Blanka Aleksowska, Karolina Baca-Pogorzelska, Wojciech Wybranowski , 18 lipca 2020

Archiwum X w Głogowie. Tajemnica śmierci Pawła Chruszcza

Paweł Chruszcz - zdjęcie dołączone do akt sprawy // fot. WP//Karolina Baca-Pogorzelska, WP

Pod wpływem alkoholu, z rozciętym nadgarstkiem, wspina się sześć metrów w górę. Nie zostawiając śladów krwi i odcisków palców na linie przywiązuje ją do betonowego słupa. Samobójstwo. Tak według prokuratury dwa lata temu umarł głogowski radny Paweł Chruszcz. Dotarliśmy do informacji, które stawiają w tej sprawie istotne znaki zapytania.

Środa, 1 lipca 2020 r., Droglowice, maleńka wioska niedaleko Głogowa. Po kolei próbujemy wspiąć się na wielki, trójnogi betonowy słup energetyczny. Każde z nas jest innej wagi, postury i siły fizycznej. Maksymalnie na dwóch metrach nasze ciała przechylają się, tracimy równowagę, prawie spadamy. Ręce nie wytrzymują wysiłku.

Według prokuratury Paweł Chruszcz dał radę wspiąć się na 5 metrów 82 centymetry. To na tej wysokości 31 maja 2018 roku około 14:00 znajomi zaginionego, kibice piłkarskiego klubu Chrobry Głogów (w akcji poszukiwawczej uczestniczyli z policją i strażakami), zauważyli ciało głogowskiego radnego.

Po półtora roku prokuratura okręgowa w Legnicy uznała, że to było samobójstwo i umorzyła postępowanie.

Autor: Karolina Baca-Pogorzelska

Źródło: WP

I. PAWEŁ

- Był serdecznym człowiekiem, ale miał mocny charakter. Walczył ze złem, więc dotykał spraw, które inni omijali. Nie zgadzamy się z decyzją prokuratury. Złożyliśmy zażalenie na materiał dowodowy, który przygotowała - mówi nam brat Pawła, były poseł Sylwester Chruszcz (wybrany z Kukiz'15, potem Wolni i Solidarni, kadencję kończył w PiS - red.).

Prokuratura i sąd odmówiły dostępu do akt sprawy, nam jednak udało się dotrzeć do tych ponad 1500 stron. Prosiliśmy również o spotkanie z szefem legnickiej prokuratury - Zbigniewem Harasimiukiem. Bezskutecznie.

Materiały ze śledztwa weryfikowaliśmy przez wiele tygodni. Dotarliśmy też do osób z kręgów Pawła Chruszcza w Głogowie, Lubinie, Droglowicach, Polkowicach i Pęcławiu. Nasze ustalenia stawiają przy tezie prokuratury o tym, że było to zwyczajne samobójstwo, duży znak zapytania. Nowe okoliczności sprawy, które poznaliśmy, budzą poważne wątpliwości, czy Chruszcz faktycznie odebrał sobie życie sam, bez niczyjego wpływu i pomocy.

Z rozmów i akt wychodzi portret "wojownika", niepokornego lokalnego aktywisty. Chruszcz - mąż, ojciec dwóch synów, pracownik spółki Mercus z grupy KGHM i brat byłego posła Sylwestra Chruszcza, jako radny Głogowa reprezentujący Ruch Narodowy od lat zajmował się m.in. przekroczeniami stężenia arsenu w tym mieście. Wysokie poziomy tego pierwiastka miały związek m.in. z działaniem należącej do KGHM Huty Miedzi Głogów. Z tego zakładu wyjeżdżał również żużel poołowiowy składowany przez jego odbiorcę na terenie lokalnej dawnej fabryki domów.

W Głogowie samorządowiec tropił wątki w aferze wokół prywatnego Zielonego Przedszkola. Jak podejrzewał, teren pod placówkę miasto sprzedało po zaniżonej cenie. Co więcej, opiekunki pracujące w przedszkolu miały znęcać się nad niepełnosprawnymi dziećmi. Jednym z podopiecznych placówki był syn Pawła Chruszcza. Dopiero po interwencji samorządowca sprawą zajęła się prokuratura. Gdy w kwietniu 2018 r. nagłośnił sprawę na sesji rady miasta, właściciel przedszkola wysłał mu wezwanie przedprocesowe do zapłaty 50 tys. zł na rzecz WOŚP, a prezydent miasta Rafael Rokaszewicz z SLD złożył prywatny akt oskarżenia o zniesławienie (art. 212 kk).

Rokaszewicz odwołał umówione wcześniej z nami spotkanie. Na pytanie, czy między nim a Chruszczem był konflikt, odpisał mailem: "Nie było konfliktu. Jako samorządowcy mieliśmy czasami różne poglądy na daną sprawę, ale nie oznaczało to konfliktu między nami".

II. KONFRONTACJA

Skonfrontowaliśmy w prokuraturze informacje dotyczące okoliczności śmierci Pawła Chruszcza. Odtworzyliśmy prawdopodobny przebieg wydarzeń tuż przed jego zaginięciem. Dotarliśmy do osób, w tym bliskich Pawła, które wskazują, że w ostatnich dniach maja 2018 r. zaczęło się dziać z nim - i wokół niego - coś niepokojącego.

Można mieć poważne wątpliwości, czy w tej sprawie prokuratura wzięła pod uwagę wszystkie okoliczności zdarzenia, czy też nie skupiła się na dominującym wątku - czyli samobójstwie - ignorując sygnały, które mogłyby go podważać

- zastanawia się prof. Brunon Hołyst, światowej sławy kryminolog.

Według naszych informatorów - kibiców Chrobrego Głogów, którzy 31 maja 2018 r. odnaleźli ciało - policjanci nie zachowywali się dostatecznie ostrożnie, podchodząc pod słup.

- Na przyjazd policji czekaliśmy jakieś 30 minut. Jak się pojawili wraz ze strażakami, weszli na teren wszyscy. Nie było żadnego zabezpieczenia tego miejsca. Chodzili i zadeptywali ślady, deptali wszędzie – opowiada nam jeden z kibiców, którzy uczestniczyli w akcji poszukiwawczej.

Autor: Karolina Baca-Pogorzelska

Źródło: WP

Co na to śledczy?

- W tym i w każdym podobnym przypadku priorytetem jest sprawdzenie funkcji życiowych odnalezionej osoby. Po stwierdzeniu zgonu Pawła Chruszcza miejsce zdarzenia zostało skrupulatnie zabezpieczone. Nie miały do niego dostępu niepowołane osoby - tłumaczy nam prokurator Ewa Bialik, rzeczniczka Prokuratury Krajowej.

Na skośnej "nodze" słupa, na której znaleziono wiszące ciało Chruszcza, pełno było śladów krwi - i to nawet na wysokości kilku centymetrów od ziemi. Drobne plamy widniały też na ubraniu radnego.

- Wedle ustaleń ślady na słupie pochodziły z ciętej rany nadgarstka. Miały powstać, gdy Paweł Chruszcz wspinał się na słup. Ślady nie były rozległe, ponieważ rana była płytka - spowodowała wyłącznie naruszenie zewnętrznej warstwy mięśnia - twierdzi prok. Bialik.

Na zabezpieczonych w aktach zdjęciach z miejsca odnalezienia zwłok rzuca się w oczy idealna czystość liny, także w miejscu pętli na szyi. Nie ma na niej żadnych śladów krwi z krwawiącej ręki. Jak to możliwe, że radny zawiązał dwa węzły na wysokości, na którą żadne z nas nie było w stanie wejść? Słup stoi pod kątem, ciężko wdrapać się nań nawet w dobrej formie fizycznej. Jak zrobił to człowiek pod wpływem alkoholu (1 promil we krwi) z podciętym nadgarstkiem?

Prokuratura przekonuje, że "pętla została przygotowana, zanim Paweł Chruszcz dokonał samookaleczenia". Wynika z tego, że musiałby wejść na słup nawet dwa razy. Za pierwszym razem musiałby wspiąć się, by sporządzić dwa mocne węzły. Za drugim - już z podciętym nadgarstkiem i węzłem na szyi - by się powiesić. Tu jednak pojawiają się poważne wątpliwości.

Z badań biegłych wynika, że sznur jest wolny od jakichkolwiek odcisków palców. Czy to możliwe, by samorządowiec zawiązał trzy supły, nie zostawiając ani jednego śladu papilarnego? Na to pytanie prokuratura nie była w stanie odpowiedzieć.

Są materiały, z których trudno zebrać odciski palców, ale raczej wykluczone jest, by nie było żadnych. W całej mojej karierze prokuratorskiej nie spotkałem się z przypadkiem, by na linie wisielczej nie było odcisków palców denata

- mówi nam Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy.

Prokuratura nie potrafiła też odpowiedzieć na pytanie o... okulary przeciwsłoneczne. Na zdjęciach widać, że głowa denata jest przechylona, a w trakcie duszenia się radny musiał się ruszać. Mimo to okulary się nie zsunęły i idealnie przylegały do jego twarzy.

