Nowe Nieboczowy pod Raciborzem, Witold Ziomek, WP.PL
Lipiec 1997 roku. Powódź na południu kraju. Polacy, przyklejeni do ekranów telewizorów, nie mogą uwierzyć w skalę tragedii. Z każdym dniem przybywa zalanych miejscowości.
"Nic naprawdę nic nie pomoże, jeśli ty nie pomożesz dziś miłości" - śpiewa Katarzyna Nosowska w utworze "Moja i twoja nadzieja". Dołączają do niej m.in. Kukulska, Bartosiewicz, Markowski i Niemen.
To porusza ludzi, jednoczy. Nietórzy jadą pomagać w układaniu worków z piaskiem, inni wpłacają na pomoc powodzianom.
8 lipca 1997 roku. Rano Odra przerywa wały. Zalewa Racibórz i Wodzisław. Pod wodą znajdują się dzielnice Ostróg i Płonia.
Trzeba ewakuować 13 tys. osób. Ludzie, czekając na ratunek, koczują na dachach domów. W jednej chwili tracą dorobek całego życia.
Pod wodą znajdują się również Nieboczowy. Nie pierwszy raz. Wieś jest położona w miejscu, w którym często dochodzi do podtopień.
Racibórz i jego okolice, w tym także Nieboczowy, odwiedza ówczesny premier, Włodziemierz Cimoszewicz. Tutaj padają słowa, które do dziś są mu wypominane: " Trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna".
W "powodzi tysiąclecia” ginie w Polsce kilkadziesiąt osób, a straty materialne szacowane są na ok. 12 miliardów złotych.
Nieboczowy, choć okrutnie pokiereszowane, przetrwały. Na wioskę został jednak podpisany wyrok.
Stare czy nowe?
Luty 2020 rok. Racibórz.
- Dzień dobry, do Nieboczów poproszę – witam się z taksówkarką.
- Ale te stare czy nowe?
Wybieram nowe. Starych już praktycznie nie ma, odkąd w 2017 roku wszystkich ludzi ze wsi przesiedlono do nowej wsi. Tam, gdzie kiedyś były Nieboczowy, będzie wielki zbiornik retencyjny.
To właśnie po powodzi podjęto decyzję o budowie zbiornika Racibórz Dolny - największego suchego zbiornika przeciwpowodziowego w Polsce.
Budowa opóźniała się kilkakrotnie, i to nie tylko ze względu na protesty mieszkańców Nieboczów, ale i na przykład na braki w dokumentacji przedstawionej przez inwestora.
W 2017 roku zbiornik miał być gotowy, ale termin znów przesunięto. W 2016 roku Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach zerwał umowę z dotychczasowym wykonawcą, hiszpańską firmą Dragados. Nowym wykonawcą został Budimex.
W tej chwili zbiornik jest już prawie gotowy i czeka na oddanie.
- Jeszcze tam nie byłam, ale wiem, gdzie to jest. Za Syrynią w lewo. Pan wsiada - oznajmia taksówkarka.
Po drodze nie mijamy ani jednego drogowskazu.
Dojeżdżamy do stadionu. Na równo przyciętej trawie akurat nikt nie gra w piłkę, ale boisko wygląda na używane.
- Mam znajomych, którzy często grają. Mówią, że jest bardzo dobre - opowiada taksówkarka. - Wysadzić pana tutaj, czy przy kościele?
Dalej pójdę pieszo.
Walka o wieś
Nieboczowy to wieś stara i z tradycjami. Pierwsze wzmianki o niej można wyczytać w kronikach z XIII wieku. Była to wtedy osada flisaków i drwali.
Decyzję o tym, że będzie trzeba ją przenieść, podjęto w 1999 roku, 2 lata po powodzi. Po zalaniu Raciborza i kilku ościennych gmin wiadomo było, że potrzebny jest wielki zbiornik retencyjny.
Nie było jednak łatwo, bo nieboczowianie do swojej wsi byli bardzo przywiązani i wyprowadzić się nie chcieli.
W 1998 roku powstał komitet przeciw budowie zbiornika, a 4 lata później założono Stowarzyszenie na rzecz Obrony przed Wysiedleniem Wsi Nieboczowy.
Na początku mieszkańcy szukali alternatywy dla przeniesienia wsi.
- Wszyscy protestowali - opowiada pan Wilhelm, którego spotykam nad stawem. - Były spotkania, dyskusje. Nikt się nie chciał przenosić, to w końcu nasze domy były. Ale nic to nie dało.
Pojawiło się kilka koncepcji budowy zbiornika, które miały ocalić wieś. Według jednej z nich, Nieboczowy miały zostać na swoim miejscu, otoczone wałem przeciwpowodziowym. Żadnej nie udało się przeforsować, projekty uznano za nienadające się do realizacji.
W 2007 roku mieszkańcy zmienili front. W miejsce komitetu przeciw budowie zbiornika powołano Stowarzyszenie na Rzecz Odtworzenia i Rozwoju Wsi Nieboczowy. Jego twarzą został Łucjan Wendelberger, sołtys i społecznik, który wcześniej aktywnie protestował przeciwko przenosinom.
Mieszkańcy nie walczą już o to, żeby wieś została na swoim miejscu. Walczą o przeniesienie na swoich warunkach.
Amerykańskie przedmieścia
Nieboczowy, bardziej niż polską wieś, przypominają filmowe, amerykańskie przedmieścia. Domy są do siebie podobne, trawniki równo przystrzyżone, na niektórych posesjach w ogóle nie ma płotów.
Nawet skrzynki na listy są podobne.
Przy nowych, równych chodnikach, stoją eleganckie latarnie. Nad rzeczką i stawem wybudowano alejki, posadzono niewielkie drzewa i krzewy. Są też ładne, drewniane mosty i altanki.
Przy dużym, ogrodzonym placu zabaw jest plenerowa siłownia. Kawałek dalej - skate park. W centrum stoi nowy kościół. Na tablicy przed kościołem informacja o zbiórce datków na odświeżenie świątyni.
- Proboszcz zadowolony, ale widzi pan, 3 lata minęły i już kasę na malowanie zbiera - śmieje się pan Wilhelm, którego spotykam na moście przy stawie. Obok stoi tabliczka "zakaz wędkowania".
Po drugiej stronie wsi widać błyszczący nowością płot cmentarza. Większość placu jest pusta, groby znajdują się tylko na niewielkiej części. Na środku wybudowano duży monument z krzyżem. Z boku - tablice z nazwiskami zmarłych.
- Cały cmentarz przeniesiono, a tam trafiły osoby z bardzo starych grobów. Takich, którymi już nikt się nie zajmował - opowiada pani Róża, którą spotykam na cmentarzu.
Sąsiad z sąsiadem
- Zrobiono to z dużym poszanowaniem godności. Przed ekshumacją była msza, później drugi pogrzeb, już tutaj - mówi pani Róża, opowiadając o przeniesieniu cmentarza. - To był nasz warunek. Nie chcieliśmy się przenieść bez naszych zmarłych.
Nie wszyscy mieszkańcy zdecydowali się jednak na przeniesienie. Część sprzedała działki zanim jeszcze zapadła decyzja. Część wzięła rekompensaty i wyprowadziła się gdzie indziej.
- Mąż mówił, że uda się stworzyć wieś, jeśli 37 osób zdecyduje się przenieść - mówi pani Róża. - Udało się, jest ponad 50 domów.
Domy są do siebie podobne, ale o tym, jak będą wyglądać, decydowali mieszkańcy. Jak mówią, do każdego przychodził rzeczoznawca i wyceniał majątek. Za otrzymane w ten sposób pieniądze każdy sam zamawiał projekt.
Mieszkańcy decydowali też, kto gdzie będzie mieszkał.
- Były już wyrysowane działki, każdy wybierał - mówi pani Aneta, którą spotykam przy placu zabaw. - Czy były konflikty? Nie przypominam sobie, chyba nie. Zresztą, większość przeniosła się blisko siebie. Wie pan, żeby sąsiad był koło sąsiada.
Bohaterscy Nieboczowicy
Sołtys Łucjan Wendelberg przeniesienia Nieboczów nie doczekał. Zmarł w 2011 roku. Jego żonę i wnuka spotykam na cmentarzu, gdy zapalają znicze na jego grobie.
- Mąż byłby zadowolony z tego, jak to się skończyło - mówi pani Róża. - O to walczył, żebyśmy wszyscy byli razem.
Sołtys Wendelberg ma w Nieboczowach ulicę swojego imienia, a walkę o wieś upamiętniono na kilka sposobów.
"Przeniesienie wsi w to miejsce to rezultat wytrwałego i bohaterskiego dążenia mieszkańców do ocalenia swojej małej ojczyzny" - czytamy na pamiątkowej tablicy, wystawionej przed kościołem.
Tablicę postawiono w sierpniu 2018 roku. Wśród osób walczących o ocalenie wsi na pierwszym miejscu wymieniony jest sołtys Wendelberg.
"Budowa wsi to piękny przykład pogodzenia interesu państwa z potrzebami lokalnej wspólnoty" - czytamy w tekście.
Największy budynek we wsi to "dom im. Bohaterskich Nieboczowików". Mieści się w nim przedszkole, dom kultury i remiza ochotniczej straży pożarnej.
- Budowa Nieboczów to wspólna sprawa. Pokazaliśmy, że można między sobą budować dialog i można budować mosty - mówił w maju 2018 roku, w czasie otwarcia domu, wójt Czesław Burek. - Bez dojrzałego społeczeństwa obywatelskiego dalsze kroki w kierunku budowy nowej wsi byłyby niemożliwe. Brawo dla tych wszystkich, którzy dotrwali. Nieboczowy miały i mają znakomitych liderów.
Ci "bohaterscy Nieboczowicy", których upamiętniono w ten sposób, to w założeniu wszyscy mieszkańcy wsi. Wszyscy, którzy potrafili się dogadać z władzami w sprawie przeniesienia.
Wszystko tu mamy
- Plac zabaw, przedszkole, nawet skate park tu mamy - śmieje się pan Krzysztof, którego spotykam przed domem w Nieboczowach. - Dobrze jest. A ty co powiesz, Błażej? Podoba ci się? - pyta kilkuletniego syna, który razem z nim wyszedł na podwórko po drewno.
Błażej kiwa głową, że mu się podoba.
- Tu wszystko jest nowe, ładne - opowiada pani Aneta. - Trudno, żeby się nie podobało.
Mija nas dwójka dzieci, jadących na rowerach na plac zabaw.
- Szkoła jest blisko, do sklepu niedaleko - wylicza pani Aneta. - Nie można narzekać.
Podoba się też pani Róży.
- Przede wszystkim, jesteśmy wszyscy razem, całą grupą, z sąsiadami - mówi. - Ci, którzy zrezygnowali i przenieśli się w inne miejsca dziś, jak przyjeżdżają, to żałują. Tak im się tu podoba.
Ale dom był tam
- Czego mi brakuje? Czy ja wiem? Błażej, czego ci brakuje? - pyta syna Krzysztof.
- Drzew - opowiada bez zastanowienia Błażej.
Faktycznie, drzew, zwłaszcza tych dużych, w Nieboczowach jest niewiele. Przy rzece jest brzozowy zagajnik, ale większość nowych, równych drzewek posadzonych przy eleganckich alejkach nie zdążyła jeszcze urosnąć
- Faktycznie, zieleni brakuje - mówi Krzysztof.
- Tam się czuliśmy jak na takiej prawdziwej wsi. Wie pan, swojskiej, z klimatem. A tutaj jest prawie jak w mieście. Widział tu pan gdzieś kurę? - śmieje się pani Aneta. - Może tu też tak kiedyś będzie. Drzewa urosną, ludzie się przyzwyczają. Ale na razie tej wiejskiej atmosfery brakuje mi najbardziej.
Drzewa, jak opowiadają mieszkańcy, dawały nie tylko wiejską atmosferę i cień w upalne dni. Zapewniały też poczucie prywatności.
- Tam to jednak od chałupy do chałupy był kawałek, nikt sobie w okna nie zaglądał. A tutaj? Za blisko - mówi pan Wilhelm. - Jak człowiek jest na wsi wychowany, to takie rzeczy naprawdę przeszkadzają.
Pytam o wiejską atmosferę.
- Nieboczowy to jeszcze przed przeniesieniem nie była taka tradycyjna wieś rolnicza. Większość jeździła do pracy. Na żwirowni, na kopalni, różnie - opowiada pan Wilhelm. - Ale każdy coś tam hodował, ja też. Tutaj gorzej. Niektórzy mają mniejsze działki, to co najwyżej ogródek z warzywami mają. Na zmianę się raczej nie zanosi. A zresztą, niech pan popatrzy - pokazuje kawałek pustego pola pośrodku wsi. - To już podobno ktoś kupił i będzie budował bloki. Takie małe, ale wielorodzinne. Normalnie, miasto we wsi.
Czy jest zadowolony z przeprowadzki? Odpowiada po dłuższej chwili.
- Młodym to się pewnie podoba. Bo ma się co podobać. Ale starzy to się nie czują za dobrze. Niby wszystko w porządku, ładnie, ale dom to był tam - mówi. - Jakbym mógł, jakby mnie było stać, to wolałbym się przeprowadzić na taką prawdziwą wieś.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl