Fotolia

Polska nigdy nie była krajem wódki - przekonuje Tomasz Kopyra w rozmowie z Wirtualną Polską. - Zawsze byliśmy krajem piwnym, król Bolesław Chrobry był nazywany wielkim piwoszem, może nawet trochę złośliwie. A Jan Długosz pisał, że "Wino rzadko tu używane, a uprawa winnic nie znana. Ma jednak kraj Polski napój warzony z pszenicy, chmielu i wody, po polsku piwem zwany" - mówi. Znawca piwa i wideobloger wyjaśnia, dlaczego wielkie koncerny nie chciały reaktywować tradycyjnych polskich piw i tworzą produktu bez smaku.

Festiwal piwa, festiwal piwa domowego, festiwal piwa rzemieślniczego - piwne imprezy jak grzyby po deszczu pojawiają się w całej Polsce. I od kilku lat cieszą się coraz większym zainteresowaniem.

W ciągu ostatnich kilku dni piwowarzy w Warszawie znów przekonwali Polaków, że browar może smakować inaczej. Śliwką, świerkiem, mango, nawet ananasem. Przy okazji jednego z wielu świąt piwoszy rozmawiamy z Tomaszem Kopyrą. To ekspert od piwa, sędzia na konkursach, autor książek o piwie i wideobloger. Czy Polska ma w ogóle się czym chwalić?

Mateusz Ratajczak, Wirtualna Polska: Ile piw pan już w życiu wypił?

Tomasz Kopyra, piwowar, sędzia piwny i autor wideobloga o browarach: Nie wiem, nie liczę, nie prowadzę statystyk. Staram się próbować piw w każdym stylu. Wydaje mi się, że w każdym z tych ponad stu istniejących już coś wypiłem.

Strzelę. Trzy tysiące?

Raczej bliżej dziesięciu tysięcy.

*Wygląda na to, że bycie ekspertem od piwa to całkiem przyjemny kawałek chleba. *

Jak to się mówi... Polecam ten styl życia.

Mamy w Polsce polskie piwa? Nie pytam o te warzone w naszym kraju. Pytam o takie, które mają naprawdę polskie korzenie.

W przypadku piw mówimy o stylach piwa. Styl, czyli grupa piw podobnych, wyróżniających się pewną charakterystyką.

Mamy taki styl?

Jeden jedyny. To piwo grodziskie. Przez wieki warzono je w kilku browarach w okolicach Grodziska Wielkopolskiego. Ale po II Wojnie Światowej było już tylko w jednym. Na początku lat 90. zniknęło z rynku, bo browar został zamknięty.

Było to piwo wyjątkowe. Bardzo niskoalkoholowe, nasycone, z lekkim dymnym aromatem. Serwowano je w wysokich kielichach, stąd nazywano je nawet polskim szampanem. Wydawało się, że przepadnie na zawsze. Ale Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych kilka lat temu zaczęło odtwarzać recepturę, technologię. Próbowało na tyle skutecznie, że znów możemy pić polskie piwo.

*Skoro nie ma piwa, to jak się je odtwarza? *

To jest trochę śledcza praca. Trzeba przekopać się przez stare zapiski piwowarów, zamówienia surowców, czasami korespondencję, nawet dokumenty podatkowe. Czasem są to same opisy smaku. W przypadku grodziskiego, sporo udało się ustalić przez rozmowy z żyjącymi byłymi pracownikami browaru.
Tak powstaje opis piwa. Wiemy, czy się to piwo charakteryzowało, jako było produkowane, jak powinno smakować. Stąd już w miarę prosta droga do produkcji.

Tomasz Kopyra

Tomasz Kopyra

Źródło: Archiwum prywatne

W miarę?

Kilka lat temu na rynku nie było wszystkich niezbędnych składników, w tym na przykład słodu pszenicznego suszonego dymem dębowym. Trzeba było namawiać słodownie do eksperymentów. Udało się. Obecnie grodziskie produkuje się w kilku miejscach w kraju, włącznie z reaktywowanym browarem w Grodzisku Wielkopolskim.

Powiedzmy sobie jednak szczerze, że historia nie była dla nas i polskiego piwowarstwa łaskawa. W Anglii czy Niemczech można wciąż znaleźć zapiski dotyczące piwa sprzed kilkuset lat. W Polsce browary często przechodziły z rąk do rąk, podczas wojennej zawieruchy dokumenty były niszczone, nie było szacunku dla takich szpargałów. Browary w ówczesnej Polsce często były myślą niemiecką, a wiadomo jakie było nastawienie po II Wojnie Światowej do wszystkiego co niemieckie. Materiałów do analizy nie ma tak wiele.

*Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że polską specjalnością od zawsze były portery bałtyckie. *

Faktycznie, ale nie można jednak nazwać tego piwa w całości polskim. Porter, czyli ciemne i mocne piwo, dotarł do nas szlakiem wiodącym z Anglii do Rosji. I stamtąd dopiero do krajów basenu Morza Bałtyckiego. W wyniku historycznych zawirowań dostawy angielskiego piwa na rynek rosyjski się skończyły. Wtedy zapadły decyzje, że trzeba produkować takie piwo. Mocne, treściwe, bogate w smaku.

Po 1945 r. piwowarstwo w Polsce mocno podupadło, zakłady w większości zostały znacjonalizowane lub zamknięte. Jedyną ciekawą rzeczą, produkowaną w okresie komunizmu, były właśnie portery bałtyckie. Nawet kiepskie browary robiły w miarę porządne portery bałtyckie. Teraz oczywiście wszystko się zmieniło, ale przez długi czas to właśnie portery, mimo że niemal czarne, były najjaśniejszym punktem na mapie polskiego piwowarstwa.

Nadal warzymy wyśmienite portery. Zdobywamy medale, nagrody i dobre recenzje. Styl ten jest w Polsce bardzo ceniony, nazywany jest "piwowarskim skarbem Polski". Te piwa są i będą coraz bardziej kojarzone z Polską.

*Ale chyba wciąż z Polską kojarzy się wódka. I Polakom, i obcokrajowcom. *

Niesłusznie. Zawsze byliśmy krajem piwnym, głównie ze względu na klimat. Winorośl w Polsce się średnio udawała. Jeżeli weźmiemy mapę Europy to możemy narysować trzy strefy alkoholi. Hiszpania, Francja, Włochy, Bałkany, Grecja i może delikatnie Austria to strefa wina. Klimat sprzyja uprawie.

Niemcy, Czechy, Niderlandy, Polska, Ukraina tworzą strefę piwa. W tych krajach dobrze rośnie jęczmień i pszenica, czyli główny surowiec piwowarski. A na samej północy, czyli w krajach skandynawskich i Rosji, jest strefa wódki. Dlaczego? Tam dobrze sobie radzi żyto. Gdzie żyto, tam wódka.

Zawsze byliśmy krajem piwnym, król Bolesław Chrobry był nazywany wielkim piwoszem, może nawet trochę złośliwie. A Jan Długosz pisał, że "Wino rzadko tu używane, a uprawa winnic nie znana. Ma jednak kraj Polski napój warzony z pszenicy, chmielu i wody, po polsku piwem zwany". W wyniku historycznych zawirowań, w szczególności rozbiorów i wejścia w strefę wpływów Związku Radzieckiego, narzucona nam została kultura wódczana. Tradycje piwne zostały zapomniane, częściowo zniszczone.

Autor: Wikipedia / WP.PL

Źródło: Wikimedia Commons CC0

*Koniec komunizmu to więc koniec kultury wódki. *

Tak. Okazało się, że browary mają ogromne pole do zagospodarowania. Produkcja zaczęła się profesjonalizować, kapitał zagraniczny zainwestował dużo w technologie, w reklamę. Na stół wróciło piwo. W ciągu 25 lat spożycie piwa wzrosło trzykrotnie, spożycie wódki spadło porównywalnie.

*Czyli piwo trunkiem narodowym. *

Ewidentnie jesteśmy krajem piwnym. W tej chwili spożycie na głowę daje nam czwarte miejsce na świecie. Wyprzedzają nas tylko Czesi, Niemcy i Austriacy. Irlandia, Anglia czy Holandia zostały w tyle.

*To dlaczego wielkie koncerny nie miały ochoty wrócić do tradycji? Grodziskie z zapomnienia wyciągali amatorzy-zapaleńcy. *

Bo taka strategia dała sukces koncernom na Zachodzie. Nie było powodów, żeby w Polsce eksperymentować. W masowej produkcji nie ma miejsca na odstępstwa, stosowanie różnych szczepów drożdży. To wymaga zmian na liniach produkcyjnych, co podnosi koszt. A przecież piwo koncernowe ma być tanie.

Koncerny na jednej taśmie mogą rozlewać po sobie piwa różnych marek. Bo są niemal identyczne. W kwestii smaku wszyscy musieli zejść maksymalnie w dół.

*Po co? *

Żeby piwo każdemu odpowiadało. Jaki napój ma najmniej smaku? Woda. Dlatego koncerny wszędzie na świecie dążą, by piwo smakowało jak woda. Nikogo nie odrzuca. Nie jest za gorzka, nie jest za słodka. Wodę piją wszyscy.

Na temat piwa powstały różne legendy. Sam znam przynajmniej dwie: piwo w puszce smakuje gorzej niż w butelce, po drugie piwo chrzci się teraz spirytusem.
To wzięło się właśnie z roboty koncernów! Zapędziły się same w kozi róg. Gdy robi się piwo bardzo mało wyraziste, wodniste, bez żadnych cech, to każda najmniejsza wada wychodzi na wierzch. Jeżeli piwo jest źle przechowywane, to się utlenia i dostaje nut mokrego kartonu. Jeżeli piwo jest fermentowane zbyt szybko, to powstają właśnie nuty spirytusowe, bimbrowe. I stąd jest już prosta droga do różnego rodzaju teorii spiskowych.

Ludzie zorientowali się, że są robieni w konia i to piwo masowe nie ma żadnego smaku. I musieli sobie to wszystko jakoś poukładać, znaleźć odpowiedz na pytanie - dlaczego nie ma smaku?

*No? *

"A bo oszukują, dolewają byle czego, a kolor piwu nadaje żółć bydlęca z Chin". Oczywiście nie ma to nic wspólnego z prawdą. Takie akcje się po prostu nikomu nie opłacają. Potencjalne oszczędności na takich ruchach, w porównaniu do wizerunkowej wpadki, są zupełnie nieopłacalne dla koncernów.

*Ile taki typowy Kowalski wie o piwie? Mam podejrzenie, że dla większości dobre piwo to takie, które jest tanie i najlepiej, żeby jeszcze mocno kopało. Wtedy jest idealne. *

W dużej mierze to ocena prawdziwa. Przeciętny konsument wie o produkcji piwa niewiele. A to wynika wprost z tego, o czym już rozmawialiśmy. Przez ostatnie sto lat nie byliśmy potęgą piwną tak jak Czechy czy Niemcy.

W Czechach w czasach komunizmu było normalne, że w gospodach, restauracjach pijało się piwo. W Polsce piwo zostało zepchnięte do niewielkich budek. Na stojąco, szybko, wypijało się piwo wprost z butelki. Ot, cała kultura picia w ostatnich dekadach.

*Ale to chyba niejedyny powód. *

U nas jest stosunkowo mało browarów. Mniej niż 200, a jeszcze 5 lat temu było mniej niż 100. W cztery razy mniejszych Czechach browarów jest ponad 300. Czyli u nas nie ma za rogiem produkcji, której można się po prostu przyglądać i o niej słuchać. W takich krajach jak Belgia, Czechy, Niemcy - szczególnie w Bawarii - każdy zna jakiegoś piwowara. To zawód tak popularny jak piekarz, masarz.

Nigdy w życiu nie spotkałem żadnego piwowara.

Właśnie. Nie było zbyt wielu browarów, więc nie było na rynku potrzeby kształcenia piwowarów. Szkoły, np. Technikum Piwowarskie w Tychach, zostały zlikwidowane. Nie było też takiego kierunku na żadnych studiach. W efekcie nie było z kim rozmawiać o piwie. Nie było od kogo dowiedzieć się, co to właściwie jest warzenie, co to jest brzeczka. I nie było z kim weryfikować tych bajek o produkcji. Radosna twórczość z internetu się szerzy, nie ma nikogo, kto mógłby im powiedzieć: "słuchaj stary, to są po prostu bzdury". Chociaż staram się jak mogę.

Ale to się zmienia. Pojawiają się studia, widać ruch.

*To podpowiedzmy: jak rozpoznać dobre piwo? Wszyscy mają wymyślne etykietki i podobne ceny. *

Szukanie po omacku może trwać długo. A wystarczy poszukać w internecie serwisów z ocenami piwa. Największy na świecie jest RateBeer, gdzie można zrobić listę najlepszych piw z każdego kraju. To nie jest oczywiście pewnik, ale podpowiedź. Jeżeli jakiś browar przewija się tam kilkukrotnie, to tych piw powinno się szukać. Prasa o piwie w zasadzie nie istnieje, programów w telewizji nie ma, został tylko internet. Przede wszystkim blogerzy.

Dobre piwo rzemieślnicze można poznać po kilku cechach. Dobry browar zawsze podaje i eksponuje styl. Na zwykłym piwie takiej informacji nie ma. Na zwykłym piwie nie jest napisane "jasny lager", tylko "jasne pełne", "tradycja od lat", "głęboki smak" albo zupełnie coś innego. W przypadku piw rzemieślniczych informacja o stylu jest mocno podkreślana. Warto sprawdzić, czy browar nie wstydzi się piwa. Warto szukać informacji o tym, kto te piwa w zasadzie produkuje i gdzie. Bardzo często przy browarach koncernowych nie ma takiej informacji - nie wiemy, gdzie napój został wyprodukowany. Producent często podaje siedzibę biurowca w Warszawie, nie adres browaru.

*Browary od dłuższego czasu reklamują się wieloletnią tradycją warzenia. Chwalą się, że piwo robią tylko z trzech składników, wszystko naturalne. Wierzyć im? *

Mówią prawdę, ale nie całą. Rozbierzmy takie reklamy na części. Koncern mówi, że to reklamowane piwo powstaje z trzech składników - wody, słodu i chmielu. Zapominają wymienić drożdże. Te trzy składniki wywodzą się wprost z bawarskiego Prawa Czystości z 1516 r. Ale inne piwa produkowane w tym samym browarze już powstają z większej liczby składników. Co koncerny najczęściej chcą ukryć? Wykorzystanie tańszych surowców, zamienników. Niektóre koncerny używają syropu glukozowo-fruktozowego, grysiku kukurydzianego lub jęczmienia niesłodowanego, jako zamienników słodu. Chodzi tylko o oszczędność. Ale w ofercie mają jedno piwo, w którym tych dodatków nie używają i to właśnie to piwo jest szeroko reklamowane.

Czyli nie kłamią.

Nie kłamią, bo nie mogą sobie na to pozwolić. Mówią prawdę, ale niecałą. A jak się mówi, półprawda to też kłamstwo. To częsty chwyt koncernów. W reklamie zapewniają, że to piwo powstaje tylko z prawdziwego słodu, a nie dodają, że butelka obok to już zupełnie inna historia. A jedna i druga jest tego samego producenta, warzona w tym samym browarze. Chwyt jest prosty - o wszystkich piwach marki konsument ma myśleć tak samo.

A słyszał pan, żeby w reklamie ktoś mówił o tym, ile piwo leżakuje?

*Nie sądzę. *

Czas to pieniądz. W browarze rzemieślniczym piwo powstaje w czasie od czterech tygodni do kilku miesięcy. W skrajnych wypadkach produkcja trwa nawet dłużej niż rok. W browarze koncernowym piwo powstaje w 21 dni. A w szczycie sezonu jest to czasami mniej niż 14 dni.

*I co z tego? *

Leżakowanie piwa ma kolosalny wpływ na jakość. Ten czas pozwala drożdżom zredukować związki takie jak diacetyl i aldehyd octowy. Ten pierwszy wnosi do piwa nuty maślane, a ten drugi zielonego i niedojrzałego jabłka lub nawet farby emulsyjnej. Po drugie leżakowanie pozwala ułożyć się smakom i aromatom. Piwo dłużej leżakowane nie będzie miało ostrych nut alkoholowych, będzie lepiej zbalansowane.

Polskie piwa za granicą. Radzą sobie?

Kilka tygodni temu byłem w Rzymie i w jednym z najwyżej ocenianych pubów spotkałem piwa z Polski. Lane z beczki i w butelkach z podwarszawskiego browaru Artezan. I były droższe niż te włoskie. To dobrze pokazuje, że polskie produkty radzą sobie coraz lepiej. Ale faktem jest, że przez ostatnie kilka lat mniejsze browary rzemieślnicze nie były zainteresowane wychodzeniem poza Polskę.

Autor: Tomasz Kopyra

Źródło: Archiwum prywatne

*Dlaczego? *

Nie potrafiły zaspokoić popytu w kraju. Zapotrzebowanie było duże, produkcja za tym nie nadążała. Więc nie było potrzeby wychodzenia za granicę. I to się zmienia. Polskie piwa coraz częściej są w Hiszpanii, we Włoszech, w innych częściach Europy. A będzie coraz lepiej. Browary okrzepły, sukcesywnie zwiększają moce produkcyjne i mogą wysyłać nadwyżki za granicę.

A za granicą są chętni?

Są. Dla wielbicieli piwa nasze produkty są niesamowitą atrakcją. Dla Europy pod tym względem jesteśmy białą plamą. Dla porównania - to jest tak, jakbyśmy w Polsce kupowali piwa z Kazachstanu lub Armenii.

*Egzotyka. *

Ale podobająca się, pociągająca nawet. Po spróbowaniu okazuje się, że to piwo jest czasem lepsze od krajowego. I wtedy ludzie ochoczo odpalają komputer i wypisują pochlebne recenzje. I tak dobra opinia o polskim piwie wędruje dalej.

Ale to jest tak, że my i nasi browarnicy nadajemy ton zmianom piwa w Europie? Czy raczej chłoniemy mody z zagranicy?

W świecie rzemieślniczym ton nadają Stany Zjednoczone Ameryki, to stamtąd ściąga się pomysły. Ale mamy polskie inicjatywy - piwo ze śliwką wędzoną. Nie można powiedzieć, że to pomysł zerżnięty z zagranicy. Paradoksalnie u nas ten segment piw rozwija się szybciej i prężniej niż w Czechach czy Niemczech.

Polski konsument jest pozbawiony pewnych zahamowań. U nas nikt nie ma problemu z tym, że piwo pachnie trochę mango, trochę grejpfrutem. Mamy ochotę próbować. Dla Niemca i Czecha to jest problem. Tamci piwosze są bardzo konserwatywni.

*Nie wymyśliliśmy prawa czystości. I Polacy nie mają w głowie tylko jednego wizerunku piwa. *

Dokładnie. W Niemczech można już produkować praktycznie wszystko, ale nie wszystko Niemcy kupią. Bo części z nich nie będzie się mieścić w głowie, że to jeszcze można nazwać piwem. Polacy pokazują, że są bardzo otwarci na nowe smaki. A browary rzemieślnicze są otwarte na ich wymyślanie.

Autor: Tomasz Kopyra

Źródło: Archiwum prywatne

*A coś poza śliwką? *

Gałęzie lub świeże pędy sosny czy świerku w piwie. Kilka browarów to już podchwyciło, to dodaje intensywnego i świeżego leśnego aromatu. Pojawia się sporo piw z truskawkami, kojarzącymi się z Polską. Było kilka zwariowanych piw, z dodatkiem buraka czy nawet śledzia. Ale to oczywiście nie jest trend, a raczej eksperyment. Pojawia się coraz więcej piw nawiązujących do naszych tradycji kulinarnych. Poszukiwania polskiego smaku, tak to można nazwać.

To w takim razie gdzie jest kiszony ogórek? Gdzie kiszona kapusta?

Liczę, że się takie pojawią!

*Zakupowy patriotyzm to też piwny patriotyzm? *

Polacy preferują piwo z Polski. Importowane przegrywa. Jeżeli na półce stoją te same style piwa, ale obok polskiej produkcji jest napój z Holandii, Belgii czy USA, to wiadomo, że nasze sprzeda się szybciej. Nawet jeżeli będzie droższe. Dlaczego? Polacy są najwidoczniej ciekawi, jak to wyszło w naszym browarze. Ale to nie jest w żaden sposób ideologiczne.

Ale już wśród browarów regionalnych widać taką narrację. Część browarów chętnie wspomina, iż płaci podatki w Polsce i robi w 100 proc. polskie piwo.

W ostatnich tygodniach widziałem butelki piwa po 30, nawet 40 złotych. Szok.

Ale ta cena nie bierze się znikąd! Trzeba brać pod uwagę długie leżakowanie części piw. Co to dla browaru oznacza? Jeden z tanków jest zajęty przez rok, a można byłoby w tym czasie wypuścić 10 warek innego piwa i szybciej sprzedać. Poza tym tych najdroższych piw wcale nie ma tak dużo. To kropla w morzu piwa. I właśnie dlatego one są tak drogie, bo są rzadkie i jest ich mało.

Poza tym produkcja takich piw często jest nieefektywna. Jak dodamy śliwkę do piwa, to ona przecież wciągnie część produktu w siebie. I tego już nie odzyskamy. Podobnie jest z wymrażaniem piwa, czyli modnym ostatnio trendzie. Zagęszcza się piwo przez wymrożenie wody. I wtedy z 1000 litrów zostaje 600 litrów. Czyli niemal o połowę mniej. Podobnie jest z piwami, które leżakują w beczkach po whisky. Po pierwsze te beczki kosztują, po drugie może dojść do zakażenia piwa. I wszystko idzie do ścieku. To musi kosztować. Ale jeżeli są chętni, piwo sprzedaje się na pniu, to znaczy, że cena jest odpowiednia.

*Mówimy o piwnej rewolucji, ale… gdzie? W Warszawie, Krakowie, Wrocławiu? Jaka piwna rewolucja jest poza wielkimi miastami? *

To, że w jakiejś miejscowości można kupić piwo rzemieślnicze, to zasługa konkretnych ludzi. I w małych miejscowościach trafiają się świetne sklepy czy puby, bo jest tam jakiś pasjonat piwa. W Warszawie też można odnieść wrażenie, że królują wielkie marki. Jak się nie wie gdzie szukać, to się nie znajdzie. Ale oczywiście, w dużym mieście jest łatwiej. Tam, gdzie konsument jest bardziej otwarty, gdzie jest popyt, tam jest i podaż i mamy większy wybór.

Są też jednak przykłady, że można działać lokalnie. Jest taki browar jak Nepomucen, z siedzibą w Szkaradowie. Piwa z tego browaru są bardzo łatwo dostępne w najbliższych okolicach, czyli “wokół komina”. Inny przykład, browar Widawa - funkcjonuje w wiosce, która ma mniej niż tysiąc mieszkańców. Większość piwa sprzedaje na miejscu, to browar restauracyjny.

*Ale daleko nam pod tym względem do Niemiec. Lokalny browar to mój browar. *

Tylko, że świat się zmienia. I w Niemczech, klasycznie piwnych, coraz więcej lokalnych browarów się zamyka. To, co się dzieje w Polsce, to jest coś innego.

Piwna rewolucja polega na otwartości, na próbowaniu nowych rzeczy, na zaskakiwaniu. I dlatego rocznie mamy tyle nowych piw. W 2016 roku, w Polsce pojawiło się ich ponad 1500. Klienci chcą nowych stylów. Niemiecki konsument nie chce nowego piwa. Tatko pił to, dziadek pił to, więc i ja tak samo. To inne postawienie akcentów. Piwo tam jest jak chleb. Zawsze kupowałem u tego samego piekarza, to po co mam to zmieniać? I tak robią też z kratą piwa. I kupują to piwo, aż… browar pada lub jest zamykany.

Skoro są klienci, to dlaczego browar ma upaść? Nie rozumiem tego.

Bo nie ma go kto dalej prowadzić. To częsty problem w Niemczech. Właściciel na emeryturze, a dzieci są lekarzami i prawnikami. I to jest bardzo częsta przyczyna zamykania firmy.

U nas jest w drugą stronę. Polacy otwierają browary, bo chcą się dzielić pasją. Chcą warzyć piwo, często nawet nie myślą o zarabianiu. Życiorysów, że ktoś rzucił korporację i otworzył browar, jest naprawdę sporo.

Zaczyna się od butelki niedobrego piwa, które przelewa czarę goryczy i złość na koncerny?

Zaczyna się od kuchni. Większość nowych polskich browarów rzemieślniczych ma swój rodowód właśnie tam, w domowej kuchni. Piwowarstwo domowe jest bardzo prężne w Polsce. Tym hobby zajmuje się kilkadziesiąt tysięcy ludzi, część z nich przechodzi na zawodowstwo. Warzenie piwa w domu nie jest trudniejsze niż gotowanie zupy. Zresztą warzenie to właśnie gotowanie.

Autor: Maciej Gillert

Źródło: East News

*"Tu sroczka kaszkę warzyła, swoje dzieci karmiła". *

Właśnie. Przyznaję, że nie każda zupa wychodzi od razu. Ale po czasie wychodzą już praktycznie wszystkie. Polacy dobrze pamiętają czasy, gdy pędziło się bimber lub w gąsiorach stało domowe wino. Domowe piwo to nowa sprawa, do Polski sztuka warzenia w kuchni przywędrowała z USA, m.in. za sprawą dr. Andrzeja Sadownika, późniejszego prezesa Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych.

*I ta "sztuka" trafiła na bardzo podatny grunt. *

Trochę za sprawą wielkich koncernów, które ten grunt “zaorały”. Piwowarstwo domowe wynikało z potrzeby, po prostu nie dało się w Polsce kupić dobrego piwa. Dziś wybór jest olbrzymi, ale piwowarstwo domowe ma się świetnie, bo daje satysfakcję z tworzenia czegoś własnymi rękami. Niewiele osób może dziś powiedzieć, że coś zrobiło własnymi rękami.

*A smak? *

Nie ma porównania. Piwo domowe będzie gorsze lub lepsze, ale zawsze będzie jakieś. A w piwie właśnie o to chodzi. Żeby było napojem z charakterem, a nie wodą.