Prokuratura twierdzi, że "śmierć w wyniku powieszenia nie musi wiązać się z gwałtownymi drgawkami". Jednocześnie wyjaśnia, że w wyniku uderzeń ciała o słup na udach Pawła Chruszcza odnotowano rozległe sińce i wybroczyny. To zaś sugeruje, iż ciało musiało "bujać się" na linie.

Cuda się oczywiście zdarzają, ale w mojej ocenie, z perspektywy moich doświadczeń, nie ma takiej możliwości, by okulary nie spadły lub przynajmniej nie uległy przekrzywieniu. W przypadku takiej śmierci (według sekcji zwłok nie było złamania karku - red.) występują nie tylko silne drgawki wisielcze, ale dochodzi też do sytuacji, w której organizm walczy o życie podświadomie, co powoduje gwałtowne ruchy

- uważa prof. Brunon Hołyst, kryminolog, którego prosimy o konsultację.

Co więcej, leżący prawie półtora metra od słupa nóż znaleziono dopiero dzień po odkryciu ciała. Dlaczego, skoro śledczy przez 2,5 godziny badali miejsce odnalezienia zwłok, a otaczające je zboże nie było wtedy wysokie? Czy podczas oględzin zwłok nikt nie zauważył 6-centymetrowej, czerwonej rany?

"Powierzchowna rana nie wyróżniała się wśród innych obrażeń – obtarć i sińców - dlatego nie zwróciła uwagi osób, które zdejmowały ciało ze słupa i transportowały je do miejsca oględzin" - przekonują śledczy, odpowiadając na nasze pytania. Tymczasem na fotografiach z oględzin zwłok widać, że cięcie na przedramieniu Chruszcza jest wyraźnie widoczne.

Wygląda na to, że oględziny miejsca śmierci już pierwszego dnia zostały źle przeprowadzone. Błędy popełnione na tym etapie wraz z przyjętą dominującą tezą o samobójstwie bez udziału lub presji osób trzecich prawdopodobnie miały wpływ na dalszy kształt śledztwa

- ocenia prof. Hołyst.

Rana zadana została 15,5-centymetrowym nożem do tapet. Na rękojeści narzędzia śledczy znaleźli jedynie częściowe ślady linii papilarnych, których nie można było zidentyfikować. Także w aucie radnego udało się odnaleźć jedynie szczątkowe ślady odcisków palców – nawet na kierownicy czy drążku zmiany biegów. Zdaniem biegłych te ślady nie są wystarczające do identyfikacji.

Zdaniem byłego prokuratora krajowego, Janusza Kaczmarka, obecne techniki kryminalistyczne umożliwiają wykrycie śladów papilarnych nawet na powierzchniach porowatych czy lepkich. - Brak takich śladów w połączeniu z brakiem innych śladów (np. biologicznych) może budzić bardzo poważne wątpliwości – podkreśla w rozmowie z nami Kaczmarek.

Zastanawiające są również ślady DNA w aucie - w trakcie śledztwa wykryto w nim bowiem ślady biologiczne samego Pawła oraz innego mężczyzny, spokrewnionego z nim (mogły należeć do brata lub syna radnego). Nie znaleziono jednak śladów żony Pawła, która regularnie jeździła tym samochodem. Oprócz tego nie wykryto żadnych śladów należących do innego, niespokrewnionego z Pawłem człowieka.

Kolejną kwestią zagadkową jest niezgodność gleby pobranej z butów Pawła i gleby z pola. Różnią się one florą bakteryjną, co wyraźnie jest napisane w badaniach chemicznych. Biegli podkreślili jednak, że nie wyklucza to, iż radny chodził po ziemi wokół trakcji. Ich zdaniem różnice mogły spowodować czynniki mechaniczne, jak ocieranie podeszwą buta o słup podczas wspinaczki. Na butach nie było jednak drobin betonu ze słupa.

Jak to możliwe?

Skąd tyle niewiadomych? Prokuratura twardo obstaje przy swojej wersji: dowody, opinie biegłych i inne ustalenia wskazują, że doszło do samobójstwa. – Prokuratura nie znalazła też żadnych podstaw, by stwierdzić, że śmierć Pawła Chruszcza była efektem przestępstwa - stanowczo twierdzi prokurator Ewa Bialik.

Fakty, do których dotarliśmy, każą przyjrzeć się tej wersji dwa razy. Dotyczą one zarówno przebiegu wydarzeń, jak i spraw, którymi zajmował się Chruszcz. W oparciu o zgromadzony materiał pokusiliśmy się o odtworzenie ostatnich dni życia radnego.

Źródło: Sergiusz Pęczek/Agencja Gazeta, Karolina Baca-Pogorzelska/WP

III. REKONSTRUKCJA

28 maja 2018 r, poniedziałek, około godziny 14:45

Chruszcz wychodzi z pracy. Jego kolega z pokoju zapamięta - co czytamy w jego zeznaniach - że Paweł zabiera, jak zawsze, służbowy laptop.

Godzina 21:04

Chruszcz kupuje w poznańskiej Castoramie pomarańczową żeglarską linkę (dowód: monitoring i wyciąg bankowy). Wieczorem w drodze do Głogowa rozmawia z bratem Sylwestrem, wówczas posłem. Ten zwierza się, że myśli o powrocie ze Szczecina do rodzinnego miasta. "Tylko nie do Głogowa" – słyszy w odpowiedzi.

29 maja, wtorek, godzina 6:00 rano

Na parkingu sklepu Chata (sieć ABC) w Głogowie przy ul. Rudnowskiej 85 monitoring nagrywa Chruszcza i jego auto. Według kopii paragonu około 6.00 radny kupuje 0,5 l whisky i litr coli. Wyciąg bankowy wskazuje na płatność kartą, prokuratura wskazuje godzinę 6.25, na kopii paragonu jest gotówka. Według pań, z którymi rozmawialiśmy w tym sklepie, nie może być wpisana gotówka, gdy płaci się kartą.

Godzina 7:52

Chruszcz dzwoni do Mercusa informując, że nie przyjdzie dziś do pracy.

Godzina 8:01

Chruszcz dzwoni do kolegi, dziś radnego powiatu Andrzeja Radomskiego z pytaniem, czy wysłał on do mediów stanowisko, w którym tłumaczy meritum zarzutów wobec sprzedaży przez miasto budynku Zielonego Przedszkola i staje w jego obronie.

- Powiedział: "wycofaj to, oni mnie zabiją". Gdy odpowiedziałem, że wysłałem materiały, to się rozłączył - mówi nam Radomski.

Wcześnie rano, dzień przed zaginięciem, zadzwonił znów z pytaniem, kto ma uczestniczyć w konferencji PiS w sprawie jego obrony i sprzedaży Zielonego Przedszkola.

- Odpowiedziałem - i wtedy szybko się rozłączył. Potem wykonał kilka podobnych telefonów do przedstawicieli PiS, by konferencji nie było - dodaje Radomski.

Kolega Pawła z pokoju widzi na jego biurku laptop. Jest zaskoczony - Paweł przecież zabierał komputer do domu (tak czytamy w jego zeznaniach). Prokuratura uznaje, że mężczyzna się pomylił.

Monitoring? Prokuratura o niego nie wystąpiła. Gdy pytamy o jego awarię, obecny prezes Mercusa zasłania się tajemnicą przedsiębiorstwa.

Bo z naszych ustaleń wynika, że między 17 a 30 maja 2018 r. nagrań brak. - Ktoś wyjął dysk z kamer, gdy odbywał się próbny alarm, i nie włożył go z powrotem - mówią nasze źródła w KGHM. W firmie od monitoringu ludzie z Mercusa usłyszeli, że osoba, która dysk wyjęła, "nie wpadła na włożenie w jego miejsce drugiego". Według naszych rozmówców wyjęcie dysku monitoringu w Mercusie miało miejsce pierwszy raz od przynajmniej kilku lat.

Dziś monitoring w Mercusie jest bardzo rozbudowany, co sprawdziliśmy osobiście - jedna z kamer na piętrze znajduje się nawet w okolicy gabinetu, w którym pracował Paweł.

O ile jednak według billingu jego numer na pewno logował się w nadajnikach przy Mercusie w poniedziałek, tak we wtorek już nie.

Brak monitoringu uniemożliwia również ustalenie, skąd w śmietniku firmy wzięły się miejskie dokumenty Pawła - podarte lub zniszczone w niszczarce. - Papiery niszczył w kaflowym piecu w domu - mówi nam Agnieszka Chruszcz, żona zmarłego.

Godzina 9:05

Paweł dzwoni do kolegi, Bartka Szwieca. Prosi, żeby ten po niego przyjechał, choć wie, że kolega nie ma samochodu. Szwiec proponuje, że przyjedzie po niego z innym kolegą, Chruszcz odmawia. "Przyjedź, będziemy pływać łódką, na Orsk" - używa liczby mnogiej.

Szwiec nigdy nie łowił z Chruszczem ryb. Później okazało się, że Paweł nawet nie zabrał z domu wędek. Rozmowę kończy "cześć kolego" - nigdy wcześniej tak się nie żegnał.

Godzina 9:27

Do Szwieca przychodzi MMS od Pawła z mapką lokalizacyjną w okolicach Droglowic. Wtedy telefon był zalogowany około 20 km dalej - w Jerzmanowej.

Autor: Karolina Baca-Pogorzelska

Źródło: WP

Godzina 11:11

Chruszcz dzwonił do brata, a jego telefon loguje się w Głogowie, choć według wyciągu bankowego o 12 i 13 dokonuje zakupów w sklepie ABC kilkanaście kilometrów dalej, w Pęcławiu. Około południa odbiera telefon od znajomego (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Pytałem, czy widział już wywiad z przewodniczącym rady miasta. Powiedział, że go śledzą i oddzwoni. Nie oddzwonił - relacjonuje nasz rozmówca.

Między 13.25 a 13.50 spotyka się niedaleko głogowskiego rynku z osobami, z którymi bada sprawę Zielonego Przedszkola.

30 maja, środa, godzina 6:00 rano

Według akt i monitoringu Chruszcz kupuje papierosy Camel i zapalniczkę w sklepie Chata przy Rudnowskiej 85, tymczasem do 6.43 jego telefon był zalogowany w BTS przy Mickiewicza 48, a więc niedaleko domu. Być może był tam bez telefonu - o 7.17 zalogował się w BTS Grębocice (według billingu wskazany jest najsilniejszy BTS, który łapie sygnał).

Godzina 7:43

Paweł dzwoni do brata, który relacjonuje mu przebieg swojej wizyty we Lwowie. Jego telefon już wtedy jest zalogowany w BTS Jerzmanowa 259 – miejscu, wokół którego zaczęła się akcja poszukiwawcza.

Godzina 7:47

Paweł dzwoni do Bartka Szwieca, ale ten nie odbiera, bo śpi. Minutę później dzwoni do innego kolegi z pytaniem, czy by go nie odebrał samochodem - przesyła tę samą mapkę, co dzień wcześniej Szwiecowi.

To ostatnia rozmowa wychodząca z numeru Pawła Chruszcza. Od tej pory przestaje odbierać telefony, nie odbiera też dziecka z przedszkola, pierwszy raz przez cały dzień nie kontaktuje się z matką. Wieczorem żona Pawła zgłasza zaginięcie.

Śledczy nie potrafili ustalić dokładnej godziny i daty zgonu. - Z przeprowadzonych badań wynika, że doszło do niego od 12 do 36 godzin przed znalezieniem ciała - tyle Prokuratura Krajowa. Oznacza to, że Chruszcz miałby zabić się między godziną 2 rano 30 maja a 2 rano 31 maja.

To absurd. Dlaczego? Bo przecież przed południem 30 maja głogowski radny był widziany żywy, a rano dzwonił do brata.

- Obecne możliwości medycyny sądowej dają podstawy określenia zgonu z dokładnością do kilku godzin. Oczywiście im większy rozkład zwłok, tym trudniej. Taką rozpiętość czasową miałem tylko przy topielcach - dziwi się były prokurator krajowy Janusz Kaczmarek.

Po 13:30 i o 23:26 według billingu z telefonu Pawła wychodzą transmisje danych. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, jest to możliwe bez udziału człowieka - gdy np. automatycznie aktualizuje się system lub jest synchronizowana poczta elektroniczna. Miejsce logowania telefonu pozostaje niezmienne - Jerzmanowa.

Dowódca akcji poszukiwawczej tłumaczył, że ten BTS ma promień około 5 km - to dlatego w okolicy odbiornika rozpoczęto poszukiwania. To jednak bardzo wysoki maszt, więc według części ekspertów, z jakimi rozmawialiśmy, jest możliwe, by łapał sygnał nawet z Droglowic.

To ostatni ślad ewentualnego działania Pawła Chruszcza – a przynajmniej ostatni ślad teoretycznego użycia jego telefonu. Kilkanaście godzin później radny zostaje znaleziony martwy.

Autor: Karolina Baca-Pogorzelska

Źródło: WP

IV. SEKCJA

Sekcja zwłok z udziałem doświadczonej biegłej dr n. med. Julii Sobol została wykonana dzień po ich odnalezieniu (biegła z pytaniami odesłała nas do prokuratury). Dotarliśmy m.in. do protokołu z sekcji i do sprawozdania z badania histopatologicznego.

W dokumentach stwierdzono m.in.: "Całokształt badań pośmiertnych zwłok Pawła Chruszcza, w tym zwłaszcza odnośnie do wszystkich stwierdzonych obrażeń (...) pozwalają na zasadne stwierdzenie, iż z punktu widzenia sądowo - lekarskiego nic nie sprzeciwia się przyjęciu, a raczej wszystko wskazuje na powieszenie samobójcze".

Zdobyliśmy jednak opinie innych ekspertów medycyny sądowej. Środowisko jest niewielkie, więc proszą o anonimowość. Jak twierdzą, do pracy biegłych generalnie nie można mieć zastrzeżeń. Wskazują jednak na pewne wątpliwości.

Jeśli wersja prokuratury, że Chruszcz wspiął się na słup i sam przytwierdził do niego sznur, jest prawdziwa, to zdaniem naszego rozmówcy, cenionego lekarza medycyny sądowej, denat powinien mieć obrażenia na łydkach, które zaciskał wokół słupa. Takich obrażeń nie ma – są jedynie na udach.

Ekspertka z laboratorium sekcyjnego w Zakładzie Patomorfologii jednego ze śląskich szpitali w opinii przygotowanej dla rodziny stwierdza, że wątpliwe jest, by rany na udach powstały w wyniku wspinania się. Przeczą temu inne ślady – po zewnętrznej stronie kończyn. Zwraca też uwagę, że widoczne obrażenia są zbyt silne, by mogły powstać od samego wspinania się, a ich rozmieszczenie raczej wyklucza, jakoby miały być efektem ewentualnego "obijania się zwłok o słup".

Niejasne jest też pochodzenia ran na rękach Chruszcza.

Autor: Karolina Baca-Pogorzelska

Źródło: WP

Na fotografiach widać ciętą ranę nadgarstka lewej ręki i brak innych obrażeń. Na prawej ręce z kolei widnieją liczne sińce, wybroczyny i zadrapania na całej długości wzdłuż prawego przedramienia. Czy to oznacza, że Chruszcz wspinał się, trzymając słup tylko jedną ręką?

- Skoro wszystko jest tak oczywiste, to dlaczego prokuratura nie przystała na to, by dopuszczona została opinia innego medyka sądowego, która wyjaśniałaby wszelkie wątpliwości? - zastanawia się mecenas Lew Michał Lizak, pełnomocnik rodziny.

V. STRACH

Czynności wykonywane w tym śledztwie, na każdym etapie - od poszukiwań zaginionego radnego, przez sposób przesłuchania świadków, po brak analizy stanu emocjonalnego Chruszcza - budzą sporo zastrzeżeń.

- Kiedy Paweł zaginął, usłyszeliśmy, że zostanie sprowadzony pies do poszukiwań. Psa nie było. Miał też zostać sprowadzony specjalistyczny sprzęt z Wrocławia, który nigdy nie przyjechał - opowiada Agnieszka Chruszcz, żona radnego.

- Kiedy pojawiliśmy się całą ekipą w okolicy Droglowic, zauważyliśmy stojące w polu czarne auto terenowe na poznańskich rejestracjach, a w środku trzech mężczyzn - opowiada jeden z kibiców Chrobrego. - Podszedłem do nich, zapytałem, gdzie mamy szukać. Jeden z nich machnął ręką i wskazał na pole "tam". Poszliśmy w tym kierunku i znaleźliśmy ciało - wspomina.

Problem w tym, że osoby, które pytał, nie były policjantami. Żadne tego typu auto nie widnieje na wyposażeniu głogowskiej policji. Na fotografii zrobionej przez jednego z kibiców widać w pewnym oddaleniu ciemny samochód. Nie da się jednak odczytać numeru rejestracyjnego.

- W toku postępowania przesłuchano wszystkie osoby, które mogły posiadać ważne dla śledztwa informacje. Świadkowie byli przesłuchiwani sukcesywnie – wraz ze zdobywaną w postępowaniu wiedzą o kolejnych osobach, które mogą pomóc w śledztwie - zapewnia prokurator Ewa Bialik.

W trakcie naszego pobytu i śledztwa w Głogowie okazało się, że nie jest to do końca prawda. Śledczy przesłuchali część ważnych świadków i bliskich Chruszcza wiele miesięcy po odnalezieniu jego zwłok. Tomasz, który znalazł ciało, został przesłuchany przez policję następnego dnia, ale "Janek" - ten, który pierwszy dostrzegł auto - dopiero po kilku tygodniach. Prokuratura przesłuchała ich jeszcze później. Z przyjacielem Pawła Chruszcza, Jarosławem Klusem, śledczy rozmawiali dopiero pięć miesięcy po wszczęciu śledztwa.

