostało mi jeszcze trochę komiksów, które zrobiłem, a które nie zostały opublikowane, bo "Lampa" padła. Więc myślę o następnym albumie – nawet piszę od jakiegoś czasu scenariusz. Mam nadzieję, że za dwa lata go skończę.

No dobra, to zatrzymajmy się przy prozie. Umiałbyś zachęcić do lektury "Wśród przyjaciół" jakiegoś zupełnie przypadkowego czytelnika, który nie ma pojęciu o twoim istnieniu, nie zna twoich komiksów i wcześniejszych prac?

Nie wiem, czy umiałbym się sprzedać. Chyba nie. Ale powiedziałbym mu, że jest to zbiór dowcipnych tekstów o ludziach, którzy spotykają się na przyjęciu i przerzucają się dykteryjkami.

*Przedstawiasz tutaj różne postaci, ale są one raczej pretekstem do snucia opowieści, bo to proza mocno autobiograficzna. *

Tak, rzeczywiście, nie potrafię sobie z palca wyssać surowca na książkę i żeby to było sugestywne, muszę swoje historie zakorzenić gdzieś w rzeczywistości. Zazwyczaj osnową moich tekstów jest jakieś najistotniejsze wydarzenie, które miało miejsce w danym miesiącu mojego życia. Na przykład to, że kot mi uciekł do piwnicy.

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

Wszystkie te historie są prawdziwe?

Oprócz małych wyjątków, np. wstawek ze snów, które wydawały mi się absurdalne, surrealistyczne i frapujące, wszystko jest prawdziwe.

*Na przykład, że wchodzisz do domów po umarłych, buszujesz po mieszkaniu z trupim jadem… *

Tak, to też prawda. Kilka razy zdarzyło mi się odwiedzić domy po zmarłych. Miałem swego czasu taki nieoficjalny układ z ludźmi, którzy czyścili mieszkania po zmarłych.

Z czyścicielami kamienic.

(śmiech) Tak. I oni mnie wpuszczali do takich mieszkań, do ich piwnic itd. Więc ta historia, że uratowałem kota z mieszkania umarłej kobiety, która się tam rozłożyła i została po niej kałuża z kłębiącymi się muchami, jest prawdziwa. Te mieszkania po zmarłych są bardzo fajne. Dogadywałem się z czyścicielami, coś tam im płaciłem, 50 złotych na przykład, i oni mnie wpuszczali, pozwalali zabrać wszystko, co chciałem. Oni sobie brali rzeczy obiektywnie wartościowe, a ja jakieś pocztówki, albumy, tego typu rzeczy…

*Które oni uważali za tandetę? *

Tak. Ci czyściciele najczęściej mają otwarte okno, pod nim stoi kontener i tam wszystko ląduje. Co się z tym dalej dzieje, trudno powiedzieć. Może gdzieś jest to segregowane, być może na jakimś śmietniku kłębią się ubodzy, którzy to segregują, zabierają i sprzedają na pchlich targach? Coraz częściej śmietniki pod blokami czy kamienicami są zamknięte na kłódkę, a nawet mają elektroniczne zamknięcia, żeby tam bezdomni nie chlali. Często się zdarzało, że menel wchodził do śmietnika z kolegami i tam siedział całą noc i pił, a rano, na koniec, wychodził ze śmietnika, rzucał kiepa i podpalał te śmieci. Więc teraz są kłódki i elektroniczne zamknięcia.

*Twierdzisz, że ginie kultura śmietników i poszukiwań w nich skarbów. *

Sam głównie buszowałem po moim śmietniku. To nie były wyprawy, tylko przypadek – wyrzucałem śmieci i zwykle znajdowałem przy okazji coś fajnego. Ktoś wyrzucał książki, albumy, jakieś walizy z figurynkami. Ale teraz chyba już wszystko musiało zostać wyrzucone, bo skończyło się, jak nożem uciął. Nic praktycznie nie znajduję. Teraz już tylko stare jogurciki.

*Wspomniany Dunin-Wąsowicz buszował po śmietnikach głównie w poszukiwaniu książek. *

Tak, na przykład w czasach "Lampy" brał rower, jeździł po śmietnikach, i nawet z tych podróży pisał okazjonalne teksty.

*Śmieciowe reportaże. *

W jego okolicach niektóre śmietniki są otwarte do dzisiaj, więc wciąż można korzystać. My jesteśmy z Duninem dość podobni, jeśli chodzi o skłonność do zbierania śmieci. A to znalazł jakieś niemieckie przedwojenne książki o telewizorach, a to jakieś inne rzeczy, nogi, protezy…

*Twoja książka nie powstałaby bez twoich kolekcji najróżniejszych rzeczy – od plakatów BHP i ulotek medycznych przez zrywane z słupów "obłąkalia" aż po okładki kaset VHS z lat 90. czy gadzinówki. Twoje zbieractwo, jak rozumiem, zaczęło się już w dzieciństwie i tak zostało? *

To narastało jakoś z czasem. Przypuszczam, że momentem przełomowym było kupienie mieszkania jakieś 15 lat temu. Wcześniej, jak się bujałem po różnych stancjach, nie miałem gdzie tego trzymać. A jako dzieciak zbierałem jak wszyscy – jakieś komiksy, jakieś naklejki…

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

Książki?

Książki miałem od dziecka, ale teraz mi uświadomiłeś, że nie traktuję ich jako kolekcji. Jeśli chodzi o książki, to naprawdę zwariowałem po odkryciu Allegro. Do dzisiaj zresztą siedzę tam jak szalony i kupuję jakieś tony książek.

*Też tak miałem po odkryciu Allegro na studiach. Kupowałem np. karton ze 100 książkami-niespodziankami. *

Ostro! Aż tak to nigdy nie miałem. Widziałem takie aukcje. Np. 25 kilo książek za 20 złotych. I zawsze się zastanawiałem, co za świry to kupują. A to ty. Ja na początku szukałem tam przedwojennej polskiej fantastyki, którą zbierał też Dunin. A później przerzuciłem się głównie na te przedmioty z PRL-u - plakaty, opakowania, różne graficzne artefakty.

Czyli przerzuciłeś się głównie na kupowanie przez internet?

Tak, ale oprócz tego też stadion Olimpii i bazar na Kole, tam też sporo rzeczy nakupowałem. Na Olimpii najczęściej można spotkać tych czyścicieli piwnic, przyjeżdżają jakimś półciężarowym samochodem, otwierają pakę, wynoszą pudła, i wtedy rzucają się na nich maniacy, antykwariusze. Pośród tego wszystkiego biegają jak karaluchy – nawet to sobie nagrałem telefonem, bo nie mogłem się powstrzymać.

Najważniejsza część twojej kolekcji to plakaty BHP z PRL-u. Gdzie je trzymasz?

Na szafie.

Na szafie?

No tak. Muszą być rozłożone, żeby nie były w formie rulonów, więc trzymam je na szafie. Nie mam ich gdzie rozwiesić. Ale marzy mi się zrobienie albumu, który by prezentował wszystkie polskie plakaty BHP, a przynajmniej te, które ja mam.

A ile ich masz?

Mam około 300 różnych oświatowych plakatów. Nikt tego do tej pory, niestety, nie skatalogował. Tu masz ruski album z plakatami BHP, który byłby dla mnie wzorem. Kupiłem go na targach książki na rosyjskim stoisku – powiedzieli mi, że jest to przeznaczone na prezenty dla oficjeli w ambasadzie rosyjskiej i chcieli za to 800 złotych, ale ostatniego dnia targów zmienili zdanie i sprzedali mi za 200.

*Polskie plakaty były wzorowane na tych radzieckich? *

Część tak, niektóre żywcem były brane, szczególnie te z lat 50. Ogólnie polskie plakaty są bardziej malarskie i operują skrótem, są mniej dosłowne. Polskie plakaty z lat 70. były czasem inspirowane pop-artem, jakaś żółta łódź podwodna, różne kolorowe plamy itd. Dotyczy to przede wszystkim plakatów medycznych, które wisiały w przychodniach, a które oczywiście również zbieram. W tym moim albumie byłyby plakaty BHP, ale też plakaty z przychodni czy plansze obrony cywilnej, instruktaże, jak się zachować w przypadku wybuchu bomby atomowej, chemicznej… Zbierałem również etykiety zapałczane z motywami BHP. Bardzo piękne. "Myj się po pracy". "Stosuj takie narzędzia".

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

*Masz jakieś racjonalne uzasadnienie dla tych swoich kolekcji? *

Chyba nie mam. Zbieram PRL-owskie artefakty. Może to jakieś reminiscencje z dzieciństwa? Że szedłem z mamusią do przychodni, brzuszek bolał, nie szło się do szkoły. Nie wiem.

