Dr Paweł Kowalski / fot. SWPS, Materiały prasowe
Marcin Łukasik, money.pl: Epidemia koronwirusa jest tragedią i symbolem zapaści, ale również testem dla krajów z ich sprawności w zarządzaniu kryzysem. Niektórzy rządzący potraktowali ten kryzys jako okazję do krytyki Unii Europejskiej, która – jak twierdzą – zrobiła za mało i zbyt późno.
Dr Paweł Kowalski, prawnik, Uniwersytet SWPS: Wszyscy chcielibyśmy od Unii Europejskiej, aby działała szybko, sprawnie i rozwiązywała nasze problemy. Pytanie, które należy sobie teraz zadać, to czy daliśmy Unii narzędzia do rozwiązywania takich problemów.
Jeśli chodzi o kwestie zdrowotne, to znajdują się one w artykule 6 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej dającym instytucjom unijnym jedynie prawo do wspomagania i uzupełniania działań państw członkowskich. Nie są to kompetencje wyłączne ani dzielone, czyli takie, w których decyzję o podjęciu działań podejmowane są przez Unię wyłącznie, lub we współpracy z państwami członkowskimi.
Przykładowo, Wspólnota organizuje różne działania wolontaryjne, np. programy chorób rzadkich, których przedsiębiorstwa komercyjne, ale też państwowe nie chcą badać, ze względu na ich znikomą opłacalność. Unia to finansuje.
Jest też dyrektywa transgraniczna, która umożliwia m.in. leczenie w innych krajach. Pewnie pamięta pan o głośnej sprawie zabiegów zaćmy w Czechach. Ale znowu, te rozwiązania nie dotyczą kwestii stricte medycznych, ale swobodnego dostępu do usług.
Czyli w starciu ze skutkami pandemii Unia zrobiła tyle, ile mogła?
Gdy rozmawiam ze swoimi studentami o Unii, to sięgam po porównanie do ONZ. Najczęściej efekty działań tej organizacji są oceniane raczej negatywnie.
Panuje przekonanie, że ONZ jest skostniała i należałoby ją dogłębnie zreformować, lub gdyby nie było to możliwe – po prostu zlikwidować. Jednak w Karcie Narodów Zjednoczonych mamy jasno wymienione cele, do jakich ona została powołana. Głównym z nich było i jest zapobieżenie kolejnej wojnie światowej, której zagrożenie, chociażby z uwagi na pojawienie się broni atomowej, jest większe niż kiedykolwiek wcześniej.
I ten cel został osiągnięty, gdyż pomimo wielu lokalnych konfliktów na świecie, zawsze udaj się ograniczyć ich zasięg, co jak wiemy z kart historii, dwukrotnie się w XX wieku nie powiodło.
Z kolei głównym celem Unii jest wspieranie pokoju, jej wartości i dobrobytu jej narodów poprzez rozwój ekonomiczny i gospodarczy państw członkowskich – przy zachowaniu poszanowania godności i praw człowieka, wolności, demokracji, równości oraz funkcjonowania państwa prawnego. I tyle.
My tak naprawdę nie wyposażyliśmy Unii w żadne kompetencje, aby działała ona za nas w obszarze zdrowia. Unia Europejska nie może zamknąć państw i granic. To suwerenne decyzje krajów członkowskich. Więc może należałoby zastanowić się, czy te decyzje nie powinny być podejmowane wspólnie na poziomie Rady Unii Europejskiej.
To jaką naukę można wyciągnąć po tym kryzysie? Czas uzbroić Wspólnotę w dodatkowe kompetencje na wypadek globalnego kryzysu zdrowotnego?
Ujmę to tak. Unia jest w permanentnym kryzysie. Kryzysy były przy wprowadzaniu euro w niektórych krajach, w 2008 roku, gdy doszło do zawirowań na rynkach finansowych, tak było, gdy trzeba było rozwiązać problemy Grecji, pomóc imigrantom, czy w końcu w obliczu brexitu.
Przy każdej z tych sytuacji Unia była oskarżana o nieumiejętne działania bądź też ich brak, po czym okazywało się, że po kilku miesiącach wychodziła z tych kryzysów wzmocniona. Udawało się to osiągnąć dzięki temu, że państwa przekazywały Unii nowe kompetencje. Myślę, że teraz powinniśmy iść w tę samą stronę. W tę stronę zmierza też nowy unijny fundusz odbudowy.
Chcę mocno podkreślić, że przekazywanie kompetencji do instytucji unijnych nie oznacza, że państwo traci część swojej suwerenności. W tych wszystkich instytucjach decyzje podejmowane są przez przedstawicieli wspólnie wyłanianych przez wszystkie państwa członkowskie.
I decyzje podejmowane przez nie podejmowane są z perspektywy dobra całej wspólnoty, a nie często partykularnych interesów państw czy konkretnych rządów.
Chce pan powiedzieć, że kraje, które nie zgodzą się na powierzenie Unii nowych zadań, dostaną w zamian mniejszą pomoc lub nie dostaną jej w ogóle?
750 mld euro, czyli ta szybka odpowiedź Unii na kryzys, nie bez kozery nazywana jest nowym Planem Marshalla. Należy tutaj podkreślić, że całość 7-letniego budżetu Unii na lata 2021-2027 wynosić miała prawie 1,1 bln euro. Dodatkowe fundusze mają wobec tego powiększyć istniejący plan o prawie 75 proc.
Wspólnota w błyskawicznym tempie znalazła sposób, aby wzmocnić gospodarkę państw wychodzących z kryzysu epidemiologicznego.
Te inwestycje nie będą pochodziły z kieszeni państw członkowskich, tylko z pożyczki wziętej na rynkach finansowych. Ich spłata ma rozpocząć się od roku 2028 i potrwać przez kolejne 30 lat, dzięki czemu zwrot został rozbity na małe, odsunięte daleko w przyszłość odsetki. Wszystko po to, aby wyjść z rozwijającego się kryzysu.
Przyznam, że nie spodziewałem się tak dobrego rozwiązania.
Jednak udział w tym planie nie będzie za darmo. Warunkiem będzie najprawdopodobniej większa integracja i przekazanie części kompetencji. Uważam, że to spore wyzwanie dla Polski, a unijni urzędnicy będą bacznie się przyglądać, jak polski rząd zareaguje.
Polska jako enfant terrible?
Na początku roku w Unii dominowała narracja, aby nie dociskać zbyt mocno Polski. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wierzyła, że wystarczy kilka mniej lub bardziej oficjalnych spotkań, aby przekonać polskiego premiera do pewnych działań np. ustępstw w obszarze praworządności.
Wówczas liczono się z tym, że w 2022 roku w Polsce może dojść do referendum polexitowego. Ponieważ obecna władza ma media, to mogłaby odpowiednio sterować przekazem i referendum wygraliby zwolennicy wyjścia. Dziś jednak narracja jest inna. Urzędnicy nie są już tak cierpliwi. Dziś mówią: dlaczego to my mamy się przejmować tym, że Polska wyjdzie?
Pandemia koronwirusa nie jest pierwszym i ostatnim kryzysem, z którym mierzyć się będzie Unia Europejska. Jestem przekonany, że Wspólnota będzie podążać w stronę większej integracji. Jeśli od tego będzie zależał podział pieniędzy, Polska będzie musiała się zastanowić, czy jest w stanie ponieść koszt przekazania części suwerenności.
Choć, należy pamiętać, przekazując część kompetencji instytucjom unijnym, Polska nie utraciłaby wpływu na bieg wydarzeń, gdyż decyzje te byłoby podejmowanych wspólnie z innymi państwami.
Rząd chwalił się, że w ramach funduszu odbudowy wynegocjował 63 mld euro. Czy to nie jest dzielenie skóry na niedźwiedziu? No i czy faktycznie można tu mówić o jakichkolwiek negocjacjach?
Tutaj nie ma prostej odpowiedzi, gdyż tak naprawdę nie znamy kulis negocjacyjnych. Pieniądze na pewno są w zasięgu i czy zostały "przydzielone" czy "wynegocjowane" - nie wiadomo. Jaki był udział Polski w negocjacjach - nie wiadomo, bo nie podano tej informacji do publicznej wiadomości.
Należy pamiętać, że w takich sytuacjach obowiązuje tzw. przekaz win-win, czyli taki, żeby każda strona mogła pochwalić się osiągnięciami. I uważam, że to jest dobre założenie, by tworzyć zaufanie do władzy. Jak pisałem, nie ważne, kogo popieramy - ważne, żeby ta władza była skuteczna.
A czy widzi pan jakieś obszary, w których Polska mogłaby się wykazać, zamiast przyjmować bezpieczną pozycję krytyka integracji, kraju niesolidarnego, ale za to chętni pobierającego środki unijne?
Polska ma dużo przestrzeni do działania. Jesteśmy dużym państwem, którego wejście w strefę euro mocno wzmocniłoby Wspólnotę. Dziś jesteśmy największym państwem w UE bez euro.
Tymczasem Unia jest organizacją opartą na Traktatach, ale też dżentelmeńskich umowach i wzajemnym zaufaniu.
Po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii pozycja Polski paradoksalnie się wzmocniła. Jako kraj z dobrą gospodarką, jesteśmy dobrym partnerem do współpracy. Jednak doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że Polska, czy też jej rządy bywają nieprzewidywalne, a właśnie tej cechy unijni partnerzy oczekują.
A co jest główną przyczyną tego, że przyczepiono nam taką łatkę?
Do tego miejsca doprowadziło nas opóźnianie przyjęcia euro przez wszystkie rządy od 2004 roku, a w ostatnim czasie - kryzys praworządności. Jesteśmy w sytuacji, w której grozi nam zatrzymanie przekazywania środków ze wspólnego budżetu. W traktatach co prawda nie ma możliwości „ukarania państwa”, czy też ograniczenia przekazywanych mu środków finansowych.
Jednak w sytuacji, gdy podważana jest ze strony Komisji oraz Trybunał Sprawiedliwości reguła praworządności, może pojawić się zagrożenie brakiem niezależnej kontroli sądowej nad rozdziałem tych pieniędzy w Polsce.
A to tworzy prostą ścieżkę do zawieszenia wypłat "do czasu rozwiązania istniejących problemów". W kontekście nie wykonywania ostatnich wyroków Trybunał w tej kwestii – prawdopodobieństwo takiej właśnie interpretacji gwałtownie wzrasta.
W tej sytuacji rząd mógłby stworzyć przekaz obarczający Unię za wstrzymanie przelewów oraz ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski, wobec czego należałoby przeprowadzić referendum ws. ewentualnego polexitu. Podjęcie takiej decyzji oznaczałoby "białorusyzację" Polski, czyli taki stan, w którym niby znajdujemy się w centrum Europy, ale tak naprawdę jesteśmy odsunięci od ważnych decyzji w otoczeniu międzynarodowym.
Dr Paweł Kowalski. Radca prawny. Specjalizuje się w dziedzinie prawa Unii Europejskiej i prawa medycznego. Zajmuje się także prawem międzynarodowym oraz prawem dyplomatycznym. Jego zainteresowania naukowe koncentrują się na współpracy Polski z Unią Europejską zarówno na płaszczyźnie prawno-politycznej, jak i ochrony praw człowieka, w tym kwestii migrantów.
Pełniąc funkcję dyrektora ds. współpracy międzynarodowej Uniwersytetu SWPS, koordynował kontakty międzynarodowe uczelni, doprowadził do nawiązania współpracy z kilkunastoma partnerami z Chin, Ukrainy, Jordanii, Indonezji oraz USA. Pracuje jako radca prawny, wcześniej związany z Kancelarią Chmaj i Wspólnicy. Jako naukowiec współpracuje z uczelniami zagranicznymi, m.in. z Minot State University (USA), Uniwersytetem Katolickim Atma Jaya (Indonezja) i Hebei Foreign Studies University (Chiny).
Na Uniwersytecie SWPS prowadzi zajęcia z zakresu prawa międzynarodowego, kultur prawnych Dalekiego Wschodu oraz prawa Unii Europejskiej; jest koordynatorem kierunku Prawo.