Krystyna Romanowska , 27 marca 2020

Jak nie przytyć podczas kwarantanny?

PAP

Lepiej odchorować, niżby miało się zmarnować – w myśl tej zasady będziemy niedługo przejadać kupioną w nadmiarze żywność. Już widzę, jak zaczną się pojawiać "przepisy na dania z zapasów kwarantanny", a na Wielkanoc wprowadzimy nową, świecką tradycję, czyli barszcz biały z ryżem lub żurek z makaronem – przestrzega dietetyczka Agnieszka Piskała–Topczewska.

Krystyna Romanowska: W internecie pojawił się mem, że po kwarantannie wyjdziemy z domu… rozwiedzeni i ciężsi o co najmniej 10 kilogramów. Przyznasz, że utknięcie w domu z zapasami żywności nie sprzyja ich racjonowaniu. Jakie błędy mogą popełniać ludzie podczas kwarantanny?

Agnieszka Piskała-Topczewska: Fakt, że niektórzy ludzie w czasie paniki, która zaistniała, zachowują się irracjonalnie również "w temacie" robienia zakupów. Sama byłam świadkiem sklepowej walki o ostatnie opakowanie mielonego mięsa. Część z nas zaczyna kupować duże ilości jedzenia. Mając takie zapasy, będziemy je w równie irracjonalny sposób zjadać. Paradoksem w tym wszystkim jest to, że ludzie jako produkty na kwarantannę wybrali ryż, makarony, mięso, olej, mąkę, cukier…

Dlaczego nikt nie kupił na zapas warzyw, owoców - czyli produktów, które powinny być podstawą codziennej diety, a w dodatku wzmacniają nasza odporność, która teraz jest wystawiona na wyjątkową próbę?

Ludzie kupili jedzenie, które długo się nie zepsuje. Warzywa i owoce trzeba szybko zjeść.

I jak spożyjemy to wszystko? Na początku mięsa zamrozimy, mąki i ryż wsadzimy na półki i będziemy mieli "na zapas", na "w razie czego". Ale tak naprawdę na co chcemy się przygotować? Jeśli zachorujemy na koronawirusa, to zamkną nas w szpitalu i zapewnią wikt, a jeśli jesteśmy zdrowi, możemy normalnie kupować produkty w sklepie i na bieżąco uzupełniać lodówkę.

Nadejdzie ten czas, kiedy produkty o dłuższej trwałości zaczną się przeterminowywać. I to będzie problem, zaczniemy jeść w myśl zasady "lepiej odchorować, niżby miało się zmarnować". Już widzę, jak zaczną się pojawiać "przepisy na dania z zapasów kwarantanny", a na Wielkanoc wprowadzimy nową, świecką tradycję, czyli barszcz biały z ryżem lub żurek z makaronem.

A co ze słodyczami i innym comfort foodem? Nie powinniśmy w ogóle ich kupować?

Nie zabraniam i nigdy nie zabraniałam kupowania słodyczy. Jednak u wielu osób stan zagrożenia epidemicznego wywołuje duży lęk, który być może będą chcieli wyciszać słodkimi przekąskami, które przynoszą krótkotrwałą ulgę.

Słodycze mogą być częścią zbilansowanej diety, o ile znajdziemy dla nich odpowiednią ilość i miejsce. Np. jeden mały wafelek raz dziennie i przed wyjściem na spacer z psem lub jak będziemy głowić się nad trudną krzyżówką. Słodycze mogą być częścią zdrowej i zbilansowanej diety, o ile są spożywane w umiarze i np. przed aktywnością fizyczną lub wysiłkiem intelektualnym. Takie małe słodkie co nieco można też podać dziecku np. podczas kilkugodzinnych e-lekcji, kiedy znużone dużo czasu spędza przed ekranem komputera.

Niestety, dodatkowe obostrzenia dotyczące pozostawania w domu, zamknięcie szkół, przedszkoli i niektórych sklepów jeszcze bardziej nas zmusi do siedzącego trybu życia. Jeśli "doprawimy" to podjadaniem przekąsek, to za chwilę nie będziemy mieli epidemii koronawirusa, ale epidemię otyłości i nadwagi. Dlatego zalecam w miarę możliwości zdrowy rozsądek.

Comfort food to żywność, której spożywanie ma dać nam przyjemność. Nie musi to być wcale kaloryczny kawałek ciasta, ale np. aromatyczna kawa wypita w spokoju podczas czytania książki czy wspólny posiłek zjedzony z wszystkimi domownikami, na który teraz mamy wyjątkowo dużo czasu. Do takiego comfort foodu jak najbardziej zachęcam i przekonuję.

Kwarantanna to nie jest też dobry czas na zmienianie przyzwyczajeń żywieniowych. Czy może się mylę? Może część z nas zostanie wegetarianami albo nauczy się po prostu zdrowiej odżywiać?

Myślę, że większość z nas ma teraz inne priorytety: zastanawia się, jak nie zarazić się wirusem, jak często myć ręce, czy kupić maseczkę, czy wystarczy opatulić nos i usta szalikiem. Czy podawać koledze rękę, czy nie. Zmiana nawyków żywieniowych nie jest dla nas najważniejsza, mimo że nadchodzi wiosna i tradycyjnie zaczynamy myśleć o tym, że trochę nam się przez zimę przytyło. A że narobiliśmy zakupów raczej wysokokalorycznych, to może, chcąc nie chcąc, zmienimy nawyki żywieniowe, ale na… gorsze.

Oczywiście są też osoby, choć w mniejszości, które w ramach prewencji antywirusowej zaczęły odżywiać się zdrowiej, suplementują witaminy, żeby uodpornić organizm na infekcje. Jeżeli ich dieta stanie się bogatsza w owoce i warzywa, ograniczą słodycze, wydłużą spacery z psem, to na pewno wyjdzie to na plus i ich zdrowiu, i sylwetce.

A jakie proste kroki możemy podjąć, żeby nie utyć w tym czasie?

Po prostu zachować żywieniowy spokój i racjonalizm. Jeśli siedzimy w domu, to naprawdę nie musimy z tego powodu jeść więcej lub częściej. Starajmy się jeść racjonalnie, a jeśli mamy ochotę na podjadanie, to zastanówmy się, czy robimy to, bo faktycznie jesteśmy głodni, czy np. z nudów. Ta druga opcja jest bardzo niebezpieczna. Spędzając dużo czasu w domu, powinniśmy znaleźć sobie na tyle zajmujące zajęcia, że nie będziemy myśleli o jedzeniu. Można np. zrobić porządki w dokumentach, na które na ogół nie mamy czasu, posegregować ubrania w szafie. Albo zająć się czymś przyjemniejszym, jak przeczytanie książki czy posłuchanie muzyki.

A co poradzisz matkom/ojcom, którzy muszą codziennie gotować swoim milusińskim? Co mają robić, żeby nie zwariować?

Jeśli musieliśmy zostać w domu z dziećmi, to dobrym pomysłem na wspólne spędzenie czasu może być wspólne gotowanie. Dzieci uwielbiają gotować i nie trzeba ich do tego specjalnie zapraszać. Każde dziecko w każdym wieku może jakoś pomóc rodzicom w zależności od swoich umiejętności. Przygotowywanie ulubionych dań dla całej rodziny, a potem wspólne ich spożywanie, to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich domowników. Może ci, którzy nigdy nie gotowali, nauczą się czegoś nowego lub docenią to, ile czasu i poświęcenia wkładają w to osoby, które w normalnej codzienności przygotowują dla nas posiłki.

Badania naukowe potwierdzają również, że dzieci, które wspólnie przygotowują z rodzicami posiłki, potem nakładają sobie więcej tego jedzenia na swój talerz. To bardzo ważne, jeśli chcemy dziecko przekonać np. do większego spożycia warzyw i owoców. Może paradoksalnie ten czas kwarantanny wyjdzie nam wszystkim na zdrowie.

Psychologowie podkreślają, że osobom unieruchomionym w jednym miejscu – kolokwialnie rzecz ujmując – siada nastrój. Czy są jakieś zdrowe produkty na poprawienie nastroju?

Nastrój poprawia nam żywność, która ma w swoim składzie cukier. Ale można przecież z całej kafeterii różnych słodkości wybrać te, które są i smaczne, i zdrowe. Suszone owoce czy kawałek czekolady są na pewno zdrowsze niż kolorowe cukierki. Możemy też sami przygotować kisiel z tartym jabłkiem lub upiec zdrowe ciasto, np. brownie z fasoli czy marchewkowe muffinki.

A jeżeli już koniecznie musimy robić zapasy – to co warto nabyć, a czego raczej unikać?

Jako dietetyk nie zachęcam do robienia zapasów, bo potem będziemy zobligowani wewnętrznie do zjedzenia tego wszystkiego. A kupowanie bez umiaru powoduje, że potem jemy bez umiaru. Sklepy spożywcze, obok aptek, będą podczas kwarantanny dostępne dla wszystkich, a produktów spożywczych na pewno nie zabraknie.

Jeśli jednak chcemy zrobić mały "zapasik" albo kupić jakieś produkty dla naszych starszych rodziców, którzy np. nie chcą w najbliższym czasie wychodzić z domu, to warto kupić produkty, które mogą mieć wszelakie zastosowanie, np. kilogram mąki, jajka (10 sztuk), świeże warzywa, które teraz możemy trzymać na balkonie, aby przedłużyć ich trwałość lub opakowanie warzyw mrożonych.

Dobrze jest też mieć w domu jakąś zamrożoną pierś z kurczaka (jedną, nie dwadzieścia), do tego kawa, herbata, mleko i duuuuuuużoooo wody, bo akurat ją powinniśmy pić codziennie w dużych ilościach.