*Ale pamiętasz np. że już w dzieciństwie te plakaty wiszące w przychodniach cię fascynowały? *

Nie. W ogóle mnie wtedy nie fascynowały. To zaczęło do mnie wracać dużo później, jakieś 20 lat temu, gdy to moje pokolenie w ogóle zaczęło się na nowo interesować PRL-em, zrobiła się moda na te rzeczy. Potem Łukasz Gorczyca z Rastra mnie zaraził pocztówkami z PRL-owskimi blokami. Ma ich kilka albo nawet kilkadziesiąt tysięcy.

*Pocztówek z blokami? *

Tak, PRL-owski modernizm. Przychodnie, ośrodki turystyczne, pawilony, kina. Jacyś komunistyczni oficjele wymyślili, że trzeba ludziom pokazać dorobek. Były konkretne wytyczne, jak należy te pocztówki robić, że mają być np. kwiaty, dzieci, słońce ma świecić. Wyobrażam to sobie tak, że jakaś matka z wózeczkiem jedzie, jakieś dziecko idzie, więc ten facet z aparatem szybko leciał, może ich prosił, by się zatrzymali na chwilę, zapozowali trochę… Sam mam ponad tysiąc pocztówek z blokami. Wspaniałe są np. te gigantyczne ośrodki turystyczne, często leżą sobie wymarłe gdzieś na obrzeżach miast. Wlazłem kiedyś do takiego ośrodka…

*W sensie włamałeś się? *

Nie, bo to było otwarte. Wiesz, wchodzę, a tam boazerie, pościel, talerze. Wziąłem sobie kilka takich talerzy funduszu wczasów pracowniczych, bardzo piękne. Ale ja tam trafiłem na resztki, bo już tam menele dawno rozpoczęli swoją biesiadę. Ale jeszcze co nieco mogli tam pozabierać. Boazerię zerwać. I wisiała tam gigantyczna, pusta, przeszklona, wyściełana pilśnią gablota. Drewniana taka, na klucze. Wspaniała była. Przydałaby mi się taka gablota…

*Po co? *

Hmm… Właściwie nie wiem. Może bym ją komuś dał w prezencie? Na przykład Rastrowcom.

Albo Duninowi.

(śmiech) Dokładnie, wrzuciłbym ją Duninowi do pokoju i tam by leżała taka wielka, pomiędzy stosami maszynopisów od grafomanów i kawałków starej pizzy. Albo może bym tę gablotę zawiesił sobie na suficie? Taka gigantyczna gablota. Wspaniała, naprawdę wspaniała.

*Mógłbyś w niej rozwiesić parę plakatów BHP i co jakiś czas zmieniać wystawę. *

Albo plakaty z przychodni, których mam dobrze ponad 100. Plakaty przychodniane. Plus jeszcze kilkaset w formacie A4 i A3, małe plansze, obrazki.

*A współczesne plakaty z przychodni cię nie interesują? *

Zupełnie nie. Takich plakatów już właściwie nie ma. Jeśli istnieją, są brzydkie. Jakieś zdjęcia przetworzone w Photoshopie. Nie ma o czym mówić. Plakaty zostały zastąpione przez reklamy. Dwadzieścia lat temu miałem taką historię, że poszedłem z dziewczyną do działającej przychodni w jej rodzinnej miejscowości i tam wisiał jeszcze plakat z PRL-u, wspaniały, badanie piersi, kobieta z żarówek, jedna z żarówek świeci się ostrzegawczo. Zdjęliśmy ten plakat pod nieobecność pielęgniarek, pod pachę, i uciekliśmy. Za chwilę telefon z przychodni, żeby odnieść z powrotem, bo wszyscy się tam znają, więc wiadomo było, kto ukradł.

*I nie masz tego plakatu? *

Nie mam. I nigdy więcej go już nie widziałem. A ten plakat na pewno w końcu poszedł na śmietnik. Mam nadzieję, ze jeszcze go kiedyś spotkam.

*Tęsknisz za nim? *

Tęsknię za nim, jak za matką, k...a mać. Te plakaty miały całkiem duże nakłady. Trzymali je w magazynach i co jakiś czas wymieniali, na przykład, gdy zetlały. I dzisiaj nie ma tych plakatów, śladów po nich nie ma.

*Jak w ogóle ludzie reagują na te twoje kolekcje? *

Nie wiem, bo ja rzadko spotykam się z ludźmi. Przynajmniej z normalnymi. A nie wiem, co mówią za plecami. Pewnie, że jestem dziwakiem. Dunin również jest poniekąd dziwakiem, więc jemu to nie przeszkadza. Nawet jest mu to, powiedziałbym, miłe.

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

*A tobie? *

Jakby ktoś za mną chodził i mi ciągle powtarzał, że jestem strasznie dziwaczny, to by mi to przeszkadzało. A jak mówią to pod moją nieobecność, to nie sprawia mi to wielkiej przykrości.

*Dobra, czyli tak – zbierasz plakaty BHP, plakaty przychodniane, pocztówki z blokami, etykiety zapałczane. Co jeszcze? *

Gadzinówki, które również zbieram jako kuriozum. Różne druki religijne, np. druki świadków Jehowy. Ale tylko rysowane, bardzo nieudolne, a nie te ich gazetki w stylu indyjskim z fotorealistycznymi rysunkami. Z druków religijnych preferuję oleodruki i nieudolne rysunki. Kupiłem np. cały plik oleodruków od faceta, którego ojciec lub dziadek był drukarzem pod Jasną Górą. Są wspaniałe, bo kolory są niesamowite – te róże bijące po oczach, czyste, grynszpanowe. Gdzieś tutaj w tych segregatorach to powinienem mieć…

*Jak oceniasz wartość artystyczną takich rzeczy? *

No chyba jest mierna, ale wiadomo, że nie o to chodzi. Chociaż to są rzeczy robione np. na podstawie Rafaela, tyle że kompletnie amatorskie. Zobacz, jakie kolory, żarówiaste! W tym segregatorze są wspomniane pocztówki z blokami.

*Również piękne? *

Piękne. Tak jak piękny jest np. konstruktywizm rosyjski. Czasami w tle zdarzają się obyczajowe scenki. Ma to jakiś urok. Tym bardziej jak się to układa w cykle, w jakiś taki halucynacyjny ciąg.

A tutaj masz segregator pt. "Różne ulotki".

Tak, i w nim trzymam różne ulotki. Nie ukrywam tego.

*A czy umiałbyś zdefiniować, co dla ciebie jest piękne? *

Nie posługuję się za bardzo kategoriami piękna. Raczej mówię, że coś mnie fascynuje. Albo nie.

Rozmawiałem ze Stasiukiem, i on na przykład krytykował Toskanię…

O, dobry trop! Byłem ostatnio we Włoszech i tam jest pięknie. Czułem, że to jest ewidentne piękno. Chodziłem pomiędzy tymi starymi domami… W Padwie chyba? Już nie pamiętam, gdzie byłem. Przyroda niesamowicie bujna, maleńkie miasteczka jak stare domki z cukru, ci ludzie jacyś tacy inni, mają swój styl, taka prostota, ale niewymuszona. Piękne miasta we Włoszech, piękna prowincja, piękne cmentarze…

*Tak, ale dążę do tego, że Stasiuk tę Toskanię właśnie krytykował. Że to według niego za ładne, a jak coś jest za ładne, to go nie interesuje. Woli, jak jest ciekawe, dziwne, rozpier…lone. *

Też tak mam, ale jednocześnie mam świadomość, że istnieją rzeczy ewidentnie pięknie. I Toskania to bardzo dobry przykład piękna.

No a na przykład "Mona Lisę" uważasz za piękną?

Uważam. I klasyczne malarstwo, klasyczną rzeźbę, też uważam za piękne. A jednocześnie piękne są papiery pakowe z PRL-u, które pokazywałem jakiś czas temu w galerii Raster. Są to wielkie płachty z nadrukami – Społem, Społem, Społem, Społem. Albo jakieś abstrakcyjne geometryczne wzory. Dom Towarowy jakiś tam. Wielkie efektowne płachty, niektóre szare, niektóre kolorowe.

*Bardzo hipsterskie te twoje kolekcje. *

Tak, to teraz bardzo modne, te artefakty z PRL-u. Ale sam chyba nie jestem hipsterem. Właściwie nie wiem, co to znaczy, choć przypuszczam, że objawy są takie same. Być może dla mnie te fascynacje są bardziej organiczne, naturalne.

*Pijesz sojową latte i pieczesz chleb w domu? *

Jeszcze nie, ale nie wykluczam tego. Na razie nie jestem jeszcze na etapie picia latte. Ale może jakiś chleb rzeczywiście upiekę?

*Zbierasz też różne stare gazety, na przykład "Gońca Aferalnego". Co to było za pismo? *

Coś w rodzaju "Skandali", tylko bardziej nastawione na erotykę. Wyssane z palca opowiadania o treści erotyczno-sadystycznej. Zbierałem to kiedyś. Pismo było popularne jak "Detektyw", normalnie dostępne w kioskach. I często widziałem ludzi czytających "Gońca" w drodze do czy z pracy, w pociągu, w autobusie. To było pismo obrzydliwe pod każdym względem. I nie myślę tu nawet o treści, tylko o obrzydliwej szacie graficznej, śmieciowym papierze, nieudolnych rysunkach, jakiejś gołej babie z jednym okiem na jednej wysokości, a drugim na innej itd.

