15 grudnia 2020 roku. Personel centrum medycznego Maine otrzymuje pierwsze dawki szczepionki / fot. Derek Davis, Getty Images
Już nie tylko szpitale i przychodnie. Teraz Brytyjczycy zaszczepią się w aptekach, obiektach sportowych, a nawet w kilku kościołach.
Wielka Brytania przyśpieszyła swój program szczepień w obawie przed nową mutacją koronawirusa, która prawdopodobnie odpowiada za rekordowe liczby zakażeń, sięgających nawet 60 tys. dziennie.
Mutacja pojawiła się na Wyspach, ale rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie i atakuje również w Europie kontynentalnej.
Brytyjczycy szczepią więc na potęgę. Już do września 2021 roku szczepionkę na COVID-19 mają dostać wszyscy chętni. Do tego czasu Unia Europejska i USA zdążą zaszczepić co najmniej połowę populacji, a już na pewno seniorów i osób z grup ryzyka.
Brzmi jak koniec pandemii? Nie do końca. Kiedy my będziemy cieszyć się powolnym powrotem do normalności, olbrzymie obszary Azji, Afryki, Ameryki Południowej, a nawet Europy Wschodniej, dalej będą "inkubatorem" dla nowych mutacji wirusa.
Nikt nie zagwarantuje, że kolejna z nich nie okaże się odporna na szczepionkę. Wtedy walkę trzeba będzie zacząć od nowa. A to będzie już kłopot wszystkich krajów. Również nasz.
Moralna porażka
- Powiem to bez ogródek: świat stoi na krawędzi moralnej porażki katastrofalnych rozmiarów. Jej ceną będzie życie ludzi w najbiedniejszych krajach świata – powiedział kilka dni temu Tedros Adhanom, szef Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
- To niewłaściwe, żeby w bogatych krajach szczepić osoby młode i zdrowe, podczas gdy w krajach biedniejszych na szczepienie nie mają szans nawet lekarze, czy najbardziej narażeni seniorzy – dodał.
Właściwe, czy nie, ale żeby zagwarantować sobie jak najszybszy powrót do normalności, bogate kraje zakontraktowała tyle szczepionek, że wystarczyłoby na zaszczepienie całej ich ludności nawet kilkakrotnie.
Analizy pokazują, że państwa zamieszkiwane przez zaledwie 14 proc. światowej populacji, zamówiły 53 proc. wszystkich najbardziej obiecujących szczepionek przeciw COVID-19.
Tymczasem masowa akcja szczepień w najbiedniejszych krajach może zacząć się dopiero za rok – wersja optymistyczna lub za dwa lata – wersja pesymistyczna.
Więc kiedy świat podziwia Wielką Brytanię, czy Izrael za ekspresowe tempo szczepień, najbiedniejszym pozostaje tylko patrzeć z zazdrością i czekać na swoją kolej.
- Raczej nie unikniemy jeszcze większego pogłębienia przepaści między krajami bogatymi i biednymi. Kiedy państwa prosperujące skończą szczepienia, w rozwijających się częściach świata dalej będą borykać się z koronawirusem i dużą liczbą ofiar COVID-19 – mówi prof. Krzysztof Pyrć, jeden z czołowych polskich wirusologów.
- Można byłoby tego uniknąć, ale każdy chce mieć pierwszeństwo w kolejce po szczepionkę. Przecież i my również oczekujemy, że Unia Europejska będzie traktowana priorytetowo – zaznacza profesor.
Wojny szczepionkowe
Akcja szczepień przeciw COVID-19 ruszyła jednocześnie w całej Unii Europejskiej 27 grudnia 2020 roku, czyli niemal równo rok po tym, gdy w mediach pojawiły się pierwsze wzmianki o koronawirusie SARS-CoV-2.
Wtedy większość z nas traktowała to jako kolejną "egzotyczną epidemię", która jest gdzieś daleko i nam nie zagraża. Ale już trzy miesiące później, to co było "niemożliwe", stało się faktem. Koronawirus zatrzymał światową gospodarkę, a nas zamknął w domach.
Od tej chwili zaczęło się wyścig z czasem i odliczanie dni do pojawienia się szczepionki przeciw COVID-19 – jedynego środka, dzięki któremu możemy odzyskać dawne życie.
Do szczepionkowego wyścigu stanęły wszystkie państwa, dysponujące potencjałem naukowym i produkcyjnym. Na świecie zarejestrowano ponad 170 "kandydatów na opracowanie szczepionki". Ich zaciętą rywalizację porównywano do wyścigu zbrojeń.
Jeśli nie liczyć Rosji i Chin, które zarejestrowały swoje szczepionki mimo niezakończonych badań klinicznych, to pierwszy do mety dotarł koncern Pfizer. We współpracy z firmą BioNTech opracował szczepionkę mRNA o nazwie Comirnaty. Jej skuteczność – 95 proc. - została ogłoszona 9 listopada 2020 roku.
Tydzień później o swoim sukcesie poinformował amerykański koncern Moderna, który również opracował szczepionkę mRNA. Na trzecim miejscu znalazła się firma AstraZeneca i Uniwersytet Oksfordzki ze swoją szczepionką wektorową.
Wszystkie trzy szczepionki powstały dzięki olbrzymim dotacjom z publicznych pieniędzy. Przykładowo Pfizer dostał z kasy Unii Europejskiej 450 mln euro oraz 2 mld dolarów od USA. Z kolei Moderna otrzymała od rządu Stanów Zjednoczonych 2,48 mld dolarów.
Te gigantyczne kwoty miały być między innymi zainwestowane w poszerzenie i przygotowanie linii produkcyjnych i być gwarantem pewnych, stałych dostaw.
Zresztą już na długo przed zakończeniem badań, koncerny miały podpisane kontrakty na dostarczanie milionów dawek. Większość z nich miała trafić do krajów bogatych.
Według danych organizacji Oxfam Pfizer miał zakontraktowanych w grudniu 1,12 mld dawek, z czego 95 proc. była przeznaczona dla zamożnych państw. Z kolei Moderna zawarła umowy na dostarczenie 777 mln dawek, z czego ani jedna szczepionka nie miała trafić do krajów rozwijających się.
Wyjątkiem jest AstraZeneca, która na czas trwania pandemii postanowiła zrzec się dochodu z produkowanej przez siebie szczepionki i 64 proc. produkcji zamierza dostarczyć do niezamożnych krajów.
- Pandemia koronawirusa wyzwoliła w nas najgorsze cechy. Zwykły człowiek myśli tylko o tym, jak najszybciej dostać swoją szczepionkę. Rządy z wakcynacji robią wielkie polityczne show albo pokaz siły. Ale jedynymi wygranymi w tej sytuacji pozostają koncerny farmaceutyczne, które zyskały olbrzymią władzę – mówi prof. Włodzimierz Gut, wirusolog z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH.
Zdaniem wirusologa najwięcej ugrał amerykański koncern Pfizer, który dołączył do procesu tworzenia szczepionki, dopiero na etapie badań klinicznych. Samą szczepionkę wymyśliła i opracowała niemiecka firma BioNTech, która swoją drogą powstała dzięki funduszom na rozwój nauki z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
- Po stworzeniu konsorcjum Pfizer zaczął uprawiać agresywną korporacyjną politykę. Wszystkie triki były dozwolone. Pfizer próbował poprzez procesy sądowe zablokować innych producentów szczepionek. Wykiwał Trumpa, ponieważ przyjął od jego administracji olbrzymią dotację, ale skuteczność szczepionki ogłosił trzy dni po wyborach prezydenckich w USA. W międzyczasie zawierał umowy, gdzie tylko się da. Jako pierwszy koncern z Zachodu zawarł z Chinami kontrakt na dostarczanie szczepionki przeciw COVID-19. Ten rynek nigdy się nie skończy – ocenia prof. Gut.
W styczniu Pfizer niespodziewanie ogłosił, że zamierza przeprowadzić reorganizację produkcji. W związku z tym dostawy szczepionek do całej UE będą przez najbliższe 2-4 tygodnie okrojone o połowę. To sprowokowało spekulacje, że w rzeczywistości próbuje w ten sposób ukryć dostawy szczepionek dla Chin.
Unia dwóch prędkości
- Żeby zrozumieć, co udało się osiągnąć Unii Europejskiej, powinniśmy cofnąć się do 2009 roku, kiedy światu groziła pandemia wirusa A/H1N1, czyli tzw. świńskiej grypy – mówi dr Andrzej Ryś, dyrektor ds. systemów opieki zdrowotnej, produktów medycznych i innowacji przy Komisji Europejskiej.
Wówczas kilka dużych i bogatych krajów takich, jak Niemcy, Francja oraz Wielka Brytania, zawarły umowy na szczepionki pandemiczne, zanim pandemia wybuchła.
– Po doświadczeniach z ptasią grypą, która uważano za najbardziej prawdopodobny szczep o tzw. potencjale pandemicznym, opracowano i przygotowano prototyp szczepionki. W razie wybuchu pandemii wystarczyło tylko zastosować nowy wirus grypy – tłumaczy dr Ryś.
Kiedy więc wybuchła pandemia "świńskiej grypy", okazało się, że niektóre kraje mają zabezpieczone kontrakty na duże ilości szczepionek i zmagazynowane leki przeciwwirusowe.
Reszta państw UE nie miała takiej możliwości i musiała nie tylko czekać, ale i liczyć się z zawyżonymi cenami. Polska, jako jedyny kraj Unii, w ogóle nie zdecydowała się na szczepionki przeciw grypie H1N1. W kraju jedni politycy krytykowali decyzję, inni chwalili, ale mieliśmy dużo szczęścia - po roku pandemia wygasła.
Tym razem nikt nie miał złudzeń, że tak samo zniknie koronawirus.
- Po doświadczeniach z 2009 roku UE stworzyła mechanizm prawny, który pozwalał na wspólne zakupy. Dzięki niemu mogliśmy dokonać wspólnych zakupów środków ochrony osobistej, respiratorów, testów diagnostycznych oraz leków. W maju zapadła decyzja, że wykorzystamy te doświadczenia i stworzymy system, w którym Komisja Europejska będzie negocjować zakup szczepionek w imieniu wszystkich krajów UE – mówi dr Ryś.
Negocjacje odbywały się przy pełnym zaangażowaniu krajów członkowskich w ramach tzw. Komitetu sterującego KE. W końcu wybrano sześć najbardziej obiecujących producentów i podpisano z nimi umowy na dostawy. Liczba dawek została podzielona proporcjonalnie do liczby mieszkańców.
Państwa mogły samodzielnie modyfikować swoje zamówienie. Przykładowo Holandia postanowiła, że zakupi szczepionki tylko firmy AstraZeneca, ponieważ nie wymagają one skomplikowanej logistyki i przechowywania w bardzo niskich temperaturach.
To był strzał w stopę - szczepionka AstraZeneca wciąż nie dostała rejestracji w UE. Holandia rozpoczęła więc wakcynację dopiero 6 stycznia, jako ostatni kraj w UE.
Biedniejsze kraje Unii rezygnowały głównie ze szczepionki firmy Moderna, która jest najdroższa i kosztuje ok. 15 euro za dawkę (Pfizer/BioNTech - 12 euro, AstraZeneca ok. 3,5 euro).
Przykładowo Polska zadeklarowała chęć zakupu 62 mln dawek szczepionek od pięciu producentów. Zrezygnowała jednak z prawie 5 mln dawek Moderny. Podobnie postąpiły Bułgaria, Słowenia, Belgia oraz Portugalia, które zrezygnowały z części swojego przydziału na szczepionkę Moderny.
"Wolne" dawki chętnie przejęły bogatsze kraje - Francja, Dania oraz Niemcy. Szacuje się, że w ten sposób Niemcy zabezpieczyły dla siebie dodatkowe 50 mln dawek szczepionek Moderny.
Okazało się również, że rząd federalny po cichu prowadził rozmowy z koncernami farmaceutycznymi na dostarczenie kolejnych 50 mln dawek szczepionek (Pfizer – 30 mln, CureVac – 20 mln). Łącznie więc, poza przydziałem, Niemcy dostaną 100 mln szczepionek.
Strategia "me first"
Bogate państwa gorączkowo kumulują szczepionki na zapas. Światowe media od początku wytykały Kanadzie zachłanność - zakontraktowała tyle dawek, że mogłaby zaszczepić całą swoją ludność nawet pięciokrotnie.
Jednak pod tym względem Unia Europejska niewiele się różni. Na 443 mln mieszkańców UE zamówiono 2,3 mld szczepionek i na tym prawdopodobnie nie koniec.
Prof. Włodzimierz Gut zwraca uwagę, że umowy na szczepionki, nie są tożsame z ich zakupem.
W większości przypadków są to tylko wstępne deklaracje. A precyzyjną liczbę szczepionek ciężko jest określić, ponieważ, nie wiadomo, którzy z producentów zakończą badania kliniczne sukcesem.
Zdaniem prof. Guta, gdy tylko rynki bogatych krajów zostaną nasycone, szczepionki zaczną być dostarczane do krajów Trzeciego Świata. Jest jednak kilka "ale".
Po pierwsze, nie wiadomo, ile może potrwać wakcynacja Zachodu. Po drugie, czy bogate państwa zechcą uwalniać zarezerwowane przez siebie dawki.
- Wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Najważniejsze brzmi: jak długo będą nas chronić szczepionki? Czy nabyta odporność wystarczy na lata, czy jednak, jak w przypadku grypy, będziemy musieli szczepić się co roku? – wskazuje dr Andrzej Ryś.
COVAX nie działa
Dla krajów niezamożnych, oznacza to jedno – muszą cierpliwie czekać, aż przyjdzie ich kolej i pogodzić się z tym, że koronawirus dalej będzie paraliżował system opieki zdrowotnej i wyniszczał ich gospodarki.
Według obliczeń Duke Global Health Innovation Center świat nie zdoła wyprodukować takiej liczby szczepionek, aby do 2023-2024 zaszczepić całą światową populację. Z kolei Amnesty International szacuje, że w 2021 r. w biednych krajach szczepionki otrzyma tylko 10 proc. obywateli.
Właśnie, żeby uniknąć takiej sytuacji, WHO wraz z innymi organizacjami międzynarodowymi, powołało inicjatywę COVAX.
Jej celem jest zabezpieczenie 2 mld dawek szczepionek dla 92 państw o niższym i średnim dochodzie. Wystarczyłoby one do zaszczepienia 20 proc. populacji w każdym z tych krajów.
Unia Europejska ofiarowała na ten cel łącznie 500 mln euro. USA, jeszcze pod przywództwem Donalda Trumpa, odmówiły przyłączenia się do COVAX. Dlatego teraz jedną z pierwszych decyzji Joego Bidena była zmiana tego stanowiska.
- Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, aby zapewnić sprawiedliwy dostęp do szczepionek - uważa dr Andrzej Ryś.
COVAX jednak nie zadziałał i musiało to przyznać nawet WHO.
Szef WHO wskazuje, że kiedy 49 bogatych krajów zdążyło już podać swoim obywatelom około 40 milionów dawek szczepionki, w tym samym czasie jeden z krajów najbiedniejszych zaszczepił 25 osób.
- Nie 25 milionów ludzi, nie 25 tysięcy, po prostu 25 - mówił Tedros Adhanom, nie precyzując, o który kraj chodzi.
Upokorzenie Ukrainy
Szacuje się, że w najcięższym położeniu może się znaleźć 70 krajów, głównie w Afryce i Azji, ale również w Europie Wschodniej. Chodzi o Mołdawię i Ukrainę, które oprócz fatalnych skutków epidemii borykają się cały czas z rozgrywkami geopolitycznymi.
Dotyczy to szczególnie Ukrainy. Kreml nie szczędził wysiłków, aby zmusić ją do kupienia i współpracy przy produkcji rosyjskiej szczepionki "Sputnik V".
Wiadomo, że Kijów negocjował dostawy szczepionek od Moderny, Pfizera i Johnson&Johnson. Jednak żaden z producentów nie zagwarantował terminu dostawy. Część ukraińskich politologów uważa, że "blokadę" na dostawy szczepionek postawił sam Donald Trump.
Ukrainie więc nie pozostawało nic innego, jak przyjąć upokarzające rozwiązanie i zakupić szczepionkę chińskiej firmy Sinovac. Dlaczego upokarzające?
Choć producent gwarantował, że szczepionka ma ponad 70 proc. skuteczności, ostatnie badania w Brazylii pokazują, że szczepionka chroni tylko w 50,4 proc. W dodatku według informacji, do których dotarły media, koszt jednej dawki wynosi ok. 15 euro, czyli tyle samo ile UE płaci za wysokiej jakości szczepionkę Moderny.
Łączne zamówienie zostało złożone na 2 mln dawek, które mają dotrzeć na Ukrainę dopiero w marcu.
"Trzeba wykonać wiele politycznych akrobacji, żeby dostać się na listę priorytetową producentów szczepionek" – mówił w rozmowie z "New York Times" Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy.
Olga Pyszczulina, ekspertka z ukraińskiego think-tanku Centrum im. Razumkowa, uważa, że Ukraina, podobnie, jak inne niezamożne państwa, stała się pionkiem w grze, którą rozgrywają między sobą mocarstwa i koncerny farmaceutyczne.
- Biedne kraje od początku nie były przedmiotem zainteresowania wielkich korporacji, nastawionych na zysk. Więc kiedy Ukraina nie była w stanie sama wynegocjować żadnej umowy, została skazana na kupowanie szczepionki od pośrednika. Takie międzynarodowe firmy pośredniczące, wykupiły pulę szczepionek różnych producentów i teraz oferują je najsłabszym państwom po cenach wyższych, niż rynkowe – uważa Pyszczulina.
Gorsze szczepionki dla biednych
Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego zauważa, że w naszej przestrzeni medialnej rozmawiamy głównie o szczepionkach zarejestrowanych w UE i USA.
- Te szczepionki muszą spełniać bardzo rygorystyczne wymogi, aby mogły być dopuszczone na rynki Europy i Stanów Zjednoczonych. Prawdopodobnie jednak na światowym rynku będzie całkiem dużo innych szczepionek, które, choć nie będą w stanie spełnić norm wymaganych w USA czy UE, mogą być skuteczne. Te szczepionki będą znacznie tańsze i pewnie już niebawem dostępne dla krajów niezamożnych – mówi dr Dzieciątkowski.
Oprócz kilku szczepionek, opracowanych przez Chiny i Rosję, ze swoim preparatem wystartowały właśnie Indie, które już zaczęły u siebie masową wakcynację. Wszystkie te szczepionki mają prawdopodobnie niższą skuteczność niż preparaty Pfizera, czy Moderny. Jednak w jakim stopniu, wciąż nie wiadomo, ponieważ badania nie były prowadzone w transparentny sposób.
- Nie są to tak "luksusowe preparaty", jak szczepionki oparte na technologii mRNA, dające 95 proc. ochrony. Jednak zawsze jest lepiej mieć 50, czy 70 proc. ochrony przed wirusem, niż nie mieć jej wcale – mówi dr Dzieciątkowski.
Zdaniem wirusologa, nawet szczepiąc całą populację świata, nigdy do końca nie wyeliminujemy koronawirusa.
- SARS-CoV-2 ma rezerwuar zwierzęcy, więc eradykacja tego patogenu jest praktycznie niemożliwa. Jedynie, co możemy zrobić, to sprowadzić wirus do występowania endemicznego. Innymi słowy, koronawirus nigdy nie zniknie, ale najprawdopodobniej w takiej sytuacji częściej będzie się pojawiał w miejscach, gdzie będzie więcej osób niezaszczepionych albo zaszczepionych szczepionkami niższej jakości – opowiada dr Dzieciątkowski.
- Niewątpliwie pojawi się kwestia przemieszczania się między krajami. Pewnie część bogatych państw będzie wymagała od wjeżdżających paszportów szczepień. To sprawi, że obywatele niektórych państw mogą poczuć się, że należą do społeczności drugiej kategorii – mówi dr Dzieciątkowski.
Oznacza to, że nawet po wakcynacji biedne kraje dalej będą borykać się z COVID-19. To też może spowodować pogłębienie przepaści społecznych między krajami rozwijającymi a Zachodem.