Statystyki pokazują, że ostatnie miesiące przynoszą pogorszenie naszego dobrostanu psychicznego, Pexels
- Taki wzrost potraumatyczny jest możliwy, ale nie u wszystkich - mówi dr Sławomir Murawiec, psychiatra, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. A Polaków, którzy w 2020 roku przeżyli traumę w związku z problemami gospodarczymi spowodowanymi przez pandemię koronawirusa, jest mnóstwo.
W lutym przyszłego roku przestanie istnieć słynna fabryka zapałek w Czechowicach-Dziedzicach. Firma od lat przynosiła ogromne straty. W ubiegłym roku było to 20 mln zł. Pewne jest, że tegoroczne przychody nie pokryją rosnących kosztów produkcji. Zakład – można tak ująć – przegrał z Chinami podwójnie. Najpierw tanią produkcją. Potem płomień dogasiła pandemia.
- Kryzys? Jaki kryzys? Magazyny są pełne, produkcja idzie pełną parą, co znaczy, że zamówień nie brakuje. Pracuję tu od ponad trzydziestu lat i widziałam, jak z większych kłopotów Zapałkownia wychodziła - płaczą pracownicy. Zarząd przekonuje jednak, że nie może już być dalej sentymentalny.
W ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy tego roku blisko 800 firm ogłosiło niewypłacalność. Należy uściślić, że część z tych przedsiębiorstw przestała funkcjonować jeszcze zanim koronakryzys rozszalał się w Polsce na dobre. Do tego niektóre firmy miały problemy przed pandemią, a lockdown po prostu dopełnił dzieła. Liczba niewypłacalności jest jednak wyższa o 8 proc. niż w tym samym czasie ubiegłego roku i ciężko nie wiązać tego faktu z przymusowym zamknięciem niektórych branż.
Pandemia a dobrostan psychiczny
Statystyki pokazują, że ostatnie miesiące przynoszą także pogorszenie naszego dobrostanu psychicznego. Aż 43 proc. Polaków zauważa u siebie wyraźny spadek nastroju i samopoczucia. Większość jako przyczynę podaje epidemię koronawirusa i związane z nią obostrzenia, sytuację finansową i polityczną w kraju. Ponad co trzeciemu Polakowi doskwiera samotność, a prawie co piąty przyznaje, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy przyjmował środki antydepresyjne lub uspokajające – wynika z badania przeprowadzonego dla serwisu ciekaweliczby.pl na panelu Ariadna.
- To bardzo prawdziwa liczba. W Polsce od lat mówimy, że mamy problem z naszą kondycją psychiczną. Teraz przy okazji pandemii, widać, jak ją zaniedbaliśmy. Nie potrafimy żyć w taki sposób, aby zabezpieczyć się na ewentualne kryzysy. Żyliśmy raczej w beztroskim zachłyśnięciu, pewni, że mamy wszystko. Wyrzuciliśmy z głowy, że może przyjść moment, gdy będzie odwrotnie. Nie chcieliśmy dopuszczać do siebie takich zjawisk jak choroba, śmierć - komentuje psycholog Dorota Minta.
Liczby dotyczące zaburzeń psychicznych cały czas rosną. Według WHO co najmniej pięć procent populacji cierpi z powodu depresji. Specjaliści przyznają, że do ich gabinetów zwraca się coraz więcej pacjentów, który skarżą się na złe samopoczucie z powodu pandemii. Okazuje się, że w ich zwierzeniach jest kilka powtarzających się elementów wspólnych. Strach przed śmiercią i chorobą - zarówno własną, jak i bliskich. Zamknięcie w domu, kwarantanna, praca zdalna czy brak wyjść. Ludziom brakuje kontaktów, rozmów. Słowem - relacji.
- Nie prowadzimy takiego życia społecznego, jak kiedyś. W końcu praca to nie tylko wypełnianie tabelek i wykonywanie zadań. To też interakcje, które budują nasz dobrostan. Mam pacjentów, którzy od marca byli może kilka razy w swoim biurze - przyznaje Minta.
Ale jest też inny ważny problem, który nakłada się na te uczucia. To oczywiście kryzys w konkretnych branżach gospodarki. Wielu Polaków po prostu nie pracuje. Przedsiębiorcy narzekają na brak lub niewystarczającą pomoc od rządu. Część osób boi się utraty pracy i dochodów. Inny odczuwają stres, ponieważ już poznali, czym jest utrata pracy i pieniędzy. Do tego dochodzi niepewność co do rozwoju pandemii. Szczepionki już są - ale w pierwszej kolejności trafią do seniorów, medyków czy mundurowych. Reszta społeczeństwa musi poczekać - zostanie zaszczepiona znacznie później.
- Do dużej liczby Polaków dotarło, że zostali wyrzuceni poza nawias. Do tego dochodzą brak poczucia sprawstwa, że coś od nas należy. My się przyzwyczailiśmy do tego, że możemy więcej, że wszystko jest w zasięgu naszych możliwości. Że jeśli np. dłużej popracuję, to wyjadę na fajne wakacje. Nagle okazało się, że jesteśmy bezradni i trudno nam się z tym pogodzić - tłumaczy Dorota Minta.
Coraz częściej prosimy o pomoc
Przed kryzysem gastronomia, hotelarstwo czy catering prężnie się rozwijały. Przybywało Polaków, którzy mogli sobie pozwolić na wyjścia do restauracji czy wyjazdy. Właściciele lokali musieli więcej inwestować, aby obsłużyć gości. Skąd wziąć pieniądze na ten cel? Na przykład z kredytu. Lockdown zamknął jednak potencjalnych klientów w domach, a restauratorów zmusił do kombinowania, aby przetrwać, np. do sprzedaży jedzenia na wynos. Skalę problemu pokazują dane Krajowego Rejestru Długów. W kwietniu 2020 zaległości wspomnianych branży wynosiły 242 mln zł. Na koniec września – 695 mln zł. Rekordzista miał do spłaty 44 mln zł.
- W pierwszym okresie pandemii zgłaszały się do mnie osoby, które nigdy wcześniej nie korzystały z pomocy psychiatrów. Byli to głównie pracownicy sektora turystyki. Osoby, które zawsze robiły fajne rzeczy, a raptem zostały zablokowane i nie mogły się odnaleźć w nowej sytuacji. Nagle poczuły, że ich świetne umiejętności stały się bezużyteczne. Są też osoby, które nie doznały bezpośrednio utraty dochodów np. z branży finansowej. Tu u pacjentów raczej pojawiają się lęki przed kryzysem, zubożeniem czy zamieszkami. Te osoby utraciły równowagę psychiczną w obliczu potencjalnego zagrożenia - wyjaśnia dr Sławomir Murawiec, psychiatra, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Za każdym biznesem stoi człowiek. A za nim - rachunki. W Wirtualnej Polsce opisywaliśmy m.in. historię pani Kingi z Wrocławia, która miała trzy dobrze prosperujące bistra. Kobieta postanowiła wziąć kredyt na czwarte i wtedy przyszedł kryzys. Biznesy nie przetrwały pandemii. Dziś pani Kinga ma do oddania 175 tys. zł. Pogodziła się z tym, że tamtych firm już nie ma. Teraz prowadzi mały food truck.
Syndrom ustępującego prezydenta
- Praca to tylko praca. Jeśli ktoś podchodzi do niej w taki właśnie sposób i zakłada, że w przyszłości kryzys się skończy, są perspektywy, a obecna sytuacja jest względna - taka osoba myśli samobójczych mieć nie powinna. Natomiast jeśli nie ma tego słowa "tylko", a jest "praca to ja", "finanse to moja wartość", "pozycja to moje życie" - człowiek myślący w ten sposób traci zasadniczą podstawę egzystencji. Jak nie jestem wszystkim, to jestem nikim. Jak nie jestem dyrektorem, nie mam pieniędzy i przywilejów, to jestem zerem. Takie osoby nie widzą środka. Definiują siebie wyłącznie poprzez sukces – wskazuje dr Sławomir Murawiec.
Psychiatra przywołuje przykład Donalda Trumpa. Ustępujący prezydent USA tak utożsamił się ze swoją rolą, że nie uznaje przegranej w wyborach.
- Jego ego cierpi, ponieważ on dla siebie może być tylko urzędującym prezydentem. Trump nie widzi sobie w roli eksprezydenta, który podróżuje po świecie z wykładami, wspiera wolontariat i wydaje książki. To wszystko oznacza dla niego "śmierć psychiczną", która w praktyce może zakończyć się ciężkim załamaniem. Różnica polega na tym, że Trumpa nie zdmuchnął kryzys zdrowotny, ale brak zaufania wyborców. Jednak sposób przeżywania jest co do zasady podobny do tego, co odczuwa menedżer pozbawiony pozycji z powodu kryzysu - tłumaczy dr Murawiec.
Badacze z kilku zagranicznych uczelni, m.in. uniwersytetów w Swansea, Melbourne, Bristolu oraz w Manchesterze, przygotowali modele możliwych wzrostów liczby samobójstw. Wskazują, że grupą szczególnie wrażliwą okazali się ludzie młodzi, którzy przejawiają większą tendencję do myśli samobójczych, a także do samookaleczania.
"Wszelkie zmiany w ryzyku samobójstwa związane z COVID-19 są dynamiczne. Spadek o 20 proc. w Japonii na początku pandemii zdawał się odwracać w sierpniu, kiedy to odnotowano wzrost o 7,7 proc. Warto zachować czujność wobec pojawiających się czynników ryzyka" - czytamy w badaniu.
- Żyjemy w naprawdę niełatwych, wręcz barbarzyńskich czasach. Widać to szczególnie na przykładzie wielu młodych ludzi, którzy dali sobie wkręcić wizję świata, w której albo masz super szkołę, egzotyczne wakacje, popularnych "przyjaciół" albo nic nie jesteś wart. Niestety obecne czasy nakręcają właśnie tę wizję. Jeśli życie zostanie przestawione na taką jednowymiarowość, to jest trochę tak, jakbyśmy zamieszkali w domu, który ma tylko fasadę, ale żadnego wnętrza - podkreśla dr Murawiec.
- Jestem przekonana, że osoby młode będą miały ogromny z problem z funkcjonowaniem w przyszłości. Bądźmy szczerzy - szkoła nie była przygotowana na pandemię. Nikt nie był w stanie przewidzieć tego, co będzie i zadbać o uczniów. Pamiętajmy, że wiele młodych osób jest na etapie, w którym najbardziej liczą się rówieśnicy. Nie rodzice, nie dziadkowie, nie – jak niektórym się wydaje – smartfony. Bo nawet, jak ta młodzież korzysta z telefonów, to proszę zauważyć, że ci chłopcy i dziewczyny robią to razem, przebywając blisko siebie – wyjaśnia Dorota Minta.
- Moją uwagę przykuwają młode osoby, które funkcjonowanie można przyrównać do bycia we mgle, do stanu niejasności, przestrzeni, która jest nigdzie. Jednak z moich pacjentek powiedziała "ja nie pamiętam dni". Gdy mamy szkołę, rówieśników, to wszystko się jako tako strukturalizuje. Cześć osób oczywiście uczestniczy w zajęciach online. Jedni bardziej aktywnie, inni mniej. Te zajęcia mijają, jednak wokół tego wszystkiego wciąż brakuje jakiejś struktury. Można to porównać do bycia we śnie – uzupełnia rzecznik PTP.
Możemy z tego wyjść wzmocnieni
Czy w świecie postpandemicznym rywalizacja, "budowanie indywidualnej ścieżki kariery", zajmowanie stanowisk - jeszcze bardziej przybiorą na znaczeniu? Według naszych rozmówców prostej odpowiedzi nie ma. Są jednak sposoby na to, aby wzmocnić siebie w sposób pozytywny.
- Istnieje zjawisko, które nazywa się wzrostem potraumatycznym. Nieprzyjemne zdarzenie powoduje, że zaczynamy wzrastać, zamiast zapadać w stan zespołu stresu pourazowego - opisuje Dorota Minta.
Dr Murawiec podaje przykład:
- Mam pacjenta, który jest ważną osobą w sektorze finansowym. Choć akurat jego firma nie ucierpiała szczególnie z powodu pandemii, to na początku wyobrażał sobie najgorsze scenariusze. Zaczął się bać. Lęk podpowiadał wizje, w których leży martwy w łóżku z rodziną. Kiedy udało mu się nad nim opanować, zaczął doceniać każdą chwilę w życiu i wszystko co osiągnął.
- Mówi się o kilku warunkach, które muszą być spełnione, aby uruchomić taki wzrost. Fundamentalną rzeczą jest zbudowanie opiekuńczego kręgu – 4-5 osób. Nie musimy z nimi spotykać się każdego dnia - ale im ufamy. Czujemy się wśród nich emocjonalnie bezpieczni, czujemy się przy nich dobrze, motywują nas do wysiłku, działania. Warto przejrzeć nasze kontakty i zastanowić się, którzy z naszych znajomych kimś takim dla nas są - tłumaczy Dorota Minta.
- Warto też uruchomić kreatywność. Pomyśleć, co pobudza naszą wyobraźnię, daje poczucie, że robimy coś nowego. Można wziąć książkę, którą czytamy i zastanowić się, jakiej grafiki byśmy użyli, aby zilustrować treść. Ćwiczmy wyobraźnię i bądźmy otwarci na nowe doświadczenia. Szukajmy nowych rzeczy, które moglibyśmy robić, nie robiąc rewolucji, bo kryzys to nie czas na rewolucję. Ale też szukajmy odpowiedzi na pytanie: co jest dla mnie ważne? Co ma sens? Róbmy to. Dla siebie, dla osób nam najbliższych - dodaje.
Dorota Minta - ukończyła psychologię ze specjalizacją kliniczną na Uniwersytecie Wrocławskim, Akademię Pedagogiki Specjalnej w Warszawie oraz Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu. Pracuje z osobami zmagającymi się z zaburzeniami odżywian,ia, odczuwającymi brak satysfakcji z własnego życia i niską samoocenę
Dr Sławomir Murawiec - specjalista psychiatrii, członek Zarządu Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i rzecznik prasowy Towarzystwa, przewodniczący Naukowego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej