Andrzej Duda / fot. Jan Graczyński, East News
Szymon Jadczak, reporter Wirtualnej Polski, ustalił, że w próby zatuszowania niebezpiecznego incydentu, do którego doszło podczas lotu Andrzeja Dudy latem 2020 roku, zaangażowane były władze LOT-u. Uczestniczyli w tym także urzędnicy, szef agencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo lotów, doradca prezydenta Dudy oraz dwóch wiceministrów rządu Zjednoczonej Prawicy.
Ze stenogramów ich rozmów, do których dotarł Jadczak, wynika, że prezydent lub ktoś z jego otoczenia naciskał na pilotów, aby wystartowali. A ci w złamali przepisy podczas lotu z Zielonej Góry do Warszawy.
Odgrzewany kotlet à la Duda jest zły
Już wiemy, jaki będzie pisowski przekaz dnia. Wicerzecznik PiS Radosław Fogiel w programie WP "Tłit" powiedział, że sprawa to "odgrzewany kotlet".
I wyraził żal, że artykuł pojawia się tydzień po rocznicy katastrofy (smoleńskiej).
- Trudno nie odnieść wrażenia, że to próba żyrowania rosyjskiej wersji historii, tej mówiącej o naciskach i błędach pilotów. Nie zgadzam się na to, by przyjmować rosyjską wersję wydarzeń – mówił Fogiel.
Czyli wiemy już, że odgrzewany kotlet à la Duda jest zły.
PiS smakowały za to pękające parówki, którymi próbował nakarmić Polaków Antoni Macierewicz, dowodząc, że w Smoleńsku doszło do zamachu.
"Parówki" były dobre dla PiS, bo ten kuriozalny eksperyment podsycał mit o zamachu. "Kotlet" pokazuje natomiast, że pod względem bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie nic się nie zmieniło.
Trudno dziwić się panu Foglowi, wykonuje swoją pracę najlepiej, jak potrafi. Gdzieś są jednak granice, których nie powinno się przekraczać.
Całej prawdy i tylko prawdy o katastrofie smoleńskiej mieliśmy się dowiedzieć z raportu podkomisji Macierewicza. Na jej działalność z podatków Polaków poszły miliony złotych. Efekt – klęska na całej linni. Zamiast raportu zobaczyliśmy niespójny filmik Macierewicza. Pełno sugestii, zero dowodów.
Mit o zamachu dalej trzeba jednak podsycać.
I tu wkracza Ewa Stankiewicz ze swoim filmem "Stan zagrożenia". Dowodów dalej nie ma, ale przecież można pokazać zdjęcie byłej minister zdrowia Ewy Kopacz, która pozuje z rosyjskimi patologami. Obok worek z ciałem jednej z ofiar.
PiS lubi takie akcje
I właśnie to zdjęcie, a nie fakt, że PiS nic nie wykrył w sprawie Smoleńska, okazuje się najważniejsze. Przekaz prosty – przedstawicielka PO dobrze się bawi, gdy naród opłakuje "poległych".
W przeszłości mieliśmy już Donalda Tuska, który cieszy się po katastrofie w obecności Władimira Putina. Teraz mamy "uradowaną" Kopacz. Znaczy, coś jest na rzeczy. W każdym razie na tyle, aby Jarosław Kaczyński mógł bezkarnie wykrzykiwać w sejmie o "mordach zdradzieckich".
I nagle Szymon Jadczak ujawnia, jak usiłowano skręcić sprawę lotu Andrzeja Dudy. Okazuje się, że ludzie związani z PiS, które tak chętnie winą za katastrofę smoleńską obarcza innych, robią, co mogą, aby zatuszować niewygodne fakty w przypadku lotu Dudy.
Tym razem nie usłyszeliśmy na szczęście dramatycznych zapisów "Pull up, terrain ahead".
Ktoś jednak musi ponieść odpowiedzialność za skandal ze startem samolotu prezydenta.
Bo stenogramy opublikowane przez WP nie kłamią. Naprawdę mamy stan zagrożenia, jeśli ludzie, którzy powinni dbać o bezpieczeństwo lotów, robią wszystko, aby sprawy nie było.