Mural wsparcia dla Ukrainy powstał w Gdańsku po agresji Rosji © East News | Wojciech Strozyk/REPORTER

Oś zła i oś zysku. Są kraje, które dobrze wychodzą na wojnie

Mateusz Ratajczak
24 sierpnia 2022

Tanie surowce i lepsza pozycja negocjacyjna. Agresja Rosji przeciwko Ukrainie to okazja dla niektórych państw, by korzystać, zarabiać i czekać na ofertę Zachodu.

Najpierw było "imperium zła". Bo tak w marcu 1983 roku prezydent USA Ronald Reagan nazwał ZSRR. Jego przemówienie na Narodowym Zgromadzeniu Ewangelików w Orlando na Florydzie przeszło do historii nie dlatego, że wyznaczyło jakiś nowy kurs Stanów Zjednoczonych Ameryki wobec Moskwy, ale dlatego, że Reagan nie kluczył, tylko przyznał, że USA idą na zwarcie z Sowietami. Oczywiście nie bezpośrednie.

Imperium zła było zaprzeczeniem wolnego świata i to podkreślał Reagan. Sformułowanie wprost odnosiło się do cyklu filmów George’a Lucasa "Gwiezdne Wojny", a padło na chwilę przed premierą finału trylogii - "Powrotu Jedi". Do "Gwiezdnych Wojen" Reagan wrócił zresztą kilka miesięcy później, gdy ogłaszał program podboju kosmosu i wyścigu zbrojeń w tym obszarze.

Karierę za prezydentury Billa Clintona robił z kolei termin "państwa zbójeckie", oznaczający kraje autorytarne, nieprzestrzegające praw człowieka i rozbudowujące broń masowej zagłady. Załapały się tu m.in. Afganistan (choć tylko do interwencji wojskowej, bo później został zdjęty z listy wraz z upadkiem rządów talibów), Irak (do upadku Saddama Husajna), Iran, Korea Północna, Libia oraz Sudan.

Do tego sformułowania nawiązał w 2002 roku George W. Bush. Republikanin, za którego kadencji doszło do ataku na World Trade Center w Nowym Jorku - rozrysował "oś zła", czyli kraje prowadzące agresywną politykę zagraniczną, posiadające dostęp do broni masowego rażenia i wspierające międzynarodowy terroryzm. Na liście były Irak, Iran i Korea Północna, a wraz z wystąpieniami amerykańskich polityków trafiały na nią kolejne kraje. I tak wieloletnia sekretarz stanu Condoleezza Rice wymieniała w "osi zła" m.in. Zimbabwe (tuż po tym, gdy rządzący niemal trzy dekady prezydent Robert Mugabe zdecydował się na przeprowadzenie wyborów prezydenckich pomimo braku głównego kandydata - Morgana Tsvangiraia - a jednocześnie ściągał do kraju broń z Chin).

Każde z określeń się zużywało i traciło na sensie i znaczeniu w miarę zmian sytuacji geopolitycznej i układu sił na świecie.

"Imperium zła" upadło w chwili rozwiązania Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. "Państwa zbójeckie" przeżywały rewolucje (Libia) i niepokoje społeczne (Iran), interwencje zbrojne (Irak i Afganistan), podział na dwa państwa (Sudan i Sudan Południowy), a jedno – Korea Północna - trwało i trwa w izolacji, przetykanej buńczucznymi pogróżkami nuklearnymi i uściskiem dłoni Donalda Trumpa i Kim Dzong Una.

24 lutego 2022 r znów zmienił się na świecie układ sił. Atak Rosji na Ukrainę i trwająca już pół roku eskalacja pełzającej od 2014 roku wojny wymusiła na członkach globalnej społeczności określenie się. Można wspierać broniącą się Ukrainę, można nie wspierać nikogo i apelować o pokój, można wspierać agresora - Rosję.

W każdym przypadku można działać tak, aby na wojnie zyskać – wzbogacić się, zwiększyć wpływy, urosnąć w siłę. I chętnych do tego nie brakuje.

Gdyby dziś - na podstawie stosunku danego kraju do rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz aspiracji do odgrywania roli mocarstwa regionalnego lub światowego - to ostatnie oznacza rywalizację z Zachodem - pokusić się o stworzenie jakieś nowej "osi", to należałoby ją nazwać osią zysku.

Znalazłyby się na niej na pewno trzy kraje, które na różny sposób korzystają i na wojnie, i na samym zaangażowaniu Zachodu w pomoc.

Chiny, Indie i Iran.

HEGEMON WSCHODNIEJ HEMISFERY

Co zyskał na rosyjskiej wojnie Pekin?

- Uzależnienie Rosji od siebie. I to uzależnienie pogłębia się z każdym tygodniem, z każdym miesiącem. Dla Rosji Chiny stały się głównym odbiorcą sporej części surowców, które są sprzedawane po niemal promocyjnych stawkach. I choć trudno wskazywać na minusy takiego układu, to należy pamiętać, że wraz z problemami światowej gospodarki, problemy pojawią się również w Chinach. To z kolei oznacza, że Pekin taniego surowca nie jest w stanie wykorzystać tak, jakby mógł i chciał. Niemniej jest to oczywisty zysk - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Michał Bogusz, ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Zastrzega jedna, że rachunek zysków i strat w Chinach nie jest taki oczywisty, jakby się mogło wydawać.

- Nie ma wątpliwości, że Pekin wspiera Moskwę podczas tego konfliktu, choć nie jest to wsparcie bezpośrednie ze względu na obawy o zachodnie sankcje. Gdyby nie ta obawa, Pekin byłby z pewnością jednym z największych beneficjentów problemów Zachodu, ale tak do końca jeszcze nie jest. Trzeba pamiętać, że im bliżej Pekin jest Moskwy, tym dalej jest od Zachodu i tamtejszych rynków zbytu. A nie ma wątpliwości, że Rosja nie jest taką samą okazją biznesową jak Unia Europejska czy Stany Zjednoczone Ameryki - zastrzega dr Bogusz.

Oś Moskwa - Pekin istnieje od dawna. W ostatnich miesiącach to Pekin wykorzystuje Moskwę w tych relacjach i sprowadza ją do roli wasala
Oś Moskwa - Pekin istnieje od dawna. W ostatnich miesiącach to Pekin wykorzystuje Moskwę w tych relacjach i sprowadza ją do roli wasala© East News | AP Pool

Jak podkreśla ekspert z OSW, odwracając się od Zachodu nie da się tak łatwo po prostu sprzedać Rosji towaru pierwotnie przeznaczonego na zachodnie rynki. Z oczywistego powodu: rynek rosyjski jest od zachodnich mniejszy. Jednocześnie dla Chin Rosja nie jest dostawcą nowoczesnych technologii.

Trzeba jednak dodać, że największym dostawcą surowców do Chin nie jest już Arabia Saudyjska, czyli największy gracz na rynku węglowodorów, a właśnie Rosja. Wzrost dostaw nastąpił oczywiście w momencie, gdy europejscy i zachodni odbiorcy zaczęli unikać rosyjskiej ropy, gazu i węgla.

I warto spojrzeć na dane.

W marcu, gdy wojna się zaczynała, Chiny ściągnęły do siebie z Rosji dobra i usługi za 6,2 miliarda dolarów. Wysłały w tym samym miesiącu towaru za 5,2 miliarda dolarów. Po niemal sześciu miesiącach bilans wygląda inaczej. Chiny w lipcu ściągnęły towary i usługi za 10 miliardów dolarów. Wysłały przy tym rekordowe 6,7 miliardów dolarów.

W skrócie: dziś więcej kupują od Rosji i więcej sprzedają Rosjanom.

- Z punktu widzenia Pekinu głęboka gospodarcza zapaść Rosji i kryzys społeczny, mogące zachwiać stabilnością władzy Putina, stworzyłyby istotne zagrożenie. Negatywnie rzutowałyby na stabilności dostaw z tego kraju i globalne ceny surowców - dodaje dr Bogusz.

A co z korzyściami politycznymi?

- Zyskiem i stratą jednocześnie jest też silna polaryzacja, którą konflikt w Ukrainie wywołał. Zachód zbiera swoich sojuszników, Chiny oczekują dokładnie tego samego. Kto się zgłasza? Zwykle te kraje, które do tej pory liczyły na militarne wsparcie Rosji. I choć następuje zbliżenie z takimi krajami jak Wyspy Salomona, Mjanma czy Tajlandia, to w najbliższym otoczeniu Chin wiele krajów się dość znacznie zdystansowało. Trzeba pamiętać, że Pekin liczył początkowo na pogłębienie podziałów wśród państw Zachodu i stworzenie istotnego precedensu pozwalającego na realizację własnych planów na Pacyfiku. Tak się nie stało - dodaje.

Całościowy rachunek zysków i strat w Pekinie jest na korzyść Rosji. Chiny wyrażają poparcie dla rosyjskich żądań gwarancji bezpieczeństwa, a ich propaganda wbrew faktom twierdzi, że "kryzys" - bo tak wielokrotnie nazywana była wojna - został rzekomo wywołany przez "rozszerzanie NATO" i "politykę USA".

Już na początku marca minister spraw zagranicznych Wang Yi oświadczył wprost, że oba kraje są partnerami strategicznymi. I to ten sojusz wprost przyczynia się do pokoju, stabilności i rozwoju na świecie. "Przyjaźń między dwoma narodami jest trwała jak skała" - deklarował. I przez długie miesiące żadna ze stron w przyjaźń nie zwątpiła.

Indie okrakiem na płocie

Z ukraińskiego Kijowa do indyjskiego New Delhi jest 4,5 tys. kilometrów. Ze stolicy Rosji do stolicy Indii jest niewiele mniej, bo 4,3 tys. kilometrów. I choć Indie wojnie przyglądają się ze znacznej i bezpiecznej odległości, to są w stanie wyciągnąć z niej dla siebie to, co - w opinii tamtejszych polityków - najlepsze.

Tak w 2021 roku wyglądały spotkania prezydenta Rosji i premiera Indii
Tak w 2021 roku wyglądały spotkania prezydenta Rosji i premiera Indii © East News | AP

- Jeżeli szukamy na arenie międzynarodowej graczy, którzy korzystają na agresji Rosji w Ukrainie, to Indie mogą być liderem w tej kategorii - mówi Wirtualnej Polsce Patryk Kugiel, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i autor książki "India's Soft Power: A New Foreign Policy Strategy" (z ang. - Indyjska miękka siła: nowa strategia polityki zagranicznej).

- Indie zyski realizują w dwóch wymiarach: gospodarczym i politycznym - tłumaczy. - Po pierwsze, stały się odbiorcą tanich surowców, które kupują od Rosji masowo dopiero od czasu inwazji. Korzystają z rabatów i możliwości płacenia w rupiach.

- Rosja z nieistotnego dostawcy surowców do Indii stała się drugim graczem na tym rynku po Iranie. Z kolei Indie stały się drugim, po Chinach, odbiorcą rosyjskich surowców na świecie. Surowcowy piwot jest widoczny gołym okiem. Skoro Moskwa oferuje znaczne obniżki cen, to premier Narendra Modi korzysta z promocji. Zwiększył zakupy z tego kierunku pięciokrotnie w stosunku do ubiegłego roku. Dla Indii dostęp do tanich surowców to kwestia życia lub śmierci gospodarki. Potęga atomowa, szósta gospodarka świata i jeden z najludniejszych krajów na Ziemi ma poważne problemy, a kryzys energetyczny zatrzymałby rozwój gospodarczy i nie pozwolił na jakąkolwiek odbudowę po epidemii COVID-19 - tłumaczy ekspert.

Epidemia w Indiach to do dziś 44 mln zakażeń oraz 527 tys. zgonów. To drugi - po USA - najgorszy wynik na świecie. A warto pamiętać, że kraj w pierwszej fazie ataku wirusa zatrzymał się na trzy tygodnie. Przez 21 dni Hindusi nie mogli wychodzić z domów, ograniczony był transport i niemal całkowicie wstrzymana aktywność gospodarcza. W ponownym odpalaniu gospodarki pomagać miały 24 miliardy dolarów - przeznaczone na bezpośrednią pomoc, w tym schronienia, i żywność oraz pakiet 268 miliardów dolarów (czyli 10 proc. indyjskiej gospodarki) - przeznaczony na rozwój.

Tymczasem tani węgiel i ropa kuszą, bo są gwarantem dalszego rozwoju lub - w przypadku problemów światowej gospodarki - przynajmniej gwarantem mniejszych tąpnięć w gospodarce krajowej. Nie jest to jednak powód, dla którego Indie nie potępiły Rosji za jej działania w pierwszym momencie oraz wstrzymały się od negatywnego głosowania w Organizacji Narodów Zjednoczonych.

- Indie są niezwykle uzależnione od rosyjskiego uzbrojenia, gdyż w ostatnich latach 60 proc. indyjskich zakupów broni pochodziło właśnie z tego kierunku. Według nieoficjalnych szacunków od 50 do nawet 90 proc. broni w indyjskiej armii ma pochodzenie rosyjskie lub jeszcze radzieckie. I mówimy tu o najważniejszym m uzbrojeniu, czyli myśliwcach, systemach rakietowych czy łodziach podwodnych - tłumaczy Patryk Kugiel.