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

*Mówiliśmy o uzupełnianiu kolekcji na Kole czy Olimpii. Ilu jest tam według ciebie prawdziwych zbieraczy i freaków, a ilu jakichś hipsterów czy statecznych mieszczan, którzy szukają jakichś przypadkowych przedmiotów do swoich salonów i których łatwo naciągnąć? *

Widuję tam takich i takich. Są ludzie, którzy wyglądają jak Jacek Dehnel, w tużurkach, z laseczkami, dandysi warszawscy, którzy się ubierają gustownie, bo mają taką fantazję. Inni to są jakieś takie dziady z rozwianym włosem, którzy wyglądają jak sprzedawcy, ale oni też kupują. Tacy maniacy jak ja, kupują sobie tylko znanym kluczem jakieś rzeczy, stare gazety, jakieś ohydne obrazki. I oni z szaleństwem w oczach wsiadają później do tramwaju i gdzieś tam jadą, w swoim kierunku. Ale Koło podupadło, od kiedy jest Allegro. Coraz więcej chłamu. Świetna jest Olimpia, choć zależy, co zbierasz. Do książek Allegro. Ustawiasz hasła kluczowe i po latach okazuje się, że znajduje ci jakąś książkę, której pragniesz od dawna. Teraz kupiłem na przykład "Miłość u obłąkanych" Lombroso. Znalazłem ją po 10 latach.

Kupujesz takie rarytasy i od razu rzucasz się oszalały do lektury?

Nie powiem, że od razu, ale kupuję te dziwactwa, żeby je rzeczywiście przeczytać, choć zazwyczaj nie mam czasu. Jak robię rysunki to najczęściej przeglądam albumy, jakiś Piranesi, Durer… A jak zabieram się do felietonu, to biorę Lambrosa albo Nervala, i napawam się tą staroświecką, dziwaczną i jednocześnie zabawną frazą.

*A potem, zainspirowany, siadasz i piszesz swoje? *

Jeden felieton piszę przez około miesiąc. Najpierw gromadzę sobie zdania, czasem większe fragmenty do pliku tekstowego. A później te zdania łączę w myśli i zbitki słów. Układam jak puzzle, z kawałków. Komiksy kiedyś też tak robiłem. Najpierw rysowałem tułów, później rączka, oczy osobno robiłem w Photoshopie… I tą samą metodą się posługuję przy pisaniu.

*A jeśli chodzi o książki, które kupujesz – czymś się tutaj kierujesz? To przypadkowa zbieranina czy lista, z której zbierasz kolejne pozycje? Jest metoda w tym szaleństwie? *

Nikt mi nie podpowiada, co kupować, bo nie znam ludzi, którzy szukaliby tych samych tytułów, co ja. Może wyjąwszy Dunina, bo obaj zbieraliśmy tę przedwojenną fantastykę na przykład. Aktualnie np. zbieram książki, które mają fajne okładki. Wszedłem na taki profil na Facebooku, gdzie zbierają się kolekcjonerzy starych okładek sprzed 1949 roku. I tak mnie to zafrapowało, że również zapragnąłem mieć książki z fajnymi okładkami. No i mam.

*A co to za dziwne wydanie Verne'a? *

A tak, pan Andrzej Zydorczak wydaje kolejne tomy Verne'a własnym sumptem, w nakładzie 200 egzemplarzy. Mieszka gdzieś na Śląsku, sam to tłumaczy i sam wydaje. Ma ambicję wydania wszystkich dzieł Verne'a. Kupuję to z sentymentu, bo Verne był moim ulubionym pisarzem w dzieciństwie. A tu z kolei mam taką efemeryczną książkę wydaną na początku lat 90., "Nie mówcie o nich ludzie-potwory", gdzie znajdziesz zebrane zdjęcia i opisy wszystkich ludzkich kuriozów.

*Boże! *

No, fascynująca rzecz! Cudeńko, prawda? Miała być jeszcze druga część, ale wydawnictwo pewnie padło, zanim się rozkręciło. O, zobacz.

*Najsłynniejszy karzeł świata. Bezręcy, beznodzy i ludzie-kadłuby. Ludzie o gumowej skórze. Ludzie-korkociągi… *

Dokładnie tak. Same fakty, sama prawda. Kupiłem to w skupie makulatury, który również był dla mnie niezłym źródłem kuriozów.

*A kuriozalne okładki książek z lat 90. cię nie interesują? *

Książek nie, ale interesują mnie okładki z kaset video z lat 90., sensacyjne, fantastyczne i erotyczne. Tutaj mam cały segregator z tymi okładkami. Kupowałem te kasety na targu, po czym mówiłem facetowi: "Kasety u pana zostawiam, zabieram okładki".

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

Jak na to reagowali?

Byli zadowoleni, że mogą jeszcze raz to samo sprzedać, tyle że bez okładki. Płaciłem 2-4 złote za kasetę.

*A te filmy cię nie interesowały? "Inwazja grzechotników"? "Szpony orła"? "Miecz śmierci"? Wydają się bardzo ciekawe. *

Nigdy nie miałem magnetowidu. O, tu zobacz. Film z Bruce'em Lee, ale to już nie jest Bruce Lee, tylko nazywa się inaczej, bo prawdziwy Bruce Lee umarł.

*Czyli nie tylko PRL, ale lata 90. również jako zbieracza cię interesują? *

Tak, ten okres zamętu i chaosu, ale tylko niektóre rzeczy. Tych okładek też nie skupowałem jak leci. Tylko te, które mnie zafascynowały. Muszą być strasznie obrzydliwe, nędzne i tandetne. Albo z Godzillą.

*Jesteś fanem Godzilli? *

Nie. A tu z kolei masz kolekcję okładek kaset z filmami XXX.

*Nie wiedziałem, że takie hardkory już wtedy wychodziły w Polsce. *

No, a zobacz dalej… "Atomic Fuck", wszyscy są w maskach gazowych.

*Czy twoja dziewczyna widziała tę kolekcję? *

Wszyscy widzieli. Cały plik tego sprzedał mi facet, który prowadził sex shop. Ludzie oddawali często puste pudełka, z okładkami. Zachowywali dla siebie kasety. A ja z tego pliku okładek zostawiłem sobie te najbardziej kuriozalne.

*Szkoda, że nie pokażemy tego czytelnikom WP. *

No, pewnie zaczęliby protestować pod waszą siedzibą, gdyby to zobaczyli. O, a tę zobacz, jakie koszmarne! Cudowne!

A czy umiałbyś wymienić….

Swoje trzy ulubione okładki XXX?

Nie, nie. Chciałem zmienić temat i wrócić do literatury.

A, okej.

*Czy umiałbyś wymienić swoich trzech ulubionych autorów? *

Bardziej konkretne książki niż autorów. Na pewno "Inferno" Strindberga, gdzie opisuje okres swojego szaleństwa pod koniec życia. Miał manię prześladowczą, wydawało mu się, że go trują, atakują różnymi aparatami elektrycznymi, wszędzie widział jakieś znaki, mała zwinięta karteczka wydawała mu się twarzą dziecka, itd. Na pewno też "Locus Solus" Raymonda Roussela. I jeszcze "Przygody Sindbada Żeglarza" Bolesława Leśmiana. Z pisarzy ważni są dla mnie też wspomniany już Cesare Lombroso, Gerard de Nerval i Edgar Allan Poe. Poe bardzo dobrze pisał, był świetnym pisarzem, w przeciwieństwie np. do Lovecrafta, którego uważam za autora literatury brukowej.

*No dobra, to jeszcze o polityce chwilę pogadajmy… *

W ogóle mnie polityka nie interesuje.

*Nie masz poglądów? *

Właściwie to nie wiem, jakie mam poglądy. Trudno powiedzieć. Jedyne zlecenia, które dostaję, są od środowisk raczej liberalnych, "Wysokie Obcasy", "Newsweek", "Dwutygodnik". Nigdy "Nasz Dziennik", "Gazeta Polska" czy "WSieci" nie zgłaszają się do mnie z propozycjami ilustracji.

A chciałbyś, by się zgłaszali?

Jest mi to obojętne. Do "NIE" Urbana bym nie rysował.

Czyli tym, co dzieje się w Polsce, się nie przejmujesz?

Absolutnie się nie przejmuję. Nie zauważyłem żadnej różnicy przez ostatnie 25 lat. Żadnej zmiany. Ani na dobre, ani na złe. Jestem zadowolony z tego, jak jest. Żyję sobie na uboczu. Nie widzę zmian w swoim życiu. Najważniejsze, że są zlecenia.

Czyli gazet też nie czytasz? Nawet tych, w których są twoje ilustracje?

Biorę je do ręki, gdy przychodzi do mnie Dunin. Wyciąga z torby 10 gazet i mi je zostawia. Ale mnie to po prostu nudzi. Nie czytam. Wywalam do śmieci. Książki lubię czytać. Gazety kiedyś czytałem w pociągu, jak jeździłem na studia.

*Czyli wyłącznie stare gazety cię interesują? *

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

Już prędzej, ale też nie bardzo. Bardziej je zbierałem niż czytałem. "Skandale" na przykład. Fascynował mnie czas przełomu, chaos lat 90. "Skandale" były o tyle fajne, że mieli niezwykle efektowne okładki, fotomontaże, nieudolnie łączone twarze bestii z twarzami ludzi. Było też takie pismo "Nowy Detektyw", z mocną czerwienią, fotomontaże, jakieś takie czarne sylwetki. Pokażę ci, co jeszcze zbieram. Czasopisma o BHP.

*"Przyjaciel przy pracy". *

Całe czasopismo poświęcone zasadom BHP. Wspaniałe miniplakaty na okładkach. Rzadko można to kupić, bo każdy to chyba wyrzucał. Ale nakłady takich pism były duże.

Rozumiem, że podczytujesz "Przyjaciela przy pracy" w każdej wolnej chwili?

Co ty… No jak można czytać artykuły o wózkach widłowych i ich specyfikacji?

*W książce piszesz, że sam próbowałeś być szaleńcem. Że szukałeś w sobie objawów obłędu. *

To był taki żart w ramach zakitowania tekstu. Żeby było więcej treści.

Czyli obłęd interesuje cię tylko jako obiekt badań i fascynacji?

To jest taka, powiedzmy, dekadencka fanaberia hipstera.

A teorie spiskowe cię nie interesują?

Teorie spiskowe nie, choć UFO interesowało mnie od dzieciństwa. Kupiłem sobie bardzo ciekawą książkę. O zdarzeniu w Emilcinie, kiedy to doszło do bliskiego spotkania z UFO i jego załogą. "Tajne operacje. PRL i UFO". Książka poświęcona jest tylko jednemu przypadkowi, z 1978 roku, kiedy to rolnik Jan Wolski stał się świadkiem epokowego wydarzenia.

*I wszystko to, oczywiście, na faktach? *

Jak najbardziej na faktach! Pominąwszy fakt, że UFO nie istnieje, to mamy tutaj opisany jak najprawdziwszy przypadek rolnika, który widział UFO. A tutaj masz okolicznościowy pseudobanknot wydany z okazji tego, że ten rolnik widział UFO.

Źródło: Archiwum Macieja Sieńczyka

*Fani UFO w Polsce wciąż istnieją? *

Coraz ich mniej, niestety. Podobno UFO przestało się pojawiać, jak napisano w ostatnim numerze czasopisma "UFO", które również przestało istnieć.

Jak rozumiem przeczytałeś tę prawie 800-stronicową księgę?

Oczywiście. A tutaj masz drugą książkę, również poświęconą wyłącznie temu wydarzeniu. Kupiłem ją w liceum będąc początkującym ufologiem. Tutaj masz przesłuchania tego rolnika, Jana Wolskiego.

Zastanawiam się jeszcze, czy umiałbyś wyobrazić sobie siebie…

Za 100 lat?

Nie. Czy umiałbyś sobie wyobrazić siebie w normalnej robocie, że np. siedzisz przy biurku od 9 do 17?

Pracowałem kiedyś w wydawnictwie ginekologiczno-położniczym, gdzie byłem sekretarką. To był chyba początek lat 90.

I co tam robiłeś?

Rysowałem jakieś medyczne rycinki, ale to był margines mojej działalności. Głównie wydzwaniałem po szpitalach i zbierałem informacje do jakiejś ankiety, którą właściciel wydawnictwa miał zamiar spożytkować w celach komercyjnych. Bardzo było to nudne. Ale chodziłem do pracy na godzinę 9 albo 10, nie pamiętam.

I byłeś wtedy szczęśliwym człowiekiem?

Byłem bardzo nieszczęśliwy. Od tamtego czasu nigdzie nie pracowałem na stałe. Jakoś da się wyżyć, pod warunkiem, że przychodzą zlecenia. A na razie przychodzą.

Same?

Właściwie tak. Dzwonią do mnie bardzo różni ludzie. Np. ostatnio z ambasady węgierskiej. Skończyłem niedawno jakąś planszę dla nich.

Wszyscy, którzy do ciebie dzwonią, wiedzą, czego mogą się po tobie spodziewać?

Zwykle tak. Czasami zdarzają się poprawki lub uwagi od wydawnictw albo autorów, którym coś się nie podoba w ilustracjach albo na okładkach. Np. dla Pawła Dunin-Wąsowicza narysowałem kiedyś okładkę do "Wojny polsko-ruskiej" Masłowskiej, która to okładka wydała mu się za bardzo abstrakcyjna. Był tam jakiś taki biały proszek, niby kokaina, na tle morza, i jakieś stylizowane literki. I on powiedział, że to nie jest dobre, i że chce, by to była bardziej literacka okładka, i powiedział mi dokładnie, co ma na niej być. W efekcie powstała bardzo nędzna okładka.

A robisz rysunki na zamówienie klientom indywidualnym?

Zdarza się. Zgłosił się na przykład do mnie chłopak, bym namalował jego dziewczynę. Albo był taki chłopak, który się zgłosił do mnie, że zrobił mi kiedyś zdjęcie z jego żoną. Podeszli do mnie na jakiejś wystawie…

To musiał być mój przyjaciel, Patryk Stanik!

Ale on nie był z Warszawy.

*Z Krakowa jest. I to nie była wystawa, tylko ostatnia impreza "Lampy". Żona Patryka cię kocha, kto wie, czy nie bardziej niż swojego męża. *

Kurczę, możliwe, że tak było. Nie znałem tych wszystkich intymnych szczegółów. Ale to bardzo możliwe. Ja mam bardzo słabą pamięć do takich rzeczy. W każdym razie, zgłosił się i taką ilustrację zrobiłem. Czasami ktoś chce, żebym mu zrobił jakiś portret. Albo np. jakiś gość zobaczył rysunek w "Wysokich Obcasach" i mówi, że chce go kupić. Ja mówię, że dawno go nie mam, a facet chce bym mu narysował identyczny, więc drukuję ten stary z "Obcasów" i powielam kropka w kropkę.

*No to powiedz jeszcze, gdzie byś widział siebie za 100 lat? *

Chętnie bym widział to tak, że przychodzi do mnie milioner i mówi, że jest moim wielkim fanem i wpłaca mi na konto, dajmy na to, 10 milionów.

I co wtedy robisz?

Przypuszczam, że wtedy już nic nie robię. Nie mam żadnej motywacji finansowej ani żadnej innej. Może coś bym sobie zbierał. Może bym pisał następną książkę, ale to by trwało bardzo długo. Może 20 lat.

*Może obrazy byś malował? *

Studiowałem malarstwo przez 6 lat.

*I co się stało z twoimi obrazami? Istnieją? *

Chyba zostawiłem je na Akademii. Albo wyrzuciłem na śmietnik. Były bardzo nędzne.

Rozmawiał: Grzegorz Wysocki, WP Opinie.

Maciej Sieńczyk (ur. 1972) – polski rysownik, ilustrator, twórca komiksów. Związany z miesięcznikiem "Lampa" oraz Galerią Raster. Zilustrował m.in. trzy książki Doroty Masłowskiej, "Filtry" Adama Wiedemanna i wznowienie "Lubiewa" Michała Witkowskiego. Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża wydało jego albumy autorskie – "Hydriola", "Wrzątkun" oraz "Przygody na bezludnej wyspie". Ten ostatni znalazł się w finale Nagrody Literackiej Nike. "Wśród przyjaciół" to jego debiut prozatorski.

Książka Macieja Sieńczyka może wywoływać skojarzenia z "Dekameronem" Boccaccia, bo i tu kulturalne towarzystwo zabawia się wyrafinowanymi opowieściami. "Wśród przyjaciół" to również popis umiejętności narracyjnych i hipnotycznych Gospodarza, arcyopowiadacza, nadwiślańskiej Szeherezady, a zarazem – ignoranta, mitomana i bufona. Gospodarz z dyskretną swadą prawi godzinami o swoich przygodach i pasjach. Kolekcjonowanie ulotek medycznych i starych plakatów BHP, oglądanie zamkniętych fabryk, opuszczonych domów, cudzego życia, z którego zostają przedmioty i zapachy, rysowanie komiksów, badania nad okupacyjną literaturą propagandową, twórczość obłąkanych, sąsiedzka pomoc, poezja rymowana, sporadyczne wyjazdy zagraniczne, w tym all inclusive na Krecie, dyskopatia. To uczta popisów i bujd.