Źródło: Karolina Baca-Pogorzelska/WP

Głogowski radny powiatowy i dobry znajomy Chruszcza, Michał Frąckowiak, któremu Paweł często zwierzał się m.in. ze swoich obaw o bezpieczeństwo, nie został przesłuchany w ogóle. A to on był organizatorem kibicowskiej akcji poszukiwawczej.

- Dobrze znaliśmy się z Pawłem. To był twardy człowiek, fighter. A jednak kilka dni przed jego zaginięciem nagle zaczął się czegoś obawiać, był wyraźnie zdenerwowany - mówi nam Frąckowiak. - Nigdy nie uwierzę, że Paweł zabił się w wyniku jakiegoś załamania. Być może wywierano na niego jakąś presję, na przykład grożąc synkowi, który był jego całym światem - dodaje nasz rozmówca.

W aktach śledztwa nie znaleźliśmy protokołu przesłuchania właściciela pola, na którym znaleziono ciało radnego. Nasi informatorzy z Głogowa, należący do tego samego co on koła łowieckiego, mówią, że gospodarz hoduje niezwykle czujne teriery niemieckie szkolone do polowań na dziki. Jeden z naszych rozmówców po śmierci Pawła spotkał się z właścicielem terenu na polowaniu. Mężczyzna opowiadał mu, że feralnej nocy jego myśliwskie psy "szalały".

Jakie znaczenie dla wyjaśnienia okoliczności śmierci samorządowca mają sprawy, którymi się zajmował? Prokuratura długo zwlekała z badaniem tych tropów.

- Przygotowywałem dla Pawła analizę operatu szacunkowego, którym posługiwał się prezydent miasta przy sprzedaży budynku. Z analizy wynikało, że miasto mogło stracić na tej transakcji nawet 73 proc. Proszę sobie wyobrazić, że w tej sprawie prokuratura mnie nawet nie przesłuchała. Pomimo tego, że nawet sam się zgłosiłem jako osoba posiadająca wiedzę i materiały w sprawie - opowiada Andrzej Radomski. Pytano go tylko o śmierć Pawła Chruszcza. Kiedy? Trzy miesiące po zdarzeniu.

- Zostałem przesłuchany wiele miesięcy po śmierci Pawła. Część z wątków dotyczących spraw i nieprawidłowości, którymi zajmował się Paweł, w ogóle nie została zapisana w protokole przesłuchania – mówi nam Rafał, bliski znajomy Chruszcza (dane do wiadomości redakcji). Wędkarza, z którym Paweł kilka dni przed śmiercią wybrał się na ryby, również przesłuchano po kilku miesiącach.

- Paweł zachowywał się zupełnie normalnie. Gdy odwiózł mnie do domu, chciał rozliczać się za paliwo do motorówki, ale umówiliśmy się, że to on zapłaci za nie kolejnym razem - relacjonuje nasz rozmówca, prosząc o zachowanie anonimowości.

Radosław Pobol, kolega zmarłego i były wieloletni radny, także został przesłuchany dopiero kilka miesięcy po wszczęciu śledztwa.

- On żył miastem. Zawsze. Ale gdy rozmawiałem z nim dwa dni przed śmiercią, kontakt był trudny. Mówił, że pójdzie na zwolnienie. Był jakby zaszczuty, zmiana zachowania była dość nagła - mówi nam Pobol.

Takich opowieści słyszymy więcej. - Nagle zaczął mówić, że może być śledzony, zaczął sprawdzać w domu, czy na pewno zamknął drzwi i okna, chociaż wcześniej tego nie robił - opowiada nam przyjaciółka Pawła Chruszcza.

Wątpliwości wzbudza także znaleziony w aktach wykaz niezidentyfikowanych połączeń z numerem telefonu Chruszcza w ostatnich dniach przed śmiercią. Chodzi o aż kilkanaście numerów.

- Prokuratura uzyskała wykazy wszystkich połączeń i ustaliła wszystkich rozmówców, z którymi Paweł Chruszcz łączył się bezpośrednio przed śmiercią. Osoby te zostały przesłuchane - przekonuje prokurator Bialik.

To nieprawda. Zadzwoniliśmy pod wszystkie numery. W kilku przypadkach nikt nie odebrał, a część z numerów należała do urzędów i instytucji. Jednak znaleźli się też abonenci, którzy dobrze znali Pawła Chruszcza. Nikt z organów ścigania nawet się z nimi nie skontaktował.

Jeden z nich to znajomy głogowskiego radnego z koła wędkarskiego. Razem wędkowali, rozmawiali o sprawach rodzinnych.

- Ostatni raz widziałem się z nim jakieś dwa tygodnie przed jego śmiercią. Nic nie mówił, że chce się wynieść z Głogowa albo że chce ze sobą skończyć. Nie było widać, by był w jakiejkolwiek depresji. Coś wspomniał, że się czegoś obawia, że ktoś mu zagraża, ale bez konkretów – opowiada pan Mirek (dane do wiadomości redakcji). I dodaje: - Policja ani prokuratura nigdy mnie nie przesłuchała.

Marcin, kibic piłkarski, dzwonił do Chruszcza - jak się później okazało - już po jego śmierci. Jego też policja nigdy nie przesłuchała. Wśród "nieustalonych" przez policję numerów jest też jeden należący do funkcjonariusza… głogowskiej komendy policji.

Jedną z największych zagadek jest to, dlaczego prokuratura przekazała próbki z sekcji zwłok do badań toksykologicznych dopiero tydzień po ich pobraniu. Z kolei włosów Pawła Chruszcza w ogóle nie zbadano, a to we włosach najdłużej wykryć można obecność wielu substancji.

Na biurku Chruszcza w firmie Mercus śledczy zabezpieczyli dwie brązowe tabletki, do których ktoś dołączył karteczkę z narysowaną "buźką". Kto je tam zostawił i dlaczego? Czym są? Prokuratura stwierdziła jedynie, że nie zawierają one substancji psychotropowych i odurzających. Nie zadano sobie trudu, by ustalić, czym są te medykamenty.

Kilka dni przed śmiercią Chruszcza z Facebooka zniknęło jego konto. Ale profil Pawła na Twitterze istniał jeszcze na pewno w dniu jego zaginięcia. Potem zniknął. Nie wiadomo, czy konta skasował ich właściciel, czy ktoś inny.

- Firma Facebook nie odpowiedziała na wniosek o udzielenie pomocy prawnej. Prokuratura rozważała skierowanie analogicznego wniosku do firmy Twitter, jednak z uwagi na jednoznaczne ustalenia postępowania, że śmierć Pawła Chruszcza nastąpiła w wyniku samobójstwa, zrezygnowano z przeprowadzenia tej czynności - odpowiada nam prokuratura.

- Coś się stało w ciągu kilku dni przed śmiercią Pawła. Zaczął mówić, że ktoś mu grozi, miał poczucie, że ktoś go śledzi - mówi nam Andrzej Radomski.

Czy ktoś mógł nakłaniać lub namawiać radnego do popełnienia samobójstwa? Prokuratura, mimo wniosku rodziny, nigdy nie powołała profilera (psychologa specjalizującego się w charakterystyce indywidualnej sprawcy lub ofiary przestępstwa) - mówi nam mec. Lizak.

24 lipca 2018 r. Agnieszka Chruszcz wnioskowała o przeniesienie śledztwa do prokuratury w Poznaniu. Chodziło o to, by wykluczyć ewentualne lokalne wpływy i powiązania. Wniosek został odrzucony. Postępowanie prowadził dalej i ostatecznie umorzył prokurator Sebastian Kluczyński z prokuratury okręgowej w Legnicy, delegowany tam z prokuratury rejonowej w Głogowie (to do tej prokuratury skierowaliśmy pytania, przekazano je jednak do Prokuratury Krajowej).

Należało wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności. Również opowieści osób, które Pawła Chruszcza znały - i rzetelnie zbadać sprawę. Tymczasem mamy sytuację dość niedobrą. Można ocenić, że dominująca teza o samobójstwie spowodowała, iż nie przeanalizowano należycie innych możliwości, np. współudziału osoby trzeciej lub nakłaniania Chruszcza do samobójstwa. Mimo że w śledztwie teoretycznie też tego nie wykluczano

- uważa prof. Brunon Hołyst. - Możliwość, że ktoś wywarł na człowieku presję, by namówić go do samobójstwa, jest bardzo trudna do udowodnienia, ale zawsze trzeba brać ją pod uwagę - dodaje.

VI. EPILOG

Nasze ustalenia każą zweryfikować ponownie przyjętą przez prokuraturę tezę o tym, że Pawła Chruszcza do samobójstwa nikt nie nakłaniał ani mu w nim nie pomógł. Wynika z nich też, że w trakcie dochodzenia zignorowano dowody świadczące o rosnącym poczuciu zagrożenia i osaczenia Chruszcza i słowa świadków o domniemanych pogróżkach.

Informacje, do których dotarliśmy oraz nasze ustalenia nie wykluczają wersji prokuratury, jakoby Paweł Chruszcz popełnił samobójstwo. Wskazujemy jednak na rażące zaniedbania śledztwa, brak przesłuchań ważnych świadków.

23 lipca głogowski sąd rozpatrzy zażalenie rodziny na decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa.