Tomasz Stańczak, Agencja Gazeta
Katarzyna Zając, Wirtualna Polska: Niektórzy Irańczycy uważają, że jesteś hańbą dla ich kraju.
Darya Safai: Moim krajem pozostał Iran sprzed rewolucji islamskiej w 1979 roku: z długą historią i pięknymi tradycjami. Teraz okupują go islamscy duchowni, którzy zabrali Irankom podstawowe prawa. Sprawili, że stałyśmy się obywatelami drugiej kategorii. To dla nich jestem hańbą.
Najbardziej nie podoba im się, że od kilku lat jeździsz po świecie na mecze irańskich drużyn. Zawsze masz przy sobie transparent z napisem "Let Iranian women enter their stadiums", Co sport ma wspólnego z prawami kobiet?
W 1982 roku kobietom zabroniono oglądania meczów piłki nożnej na stadionach w Iranie. Od 2014 roku Iranki nie mają wstępu na rozgrywki siatkarskie. Dziewczynom nie sprzedaje się biletów na mecze, nawet online. Politycy zamknęli im drzwi na stadiony, żeby nie przebywały w jednym pomieszczeniu z obcymi mężczyznami.
Buntują się?
One pragną oglądać mecze! Niektóre przebierają się za mężczyzn, żeby wejść na stadion, wiedząc, że grozi za to więzienie. Malują na twarzy barwy klubowe, zakładają czapkę i luźny męski strój, maskujący kobiecą figurę i próbują dostać się do środka razem z mężczyznami. Niektóre są rozpoznawane przez ochronę jeszcze podczas kontroli biletów i lądują w więzieniu, jak 25-letnia Ghoncheh Ghavami w 2014 roku. Aresztowali ją na stadionie. W więzieniu spędziła kilka miesięcy. Jak mogę o tym nie mówić? Mam oglądać mecz i siedzieć cicho? Obecnie mieszkam w Belgii i mogę kupić bilet na każdy stadion. Ale nie wszyscy są takimi szczęściarzami.
*Za każdym razem gdy pojawiasz się na stadionie, ochrona wyprasza cię z meczu. Wyrzucono cię z rozgrywek siatkarskich na igrzyskach w Rio de Janeiro w Brazylii, potem we włoskim Pesaro, a ostatnio w Łodzi. *
Bo organizatorom nie podoba się transparent z napisem "Let Iranian women enter their stadiums". Uwiera ich. Ale kibicom on nie przeszkadza. Podczas meczu Polska - Iran w Łodzi widziałam, że Polacy byli szczęśliwi, bo przyszli obejrzeć mecz z rodzinami i znajomymi. Czuli się jednym i silnym narodem. Pomyślałam, że Iranki też powinny to przeżyć. Więc podniosłam transparent. Po chwili ochroniarze podeszli do mnie i kazali go opuścić. Odpowiedziałam, że nie robię nic złego i nie zakłócam meczu. Wtedy jeden z mężczyzn złapał mnie za ramię i siłą wyprowadził ze stadionu. To upokarzające.
Dobrze wiesz, że regulamin Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB) zakazuje manifestowania poglądów politycznych podczas meczów.
Ale to, co robię, nie jest manifestem politycznym. Przecież nie nawołuję do poparcia partii politycznej. Chcę tylko przekazać wiadomość o łamaniu praw człowieka. Poza tym regulamin FIVB mówi, że nie można dyskryminować nikogo ze względu na pochodzenie, kolor skóry, płeć czy orientację seksualną. Jak widać, organizacje sportowe wolą trzymać stronę reżimu i przymykają oczy na nadużycia.
*To znaczy? *
Zakaz wstępu na stadiony jest symbolem dyskryminacji w Iranie. Irańscy duchowni uważają, że kobiety nie powinny uczestniczyć w życiu społecznym. Zmuszają je do pozostania w domu. Kilka lat temu dziewczyny stanowiły 67 proc. studentów na uniwersytetach. Ale politycy uznali to za szkodliwe dla społeczeństwa i zredukowali liczbę miejsc dla kobiet o dwadzieścia procent. Poza tym kobieta w Iranie może się rozwieść tylko w kilku wyjątkowych przypadkach: gdy mąż idzie do więzienia, gdy jest uzależniony od narkotyków, gdy opuści rodzinę na więcej niż sześć miesięcy albo gdy… jego genitalia nie są wystarczająco duże. Naprawdę. Za to mężczyzna może się rozwieść kiedy chce. I może mieć cztery żony jednocześnie. Po rozwodzie dziecko nigdy nie zostaje przy matce. Opiekę nad nim zawsze sprawuje ojciec.
Sporo tego.
To nie wszystko! Według irańskiego prawa kobieta należy do mężczyzny. Jeśli chce studiować albo pracować, musi dostać zgodę ojca. Jeśli jest mężatką, zgodę męża. Nie może nawet wyrobić paszportu bez zgody "właściciela". Iranki przez całe życie mają takich "ochroniarzy", którzy decydują nawet o tym, czy mogą wyjechać za granicę.
*Jak mąż irańskiej łuczniczki Zahry Nemati, który nie pozwolił jej pojechać na zawody za granicę. *
Podobna sytuacja spotkała kapitan irańskiej reprezentacji w futsal. W zeszłym roku Niloufar Ardalan przygotowywała się do turnieju w Malezji. Mąż powiedział, że musi zostać z dzieckiem. I została. Na szczęście większość Irańczyków szanuje kobiety.
W 2013 roku prezydentem Iranu został Hasan Rouhani, który był postrzegany jako zwolennik umiarkowanych reform. Zawiódł nadzieje Irańczyków?
Zachód chce wierzyć, że Rouhani jest reformatorem. Niestety to nieprawda. Od kiedy objął prezydenturę, potroiła się liczba egzekucji. Za zdradę kobieta może zostać ukamienowana. Nawet nie wiesz, ile kobiet aresztowano albo wychłostano tylko dlatego, że nie zakryły chustą ciała od stóp po uszy. W ciągu jednego roku do sądu zgłosiły się ponad trzy miliony Iranek, które nie zgodziły się z narzuconymi zasadami ubierania.
Podobno marzyłaś, żeby być chłopcem?
To było moje największe pragnienie w dzieciństwie. Chciałam móc pływać w morzu i jeździć na rowerze. Ale urodziłam się dziewczynką. Dokładnie pamiętam pierwszy dzień w szkole. Miałam wtedy sześć lat. W szafie wisiały moje piękne sukienki. Mama przyniosła wtedy uniform i powiedziała: bez niego nie możesz się pokazać w szkole. To był granatowy, duży worek, spodnie bez fasonu i chusta zakrywająca włosy, szyję i uszy. Założyłam go i wszyłam. Z mieszkania naprzeciwko wyszedł mój rówieśnik. Też pierwszy raz szedł do szkoły. Założył ubrania, które miał na sobie dzień wcześniej. Bez żadnych zmian. Zrozumiałam, że życie dziewczyn się zmieniło.
Co jeszcze się zmieniło?
Gdy miałam dziewięć lat, bawiłam się z koleżankami na szkolnym boisku. Śmiałam się. Podeszła do mnie dyrektorka i była bardzo zła. Powiedziała: jeśli chcesz być dobrą dziewczynką, nigdy więcej nie śmiej się zbyt głośno. Potem zabronili mi jeździć na rowerze.
Kiedyś pojechaliśmy z rodziną nad Morze Kaspijskie. Było 40 stopni, wilgotno, ubrania przyklejały się do ciała. Marzyłam, żeby zanurzyć się w wodzie. Ale nie mogłam. Żadna z kobiet nie mogła się rozebrać. Usiadłyśmy nad brzegiem morza i patrzyłyśmy jak chłopcy skaczą do wody. Jak spojrzysz na zdjęcia z tamtego okresu, zobaczysz, że wszystkie dziewczynki są smutne. Islamska Republika Iranu uczyniła nasze życie nieznośnym.
*Dlatego jako studentka działałaś w opozycji na uniwersytecie w Teheranie? *
Studiowałam na kierunku dentystycznym. Tam poznałam swojego męża. Oboje zaangażowaliśmy się w studencką partię polityczną na uniwersytecie. W 1999 roku wybuchł protest, bo studenci sprzeciwili się zamknięciu opozycyjnej gazety przez władze reżimu. Ówczesny prezydent, Mohammad Chatami, wysłał do akademika siły paramilitarne, które rozprawiły się ze studentami. Zabili trzy osoby.
Byłaś wtedy w akademiku?
Akurat uczyłam się do końcowych egzaminów. Gdy tylko usłyszałam o proteście, pobiegliśmy z mężem do akademika. Nie wpuścili nas i pozamykali wszystkie wejścia. Następnego dnia zobaczyliśmy zdjęcia z interwencji wojska. Na ścianach akademika była krew, wszystko zdemolowane. To nami wstrząsnęło. Postanowiliśmy, że zamiast na egzaminy, wyjdziemy na ulice. Mój mąż stał się jednym z liderów protestu. Każdego dnia przyłączali się do nas studenci z innych uniwersytetów i zwykli ludzie. Były nas tysiące. Trzeci dzień protestu był najszczęśliwszy w moim życiu. Złapaliśmy się za ręce, szliśmy ramię w ramię i śpiewaliśmy: "Iranie, najpiękniejszy kraju na świecie / z najpiękniejszymi granicami / utrzymamy cię i będziemy cię chronić / będziemy dobrymi dziećmi dla ciebie". To piosenka sprzed rewolucji.
Wtedy cię aresztowali?
Tamtego dnia Hasan Rouhani, szef służb bezpieczeństwa, a obecny prezydent, wydał rozkaz policji i wojsku, żeby usunąć z ulicy wszystkich protestujących. Zabili kilkadziesiąt osób. Ciała leżały w kałużach krwi. Rodzice do tej pory szukają dzieci, które zaginęły po interwencji wojska. Mój mąż zdążył uciec, schronił się w jednej z kryjówek. Ja nie zdążyłam. Wtedy mnie aresztowali. Policjanci wsadzili mnie do małej celi: dwa metry na dwa. Przesłuchiwali. Bałam się, bo wielu aresztowanych skazano na karę śmierci. Po 24 dniach rodzina wpłaciła kaucję. Policjanci wypuścili mnie i śledzili, bo myśleli, że zaprowadzę ich do mojego męża.
Co się z nim działo?
Ukrywał się. Ale pewnego dnia przyszedł do mnie przyjaciel i wyjął ze skarpetki maleńki zwitek papieru. To był list od mojego męża. Czekał w kryjówce. Chciałam go zobaczyć, ale służby bez przerwy obserwowały mój dom. Wpakowałam się więc do bagażnika samochodu przyjaciela i pojechaliśmy do kryjówki. Gdy zobaczyłam męża, zrozumiałam, że musimy wyjechać z kraju. Zapłacił przemytnikom, żeby przewieźli go przez Zatokę Perską. Niestety nie udało się, bo policja patrolowała wybrzeże. Pojechał więc na północ, na granicę z Turcją. Szedł przez góry, w śniegu. Zadzwonił po siedmiu dniach, że się udało. Spakowałam podręczną walizkę i poleciałam do Turcji. Na miejscu dowiedziałam się, że aresztowały go tureckie służby. Szukałam pomocy. Wtedy rząd belgijski zgodził się nas przyjąć. Pojechaliśmy do Brukseli i tak zostało. Pracuję tam jako dentystka.
Wrócisz do Iranu?
Bardzo bym chciała. Zobaczyłabym wreszcie rodzinę i piękne góry w Teheranie. Ale nie mogę. Po wyjeździe z kraju sąd skazał mnie na dwa lata więzienia.