Anna Jastrzębska , 15 grudnia 2017

Setki karatów pragnień

Getty Images

Mają swoje imiona, strony w Wikipedii i legendy. Doprowadzały do zabójstw i rzucania klątw, wywoływały konflikty polityczne. Bezustannie budzą pożądanie. Najsłynniejsze drogocenne kamienie w historii ludzkości.

"Brutalne fakty są takie: 1. To my mamy diament Koh-i-noor, niezależnie od tego, czy posiadanie go jest uzasadnione prawem. 2. Nie oddamy diamentu, wspierając się jak najbardziej przekonującymi argumentami". Tak brzmiała "robocza" notatka sporządzona przez wysokiego rangą urzędnika Wielkiej Brytanii. Oficjalna odpowiedź skierowana do Pakistanu była nieco bardziej dyplomatyczna. Tłumaczono w niej, że od wieków władcy, radżowie, sułtani i rządy dopuszczali się niewiarygodnych wręcz niegodziwości i bezeceństw, by go zdobyć. I że doprawdy trudno określić prawowitego właściciela kamienia, skoro tyle już razy przechodził z rąk do rąk.

Ów kamień to wyjątkowa piękność. Koh-i-Noor, czyli 186-karatowa "Góra światła". Według jednego z władców Mogołów "warty połowy dziennych wydatków całego świata”. Wcale nie największy, ale z pewnością jeden z najbardziej legendarnych i krwawych brylantów w dziejach ludzkości. Być może najstarszy ze znanych dzisiaj – niektórzy twierdzą, że jego losy sięgają 3 tys. lat przed naszą erą (Hinduiści uważają nawet, że kamień należał do samego boga Kryszny), choć pierwsze potwierdzone wzmianki o klejnocie pojawiły się dopiero na początku XIV wieku.

Nie wiadomo, kto i gdzie go znalazł, przyjmuje się, że było to w kopalniach Bindżapuru w Indiach – kraju, który do XVIII wieku był wyłącznym producentem diamentów na świecie. Jego mieszkańcy do dziś wierzą, że Koh-i-noor został odkryty na czole noworodka porzuconego nad brzegiem rzeki Jamuna. Oseska zaniesiono wraz z błyskotką na dwór władcy, dziecko okazało się Karną, synem Boga Słońca, a kamień (podobno wówczas miał 600 karatów!) został osadzony w posągu boga Sziwy na miejscu mistycznego trzeciego oka.

Diament stracił 43 proc. wartości

Źródło: Getty Images

Tyle legendy i przypuszczenia. Na pewno wiadomo za to, że o "Górę światła" bili się Afgańczycy i Persowie, Hindusi i Sikhowie. W końcu diament został skonfiskowany przez oddziały Kompanii Wschodnioindyjskiej i przewieziony w 1850 roku do Wielkiej Brytanii – wraz z ostrzeżeniem, że ciąży na nim klątwa. Rzadki okaz ma przynosić śmierć przedstawicielom płci męskiej; bezkarnie mogą go nosić tylko bóg lub kobieta... (pod względem siły oddziaływania przekleństw bije go chyba tylko legendarny Hope, błękitny diament, przez niektórych mylony ze słynnym "Sercem Oceanu" z "Titanica" Jamesa Camerona. 45,5-karatowe, szafirowe cudo, wydobyte w Golkondzie w Indiach, miało przynosić nieszczęście wszystkim swoim właścicielom, bez podziału na chłopców i dziewczynki).

Już w 1851 roku uznano, że blask "Góry Światła" nie jest wystarczający, więc małżonek królowej Wiktorii, książę Albert, zlecił oszlifowanie. Prace trwały ponad miesiąc, kosztowały 8 tysięcy funtów i były tak owocne, że w ich wyniku diament stracił 43 proc. swojej wartości – został odchudzony do 105 karatów.

W 1911 roku Koh-i-Noor, a właściwie to, co z niego zostało, umieszczono w koronie królowej Marii, babki Elżbiety. Do dziś zdobi też koronę królowej-matki (zdobi przód krzyża nad obręczą insygnium) i spoczywa w londyńskiej Tower, w kolekcji klejnotów koronnych. Mimo że Brytyjczycy są mocno przywiązani do zdobytego jako łup wojenny kamienia, nieustannie o jego zwrot dopomina się Pakistan (z terenu którego błyskotka została zabrana). To właśnie w odpowiedzi na żądania pakistańskiego premiera została w 1976 roku sporządzona przytoczona na początku tego tekstu notatka.

I choć wciąż nie ustają prośby, groźby i nawoływania (ostatnio mierzył się z nimi premier David Cameron), nic nie wskazuje na to, by Wielka Brytania zmieniła zdanie. Z pewnością jednak losy diamentu świetnie ilustrują pożądanie, jakie w ciągu kolejnych stuleci wzbudzały drogocenne kamienie. A miłość do nich nie słabnie.

Różowa gwiazda

Walka była krótka, ale zażarta. Pełna napięć i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Toczyła się między trzema rywalami, a zakończyła ją odłożona słuchawka. Z jednej strony trzymał ją Ted Smith, CEO domu aukcyjnego Sotheby’s (który zorganizował aukcję), z drugiej zaś – Henry Cheng Kar-Shun, szef Chow Tai Fook, słynnej firmy jubilerskiej z Hongkongu. To właśnie tam w kwietniu br. doszło do sprzedaży najdroższego obecnie na świecie diamentu.

Jest nim Pink Star, ważąca 59,6 karata "Różowa Gwiazda" . "Prawdziwy skarb natury" i, jak twierdzą eksperci, największy i najczystszy różowy diament kiedykolwiek odkryty. Poszedł pod młotek za "jedyne" 63 mln dol. Ale do tego doszły milionowej wartości prowizje, co spowodowało, że unikat wydobyty w 1999 roku w jednej z afrykańskich kopalni koncernu De Beers został zamieniony na 72 mln dol. Tym samym ustanowił rekord świata.

Daleko w tyle zostawił dotychczasowego posiadacza tytułu najcenniejszego klejnotu w historii. Przez niecały rok dzierżył go przepiękny i niezwykle rzadki, błękitny Oppenheimer Blue, w maju 2016 sprzedany w domu aukcyjnym Christie's za 57,6 mln dol. Pink Star zdeklasowała również dotychczasowego rolls royce’a pośród różowych świecidełek. Graff Pink o wadze zaledwie 24.78 karata, w 2010 roku sprzedany za 46,2 mln dol., musiał pożegnać się ze swoim "fejmem".

Co zabawniejsze, ustanawiając historyczny rekord, "Różowa Gwiazda" tak naprawdę wcale go nie ustanowiła. Ba! 4 lata wcześniej sama siebie pobiła. W listopadzie 2013 roku w Genewie została bowiem sprzedana za kwotę 83 mln dol. Tyle zaproponował na aukcji Isaac Wolf, amerykański szlifierz diamentów. Ale jak przyszło co do czego, okazało się, że nie ma jak zapłacić za piękność.

Hity najbardziej spektakularnych transakcji

Źródło: Getty Images

Choć Pink Star na razie nie ma sobie równych, jeśli chodzi o cenę, to nie była w stanie pobić innego rekordu, jak się wydaje, nie mniej ważnego w biżuteryjnym świecie. Mowa o tym, ile wynosi wartość błyskotki w przeliczeniu na jeden karat. Z wynikiem zaledwie 1,2 mln dol. "Różowa Gwiazda" okazała się zaledwie "ubogą krewną" błękitnego, 12-karatowego diamentu Blue Moon, który w 2015 r. w Genewie został sprzedany przez Sotheby’s za 48 mln dol. – w przeliczeniu na jeden karat wychodzą zwycięskie 4 mln.

Sporo? Nie ma co się dziwić. Różowe i błękitne diamenty to obecnie absolutne hity najbardziej spektakularnych transakcji na świecie. Dla porównania: próba sprzedaży The Tiffany’s Yellow Diamon, czyli najsłynniejszego żółtego kamienia (a zarazem największego żółtego diamentu, jaki kiedykolwiek odkryto), została podjęta w 1972 roku i mówiło się wówczas o sumie 5 mln dol. Do transakcji jednak nie doszło.

Dzięki temu 128,5-karatowy klejnot (po oszlifowaniu, bo w momencie odkrycia w 1877 lub 1878 w Kimberly w RPA ważył drugie tyle – 287,4 karaty!) w całej historii nosiły tylko dwie kobiety. Pierwszą była Shieldon Whiehouse w 1957 roku na balu Tiffaniego, a następnie Audrey Hepburn w roku 1961 roku podczas promocji filmu "Śniadanie u Tiffaniego" (później kamień został osadzony w broszce zaprojektowanej przez uznanego projektanta Jeana Schlumbergera, w której to oprawie pozostaje do dzisiaj).

Z kolei największy zielony diament świata, nazywany Zielonym Drezdeńskim, o masie 40,7 karatów, od XVII w. stanowi część saskich klejnotów koronnych. Spoczywa sobie spokojnie w Grünes Gewölbe w Dreźnie i nikt nie myśli o wystawieniu na aukcję unikatowego świecidełka w kolorze zielonego jabłka.

I choć prawdopodobnie wśród większości zwykłych zjadaczy chleba większe emocje od wyżej wymienionych budzą chociażby diamenty Elizabeth Taylor czy Grace Kelly, sumy w tym przypadku mówią same za siebie.

Jeśli chodzi o tę pierwszą, liczni mężowie legendy Hollywood podzielali pasję swej wybranki serca. Mimo to nawet najcenniejszy obiekt w kolekcji Taylor – pierścionek zaręczynowy z 33,19-karatowym diamentem od Richarda Burtona – w grudniu 2011 roku na aukcji został sprzedany za "zaledwie" 8,8 mln dol.

Elizabeth Taylor i Richard Burton

Elizabeth Taylor i Richard Burton

Źródło: Getty Images

10,47-karatowy dowód miłości, otoczony dwoma mniejszymi diamentami, który gwieździe ekranu Grace Kelly podarował książę Monako, robi jeszcze mniejsze wrażenie. Dziś jest wyceniany na "jedyne" 4 mln dol.

Gwiazdy Południowej Afryki

To miał być rutynowy obchód. Frederick Wells, kierownik kopalni Premier w RPA (okolice Pretorii), znajdował się ok. 18 stóp pod powierzchnią, gdy jego uwagę nagle zwróciła lśniąca bryła tuż nad jego głową. Wells nie był w ciemię bity, szybko więc zorientował się, że ta kula światła to ogromny diament. Nie mógł się chyba jednak spodziewać, że będzie tak wielki! Znaleziony przypadkiem w 1905 roku kamień pozostaje największym i najczystszym ze wszystkich do tej pory znanych.

Klejnot w stanie surowym ważył – uwaga – 3106 karatów (a pierwotna postać wskazywała na to, że był jeszcze większy) i został nazwany na cześć magnata diamentów, sir Thomasa Cullinana. Białego kruka kupiły władze południowoafrykańskiego Transwalu. Po czym nieoszlifowany jeszcze kamień… podarowały w prezencie synowi brytyjskiej królowej Wiktorii, Edwardowi VII. Cudo podobno dotarło do Londynu za pośrednictwem poczty, w niepozornej paczce ze znaczkiem.

Szlifierz zemdlał z wrażenia

Król polecił oszlifować kamień w Amsterdamie niezrównanym wówczas w branży jubilerskiej braciom Asscher. Podobno gdy w 1908 roku, po wielu miesiącach studiowania struktury błyskotki i obmyślania strategii działań, udało się wykonać mistrzowskie cięcie, szlifierz aż zemdlał z wrażenia. Potem trzech specjalistów przez 8 miesięcy obrabiało pozyskany materiał.

Blue Moon

Blue Moon

Źródło: Getty Images

Z diamentu Cullinan uzyskano łącznie 105 brylantów (9 dużych i 96 mniejszych) o łącznej masie 1063,65 karata, co oznacza, że na "zabawach" szlifierzy stracił blisko 65 proc. swej masy! Nie zmienia to faktu, że rozmiary dwóch spośród dziewięciu największych klejnotów (w 1937 roku wmontowano je w brytyjskie insygnia państwowe) wciąż wielu przyprawiają o szybsze bicie serca. Wielka Gwiazda Afryki, czyli Cullinan I, liczy sobie 530, 2 karata, a Cullinan II, nazwany Drugą Gwiazdą Afryki, waży 317,4 karata.

Czy i największy diament świata zostanie wkrótce zdeklasowany? No cóż, poszukiwania bezustannie trwają. A Azjaci, którzy w ostatnich latach stali się na rynku drogocennych błyskotek potęgą, trzymają portfele w pogotowiu.