Getty Images
Kierowca ma prawo czuć się nieswojo, bo jest chrześcijaninem z Bejrutu. Tutaj, na południu Libanu dominują szyici, a życie organizuje Hezboallah, organizacja zbrojna, a zarazem partia polityczna reprezentowana w rządzie i parlamencie. Chrześcijanie żyją na południu, ale w podzielonym wyznaniowo Libanie każdy woli trzymać się swoich okolic, własnych fortyfikacji. W tym kraju wyjście poza swoje enklawy bywa niebezpieczne. Na szczęście nie dzisiaj.
Południe Libanu jest też sceną powtarzających się od dekad konfrontacji z Izraelem. Pierwszy raz byłem w tej okolicy pod koniec lat 90., gdy Hezbollah walczył z Izraelczykami utrzymującymi strefę bezpieczeństwa wzdłuż swoich granic. Wtedy wjechać pomagali mi polscy żołnierze ONZ, a Izraelczycy oczekiwali jedynie podpisania dokumentu, w którym obiecuję nie obciążać ich odpowiedzialnością, gdyby stało mi się coś złego. Hezbollah krył się w wioskach i regularnie atakował izraelskie fortyfikacje na okolicznych wzgórzach.
Teraz jest inaczej. Na reporterską wizytę zgodził się Hezbollah w Bejrucie, a najbliżsi izraelscy żołnierze są w fortyfikacjach granicznych państwa żydowskiego, do których wycofali się w 2000 r. – jeżeli nie liczyć pilotów samolotów bojowych, które rysują białe smugi na niebie. To jeden z powodów, dla których Hezbollah nie przerywa walki i nadal określa się mianem Ruchu Oporu.
Mleeta jest oficjalnym muzeum zarejestrowanym przez ministerstwo turystyki w Bejrucie. Bramy strzegą wysportowani, brodaci mężczyźni w piaskowych uniformach. To nie są cywile, ale obowiązuje zasada, iż o osobistych doświadczeniach bojowych rozmawiać nie można.
Mleeta była polem bitwy. Teraz wykute w skale tunele i zniszczone czołgi są atrakcjami turystycznymi. Zobacz jedyne na świecie muzeum prowadozne przez organizację uznawaną za terrorystyczną
Pierwszym punktem programu jest film, wstęp do historii organizacji, którego narratorem jest Hassan Nasrallah, sekretarz generalny Hezbollahu. Organizacja na świecie uważana za terrorystyczną przedstawiana jest jako ugrupowanie zbrojne, które po dekadach walk zmusiło do odwrotu regionalne mocarstwo. Tutaj z rzadka pada nazwa Izrael. Tutaj mówi się po prostu "wróg".
Co ciekawe, film, który przede wszystkim pokazuje sceny z walk z Izraelczykami, nie epatuje krwią ani nawet nienawiścią do wroga, jakiej pełno w bliskowschodniej, antyizraelskiej propagandzie. Niepokój wywołują zwarte szybki szyickich bojowników oddających salut rzymski wyciągniętą dłonią. Po seansie rozmawiam z Ahmadem Mansourem, przedstawicielem muzeum.
Po co Hezbollah zbudował muzeum w Mleecie?
Teraz Mleeta jest atrakcją turystyczną. W przeszłości to miejsce było pozycją militarną Ruchu Oporu. Stąd Ruch Oporu dokonywał wypadów i prowadził operacje wojskowe przeciwko wrogowi.
Mówiąc o wrogu ma Pan na myśli Izrael i dawną, chrześcijańską Armię Południowego Libanu?
Tak, chodzi mi o Izrael. Na początku lat 80. Izrael dokonał inwazji i zajął nie tylko południe, ale większość terytorium Libanu. Pierwszy etap wycofywania się wroga z kraju miał miejsce w 1985 r. [Izrael zachował wtedy strefę bezpieczeństwa w południowym Libanie.] Mleeta była punktem, od którego Ruch Oporu rozpoczął operacje przeciwko terenom znajdującym się pod okupacją na wschód od tego wzgórza. Tam znajdowała się strefa bezpieczeństwa.
Jak długo trwały tutaj walki? Ta pozycja była aktywna przez ok. 20 lat?
Tak, możemy mówić o 20 latach walk, od 1985 r. do wojny w 2006 r. Pierwszym Dniem Wyzwolenia był 25 maja 2000 r. Wtedy Izrael wycofał się z południowego Libanu, ale walki trwały także w 2006 r. Mleeta była bazą dla żołnierzy i bojowników dokonujących wypadów przeciwko siłom izraelskim podczas wojny w lipcu 2006 r.
Cała ta historia z Ruchem Oporu wymaga wyjaśnienia. Izraelczycy wycofali się stąd w 2000 r. Jaki jest więc sens Ruchu Oporu?
Izrael nadal okupuje farmy Szeba i siedem wiosek na południu kraju. To się jeszcze nie skończyło. Misja Ruchu Oporu nie została jeszcze wypełniona, a Izrael nadal nie podporządkował się wszystkim rezolucjom ONZ odnoszącym się do Libanu. Ruch Oporu jest częścią naszego życia, jest elementem świadomości Libańczyków. To jest zupełnie normalne. Tak dzieje się w każdym miejscu na świecie, gdzie za granicą czyha wróg, którego samoloty codziennie przelatują nad głowami, który nieustannie stara się ludzi zastraszyć i pozbawić ich poczucia stabilności i bezpieczeństwa.
Jaką w takim razie rolę Hezbollah w tej chwili odgrywa w Libanie?
Hezbollah jest partią, która weszła do parlamentu i jest w składzie rządu. Hezbollah funkcjonuje tak samo jak każda inna, ważna partia polityczna w Libanie.
A jesteśmy w jednym z bastionów szyitów…
Masz na myśli południe? Nie tylko szyici żyją tu, na południu Libanu. Inne wyznania też są tutaj reprezentowane. Mieszkają druzowie, sunnici, ale też chrześcijanie maronici i ortodoksi. Oczywiście południe jest jednym z centrów życia szyitów, podobnie jak Baalbek w Dolinie Beka czy południowe dzielnice Bejrutu. To jest Liban. Tu wszyscy są wymieszani.
Ale jeżeli pojedziemy na północ, w rejony chrześcijańskie, to możemy usłyszeć obawę, że wasz opór sprowokuje kolejną wojnę z Izraelczykami, a cierpieć będzie cały Liban. To jest bardzo poważna obawa.
Nie wiem, gdzie usłyszałeś takie opinie…
*Chociażby wśród chrześcijan w Bejrucie. *
Ale tutaj też jest bardzo wielu chrześcijan, którzy żyją razem z nami. Jeżeli odwiedzisz wioski wokół Mleety, czy w rejonie Dżezin, na wschód stąd, to przekonasz się, że chrześcijanie tam czują się bezpieczni. Oczywiście, że Ruch Oporu ma wpływ na to co dzieje się w tej części kraju i na to co dzieje się w Libanie jako państwie. Równocześnie trzeba jednak pamiętać, że Hezbollah nie chce toczyć wojen ani nie chce rozpoczynać kolejnej wojny. Hassan Nasrallach wielokrotnie to powtarzał w swoich przemówieniach.
Czy sądzisz, że szyici, albo szerzej, że Libańczycy mają do odegrania rolę w sprawie Jerozolimy? Deklaracja o uznaniu Jerozolimy za stolice Izraela przez prezydenta Trumpa spowodowała, że przez najbliższe miesiące i lata będzie to najgorętszym problemem w regionie.
To nie jest sprawa samego tylko Hezbollahu. Jerozolima jest ważna dla wszystkich, zarówno muzułmanów jak i chrześcijan i to nie tylko tutaj, ale na całym świecie. Wyraźnie widać, że przeciwko decyzji Trumpa protestują ludzie na całym świecie, od Europy po Australię i Daleki Wschód. Nawet w Rosji!
Czy możemy porozmawiać też o roli Hezbollahu w Syrii?
Wolę za dużo nie rozmawiać o polityce.
Wróćmy więc do Mleety. Rozglądając się dookoła zwróciłem uwagę na symboliczny cmentarz Izraelczyków oznaczony spękaną nazwą izraelskiej armii. Co czujesz widząc te otaczające nas symbole, szczątki izraelskiego sprzętu wojskowego, pozostałości po wojnie?
Jesteśmy tutaj, żeby mówić o historii, o tym co się wydarzyło w przeszłości. W tym wypadku mówimy o zdarzeniach z lat 1985 – 2006. Dlatego przedstawiamy wszystkie aspekty wojny i tematy z nią powiązane. Na wojnę składa się przecież wiele różnych bitew i okresów. Tutaj zobaczyć można łupy zdobyte przez Ruch Oporu podczas poszczególnych bitew. Oczywiście straciliśmy też wielu ludzi i wiele budynków zostało zniszczonych. Mamy wielu męczenników, którzy oddali życie w różnych miejscach.
To muzeum ma pokazać, w jaki sposób odnieśliśmy to zwycięstwo i jak wtedy walczyli nasi bojownicy. My tutaj obrazujemy słowa Abbasa al-Mussawiego, poprzedniego przywódcy Hezbollahu zabitego przez Izrael, który powiedział: "Izrael upadł!" Izrael został pokonany, a my pokazujemy ludziom ten fakt i jak do niego doszło. To właśnie oznaczają symbole grobu, przewrócone czołgi czy zawiązana w supeł lufa czołgu Markava. Mamy tutaj nawet przewrócony czołg opleciony pajęczyną, co pokazuje, że Izrael jest słabszy nawet od sieci pajęczej.
Tu chodzi o zwycięstwo. Tu chodzi o potęgę. To wynika z teorii władzy. Siłę trzeba zademonstrować, żeby ludzie byli dumni ze swojego Ruchu Oporu i ze swojego kraju. Tutaj ludzie czują, że rzeczywiście wojnę wygrali, a to zwycięstwo było krokiem w dobrym kierunku dla Libanu, dla ludzi w tej okolicy, ale także dla całego regionu, dla Bliskiego Wschodu.
*Nie obawiasz się, że z chwilą, gdy rozpocznie się następna wojna Izraelczycy po prostu to miejsce zbombardują i zniszczą? *
To normalne. Oni planują następną inwazję na Liban, o czym mówią w swoich mediach, ale Hassan Nasrallah powiedział, że jeżeli tu wrócą to znowu napotkają Ruch Oporu. My będziemy bronić nasz kraj i znowu go wyzwolimy. Dlatego zniszczenie tego miejsca dla nas jest niczym. To nic w porównaniu z tym, co podczas wojny spotyka ludzi i co dzieje się z ich godnością.
*Co czujesz, gdy ludzie nazywają cię terrorystą? *
Niekiedy spotykam ludzi, którzy oceniają nas choć najzwyczajniej nas nie znają. Prosto jest klasyfikować ludzi, których się nie pozna i z którymi się nie rozmawia. Ludzie, którzy tak nas nazywają nie wiele rozumieją z tego co tu się dzieje i niewiele wiedzą na temat Ruchu Oporu. Mało czytają na temat Ruchu Oporu.
Radzę takim ludziom, żeby zgłębili temat, więcej czytali i odwiedzili to miejsce. Ono jest otwarte dla wszystkich. Radzę też, żeby czytali materiały ze wszystkich stron konfliktu, także z punktu widzenia naszego wroga. W ten sposób więcej dowiedzą się na temat Ruchu Oporu, a przede wszystkim na temat Hassana Nasrallaha, sekretarza generalnego Hezbollahu. Jeżeli będą mieć pytania, zawsze mogą tu przyjechać albo zadać je elektronicznie, a my odpowiemy. Możemy o tym rozmawiać.
Ale na prawdę nie złości cię, że ludzie uważają cię za terrorystę?
Nie, bo nie jestem terrorystą. Stoimy tutaj razem, a wokół widzisz różnych ludzi. To są ludzie o różnych punktach widzenia i wyznający różne religie. Akceptujemy wszystkich i razem tu żyjemy. Libańczycy są gościnni, jesteśmy krajem turystycznym, otwartym też dla cudzoziemców.
*Baalbek też jest bastionem Hezbollahu. Tutaj też znajdują się jedne z najpiękniejszych i najbardziej tajemniczych zabytków atycznego świata *
Muzeum w Mleecie rzeczywiście przedstawia historię i czyni to w sposób niezwykle profesjonalny i nowoczesny. Multimedia, ciekawe instalacje artystyczne i skansen robią wrażenie. Wiele można się dowiedzieć ze strony, do której na co dzień nie ma dostępu. Konflikt nigdy nie jest daleko. W pobliżu bramy muzeum jest symulator strzelnicy. Tutaj można wziąć do ręki prawdziwą broń i laserem postrzelać do sylwetek wroga wyświetlanych na interaktywnym ekranie. Organizator zabawy zadbał o realistyczne dźwięki, a nawet odrzut kałasznikowa podłączonego do sprężarki przeładowującej zamek. Zastanawiam się tylko, ile czasu upłynie, zanim chłopak z zapałem przyciskający kolbę karabinu do ramienia i mierzący do wirtualnego wroga w celowniku zobaczy człowieka. Na Bliskim Wschodzie tak kończą się zabawy z bronią, a to przecież jest Liban…