Fanta Sangaré, Facebook.com
Trudno powiedzieć, kiedy we Francji zaczęło wrzeć. Może to już Rewolucja Francuska skierowała francuskie społeczeństwo na ścieżkę niekończącej się awantury?
Bomby wybuchały już w latach 60. XX wieku. I wybuchają po dziś. Za krwawe zamachy były odpowiedzialne terrorystyczne organizacje lewicowe, anarchiści, a także prawicowcy, islamiści, neonaziści i radykalni katolicy.
W marcu 2012 roku Mohamed Merah, Francuz, którego rodzice urodzili się w Algierii, zabija siedem osób, w tym troje dzieci żydowskich i dwóch muzułmanów.
Trzy lata później bracia Kouachi, dwóch zamachowców urodzonych w Paryżu, Francuzów z algierskim pochodzeniem, zabija jedenastu członków redakcji satyrycznego tygodnika "Charlie Hebdo". Za karykatury proroka, zakazane w islamie.
W listopadzie tego samego roku z rąk terrorystów islamskich ginie w Paryżu sto trzydzieści osób, trzysta pięćdziesiąt jest rannych.
Pół roku później, w lipcu 2016 roku, kierowca białej ciężarówki zabija osiemdziesiąt cztery osoby na promenadzie w Nicei. Zamachowiec jest Tunezyjczykiem, jedna trzecia ofiar to muzułmanie.
Zamachy z jednej strony dzielą społeczeństwo, a z drugiej budują poczucie solidarności. Francuzi zawsze walczyli o swoje prawa, ale od kilku lat krzyczą coraz głośniej: żółte kamizelki walczą o lepsze pensje, ulicami Paryża idą marsze przeciwko antysemityzmowi, islamofobii...
Opowiedzieć historię francuskiego wrzenia wyłącznie poprzez akty terroru, byłoby drogą na skróty. Nie poszła nią Anna Pamuła. Owszem, pisze o nich, ale ważniejsze do zrozumienia problemu wydają się "najazdy" na dramaty konkretnych ludzi, takich jak Fanta Sangaré.
Bo to z gniewu jednostek powstaje z czasem tajfun nienawiści.
Wydanie zbioru reportaży Anny Pamuły zbiegło się w czasie z rozpoczęciem procesu terrorystów odpowiedzialnych za serię zamachów z 2015 roku.
Od tych tragedii minęło ponad pięć lata, a Francuzi, którzy na sztandarach nieśli hasła "Wolność, równość, braterstwo", ciągle zastanawiają się, czy zamachy były efektem radykalnej interpretacją islamu, czy może ludzie, którzy znaleźli się na obrzeżach społeczeństwa, postanowili krwawo zamanifestować swój rozwód z Francją.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Agora publikujemy rozdział "Wolność, równość, poligamia".
"WOLNOŚĆ, RÓWNOŚĆ, POLIGAMIA"
Myślałam, że nigdy jej nie znajdę.
Burza fioletowych loków afro, na powiekach pomarańczowe cienie, różowa szminka, spodnie w kratkę i bluzka w kolorowe wzorki. Fanta Sangaré zakłada okulary, przeglądając papiery rozrzucone po biurku, które dzieli z asystentką. Stół obok zajmują jeszcze dwie pracownice. Pomieszczenie ma dziesięć metrów kwadratowych. Za mną siada pani z córką i starsza kobieta w kolorowym bubu.
Wszystkie czekamy na audiencję. Na biurku Fanty dzwoni telefon, czyjaś komórka wygrywa irytującą melodię. Fanta pyta nagle, po co przyszłam, od razu zastrzegając, że nie lubi dziennikarzy. Mówię, że szukam rozwódki, byłej żony poligamisty. Fanta cmoka: zna taką kobietę, ale nie zdradzi nic więcej. Pytam dlaczego, a ona tylko odwraca pomarańczowe spojrzenie. Nie każe mi wyjść, więc uparcie siedzę w dusznej sali. Między papiery podrzucam jej mój reportaż sprzed dwóch lat o operacjach po obrzezaniu.
Patrzy na mnie uważnie, uśmiecha się i mówi głośno: − Boże! Nowe życie! Pierwszy raz po operacji poczułam przyjemność z seksu!
Zgromadzone kobiety zaczynają się głośno śmiać. − Ale bohaterki ci nie dam − kwituje Fanta i oddaje gazetę. Każe mi jednak wrócić w kolejnym tygodniu. − Przyjdź tu i popracuj.
Zanim trafiłam do królestwa Fanty, przez trzy tygodnie stałam w miejscu.
– Poligamia to temat tabu, gorszy od obrzezania kobiet – powiedziała mi kobieta, która wychowała się w Paryżu z dwiema "mamami" i trzynaściorgiem rodzeństwa. Jej ojciec ma jeszcze dwie żony w Mali. Francja zakazała poligamii w 1993 roku. Wcześniej obie żony mogły przyjechać w ramach programu łączenia rodzin. Ale z dnia na dzień francuski rząd kazał się wszystkim rozwieść pod groźbą utraty kart stałego pobytu. Danych brak – ostatnie szacunki z 1998 roku to 20 tysięcy rodzin poligamicznych tylko w regionie Île-de-France. Około 200 tysięcy osób.
Nie wiadomo, ile było rozwodów. Pracownicy socjalni mają zdania podzielone. Jedni uważają, że poligamistów jest coraz więcej, ale to nie osoby pochodzenia afrykańskiego, lecz urodzeni we Francji radykalni salafici. Według innych rodzin poligamicznych jest mniej, bo dzieci – szczególnie kobiety – nie kontynuują tej tradycji. Od wielu osób słyszę, że najaktywniej z poligamią walczą Afrykanki, którym udało się uwolnić od mężów i drugiej żony.
Szukam rozwódki po stowarzyszeniach, na forach, na Facebooku. Wrzucam post w kilku grupach zrzeszających Malijczyków bądź Senegalczyków we Francji: "Chcę porozmawiać z kobietą, która rozwiodła się z mężem poligamistą", piszę. Ale żaden administrator nie zgadza się opublikować mojego ogłoszenia.
Sekret Fanty
Fanta kieruje od ponad dziesięciu lat stowarzyszeniem Femmes Relais – Médiatrices Interculturelles (Sztafeta Kobiet. Mediatorki międzykulturowe) w Bobigny, na wschodnim przedmieściu Paryża. Chcę od razu zadać jej kilka pytań, ale każe mi iść na kurs francuskiego dla migrantów, który prowadzi jedna z jej stażystek.
– Obserwuj. Nauka języka to dla wielu kobiet pierwszy krok w stronę niezależności – Fanta wpycha mnie do niewielkiej sali, gdzie przy biurkach siedzi stłoczonych czterdziestu dorosłych uczniów.
W ławce przede mną dwie Afrykanki, każda z trójką dzieci, które na przemian grają na telefonie, płaczą, piją mleko z butelki albo proszą o cukierki. Mimo to ich matki spoglądają na pomięte kserokopie lekcji i powtarzają za nauczycielką: une abeille (pszczoła), un lutin (krasnoludek), une pillule (pigułka antykoncepcyjna). – Lekarstwo, by nie mieć dzieci – tłumaczy nauczycielka.
Poligamia to temat tabu, gorszy od obrzezania kobiet – powiedziała mi kobieta, która wychowała się w Paryżu z dwiema "mamami" i trzynaściorgiem rodzeństwa. Jej ojciec ma jeszcze dwie żony w Mali. Francja zakazała poligamii w 1993 roku
Gdy zagaduję ją po lekcji, mówi: – Nadrzędnym celem tych zajęć jest wyciągnięcie imigrantów z domów i niedopuszczenie do ich izolacji. Uczniowie przychodzą tu dwa razy dziennie. Rano recytują, a po południu uczą się francuskiego w praktyce, na przykład jak odczytywać liczniki elektryczne, by nie przepłacić. W korytarzu stoi rząd wózków ze śpiącymi dziećmi, które od czasu do czasu kołysze Fanta.
Po południu zagania mnie do pracy: mycie garów po trzydziestu osobach i dystrybucja jedzenia. Kobiety już czekają w korytarzu. Do ich toreb pakujemy kurczaki, kuskus i coca-colę. Opowiadam Fancie o mojej rodzinie. Mówię, że tata ma trzecią żonę, mama drugiego męża.
– To prawdziwie z was afrykańska rodzina! – śmieje się i przerzuca szynkę do oddzielnego pojemnika. Większość rodzin je tylko halal. Pod koniec dnia Fanta każe mi wrócić w kolejnym tygodniu. – Będę wtedy sama, pogadamy.
Ale biuro znów jest pełne petentów. W drzwiach mijam się z kobietą, która wynosi zakupy w torbie na głowie. Fanta każe mi zakasać rękawy. Po dwóch godzinach proszę, by poświęciła mi pięć minut. Przechodzimy obok rzędu wózków. Tłumaczę szeptem, by nie obudzić dzieci, że muszę wreszcie znaleźć kobietę, która odeszła od poligamisty.
– Odwiedź mnie za dwa dni w domu – mówi. – Twoją bohaterką jestem ja.
Pierwszy mąż
Z piekarni wychodzi siwy staruszek z bagietką pod pachą. Macha do niego listonosz na rowerze. Jestem kilkanaście kilometrów od lotniska Roissy Charles de Gaulle, ale zdaje się, jakbym była na prowincji. Zatrzymuję się koło domu o żółtej fasadzie. Fanta zamiast burzy loków ma zwykłą chustkę zawiązaną pod brodą. Do pracy nosi perukę. W kuchni odgrzewa wnukom ślimaki. Siadamy na skórzanej kanapie w salonie. Przez okno tarasowe widać rzekę i ogród.
− Czy jako trzynastolatka znałaś się na miłości? – pyta mnie Fanta. – Moja babcia zaaranżowała moje małżeństwo z matką mojego przyszłego męża. Przyjaźniły się. Pobraliśmy się w 1979 roku
w Kayes, miałam piętnaście lat. On miał o dziesięć lat więcej i całkiem mi się podobał. Potrafił prawić komplementy. Moja mama była na babcię wściekła, ale niewiele miała do gadania. Kazała tylko mojemu mężowi podpisać dokument, że nasz związek będzie monogamiczny.
Fanta, gdy była mała, mieszkała z mamą i drugą żoną ojca, ale nic z tego okresu nie pamięta. Tata zaraz po jej narodzinach wyjechał do Francji, gdzie mieszka do dzisiaj. Mama i druga żona ciągle się kłóciły, aż dziadek Fanty kazał córce wracać do domu rodzinnego. Miały mieszkać u nich aż do powrotu ojca, ale ten nie pojawił się w Mali już nigdy, więc dziadek zażądał rozwodu.
− Kilka lat temu przeprowadzałam we Francji wywiady z kobietami w związkach poligamicznych – opowiada Fanta. – Niektóre zarzekały się, że był to ich wybór, ale ja im nie wierzę. To nie jest prawdziwy wybór. W Mali kobieta każe mężowi wziąć drugą żonę tylko wtedy, jeśli sama jest bezpłodna.
Gdy tylko mąż oświadczył, że się ponownie żeni, Fanta zaczęła planować ucieczkę do Francji, ale udało jej się to dopiero po dwunastu latach. Nie było łatwo. Na każde wyjście, nawet do miasta, musiała mieć jego zgodę. To samo dotyczyło wakacji, a szczególnie wyjazdów za granicę.
Jej mąż pełnił funkcję zastępcy prefekta policji, co trzy lata zmieniał placówkę, a rodzina wędrowała razem z nim. Bardzo dobrze im się powodziło. Mieli służące, które prały i prasowały, boja, który otwierał przed Fantą drzwi, i szofera. Co rano odwoził ją do szkoły, gdzie pracowała jako nauczycielka francuskiego. W tym czasie domu strzegło kilku ochroniarzy, a dziećmi opiekowały się nianie. Gdy mąż Fanty ponownie się ożenił, druga żona zaczęła wędrować razem z nimi, zajmując dom obok. Była położną, młodszą od Fanty o kilka lat.
– Najtrudniejsze były poranki. Pamiętam bardzo dobrze jego gołą pupę, jak szedł do niej przez podwórko – Fanta wskazuje dom sąsiadów, z którymi dzieli ogród. Przez okno widać kobietę w kuchni. – Ta sama odległość. Wyobraź sobie: kochasz się ze swoim mężem, a on wcześnie rano, nawet nie założywszy majtek, rozsuwa szklane drzwi tarasu i idzie do drugiej. Nasze życie seksualne nie było udane. Zamiast przeżywać orgazm, myślałam o tamtej. Wyobrażałam sobie, jak on w nią wchodzi, wtedy musiałam odwracać głowę, żeby nie zobaczył obrzydzenia na mojej twarzy. Na szczęście nie musiałam być na weselu. Całą noc płakałam – Fanta kręci głową, jakby nie dowierzała temu, co opowiada.
Fanta: Moja babcia zaaranżowała moje małżeństwo z matką mojego przyszłego męża. Przyjaźniły się. Pobraliśmy się w 1979 roku
w Kayes, miałam piętnaście lat
− Zasada była taka: dwa dni u niej, dwa u mnie – kontynuuje po chwili. – Gdy był tam, nie mógł przyjść do mnie, nawet jeśli czegoś zapomniał. Wysyłał dziecko. Wtedy to ona przygotowywała jedzenie dla dwóch rodzin, robiła wszystkim pranie, chociaż ja nie chciałam oddawać jej moich sukienek. Byłam bardzo młoda, więc ciągle się kłóciłyśmy i biłyśmy. Winiłam ją za to, że mąż mnie zdradził. On tłumaczył, że musiał znaleźć nową żonę, bo rodziłam mu same dziewczynki. Mieliśmy wtedy trzy. Przypomniałam mu o dokumencie, w którym zobowiązał się do monogamii, ale tylko patrzył na mnie pobłażliwie.
Poligamia to nie tylko cierpienie obu kobiet, ale też dzieci, które są świadkami ich awantur. We Francji jest gorzej niż w Afryce, bo żony muszą mieszkać razem. W Mali zawsze mają osobne domy. W Paryżu piętnaście osób tłoczy się na sześćdziesięciu metrach. Sześcioro dzieci w pokoju wielkości schowka na miotły. Przez tę ciasnotę dzieciaki spędzają większość czasu na zewnątrz. Siedzą na chodnikach i się nudzą. Oprócz tego we francuskich domach poligamicznych panują te same zasady co w Afryce. Liczbę dziewczynek narażonych na przymusowe małżeństwo szacuje się tutaj na siedemdziesiąt tysięcy.
− Uciekłabyś, gdyby twój mąż nie był poligamistą? – dopytuję.
− Lał mnie. Pluł, wyzywał. Zawsze mu się stawiałam, więc bił jeszcze mocniej. Mężczyźni nie lubią silnych kobiet. Byłam tylko nauczycielką, a on prefektem-królem. Ja jednak znałam swoją wartość, czułam się z nim równa. Wiedziałam, że kobiet nie należy bić, bo u mnie w domu tego nie było. Byłam przekonana, że zasługuję na szczęście, więc jego złość tylko motywowała mnie do walki.
Ucieczka
Fanta: – W 1985 po raz pierwszy przyleciałam do Francji, by odwiedzić mojego tatę. Miałam zamiar zostać, ale mąż nie pozwolił mi zabrać dzieci. Poza tym według ojca moje miejsce było przy mężu. To samo powiedział mi cztery lata później, gdy urodziłam w Paryżu czwartą córkę Ami. Kazał mi wracać. Wtedy podjęłam ostateczną decyzję o emigracji, ale postanowiłam lepiej się przygotować. Zrobiłam listę osób, które będą mogły mi pomóc we Francji.
Mąż też mówił, że chce emigrować, że ma dość pracy w prefekturze, ale po latach myślę, że to nie była prawda. Chciał się mnie pozbyć na jakiś czas, by dać mi nauczkę. Myślał, że po kilku miesiącach wrócę skruszona, nie wierzył, że dam sobie radę.
Nie wiedział, że planowałam to już kilka lat. Ja też kłamałam, gdy zaproponowałam mu, że pojadę do Francji pierwsza, a on do mnie dołączy. Wymyśliłam, że znalazłam dobrze płatną pracę w Paryżu. Tymczasem w Mali rzuciłam pracę nauczycielki – dostałam pokaźną odprawę, dzięki której byłam niezależna finansowo. Wszystko w sekrecie przed mężem.
Gdy w 1991 roku wylądowałam na paryskim lotnisku, po raz pierwszy w życiu poczułam się wolna. Zabrałam najmłodszą córkę i syna. Trzy córki zostały z mężem i drugą żoną. Nie wiedziałam, co będzie ze mną dalej, ale byłam spokojna i szczęśliwa. Miałam dwadzieścia dziewięć lat. Przez połowę tego czasu czułam się nieswojo.
Towarzyszył temu wewnętrzny ból. Wiele kobiet jest w takiej sytuacji jak ja, niezależnie od tego, czy jest to związek poligamiczny, czy monogamiczny, w Afryce czy w Europie. Mam dla nich radę: jeśli sytuacja staje się nie do zniesienia, zacznij planować ucieczkę. Ja byłam tak smutna, że codziennie płakałam. Mimo to szukałam rozwiązań. Byłam uparta i ufałam intuicji.
Moja macocha, która mieszkała z ojcem, wyrzuciła mnie z dziećmi na ulicę. Córka miała dwa latka, syn cztery. Mój tata tego samego dnia, kiedy przyleciałam do Paryża, wyjechał do Mali. Wstydził się mnie. Jedną noc spaliśmy w budce telefonicznej na walizkach. Miałam dość pieniędzy, by wynająć mieszkanie, ale to we Francji skomplikowana procedura: właścicielowi należy pokazać dokumenty potwierdzające zatrudnienie i listy polecające. Zaczęłam więc wydzwaniać po znajomych Malijczykach i wynajmować od nich pokoje. Za każdym razem wyrzucano nas po kilku tygodniach: macocha dzwoniła, by poinformować, że ojciec nie pochwala mojej ucieczki od męża. Jego słowo było święte.
Trzy lata tułałam się od domu do domu. Zastanawiałam się, czy warto narażać życie dzieci dla mojej wolności. Czasem, gdy nie miałam już siły, myślałam: mogłam zostać z mężem, mieć służące i szofera. Dzwoniłam wtedy do mamy: "Już nie wytrzymam, śpimy na ziemi, jest brudno". Ona zawsze odpowiadała: "Dasz radę, Fanta. Nie poddawaj się. Niedługo będziesz miała swój dom, dostaniesz dobrą pracę". Powtarzała, że zasłużyłam na szczęście. Poczucie mocy, siłę na całe życie dostałam od niej. Była moją największą miłością – Fancie szklą się oczy.
– Gdy byłam mała, mieszkałyśmy blisko granicy z Senegalem. Jako jedyna kobieta w regionie mama zajmowała się handlem, mimo że nie umiała czytać i pisać. Jeździła pociągami towarowymi do Dakaru, gdzie kupowała worki soli i ryżu, a potem sprzedawała je na targu w Mali – dodaje.
Opowiadam wtedy Fancie o mojej prababci, która robiła to samo, mniej więcej w tym samym czasie, tylko na granicy polsko-rosyjskiej. Nie handlowała solą, ale futrami, i tak jak mama Fanty słabo pisała i czytała.
– Takie postaci w rodzinie pozwalają córkom i wnuczkom dorosnąć – mówi Fanta. – Ale są kobiety, które na zawsze pozostają dziewczynkami. Nigdy nie udaje im się zebrać odwagi i odejść. Mam znajome, które nigdy w życiu nie były same w nocy w domu. Przez pierwsze dwadzieścia lat mieszkały z rodzicami, a potem od razu wprowadziły się do męża. I tak do końca życia. Aby móc być szczęśliwą, trzeba wiedzieć, jak to osiągnąć w pojedynkę. Gdy spotykam kobiety po rozwodzie, które chcą się natychmiast z kimś związać, radzę, by znalazły czas dla samych siebie. Muszą się poznać i pokochać!
Poczta
Fanta znalazła prawdziwą miłość na poczcie.
A było tak: Ostatni właściciel mieszkania zaproponował jej obniżkę czynszu w zamian za seks. Spakowała walizki i poprosiła o pomoc Khadi, swoją przełożoną. Był 1994 rok, od kilku miesięcy pracowała już w stowarzyszeniu Femme Relais w Bobigny. Khadi była rozwiedziona, miała piątkę dzieci. "Możesz zamieszkać w pokoju z moją siostrą" – powiedziała.
Fanta została u niej cały rok. Udało jej się też zdobyć kartę stałego pobytu na dziesięć lat.
− Dzięki pracy w stowarzyszeniu i kontaktom tam nawiązanym przydzielono mi czteropokojowe mieszkanie socjalne w Bobigny. Wtedy dopiero miałam siłę, by się rozwieść.
Przez wiele lat kilka razy w tygodniu Fanta chodziła na pocztę. Bardzo tęskniła za córkami. Ich ojciec zabraniał im rozmawiać przez telefon. Nie dostarczał listów ani paczek od matki. Gdy ożenił się po raz drugi, Fanta po kryjomu przekupiła nową żonę. Od tej pory słała pieniądze i prezenty na jej adres. Co miesiąc dawała też pieniądze mamie. Wniosła do sądu w Bobigny sprawę o rozwód i dostała go po trzech latach. Wywalczyła też całkowite prawo do opieki nad córkami. Pojechała po nie po ośmiu latach rozłąki. Odzyskała tylko dwie – najstarsza zmarła na malarię w wieku szesnastu lat.
Philippe pracował na poczcie w Bobigny, odkąd wyprowadził się z rodzinnej Bretanii. Wiele lat później wyznał Fancie, że zakochał się w niej pierwszego dnia, gdy przyszła wysłać paczkę dzieciom. Odtąd, gdy tylko podchodziła do okienka, biegł ją obsłużyć. Był zbyt nieśmiały, by ją poderwać, a ona tak zaprzątnięta swoimi problemami, że nikogo nie zauważała.
Matka: Dasz radę, Fanta. Nie poddawaj się. Niedługo będziesz miała swój dom, dostaniesz dobrą pracę
Wreszcie któregoś dnia, gdy wysyłała kolejną paczkę dla mamy i córek, Philippe, między stemplowaniem dokumentów, wyznał jej miłość. Zapisał jej na kartce swój numer, a ona, ujęta romantycznym gestem, zaprosiła go na kolację. Od tego momentu byli nierozłączni, pobrali się w 1996 roku. W grudniu 1999 roku pojechali razem do Bamako odzyskać dzieci.
– Mój były mąż zwodził mnie przez miesiąc. W końcu przekonała go druga żona. To dzięki niej moje dziewczynki miesiąc później wylądowały w Paryżu.
Niedługo potem Philippe zmarł.
– Myślę, że z żalu po śmierci brata bliźniaka – mówi Fanta. – Po prostu zatrzymało mu się serce. Pamiętam dokładnie ten dzień: szłam rano do pracy, trochę żartowaliśmy, Philippe poszedł pod prysznic, ubrał się i usiadł w fotelu z kawą. Tak go zastałam, gdy wróciłam wieczorem ze stowarzyszenia. Miał trzydzieści osiem lat.
Philippe’owi urodziłam syna Jonathana. Ma teraz dwadzieścia lat, studiuje prawo. Moja najmłodsza córka mieszka w Miami. Najstarsza pracuje na poczcie.
Sprytne żony
Pytam Fantę o kobiety, które spotyka w stowarzyszeniu. Żony i byłe żony poligamistów – z jakimi problemami przychodzą?
− Kilka tygodni temu jedna nadawała mi tu: "Mój mąż do niczego się nie nadaje, tylko siedzi na kanapie i ogląda seriale. Nie pracuje. Ale jestem zbyt dumna, by się rozwieść. Wtedy moje miejsce zajęłaby druga żona. Nie dam jej tej satysfakcji. Musi wiedzieć, kto tu rządzi". Od początku lat 90., gdy przyszłam do stowarzyszenia, wiele się zmieniło. Wtedy Afrykanki dopiero zaczynały walkę o wolność. Jeszcze musiały się ukrywać, by brać pigułki antykoncepcyjne. Mężczyźni przychodzili do biura i nam grozili. "Kradniecie nam żony", awanturowali się. Raz dwóch Malijczyków zaczęło mnie wyzywać. Odpowiedziałam, że jestem w kraju praw człowieka, mogę mówić, co chcę, i krytykować poligamistów, ile wlezie. "Będę walczyć o wolność kobiet do końca życia!" – krzyczałam.
Od 2001 roku francuski rząd zachęca kobiety w związkach poligamicznych do décohabitation. Nie muszą się rozwodzić, ale mają prawo podjąć pracę i zamieszkać osobno.
− Najpierw u nas uczą się francuskiego, potem pomagamy im uzyskać samodzielność administracyjną, bo zasiłek i zapomogi, z których się utrzymują, przelewane są z reguły na konto męża. Zapisują się na rządowe kursy zawodowe, a gdy udaje im się znaleźć pracę, dostają od państwa mieszkanie. To długi proces – może trwać kilka lat – więc wiele z nich się zniechęca. Są też kobiety, które na początku przeprowadzają się tylko po to, by mieć więcej miejsca. Podkreślają, że nie chcą się rozwodzić, poligamia im nie przeszkadza. Lubią nawet te dwa dni spokoju, gdy mąż śpi u drugiej żony. Ale gdy są już na swoim, po raz pierwszy w stu procentach zarządzają pieniędzmi i nie muszą już słuchać mężowego "bla, bla", nagle stwierdzają, że rozwód to dobry pomysł. Wracają z pracy, wyciągają nogi na stół i pierwszy raz w życiu odpoczywają.
Dużo młodych kobiet, afrykańskich drugich żon, jest sprytniejszych od nas w ich wieku. Szybko rozumieją swoje prawa. Oficjalnie nie są w związku małżeńskim, więc mogą w każdej chwili uciec od męża. Zachodzą w ciążę, wiedzą, że z dzieckiem urodzonym we Francji nikt nie może ich deportować. Francuski rząd dba o samotne matki. Ale są i takie kobiety, które po przyjeździe z Afryki nigdy nie wychodzą z domu. Nie znają języka, są zastraszane przez mężów, którzy zabierają im paszporty i zamykają je na klucz. Opowiadają im bzdury, że we Francji kobiety nie mogą pracować bez zgody męża.
− Poznałam młodą dziewczynę, która jako trzynastolatka została sprzedana w Gwinei starszemu mężczyźnie. Zostawił ją w paryskim domu na dwa miesiące – tym razem to ja opowiadam Fancie. – Dał sto euro na przeżycie. Oglądając telewizję, wysłuchała opowieści kobiety, która była w tej samej co ona sytuacji. Zapamiętała, że nazwa stowarzyszenia zaczyna się na literę "a", a jego siedziba jest w merostwie. Teraz ma 25 lat, niedawno ponownie wyszła za mąż, za tego, kogo wybrała ona sama.
− Wow! Ale historia! – przyklaskuje Fanta. – Zdeterminowane kobiety potrafią być szalone! Sza-lo-ne! – śmiejemy się obie, aż wnuczka Fanty pyta, czemu nam tak wesoło.
Trzeci mąż
− Jezu, szkoda, że wcześniej nie miałam łechtaczki – wzdycha Fanta i opowiada mi o operacji jej odzyskania, której poddała się dziesięć lat temu, mając czterdzieści cztery lata. Fanta została obrzezana w wieku sześciu lat. – Pamiętam nóż i dużo krwi. Potem przez lata to miejsce było martwe. A teraz mam tam coś żywego. Odzyskałam kawałek mojego ciała!
Mówi, że nie ma już serca do Afrykanów. Woli białych. Jej trzeci partner też jest Bretończykiem. Nie zdecydowała się na ślub, bo trzy wesela to byłoby za dużo.
Po śmierci Philippe’a postanowiła zdać egzamin na prawo jazdy, bo mieszkała daleko od kolejki podmiejskiej. Tamtego dnia, gdy poznała Jérôme, oblała prawko po raz trzeci. Wracała do domu na piechotę i płakała. Jérôme jechał samochodem tuż za nią i trąbił. Zapytał, czemu płacze, ale ona kazała mu się odczepić. Nie dawał za wygraną. W końcu zapisał jej na bilecie do metra swój numer telefonu.
– Zadzwoń, jakbyś potrzebowała szofera.
Mówię Fancie, że ja bym się bała faceta, który jedzie za mną i trąbi. Fanta się śmieje. – Jeszcze jesteś młoda. Z wiekiem kobieta czuje, gdy ktoś jest złym człowiekiem. Z Jérôme’em jesteśmy razem już siedemnaście lat.
Błogosławieństwo
Fanta nie lubi budek telefonicznych. Szczególnie dwóch: jednej na przedmieściach Paryża, gdzie spędziła noc z dziećmi w 1991 roku, i drugiej, która stała naprzeciwko budynku jej stowarzyszenia. Zadzwoniła z niej do mamy, by powiedzieć, że wreszcie dostała mieszkanie. Czteropokojowe!
Mama była już wtedy bardzo chora, miała raka wątroby. Fanta usłyszała przez słuchawkę jej cichy, spokojny głos:
"Błogosławię cię, dziecko. Dostałaś wszystko to, na co zasłużyłaś. Kocham cię. Jesteś moim synem i córką". Dwa dni później zmarła.