A drugi, polityczny zysk, na który liczy premier Modi?

- Indie stały się obiektem dyplomatycznych zalotów z obu stron. Od zawsze stawiały się w roli państwa neutralnego, trochę siedzącego okrakiem na płocie pomiędzy Zachodem a Rosją i Chinami – wyjaśnia Patryk Kugiel. - I świadczą o tym zarówno spotkania w ramach międzynarodowych formuł, ale również podchody dyplomatyczne, które obie strony mają prowadzić od pierwszego dnia konfliktu - dodaje.

- Ostatnie wydarzenia pokazują kolejny raz, że Indie niekoniecznie podzielają tę samą wizję świata co Unia Europejska i nie zmienia się to od lat. Indie w ramach ONZ częściej miały opinię zbieżną z Rosją czy Chinami niż z UE czy USA. Można też zrozumieć większą akceptację Indii dla rosyjskich pretensji do posiadania specjalnej strefy wpływów w Europie Wschodniej, skoro same Indie przyznają sobie takie prawo w Azji Południowej. Do tego nie lubią wykładów oraz kazań z zewnątrz i wychodzą z założenia, że lepiej nie komentować ich spraw wewnętrznych. A jednak obie strony potrzebują sojuszników, więc Zachód na część indyjskich spraw po prostu przymyka oczy - mówi.

I jedną z takich spraw są kwestie mniejszości religijnych, a w zasadzie ich prześladowania. Co dziesiąty mieszkaniec tego kraju to muzułmanin lub muzułmanka. W Indiach żyje druga największa na świecie społeczność muzułmańska, licząca ponad 130 mln osób. Największa zamieszkuje Indonezję, gdzie islam wyznaje niemal 90 proc. mieszkańców - w Indiach tak nie jest. Tu muzułmanie to 13 proc. ludności.

W kraju liczącym 1,3 miliarda mieszkańców te nieco ponad sto milionów to jednak po prostu mało. A hinduistycznych bojówek nie brakuje. To przecież w stolicy Indii przed dwoma laty muzułmanie byli mordowani na ulicach, a ich ciała wrzucane do rynsztoków. To w stolicy jednego z największych krajów świata kobiety były kopane przez tłum i oblewane kwasem. W zamieszkach zginęło kilkanaście osób.

Zamieszki w Nowym Delphi miały podłoże religijne - wymierzone były przeciwko mieszkającym w kraju muzułmanom
Zamieszki w Nowym Delphi miały podłoże religijne - wymierzone były przeciwko mieszkającym w kraju muzułmanom © East News | PRAKASH SINGH

A rządząca w kraju Indyjska Partia Ludowa od antymuzułmańskiej polityki wcale się nie odżegnuje, premier - wywodzący się z tej partii - do pokoju nie wzywał. Tak jak i nie wyrażał żalu za to, co się stało. Wręcz przeciwnie, kontynuował politykę dzielenia. Świadczą o tym między innymi wprowadzane w kraju przepisy np. o obywatelstwie, które wykluczały jednak muzułmanów. W ostatnim czasie muzułmanie i ich twórczość znikają np. ze szkolnych książek.

I nie przeszkadza to w powołaniu Rady ds. Handlu i Technologii UE-Indie i o wznowieniu negocjacji w sprawie umowy o wolnym handlu. Jak tłumaczy Patryk Kugiel, te dwa wydarzenia "wskazują na jeszcze silniejszą wolę polityczną pogłębienia i wzmocnienia współpracy, zarówno po stronie Europy, jak i Indii".

A jak wskazuje ekspert PISM, od stycznia do końca kwietnia tego roku Indie wstrzymały się w sumie kilkanaście razy w różnych głosowaniach nad krytycznymi inicjatywami wobec Rosji zgłoszonymi na forach międzynarodowych. Było tak np. w Radzie Praw Człowieka ONZ, a nawet Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Premier Narendra Modi wyrażał wielokrotnie tylko zaniepokojenie sytuacją.

Kryterium "brak potępienia rosyjskiej agresji na Ukrainę" lokuje na naszej liście również Iran.

Wspólny wróg

"Reakcja władz Iranu na wojnę była konsekwencją budowanego od 2001 roku partnerstwa strategicznego z Rosją oraz wrogości tych państw wobec USA. 24 lutego prezydent Ebrahim Raisi w rozmowie telefonicznej z Władimirem Putinem miał zaakceptować rosyjskie uzasadnienie wojny, a w późniejszym komunikacie ocenił "ekspansję NATO" jako poważne zagrożenie dla stabilności i bezpieczeństwa państw w różnych regionach świata" - analizuje dr Marcin Andrzej Piotrowski, ekspert ds. bezpieczeństwa.

Władimir Putin w Iranie był w połowie lipca - rozmowy miały dotyczyć między innymi współpracy militarnej
Władimir Putin w Iranie był w połowie lipca - rozmowy miały dotyczyć między innymi współpracy militarnej © East News | Iranian Presidential Website

Stosunki Rosji i Iranu od lat opierają się na wspólnych, ale nielicznych celach. Głównym jest osłabianie roli Stanów Zjednoczonych w regionie Bliskiego Wschodu. "O ile Teheran myśli regionalnie, to Moskwa chce osłabiać Waszyngton również globalnie" - wskazuje w swoich analizach dr Witold Rodkiewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich. Im bardziej antyamerykańską politykę prowadził Iran, tym bliższym sojusznikiem Rosji się stawał.

"Kooperacja Rosji i Iranu ma charakter taktyczny. Oba państwa opowiadają się za zmniejszeniem roli USA na arenie międzynarodowej i koncepcją świata wielobiegunowego. Współdziałają też w walce z terroryzmem, definiowanym zgodnie z ich interesami. Przykładem realizacji tych deklaracji są wspólne działania wojskowe w Syrii, które pozwoliły na utrzymanie władzy prezydentowi Baszarowi al-Asadowi i uniemożliwiły Stanom Zjednoczonym podjęcie tam interwencji, co ograniczyło amerykańskie wpływy na Bliskim Wschodzie" - również wskazuje w swoich analizach Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Rosja dla Iranu jest też gwarantem bezpieczeństwa. W jakich wymiarach? Po pierwsze, jest sprzedawcą i dostawcą broni. Po drugie, ma prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. Gdyby zatem USA chciały wywierać presję na Iran właśnie w ONZ, to Rosja może to blokować. I co ciekawe, Rosja była skłonna te gwarancje bezpieczeństwa oddać za ustępstwa w swoim kierunku. Jak wskazuje Rodkiewicz, stało się tak między innymi w 2010 roku, gdy administracja Baracka Obamy postawiła na reset w stosunkach z Rosją. Za ten prezent Moskwa odwdzięczyła się akceptacją dla części sankcji na rzecz Iranu.

Jak Teheran korzysta na wsparciu Rosji w konflikcie z Ukrainą? Kolejnym sprzętem wojskowym "made in Russia". Na początku sierpnia "Washington Post" informował, że Rosja wystrzeli satelitę szpiegowskiego właśnie dla Iranu, ale najpierw będzie go używać podczas wojny. Sprzęt powędrował na orbitę 9 sierpnia, wystrzelony z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Rosyjska agencja kosmiczna Roskosmos chwaliła się zresztą startem rakiety w swoich kanałach internetowych.

Oficjalnie satelita ma być wykorzystywany w celach naukowych oraz wspierać krajowe rolnictwo - zbierać na jego rzecz odpowiednie dane.

W połowie lipca w Teheranie na trójstronnych (Rosja - Turcja - Iran) oraz dwustronnych (Rosja - Iran) rozmowach był prezydent Rosji Władimir Putin. Wśród poruszanych tematów miały być między innymi pomysły na omijanie zachodnich sankcji (w tej kwestii Iran ma wieloletnie doświadczenie), dostawy irańskich dronów bojowych (choć obie strony zaprzeczały) oraz stosunki obu krajów z Zachodem. O sprzedaży broni Iranowi przez Rosję informował wielokrotnie wywiad USA - a administracja Joe Bidena zacieśnianie więzi pomiędzy krajami określała jako zagrożenie.

Pojęcie "oś zła" odeszło w przeszłość, gdy część z zaliczanych do owej osi krajów straciła - najczęściej wskutek interwencji zbrojnej lub rewolucji - zdolność do niesienia terroru na świecie. Aby w przeszłość odeszła oś zysku, musiałyby zniknąć okazje do zarabiania pieniędzy i zdobywania wpływów za cenę kompromisu z sumieniem.

Źródło artykułu:WP magazyn