Materiały prasowe

Prace wykopaliskowe (...) miały się rozpocząć wraz z powrotem zespołu do dżungli w czasie kolejnej pory suchej. Jednak przed rozszyfrowaniem roli samego miasta musieliśmy poznać odpowiedź na bardziej palące pytanie: kim byli jego budowniczowie? Wskazówka leżała w oszałamiających jaskiniach Talgua w górach Agalta na północ od Catacamas.

W kwietniu 1994 roku dwóch mieszkających w tym mieście wolontariuszy z Korpusu Pokoju, Timothy Berg i Greg Cable, dowiedziało się o istnieniu kompleksu jaskiń nad rzeką Talgua w górach kilka kilometrów za miastem, gdzie miejscowi lubili urządzać pikniki. Zainteresowali się sprawą i postanowili ją zbadać. W towarzystwie dwóch honduraskich przyjaciół, Desiderio Reyesa i Jorge Yáneza, Berg i Cable pojechali autostopem do końca szosy, a stamtąd powędrowali w górę rzeki. Cała czwórka zatrzymała się przed wejściem do jaskini, ogromnej szczeliny w wapiennych skałach na wysokości trzydziestu metrów, z której wylewały się wody podziemnego strumienia spadające kaskadami do rzeki.

Przyjaciele wspięli się do jaskini i ruszyli dnem płytkiego strumienia z latarkami w dłoni. Jaskinia okazała się szeroka i przestronna. Miała płaskie dno, po którym można było łatwo podążać w głąb góry. Po przejściu ośmiuset metrów jeden z nich wypatrzył występ skalny cztery metry nad podłożem, który wyglądał, jakby dokądś prowadził. Koledzy pomogli się nań wspiąć jednemu z członków grupy, a ten wciągnął drugiego. Ku swemu zaskoczeniu dwaj młodzi mężczyźni zobaczyli na występie mnóstwo prekolumbijskich zabytków, w tym popękaną ceramikę. Wyglądało na to, że nikt nigdy wcześniej tu nie wchodził, a w każdym razie nie w ostatnich czasach.

Źródło: Wydawnictwo Agora

Spektakularne starożytne ossuarium

Szukając kolejnych fragmentów ceramiki, wypatrzyli następny gzyms na wysokości sześciu metrów. Za nim widniała tajemnicza szczelina. Po trzech tygodniach grupa wróciła, wyposażona w drabinki i liny, by dostać się na wyższy występ. Okazało się, że otwór prowadzi do kolejnego systemu jaskiń. Gdy stali w progu wejścia, roztoczył się przed nimi zdumiewający widok. Berg pisał później: „Na podłodze w przejściu ujrzeliśmy mnóstwo lśniących kości, […] większość wyglądała jak przycementowana, oraz sporo ceramicznych i kamiennych naczyń. Wokół dostrzegliśmy wiele niezwykłych formacji i ukrytych jam wypełnionych kośćmi i odłamkami naczyń, które pokrywał drobny pył”.

Czaszki wydawały się dziwnie wydłużone i jakby polukrowane wskutek odkładania się kryształów kalcytu. Mężczyźni odkryli spektakularne starożytne ossuarium, które miało się okazać jednym z najważniejszych znalezisk archeologicznych w Hondurasie od czasów Copán. Czystym zrządzeniem losu ich odkrycie zbiegło się w czasie z wizytą Steve’a Elkinsa i Steve’a Morgana, którzy kręcili wówczas film, poszukując Białego Miasta. W owej chwili filmowali wykopaliska na stanowisku na honduraskiej wyspie Santa Elena obok Roatánu. Przez radio skontaktował się z Elkinsem Bruce Heinicke, który dowiedział się o odkryciu dzięki swoim rozległym znajomościom. Wracając łodzią z wyspy, Elkins i jego ekipa zastanawiali się podekscytowani, co może oznaczać fakt, że czaszki pokryte są kryształami.

Źródło: Wydawnictwo Agora

Labirynt otworów, nisz i odnóg

Steve Morgan ukuł nazwę "Jaskinia Lśniących Czaszek". Choć nie była trafna – czaszki nie emitowały żadnego lśnienia – nazwa się przyjęła i funkcjonuje do dziś. Młodzi odkrywcy poinformowali o znalezisku ówczesnego dyrektora IHAH, George’a Hasemanna. Hasemann współpracował z Elkinsem w ramach projektu Białe Miasto i razem omawiali, jak powinni postąpić. Elkins, który wówczas był już w drodze powrotnej do Los Angeles, przelał pieniądze na konto IHAH, by Instytut wynajął ochronę, nie dopuścił do rozszabrowania zabytków i przeprowadził wstępne badania.

Gdy Hasemann wszedł do jaskini, widok go oszołomił. Wraz z Elkinsem skontaktował się ze znanym archeologiem specjalizującym się w majańskich zabytkach jaskiniowych, Jamesem Bradym. Hasemann i Brady zorganizowali wspólne hondurasko- amerykańskie badania archeologiczne nekropolii, które rozpoczęły się w kolejnym, 1995 roku i prowadził je Brady. Wraz z zespołem przebadał ossuarium – labirynt wypełnionych kośćmi otworów, nisz i odnóg. W głębi tego kompleksu badacze odkryli kolejną dziurę w suficie. Wspięli się przez nią i weszli do pomieszczenia, które wyglądało na centralną komorę pogrzebową. Miała trzydzieści metrów długości, cztery szerokości i osiem wysokości.

W świetle latarek ujrzeli zapierające dech w piersiach skomplikowane stalaktyty, stalagmity i półprzejrzyste płaszczyzny kalcytu, zwieszające się niczym draperie. Każda półka, gzyms i szczelina wypełnione były ludzkimi kośćmi i czaszkami, które pokrywał olśniewający szron białych kryształków. Kości przeważnie nie zachowują się długo w tropikach, ale tutaj zakonserwowała je kalcytowa okrywa. "Nigdy wcześniej nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy o materiale kostnym zachowanym w tak ogromnej ilości – pisał Brady. – Zapis archeologiczny rozpościera się przed nami jak otwarta księga".

Wśród kości spoczywały wspaniałe zabytki, w tym delikatne marmurowe i ceramiczne misy oraz pojemniki, jadeitowe naszyjniki, obsydianowe noże i groty włóczni. W dnach części naczyń wybito otwory, co było intrygującą, lecz szeroko rozpowszechnioną praktyką w Ameryce prekolumbijskiej – składany do grobu przedmiot "zabijano", by uwolnić jego ducha i umożliwić mu wędrówkę w zaświaty wraz z właścicielem. Brady i jego grupa ustalili, że kości pochodziły z wtórnego pochówku. Ciała zmarłych najpierw chowano gdzieś indziej, a po rozłożeniu się tkanek ekshumowano, oczyszczano, malowano ochrą, zanoszono do jaskini i składano na stertę wraz z przedmiotami grobowymi. Sporo zabytków przyniesiono wiele lat po pochówku – stanowiły późniejsze ofiary dla zmarłych.

Najstarsze zabytki miały trzy tysiące lat

W miesiącach pomiędzy odkryciem a rozpoczęciem eksploracji przez Brady’ego mimo wysiłków ochrony wandale i szabrownicy rozkradli wiele stanowisk. – Nawet podczas naszej pracy – opowiadał mi niedawno Brady – złodzieje wchodzili i kradli. Za każdym razem, gdy wracaliśmy, widzieliśmy coraz większe spustoszenie. Grzebali w szkieletach i łamali kości na kawałki, szukając jakichś skarbów.

Znalezisko było niezwykłe samo w sobie, lecz prawdziwie szokująca wiadomość przyszła, gdy dokonano datowania radiowęglowego. Najstarsze zabytki miały trzy tysiące lat – były znacznie starsze, niż ktokolwiek przypuszczał – a ciała składano do jaskiń na przestrzeni dziesięciu wieków. Ossuarium okazało się więc najwcześniejszym śladem zamieszkiwania Hondurasu i jednym z najstarszych stanowisk archeologicznych Ameryki Środkowej.

Jak wspominał Brady, kilka dni po rozpoczęciu prac "przyszło mi do głowy, że to nie są majańskie zwyczaje pogrzebowe". Choć jaskinia znajdowała się na granicy obszaru zamieszkiwanego przez Majów, najwyraźniej należała do jakiejś zupełnie innej, nieznanej kultury. O ile Majowie także chowali zmarłych w jaskiniach, o tyle układ kości oraz rodzaj pozostawionych przy nich przedmiotów różniły się od tych, które towarzyszyły pochówkom majańskim. Ossuarium należało do złożonej, rozwarstwionej społecznie i zaawansowanej pod względem artystycznym kultury, która rozwinęła się zaskakująco wcześnie, jeszcze przed Majami.

Łącznik ze światem duchowym

Brady powiedział: "Gdybyśmy tylko wiedzieli, kim byli ci ludzie!". Niemniej Majowie i nieznany lud mieli podobne wizje kosmologiczne. Obie kultury "uznawały świętą, żywą ziemię za najważniejszą siłę wszechświata". W przeciwieństwie do europejskiego poglądu, że zmarli idą do nieba, w wierzeniach mezoamerykańskich żyją oni w ziemi i górach. Jaskinie są święte, ponieważ stanowią bezpośredni łącznik z podziemnym światem duchowym. Żyjący pod ziemią przodkowie opiekują się ludźmi i nad nimi czuwają. Można się z nimi skontaktować, schodząc do jaskiń, gdzie pozostawia się ofiary, przeprowadza obrzędy i odprawia modły.

Jaskinia jest w gruncie rzeczy kościołem, miejscem, gdzie zanosi się prośby do przodków o przysługi i ochronę. Jaskinia Lśniących Czaszek i podobne odkryte w podobnym okresie ossuaria stanowią najwcześniejsze ślady osadnictwa w Hondurasie. Lecz czy to z tego ludu wywodzili się ci, którzy tysiąc lat później wznieśli miasta w Mosquitii odkryte przez nas w rejonach T1 i T3? – Cholera, nie mam pojęcia – powiedział Brady. – Pływamy w morzu niewiedzy, mamy bardzo mało danych. Mosquitia leży jeszcze bliżej granicy i jest jeszcze słabiej poznana. Mamy pochówki sprzed trzech czy czterech tysięcy lat, mówił, ale żadnych osad. A teraz odnaleźliśmy o tysiąc lat późniejszą osadę, ale żadnego śladu pochówków.

Po jaskini Talgua zapisy archeologiczne milkną na tysiąc lat. W tym okresie we wschodnim Hondurasie żyli jacyś ludzie, ale do tej pory nie znaleźliśmy żadnych pozostawionych przez nich zabytków.

"Zaginione miasto boga małp" ukazało się nakładem wydawnictwa Agora

"Zaginione miasto boga małp" ukazało się nakładem wydawnictwa Agora

Źródło: Wydawnictwo Agora

Król obsypany złotym pyłem

Po tysiącletniej luce w honduraskiej prehistorii około roku 400 lub 500 naszej ery w Mosquitii zaczynają się pojawiać małe osady. Archeolodzy uważają, że ludy tego regionu posługiwały się językami czibczańskimi, które były rozpowszechnione na południu Ameryki Środkowej aż po dzisiejszą Kolumbię. Wskazuje to, że mieszkańcy Mosquitii mieli więcej wspólnego ze swoimi południowymi sąsiadami niż z Majami, których języki należą do innej rodziny.

Największa mówiąca językiem czibczańskim cywilizacja – Muiskowie – zamieszkiwała Kolumbię. Tworzyła silny ośrodek słynący ze skomplikowanych wyrobów złotniczych. To stamtąd pochodzą legendy o El Dorado. Opierają się na prawdziwej tradycji tego ludu, zgodnie z którą nowy król, usmarowany lepkim błotem i obsypany złotym pyłem, nurkował w kolumbijskim jeziorze Guatavita, a zmyte z jego ciała złoto stanowiło ofiarę dla bogów. Rdzenni mieszkańcy Mosquitii mogli pochodzić z południa lub podlegać tamtejszym wpływom. Mogło się to jednak zmienić, gdy majańskie miasto Copán, oddalone o trzysta kilometrów od Mosquitii, urosło w siłę i nabrało znaczenia.

Pojawienie się niewielkich osad w Mosquitii około 400-500 roku zbiega się w przybliżeniu w czasie z założeniem dynastii władającej Copán. Nie wiemy, czy zdarzenia te faktycznie były powiązane. Mamy wiele informacji o założeniu Copán, jednego z najlepiej przebadanych miast obszaru majańskiego. Jego mieszkańcy osiągnęli wyżyny sztuki, architektury, matematyki, astronomii i pisma hieroglificznego, a wspaniałe miejskie zabytki zawierają liczne inskrypcje opisujące jego powstanie i dzieje. Ostatecznie także Mosquitia znalazła się pod wpływami Copán.