Wystąpienie Swiatłany  Cichanouskiej w Parlamencie Europejskim. 21 września 2020 roku© East News | THIERRY MONASSE/REPORTER

TYLKO W WP. Cichanouska: Białorusini nie chcą iść na rzeź w imię interesów Rosji

- Aleksander Łukaszenka nie zdecydował się wysłać białoruskiej armii na wojnę, bo się boi, że te rozkazy nie zostaną wykonane. Jego dowódcy widzą, jak zaciekle walczą Ukraińcy i rozumieją, że byłaby to rzeź białoruskich żołnierzy w imię interesów Rosji – mówi w rozmowie z WP Swiatłana Cichanouska, liderka białoruskiej opozycji.

Tatiana Kolesnychenko: Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę Aleksander Łukaszenka zaprzecza, aby Białoruś brała bezpośredni udział w wojnie. Z drugiej strony pozwala Rosji korzystać z infrastruktury i lotnisk do przeprowadzania ataków. Ostatnio postraszył, że Białoruś "może zostać wciągnięta" w wojnę. Pani zdaniem Łukaszenka zdecyduje się wysłać białoruskie wojsko do Ukrainy?

Swiatłana Cichanouska: Nie można całkowicie wykluczyć takiego scenariusza. Jednak nie wydaje mi się, aby Łukaszenka zdecydował się na taki krok. W odróżnieniu od Putina wie o rzeczywistych nastrojach w wojsku.

Boi się buntu?

Łukaszenka boi się wydać rozkaz wymarszu na Ukrainę, bo nie jest pewny, czy ten rozkaz zostanie wykonany. Mogłoby to zakończyć się buntem w siłach zbrojnych albo poddaniem się żołnierzy po wkroczeniu na terytorium Ukrainy. Gdyby doszło do takiej sytuacji, byłoby to koniec Łukaszenki. Co to za lider państwa, którego rozkazów nie słucha własne wojsko?

Skąd pewność, że wojsko go nie posłucha?

Dowódcy nie chcą brać na siebie odpowiedzialności. Nawet osoby, które najbardziej gorliwie popierają Łukaszenkę widzą, z jaką determinacją walczą Ukraińcy. Rozumieją też, że sami nie mają doświadczenia bojowego. Nie chcą iść na rzeź w imię interesów Rosji. Zdają sobie sprawę, że dwaj dyktatorzy chcą ich wykorzystać.

Oprócz tego jest czynnik moralny. W siłach zbrojnych jest świadomość, że jest to bratobójcza wojna. Dla Białorusinów walczyć przeciwko Ukraińcom, to jakby walczyć przeciwko własnej rodzinie.

Według ukraińskich władz białoruscy żołnierzy mogą być wysyłani do walki nieoficjalnie. Federalna Służba Bezpieczeństwa ma przebierać ich w rosyjskie mundury.

To spekulacje. Już kilka razy słyszeliśmy ze strony władz Ukrainy ostrzeżenia o rychłym przystąpieniu Białorusi do wojny. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Co z tego, że żołnierz zostanie przebrany w inny mundur? Musi przecież mieć ze sobą jakieś dokumenty. Do tej pory nie dostaliśmy żadnych dowodów, aby Białorusini brali bezpośredni udział w walkach po stronie Rosji.

Jednak to z terytorium Białorusi są przypuszczane ataki rakietami balistycznymi. Czy to nie jest tak, że Łukaszenka bawi się w wojnę hybrydową? Białoruś oficjalnie nie wypowiedziała Ukrainie wojny, ale praktycznie bierze w niej udział.

Trzeba nazywać rzeczy po imieniu: to nie jest to wojna hybrydowa, tylko prawdziwe działania bojowe. Terytorium naszego kraju jest wykorzystywane do tego, aby zabijać Ukraińców. Cały transport wojsk, sprzętu i zaopatrzenia niezbędnego do kontynuowania wojny, przechodzi przez Białoruś. To czyni Łukaszenkę kolaborantem Putina i uczestnikiem wojny z Ukrainą. Odpowiedzialność za rozlew krwi ukraińskich cywilów również obciąża Łukaszenkę. Nastąpi dzień, w którym zostanie za to rozliczony.

Na razie Łukaszenka straszy Europę atomem. W połowie marca na Białorusi weszły w życie poprawki do konstytucji, zgodnie z którymi kraj rezygnuje ze statusu neutralnego nuklearnie. Pani zdaniem Łukaszenka pozwoli Rosji umieścić na Białorusi broń jądrową?

Nie wykluczam, że może do tego dojść. Jeśli Łukaszence będzie się to opłacało, to zgodzi się i na ulokowanie broni jądrowej na terytorium Białorusi.

Trzeba pamiętać, że Łukaszenka jest przede wszystkim politykiem i kieruje się tylko tym, co mu się najbardziej opłaca. Na początku wojny wtórował Rosji, że Kijów zostanie wzięty w ciągu 2-3 dni, ale teraz dystansuje się od tych słów. Po miesiącu wojny zaczął zdawać sobie sprawę, że nie wszystko jest takie jednoznaczne. Jego retoryka zmienia się odpowiednio do politycznej koniunktury. Dla Łukaszenki zmiana stanowiska o 180 stopni to normalna sprawa. Więc jeśli znowu poczuje, że Rosja odzyskuje przewagę, znowu stanie po jej stronie i wtedy zgodzi się na wszystko, byle utrzymać swoje stanowisko.

Łukaszenka próbuje teraz lawirować między Rosją a Zachodem?

Robi to od 27 lat, przez cały czas swoich rządów. Teraz mu się również wydaje, że wszystkich ogra. To jest jeden z kolejnych powodów, dlaczego nie decyduje się na otwartą wojnę z Ukrainą – to określiłoby go jednoznacznie jako stronę konfliktu. Dopóki lawiruje, może liczyć, że przyjdzie mu odegrać swoją rolę. Może Zachód albo Rosja zechcą go w roli negocjatora? Oczywiście nie powinno do tego dojść, ale taki jest sposób myślenia Łukaszenki. Dla niego najważniejsze - czuć się potrzebnym.

Według Antona Heraszczenki, doradcy ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych, otoczenie Putina pracuje nad planem odsunięcia Łukaszenki od władzy. Skoro Rosja chciała zmienić siłą Wołodymyra Zełenskiego, czemu nie miałaby tego zrobić z prezydentem Białorusi, a na jego miejscu ulokować kogoś bardziej przychylnego wojnie?

To nie jest takie łatwe. Nie wystarczy po prostu zmienić decydenta, aby zmusić wojsko do walki. Ewentualny następca musiałby mieć respekt otoczenia, żołnierzy i zwykłych ludzi. Nie będą słuchali kogoś sprowadzonego z zewnątrz. Nie wyobrażam sobie takiego scenariusza, ale jeśli spekulować i założyć, że dojdzie do siłowej zmiany władzy na Białorusi, będzie to równoznaczne z rozpoczęciem wojny partyzanckiej. Nasz kraj jest bardzo ważnym strategicznym punktem na mapie Europy. Całkowite przejście Białorusi pod kuratelę Rosji mogłoby mocno zmienić układ sił.

Jak Białorusini postrzegają rosyjską inwazję? Białoruska i rosyjska propaganda serwują ten sam przekaz o "nazistach" w Ukrainie.

Ostatni sondaż Chatham House pokazał, że tylko 3 proc. białoruskiego społeczeństwa popiera udział białoruskich wojsk w wojnie z Ukrainą. Co ciekawe największą świadomość tej sytuacji demonstrują kobiety. Tylko 6 proc. Białorusinek opowiedziało się za dalszą integracją z Rosją, tymczasem wśród mężczyzn było to aż 25 proc. To jednoznacznie pokazuje, że kobiety są bardziej świadome zagrożenia, jakie stanowią Rosja i wojna dla ich rodzin, synów i mężów. To nie jest nasza wojna i nikt nie chce być z nią kojarzony.

Sondaż, o którym pani wspomina, był prowadzony przez internet i może nie odzwierciedlać rzeczywistości. Tymczasem doświadczenie pokazuje, że wojenni przywódcy zyskują popularność w społeczeństwie.

Łukaszenko nie ma poparcia na Białorusi i wojna tego nie zmieniła. Decyzje, które teraz podejmuje, zapadają na samej górze i są wbrew społeczeństwu. Ludzie mają świadomość tragedii, która się dzieje w Ukrainie, ale i tego, że białoruska gospodarka mocno traci z powodu politycznych rozgrywek Łukaszenki. Media pokazują panikę w Rosji, ale to samo dzieje się również na Białorusi. Tak samo mamy braki podstawowych produktów żywnościowych. Ceny idą w górę. Ludzie starają się robić zapasy. I to dopiero początek kryzysu gospodarczego.

Sankcje nałożone przez Zachód uderzyły również w Białoruś?

Łukaszenka, podobnie jak Putin nie oczekiwał, że Unia Europejska i Stany Zjednoczone odpowiedzą w tak mocny sposób. Bardzo chciałabym uchronić Białoruś od destrukcyjnych skutków sankcji, ale niestety mamy pełną świadomość, że gdyby Białoruś została z nich zwolniona, stworzyłoby to dla Rosji pole dla obejścia ograniczeń. Niektórzy politycy w Europie doskonale to rozumieją i lobbują za tą opcją. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Widzi Pani w tej sytuacji możliwość zmiany reżimu?

Przez zaangażowanie Łukaszenki w wojnę, obserwujemy drugą falę emigracji. Wyjeżdżają głównie młodzi mężczyźni, którzy boją się, że zostaną powołani do wojska. Życie stało się bardzo ciężkie. Dominują zagubienie i brak pewności, co przyniesie jutro.

Na tym tle pojawia się jednak bardzo ważna tendencja - ludzie zmieniają swój światopogląd. Wcześniej część społeczeństwa uważała, że przy dyktaturze łatwiej żyć. Nie trzeba o niczym myśleć, brać na siebie odpowiedzialności. Wojna i niebywała skala przemocy pokazały nam, dokąd takie myślenie prowadzi. Teraz jest czas, kiedy każdy zadaje sobie ważne pytanie: kim jestem? Jaka jest moja rola? Po jakiej jestem stronie? Powinienem wyjechać czy pozostać i walczyć?

Wszyscy wierzymy w zwycięstwo Ukrainy i jako Białorusini robimy wszystko, co w naszych siłach, aby jej pomóc. Jeśli Ukraina zwycięży, będzie to dla nas szansa, aby na tej fali dokonać zmian również na Białorusi.

Apeluje pani do międzynarodowej społeczności, aby uznała Białoruś za kraj tymczasowo okupowany. Są do tego podstawy prawne? Co to może dać?

Dzisiaj Białorusini nie mogą swobodnie poruszać się po terenach graniczących z Ukrainą. Wszędzie widać rosyjski sprzęt wojskowy, rosyjskich żołnierzy, którzy swobodnie poruszają się po miastach. Łukaszenka już nie kontroluje sytuacji. Nawet gdyby bardzo chciał, już nie byłby w stanie rozkazać rosyjskim wojskom wycofać się z terytorium kraju. To czyni Białoruś krajem okupowanym.

Oczywiście od strony prawnej jest to bardzo długi i skomplikowany proces. Jednak chodzi nam przede wszystkim, aby formować świadomość tej sytuacji u ludzi.

Podczas swojej wizyty w Warszawie spotkała się Pani z białoruskimi ochotnikami, którzy wyruszali walczyć po stronie Kijowa. Jaka jest ich motywacja?

Są to absolutnie różni ludzie, w różnym wieku, z innym usposobieniem. Każdy z nich ma inną motywację, ale łączy ich jedno – wszyscy rozumieją, że dzisiaj nasz los zależy od tego, czy Ukraina pozostanie wolnym krajem.

Zależy nam też, aby kiedy nastąpi odpowiedni czas, Kijów był również po stronie niezależnej Białorusi. Przez cały czas naszej walki władze Ukrainy były bardzo ostrożne i zdystansowane. Rozumiem to. Nie chcieli dawać powodu Łukaszence, aby wbił im nóż w plecy. Teraz Kijów ma pełną świadomość, że dopóki Białorusią rządzi dyktator, Ukraina ciągle będzie w zagrożeniu.

Białoruś nie miała wpływu na decyzję o rosyjskiej inwazji. Putin, jak starszy brat, chciał ukarać Ukrainę za nieposłuszeństwo, za to, że chciała iść na Zachód. Jednak Łukaszenka zdecydowanie ułatwił Rosji tę napaść. To są naczynia połączone. Bez wolnej Białorusi nie będzie bezpieczeństwa w Ukrainie.

Rosyjska opozycja powtarza, że bez wolnej Rosji nie będzie bezpieczeństwa w Europie. Pani jednak uważa, że należy negocjować z Putinem.

Trzeba znaleźć sposób, żeby jak najszybciej zatrzymać wojnę, rozlew krwi i niszczenie Ukrainy. Jeśli zawieszenie broni wymaga negocjacji z Putinem, to uważam, że powinniśmy to zrobić. Nikt nie chce, aby wojna w Ukrainie rozciągnęła się na lata.

Pani zdaniem jak zakończy się wojna w Ukrainie?

Z pewnością zwycięstwem Ukrainy, nawet jeśli będzie to wymagało wielkich strat i śmierci wielu ludzki. Będzie to początkiem zmian, których reżimy Łukaszenki i Putina nie przetrwają.