Artur Zaborski , 4 października 2018

Domagała: Męskość jest w kryzysie

Kadr z filmu "Serce nie sługa", Robert Pałka, Materiały dystrybutora

Bycie lowelasem jest groteskowe. Wyrywanie dziewczyn na tanie teksty zawsze mnie żenowało. Inaczej rozumiem męskość - jako odpowiedzialność, pracę nad sobą, dawanie bliskim poczucia bezpieczeństwa i twarde stąpanie po ziemi - mówi Paweł Domagała. W filmie "Serce nie sługa" gra mężczyznę, który łamie serca wielu kobiet, ale nie może znaleźć miłości.

Artur Zaborski: W filmie "Serce nie sługa" grasz Filipa, który na kobiety działa jak magnes i idzie na rekord w łamaniu ich serc. Byłeś taki, zanim się ustatkowałeś?

Paweł Domagała: Nigdy nie byłem typem kobieciarza. To raczej kobiety łamały serce mnie. Tworząc postać Filipa, zależało mi, by pokazać bohatera, którego życie nie jest wyłącznie zabawą, chciałem, żeby było podszyte jakąś tęsknotą. Filip to normalny chłopak, on nie krzywdzi kobiet z premedytacją, po prostu intensywnie szuka miłości i nie może jej znaleźć. A serca łamie im jakoś mimochodem.

*Filip rozbudził w tobie tęsknoty za życiem bez zobowiązań? *

Zupełnie nie, bycie lowelasem jest dla mnie raczej groteskowe.

Teraz, kiedy dostajesz tyle ciepłych słów od fanek, mogłoby wyglądać naprawdę ciekawie.

Lubię komplementy, bo jak każdy aktor jestem trochę próżny, ale staram się zarówno do komplementów, jak i do swojej próżności zachować dystans.

Takie masz zasady?

To bardziej kwestia dobrego smaku, niż zasad. Wyrywanie dziewczyn na tanie teksty zawsze mnie żenowało, a styl bycia macho mnie śmieszy. Kompletnie inaczej rozumiem męskość.

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Autor: Robert Pałka

Źródło: Materiały dystrybutora

Jak?

Jako odpowiedzialność, pracę nad sobą, dawanie bliskim poczucia bezpieczeństwa i twarde stąpanie po ziemi. Jak wiesz, co to znaczy być facetem, to możesz wyjść w różowych majtkach i sukience na ulicę, bo nie musisz tej swojej męskości udowadniać ani wyglądem, ani podbojami. Dzisiaj męskość jest w kryzysie. Faceci nie mają żadnego rytuału przejścia, kobiety wykonują ich zawody - czasem zdecydowanie lepiej - nie ma wojen, na których można się wykazać.

Nie trzeba być bohaterem.

Mężczyźni nie bardzo wiedzą, jak się w tym odnaleźć. Muszą zredefiniować męskość i znaleźć ją w sobie. Stąd ten dziwny styl macho, który tak naprawdę nigdy nie był męski.

To jaki etos jest "męski"?

Męskość to na przykład rycerskość, ale rozumiana jako zbiór zasad, kultura osobista, szacunek dla kobiet, otwartość, a nie imponowanie siłą i zgrywanie twardziela.

Aktor komediowy, który wszystko obśmiewa, ma takie szlachetne zasady?

Aktor to zawód, a nie charakter. Dlaczego aktor miałby nie mieć zasad? Czy zasady są związane z wykonywanym zawodem? Poczucie humoru też nie przeszkadza w wierności zasadom, pomaga natomiast wiele rzeczy obśmiać. Na przykład przekłuwać ten nadęty balon polskiego przewrażliwienia na własnym punkcie. Właśnie dziś humor jest nam potrzebny, bo niebezpiecznie dzielimy się na dwa wrogie obozy, co gorsza ufortyfikowane na swoich pozycjach. Lepiej nie śmiać się z Kościoła, bo oburza się prawa strona. Nie wolno żartować z mniejszości ani poprawności politycznej, bo obrazi się lewica. Tymczasem jednym i drugim szyderstwo dobrze by zrobiło, tak jak każdemu z nas.

Na ciebie któraś strona się obraziła?

W jednym z odcinków "O mnie się nie martw" jest wątek, w którym Andrzej Andrzejewski gra Niemca i mówi: "O, jak tu ładnie". Zaimprowizowałem i odpowiedziałem: "Ostatni raz, jak tu byliście, to to nie stało". Dostałem później wiadomość na Facebooku, że śmianie się z Niemców jest żenujące, małe i bardzo polskie. Zaciekawiło mnie, że ktoś tak poważnie potraktował żartobliwą wypowiedź. Wszedłem na profil osoby, która do mnie napisała i zobaczyłem na nim mnóstwo memów – głównie o Kościele. To potwierdza tylko moje obserwacje, że obie strony politycznej barykady są dosyć podobne - śmiać możemy się my, ale nie wolno śmiać się z nas. Kultura pogardy wobec odmiennych poglądów wciąż u nas kwitnie.

Ty nie masz tabu w żarcie?

Wszystko zależy od kontekstu,. Ricky Gervais jedzie po bandzie, żartując z Caitlyn Jenner, która zmieniła płeć i nie poszła do więzienia, choć zabiła człowieka. Tak naprawdę jednak on nie śmieje się z niej, tylko z problemu egzekwowania kary, który nie wiadomo, jak rozwiązać. Mam dużą tolerancję dla takiego humoru.

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Autor: Robert Palka

Źródło: Materiały dystrybutora

Masz satysfakcję, kiedy możesz obśmiać bohatera, który podejście do życia ma zupełnie inne niż ty, jak Filip z "Serce nie sługa"?

Lubię obśmiewać takie zachowania, które mnie bawią. Kocham ten zawód za to, że mogę robić to bezkarnie.

A jego ciemne strony?

Czasami bolą mnie kompromisy, na które aktor zmuszony jest iść w kinie, gdzie niewiele od niego zależy i jest trybikiem w większej maszynie. Nadrabiam to w muzyce, która daje mi wolność, robienia tak, jak lubię. Wiele razy słyszałem, że moja muzyka nie znajdzie odbiorców. Tymczasem już pierwsza płyta pokryła się platyną, a bilety sprzedały się kilka miesięcy przed koncertami. Chciałbym też kiedyś zrobić film, który udowodni wątpiącym, że ludzie są gotowi na nieoczywiste poczucie humoru.

Ty w ogóle wychodzisz z pracy? Aktorstwo, płyta, żona aktorka. Pewnie z nią też rozmawiasz o robocie.

Często. I to jest normalne, bo poznaliśmy się w Akademii Teatralnej. Już na pierwszym roku wiele scen graliśmy w duecie. Potem razem pracowaliśmy w teatrze, Kabarecie na Koniec Świata, a teraz w filmie, bo w "Serce nie sługa" zagraliśmy razem. Na szczęście dużo więcej rozmawiamy o dzieciach.

Plan "Serce nie sługa" był rodzinny?

Nigdy nie bierzemy dzieci do pracy. Może kiedy podrosną i będą chciały zobaczyć, jak rodzice pracują, wtedy zabierzemy je na plan filmu albo na próby do teatru. To będzie jednak ich wybór, dziś zależy nam, by chronić ich prywatność.

Swoją też chronicie.

Profesor Zbigniew Zapasiewicz na pytania o życie prywatne odpowiadał pytaniem: "Czy Pan swojego piekarza czy ekspedientkę w sklepie pyta o życie prywatne? Każdy ma jakieś. O czym tu gadać?". Praca razem jest dla nas naturalna, tak jak praca małżeństw nauczycieli czy lekarzy.

Połączyli was profesorowie czy uczucie?

Obwiniam system edukacji, że jestem dziś żonaty! (śmiech) Naturalnie to wyszło. Najpierw się przyjaźnili-śmy, a po szkole zostaliśmy parą. Na studiach mówiłem, że dwóch najlepszych polskich aktorów to Janusz Gajos i Borys Szyc. Super, że mogłem z tym drugim zagrać teraz w „Serce nie sługa”, cieszę się też, że miał mniejszą rolę ode mnie. (śmiech) Chwaliłem wtedy Gajosa i Szyca, a w ogóle nie wiedziałem, że Zuza jest córką Andrzeja Grabowskiego. Ale to był czas, że nie wiedziałem nawet, że aktor grający Ferdka Kiepskiego nazywa się Andrzej Grabowski. Oglądałem wtedy filmy amerykańskie i chciałem być aktorem z takich filmów, choć miałem na koncie występy na deskach w Radomiu.

Jak każde dziecko transformacji zachłyśnięte popkulturą Stanów Zjednoczonych.

Nie powiem, że wychowywałem się na francuskiej Nowej Fali, bo tak nie było. W młodości pochłaniałem hollywoodzkie kino z „Top Gun” na czele. Jestem kolesiem chrupiącym popcorn w kinie.

To jak trafiłeś do radomskiego teatru?

Wygrałem casting, na który zgłosiłem się w szkole średniej. Reżyserem był Irek Janiszewski, bardzo wrażliwy reżyser, który kilka lat temu popełnił samobójstwo. Jeździliśmy na festiwale ze spektaklem o grupie skinheadów, z których jeden zakochał się w Cygance, a drugi okazał się gejem. Wcześniej w ogóle nie zastanawiałem się nad teatrem, liczył się tylko film. Gdzie ja w Radomiu miałem chodzić do teatru? Wyjście ze szkołą ograniczało się do spektakli, które były adaptacjami lektur szkolnych, a mnie ciągnęło do kina rozrywkowego. I to mi zostało.

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Autor: Robert Pałka

Źródło: Materiały dystrybutora

Dziś nie masz potrzeby, żeby grać w takich filmach, które drążą negatywne aspekty rzeczywistości, jak na przykład "Kler"?

Jestem aktorem i jeśli rola będzie ciekawa, chętnie ją przyjmę, niezależnie czy będzie to dramat, horror czy komedia obyczajowa. "Kleru" nie widziałem i nie mam jeszcze na jego temat zdania, w przeciwieństwie do wielu osób, które też go nie oglądały, a zabierają w jego sprawie głos. Szanuję Wojtka Smarzowskiego, ale jego filmy są w innej estetyce niż moja. Mi zależy na dawaniu ludziom uśmiechu i szukanie tego, co jest w człowieku dobre. To dobro mnie interesuje w sztuce.

Tak bardzo wierzysz, że ludzie są dobrzy?

Totalnie. Jestem tu, gdzie jestem, tylko dzięki ludziom, którzy mi pomogli, często bezinteresownie. Jeśli ludzi poprosisz o pomoc, to zazwyczaj pomagają, nawet w dramatycznych sytuacjach. Nie spotkałem się z odmową pomocy. Ludzie wcale nie są tacy źli i skłóceni, jak się o nich myśli i mówi.

Zwracanie się o pomoc jest widziane jako oznaka słabości.

Dla mnie to jest oznaka męskości, tak samo jak przyznawanie się do tego, że się czegoś nie wie. Nie znoszę ludzi, którzy na każdy temat mają coś do powiedzenia, którzy znają się na polityce, matematyce, piłce nożnej i robieniu filmów. Ja moim dzieciom mówię, jak czegoś nie wiem i obiecuję, że spróbuję się dowiedzieć.

Wierzysz w szczerość?

Słuchacz i widz musi dostać coś szczerego, żeby się tym naprawdę zainteresował. Staram się słuchać ludzi, wiedzieć, co u nich się dzieje, jakie mają problemy. Często są takie same jak moje. To celebryci przekonują nas, że brak sojowej latte jest problemem i dzielą się informacjami, jakiej firmy używają naczyń w kuchni. Ci ludzie żyją w świecie, który nie istnieje. To się może źle dla nich skończyć.

Partnerem artykułu jest dystrybutor filmu "Serce nie Sługa".

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Kadr z filmu "Serce nie sługa"

Autor: Robert Pałka

Źródło: Materiały dystrybutora

Paweł Domagała. Urodzony w 1984 roku w Radomiu aktor, muzyk i kabareciarz. Popularność zdobył dzięki filmom "Wkręceni", "Dzień dobry, kocham cię" i serialom "O mnie się nie martw", "Wszystko przed nami", "Barwy szczęścia". Niedawno wydał swoją debiutancką solową płytę. W kinach możemy oglądać komedię „Serce nie sługa”, w której zagrał z żoną Zuzanną Grabowską, Romą Gąsiorowską i Borysem Szycem.

Artur Zaborski. Dziennikarz i krytyk filmowy. Stały współpracownik "Zwierciadła", "Wprost”, "Przeglądu", "Pani" i Wirtualnej Polski nominowany w 2017 roku do nagrody PISF w kategorii krytyka filmowa. Miłośnik kultury Iranu. Wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej.