Anna Jastrzębska , 13 października 2017

Syberyjskie złoto. Na tropie łowców kłów mamutów

Amos Chapple, Amos Chapple/RFE/RL

Dobre zdjęcie najłatwiej jest zrobić tam, gdzie panują najtrudniejsze warunki. Przekonuje o tym Amos Chapple, fotoreporter Radia Wolna Europa, który dokumentował już życie w najzimniejszym miejscu na Ziemi i portretował radioaktywne renifery. W fotoreportażu "The Mammoth Pirates" (Mamuci piraci) przedstawia kulisy pracy łowców kłów mamutów na Syberii. Nielegalnie karmią chiński rynek, który w "białe złoto" ładuje miliony.

Anna Jastrzębska: Mam mówić do ciebie Amos, czy powinnam używać przydomka, jaki został ci nadany w czasie "polowania" na kły mamutów?

Amos Chapple: (śmiech) Zostańmy przy moim prawdziwym imieniu. Mother..cker – tę ksywkę zyskałem z powodu komarów. Przeklinałem je bardzo w czasie naszej wyprawy. Gdy tylko wyszedłeś z namiotu, obsiadały cię natychmiast i w uszach cały czas słyszałeś to nieznośne bzyczenie. Wszystkie środki mające za zadanie je odstraszać działały tylko na chwilę, po czym znów obsiadała cię chmara. To było piekło na ziemi.

Jak to się stało, że do tego "piekła" trafiłeś?

Wiosną 2016 r. robiłem materiał o kierowcach ciężarówek na Syberii. Wybrałem się z nimi w trwającą ok. 2 tygodni wyprawę i pewnego dnia jeden z chłopaków powiedział: jeśli myślisz, że to jest niebezpieczne zajęcie, to musisz zobaczyć, co robię latem. No więc pojechałem i zobaczyłem.

Autor: Amos Chapple

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Co dokładnie?

Pracę "mamucich piratów", jak ich nazwałem. Każdego lata ruszają w wyznaczone miejsca i przy użyciu pomp wodnych zaprojektowanych dla straży pożarnej – nie pamiętam teraz ceny, ale wiem, że są bardzo drogie – przeszukują teren. Kierują strumień wody na zbocza i wymywają ziemię, odsłaniając to, co jest w niej ukryte: szczątki pradawnych zwierząt. Miałem okazję widzieć takie znaleziska kilkanaście razy, to było niesamowite doświadczenie.

Co zabawne, łowcy kłów mamutów niewiele wiedzą o tych zwierzętach. Gdy pewnego razu z nimi rozmawiałem, usłyszałem, że mamuty żyły razem z dinozaurami. Nie dali się przekonać, że kości, które znajdują, mają 20 – 30 tys. lat. Byli przekonani, że raczej milion.

Autor: Amos Chapple

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Nie przeszkadza im to nielegalnie sprzedawać swoich znalezisk?

Przekonują ich pieniądze. Na sprzedaży ciosów mamutów i rogów nosorożców zarabiają ogromne sumy. Fotografowałem facetów, którzy w tydzień zarobili po 100 tys. dolarów.

Cała ta kasa płynie z Chin?

W zdecydowanej większości. W Chinach jest długa tradycja rzeźbienia w kości słoniowej. Posiadanie przedmiotów wyrzeźbionych przez największych mistrzów jest swego rodzaju wyznacznikiem statusu społecznego. Mamucie ciosy mają dodatkową wartość – historyczną, geologiczną. Wyrzeźbiony cios może kosztować nawet milion dolarów. To unikaty, więc chętnych nie brakuje.

Są więc tacy, którzy potrafią na mamucim kłusownictwie zarobić miliony?

Owszem, spotkałem nawet jednego. Ale to wyjątki. Większość zarabia ok. 200 tys. dolarów przez całe lato.

Autor: Amos Chapple

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Jeśli mają szczęście.

Jeśli mają dużo szczęścia. Antropolog, z którym rozmawiałem, dobrze zaznajomiony z tematem, powiedział mi, że 80 proc. mężczyzn, którzy zajmują się "mamucim kłusownictwem", nie tylko nie zarabia, ale traci. Często są to bardzo biedni ludzie, ich przeciętne miesięczne zarobki wynoszą ok. 500 dolarów (przy czym ceny w sklepach na Syberii są dwa razy wyższe niż w przeciętnym mieście w Rosji). Na zakup maszyn i całe eskapady zaciągają pożyczki, zastawiają domy. A wracają z niczym.

Twierdzisz, że to, co zobaczyłeś w Jakucji, to nowa gorączka złota.

Obecnie sytuacja na Syberii jest bardzo podobna do tego, co działo się w Kalifornii w XIX w. Jakieś 20 lat temu ludzie łowili ryby i po prostu zaczęli zauważać szczątki mamutów wystające z wody. Gdy wieść o tym się rozniosła, Chiny zaczęły wysyłać na miejsce swoich "agentów", którzy zgłaszali zapotrzebowanie. Stawki zaczęły szybko wzrastać. Przed 10-15 laty w "biznesie" była tylko garstka kolesi, przemierzali rzeki Jakucji z prymitywnymi kijami i gdy im się poszczęściło, znajdywali czaszki i kły. Dziś to już prawdziwy przemysł. Ludzie słyszą historie o tym, jak ktoś się z dnia na dzień wzbogacił, i wyruszają w poszukiwaniu szczęścia. Prawda jest jednak taka, że obecnie zarabiają na tym ci, którzy produkują maszyny, dostarczają paliwo, zaś sami "poszukiwacze" zwykle na tym tracą.

Autor: Amos Chapple/REX

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

No i ryzykują życie. Przy użyciu strumieni wody kłusownicy tworzą tunele i jaskinie, które potem przeszukują bez żadnych zabezpieczeń.

Tak, to jest szalenie niebezpieczna zabawa. Ale kłusownicy zupełnie o tym nie myślą. Spędzają w wydrążonych przez siebie dziurach po osiem godzin dziennie. Ja w tunelu, który wydawał mi się dość stabilny, spędziłem maksymalnie pół godziny i miałem dość. Widziałem też mężczyzn, którzy odsłaniają kości bez drążenia tuneli, po prostu stopniowo wymywając ziemię. Nie wiem więc, dlaczego bohaterowie moich fotografii stosowali tak niebezpieczne rozwiązania.

Autor: Amos Chapple

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Brak wyobraźni czy gonienie za fortuną?

Dobre pytanie. Myślę, że nie chodzi o brak wyobraźni, bo oni wiedzą, że mogą zostać zranieni lub umrzeć. Ale mają chyba mniejsze przywiązanie do życia niż ludzie w Polsce, Czechach czy Nowej Zelandii. Po prostu nie robią wszystkiego, by uniknąć śmierci.

Nie za bardzo też przejmują się degradacją środowiska, którą powodują ich poszukiwania.

Tak, i nie chodzi tylko o to, co robią z krajobrazem, bo myślę, że w kilka lat on wróci do normy. Chodzi o rzeki. Przecież Syberia to oaza dziewiczej przyrody, ludzie tam żyją z rybołówstwa, czyste rzeki są im niezbędne. A w wyniku prac kłusowników do wody dostają się tony błota, cała naturalna gospodarka wodna zostaje zaburzona.

Ale to dziwny paradoks, który mi towarzyszył na Syberii. Z jednej strony ludzie czczą naturę, wciąż wierzą w rozmaite bóstwa – na przykład jeden z mężczyzn, których fotografowałem, dziękował bogom wody za pożywienie – a z drugiej strony nie przeszkadza im to wyrzucać do rzeki pustych butelek.

Autor: Amos Chapple

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Jak się dogadywałeś z "mamucimi piratami"?

Nie obyło się bez alkoholu (śmiech). Nie zdawałem sobie sprawy, jak dużo Rosjanie mogą wypić. Zabrałem ze sobą 4 litry dobrego piwa, stwierdziłem, że będzie idealne do opicia jakiegoś szczególnie niezwykłego znaleziska. Całe piwo razem z alkoholem, który mieli ze sobą "piraci" – a było go sporo – zeszło pierwszej nocy. Oni po prostu piją, dopóki jest co. Przez te dwa tygodnie wielokrotnie uzupełniali zapasy wódki, za każdym razem, gdy z wracali z miasta z nową dostawą, chowałem się po lasach i ukrywałem przed nimi. (śmiech)

Autor: Amos Chapple

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Ostatecznie chyba ci zaufali. Uzyskałeś ekskluzywny dostęp do jednego z miejsc, gdzie nielegalnie prowadzone są poszukiwania i wydobycie szczątków pradawnych zwierząt.

Tak, z tego powodu mam trochę wyrzuty sumienia. Warunkiem mojego uczestnictwa w wyprawie było, że nie ujawnię dokładnej lokalizacji ani nazwy miejsca, gdzie prowadzone są prace. Jednak jakiś rosyjski bloger prawdopodobnie rozpoznał okolice ze zdjęć, które opublikowałem, i nazwa dostała się do mediów. Mężczyźni, którzy pracowali przy wydobyciu kłów, mieli kłopoty. Nie mam pojęcia, na ile poważne, ale wiem, że w sprawę zaangażowała się policja i było nieprzyjemnie. Gość, który zabrał mnie ze sobą na "polowanie", był wściekły. Myślał, że to ja ujawniłem lokalizację.

Autor: Amos Chapple

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Było o co aż tak się złościć? Przecież grzywny, jakie dostają "piraci" nakryci przez policję, są zazwyczaj bardzo niskie.

Tak, jeśli zostaniesz złapany raz, grzywna wynosi ok. 30 dolarów. Ale przy każdej następnej okazji już lądujesz przed sądem, a kary są poważne. "Piraci" nie unikają więc policji z obawy przed mandatem, ale przed sądem, którego widmo czai się w oddali. Dlatego mężczyźni, którzy pracują przy poszukiwaniu szczątków, bardzo się pilnują. Wiedzą, że policja współpracuje z aktywistami zajmującymi się ochroną środowiska; gdy dowiadują się o jakimś "nalocie", zawieszają pracę.

A ty nad czym teraz pracujesz?

Skończyłem projekt poświęcony Polsce, a wkrótce lecę do Gruzji, gdzie spędzę kilka dni z pasterzami wypasającymi owce w górach. Jesienią będą z nich schodzić i zamierzam to udokumentować.

Autor: Amos Chapple/REX

Źródło: Amos Chapple/RFE/RL

Naprawdę nie możesz zrobić dobrych zdjęć w Pradze, tylko zawsze musisz po materiał wędrować na koniec świata?

Zrobić jedno zdjęcie Pragi, o którym ludzie będą mówić, to znacznie cięższa praca, niż przebyć całą tę drogę na Syberię, spędzić kilka tygodni w spartańskich warunkach. W pobliżu nie ma żadnej konkurencji, jestem sam na sam z fotografowanymi, do tego ta niesamowita przyroda… Syberia to po prostu niebo dla fotografa! Choć przyznam, że może zmęczyć.

Cały reportaż "The Mammoth Pirates" możecie zobaczyć na stronie rferl.org.