Sylwia Chutnik , 1 grudnia 2017

Joanna Jędrzejczyk: chcę być legendą

Adam Stepien, Agencja Gazeta

Urodziła się w 1987 roku w Olsztynie. Pierwsza Polka w największej i najbardziej prestiżowej organizacji MMA na świecie – Ultimate Fighting Championship. Zawodniczka muaythai, kickboxingu oraz mieszanych sztuk walki (MMA). Trzykrotna zawodowa mistrzyni świata, dwukrotna mistrzyni Europy oraz czterokrotna amatorska mistrzyni świata, trzykrotna mistrzyni Europy i pięciokrotna mistrzyni Polski w boksie tajskim. Walczyła na największych stadionach w USA. Wydała autobiografię "Wojowniczka", w której opisuje swoje początki w sporcie (koszykówka, taekwondo, piłka ręczna), rozwój kariery i wreszcie treningi w Stanach przygotowujące ją do najważniejszych walk świata. Kobieta wzór dla innych, które chcą podążać drogą zarezerwowaną jeszcze do niedawna dla mężczyzn.

Cztery miesiące umawiania się na rozmowę. Do ostatniej chwili wielka niewiadoma, czy do niej dojdzie. Bez niej ta książka byłaby niepełna, ponieważ dla wielu kobiet trenujących sporty walki Jędrzejczyk jest symbolem sukcesu i punktem odniesienia. Joanna Jędrzejczyk to legenda sportu. Niezwyciężona, konsekwentna, a przy tym sprawiająca wrażenie kumpeli, która jest szczera do bólu. I wreszcie rozmawiamy przez Skype’a. Joanna zaznacza, że mamy niewiele czasu po jej tre- ningu. Jest wyczerpana, jakby z innego świata. To pokazuje, że daje z siebie wszystko, aby kolejny raz obronić tytuł mistrzyni świata MMA. W kontakcie szalenie bezpośrednia, otwarta. Mówi szybko i energicznie. O przygotowaniach do walki i o tym, żeby chwytać chwilę, bo zaraz może nas nie być.

Sylwia Chutnik: Zawsze działasz w stu procentach? Nigdy nie odpuszczasz?

Joanna Jędrzejczyk: Tak, jestem coraz bardziej profesjonalna. Oczywiście to nie znaczy, że przez ostatnie trzynaście lat w sporcie zawodowym taka nie byłam. Gdybym od początku nie była poważna w tym, co robię, i gdybym nie oddawała siebie właśnie w stu procentach, to tak naprawdę bym kłamała. Sobie, trenerom, fanom. Cały czas staram się, żeby było lepiej. Bo rodzimy się głupi, umrzemy głupi – ale zawsze trzeba się uczyć. Wierzę w ludzi i jestem dla nich wymagająca. Dla siebie również. Mam dni takie, że mówię: "Aśka, nie, to już ostatni obóz, ostatni trening. Chcesz spędzać czas ze swoim narzeczonym".

A mimo to nadal jesteś na topie.

Bo to jest tyle lat poświęcenia. Udaje mi się zarabiać pieniądze na swojej pasji, ale tak naprawdę dopiero od trzech lat. Kariera to również kwestia profesjonalizmu. To, jak się do niej podchodzi. Zawsze można się nauczyć czegoś nowego, na każdym etapie. Od każdego możemy coś wyciągnąć.

Jak rodzice podchodzą do tego, że ich córka uprawia sport walki?

Moi rodzice są prawnikami, ale to nie znaczy, że ja też muszę być prawnikiem i kontynuować tradycję. Na szczęście. W niektórych rodzinach tak się do tego podchodzi, że należy utrzymać prestiż. Odbierają pewne rzeczy w kategorii hańby, że ich dzieci chcą robić coś innego niż oni. Wiadomo, że każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko skończyło dobrą szkołę, miało fajną, dobrze płatną pracę. Ale dobrze jest zaufać dziecku. Poza tym jestem osobą wierzącą. Naszym celem nie jest życie na ziemi, naszym celem jest zbawienie i życie wieczne. Uczę się rozwijać swoją wiarę. Ludzie czasem wpadają w pułapkę zbytnich ambicji, pieniędzy czy kariery. To nie jest dobry sposób na życie.

Co cię motywuje?

Mam cele i marzenia, które chcę spełniać. Nie wystarczy tylko marzyć. Kiedy byłam małą dziewczynką, chciałam zobaczyć Stany Zjednoczone. Ale gdzieś z tyłu głowy słyszałam głos powątpiewania: "wiesz, ile to kosztuje i jak to daleko?. Nie dasz rady". Na szczęście życie potoczyło się inaczej. Nie wystarczy mieć cel, trzeba go realizować, a to jest ciężka praca. Tego nauczyli mnie rodzice, za co jestem im bardzo wdzięczna. To mnie trzyma w ryzach. Ludzie mówią, że mam wszystko: kolejne obrony pasa mistrzyni świata, karierę, rodzinę. Nie znaczy to jednak, że mam spocząć na laurach. Motywuje mnie to, że jestem niepokonaną mistrzynią. Chcę zejść ze sceny jako niepokonana. Nie chcę się zapędzić w tym pragnieniu. Mimo wszystko jest to dla mnie ważne. Chcę być legendą.

Autor: Łukasz Krajewski

Źródło: Agencja Gazeta

Czemu?

Wiesz, lata szybko mijają. Zanim się obejrzymy, to już będzie inna dziewczyna na moim miejscu i jej historia. Ludzie mogą mnie potem nie pamiętać. Będę stara, brzydka i niedołężna. Trzeba żyć tą chwilą, chwytać dzień. Z drugiej strony, planować przyszłość. Mam mocne plany roczne, miesięczne, ale mam też plany na poszczególny dzień. Kilka dni temu nie mogłam ruszyć się z łóżka. Złapała mnie kontuzja. Cały plan się zawalił. To bywa frustrujące. Zbierasz formę, dobiegasz do końca, a tu nagle siadasz na tyłek. Dzieje się coś, nad czym nie masz kontroli. Lecą ci łzy, chociaż nie chcesz płakać. Ból powoduje jednak, że staję się silniejsza. Że chcę iść dalej. To, wbrew wszystkiemu, daje mi energię. Piętnaście lat temu miałam tylko marzenia. Powiedziałam do mojego szwagra: "Zobaczysz, kiedyś będziemy podróżować i będzie nas na to stać". Nie chodzi tylko o materializm, tylko o pewnego rodzaju wolność.

Udało się.

Na wszystko ciężko zarobiłam. To nie tak, że miałam dzianych rodziców i było mnie stać na wszystko. Teraz mam gdzieś celebryckie życie. Sztuką jest zachować balans. To jest najważniejsze w życiu. Jest nas obecnie jedenastu mistrzów świata, z czego tylko ja i jeszcze jedna osoba utrzymujemy pasmo zwycięstw. Pozostałe pasy zmieniają właścicieli dwu- lub trzykrotnie w ciągu roku. Ludzie patrzą na moje zdjęcia i piszą, żebym skupiła się na treningach. Nie wiedzą, że w moim życiu są głównie treningi. Na obozie wszystko jest dokładnie zaplanowane. Odpowiednia godzina snu, posiłku, relaks. Tak to wygląda od zaplecza.

Ciągle nie ma cię w domu.

Jestem samolubna w tym moim trenowaniu. Moja rodzina na tym traci. Wiem o tym. Wyjechałam do Stanów, a narzeczony został w Polsce. To jest cena, którą płacę za sukces. Czas ucieka, a ja nie chcę tracić całego życia. Niedługo będę miała trzydzieści lat, a w ciągłych podróżach jestem od dekady. Coś tracę. Mam wizję tego, co chcę robić po karierze i jak to będzie wyglądać. Wiem, kiedy chcę to skończyć. Na razie wypełniam swoją misję i cieszę się z tego powodu. Nadal jednak mam pasję i chęć bycia inną, oryginalną osobą.

Jak to jest być kobietą w świecie walki?

Walczę ze stereotypami. W dwudziestym pierwszym wieku nie ma podziału na żeńskie i męskie. To nie ma znaczenia. Jesteś dobra i tyle, niezależnie od tego, jaką masz płeć. Tak to wygląda.

Nie miałaś żadnych problemów z tym, że chcesz być w MMA?

Co najwyżej problem z asertywnością. Nie lubię ściemniania, jestem osobą szczerą i taką staram się być. Musiałam nauczyć się stawiać na swoim. Uczę się tego, czytając odpowiednie książki, ale i dzięki ludziom, których spotykam na swojej drodze. Mam miękkie serce i twardy tyłek.

Jak walczysz z własnymi słabościami?

Wizualizuję swoje zwycięstwo przed każdą walką. Często z tyłu głowy mam taką myśl: a co, jeśli będzie porażka? Cóż, pewnie będzie, bo to jest sport. Bo tak wygląda nasze życie. Rodzimy się i cały czas towarzyszy nam konkurencja, rywalizacja. Wygrywamy, przegrywamy, padamy i podnosimy się. Jak przegram, mogę stracić status, mistrzostwo, bardzo dużo pieniędzy. I co z tego? Czerpię radość z każdego dnia i to jest dla mnie najważniejsze. Mimo wszystko chcę wyjść na ring i pokazać siebie i to, kim jest Joanna. Ważne, żeby żyć fair wobec siebie, żyć swoim życiem. Myśleć też o innych. To czasem niesamowite, że jesteś na drugim końcu świata i spotykasz tam ludzi, którzy stają się twoją bratnią duszą. Pomagają ci bezinteresownie. To również daje siłę.

Myśl o porażce paraliżuje?

Odsuwam tę myśl. Ale wiem, że to może się wydarzyć. To jest walka, tu nie ma scenariusza. Tylko nie wolno pozwolić sobie na to, aby ta myśl paraliżowała. Muszę wyjść do oktagonu i pokazać, kim jestem. Wcześniej muszę się przygotować, mieć narzędzia do tego, aby stoczyć walkę. W praktyce polega to na codziennym, monotonnym szlifowaniu tych samych schematów. Przełamywaniu swoich wewnętrznych barier. Nie mogę wymagać od innych ludzi, że pójdą za mnie wcześniej spać. Nawet trener mnie nie zmieni. Jestem kowalem swojego losu.

Źródło: East News

Ludzie na pewnym etapie często o tym zapominają, bo dochodzą do mistrzostwa. Do wielkiej kasy. Zapominają, co jest w życiu tak naprawdę ważne. Ale ja czuję się inna. Czuję, że jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Każdy zaczyna tak samo. Każdy marzy, żeby zostać mistrzem świata. A kiedy to się nie uda, ma pretensje do całego świata. A my mamy to wszystko w naszych sercach i naszych głowach. To my sterujemy tym, co chcemy. Wierzę w karmę: to, co dajemy, to i otrzymujemy.

Swoją książkę nazwałaś "Wojowniczka". Jesteś nią również w życiu codziennym?

Tak. Moje życie jest kolorowe. Mam swoje słabości, rzeczy, o których nikt nie wie. Wbrew pozorom jestem kruchą istotą. Ale mam swój cel, misję. Pod tym względem muszę walczyć. Jestem obsesyjna – mam na myśli ciężką pracę i to, w jaki sposób przygotowuję się do walki. Ciężko pracowałam, aby osiągnąć to, co mam. Późno odkryłam swój talent, chociaż wcześniej objawiał się na różne sposoby. Wierzę jednak w predyspozycje do pewnych zawodów. Należy wykorzystywać szansę. Jeżeli ktoś nie czuje się dobrze w tym, co robi, to powinien przestać. Jeżeli to dotyczy pracy – a wiadomo, że dobrze jest mieć płynność finansową – to też należy zmienić pracę. Brak czasu i możliwości to tylko wymówki.

Użyłaś sformułowania, że jesteś obsesyjna. Co to znaczy?

Jestem, ale nie ponad wszystko. Jeśli coś robię, to nie ma rzeczy, która by mnie od tego odciągnęła. Ani pieniądze, ani lenistwo. Kiedyś lubiłam, żeby moje przeciwniczki miały więcej osiągnięć. To było dla mnie wyzwanie. Ona jest ode mnie lepsza? To zaraz jej pokażę, kim jest prawdziwa Joanna. Pracuję ciężko, obsesyjnie, bo nie chcę rzucać słów na wiatr. Chcę, żeby moje słowa stały się realne. Trenuję i staję się lepsza każdego dnia. Nie jestem doskonała, bo nikt nie jest doskonały. Ale pracuję nad tym.

Sport to jest przekraczanie ciała i siebie?

Chcę zawsze walczyć fair play. Dlatego daję z siebie więcej, niż mogę. To mnie odróżnia od reszty osób, które na przykład biorą środki dopingowe. Ludzie mi zazdroszczą kariery czy pieniędzy. Nie lubią, kiedy wychodzi się przed szereg, że ktoś jest lepszy i może się zmienić. Tylko że za tym wszystkim stoi mordercza praca. To odróżnia dziewczynki od kobiet, chłopców od mężczyzn. Zawodników, których jest ponad pięćset sześćdziesięciu WFC, a tylko jedenastu jest mistrzami. To jest ta różnica. Mimo ciężkiej pracy, mimo tego, że ciągniemy twarzą po podłodze czy po macie. Nie mamy siły wstać z łóżka albo jesteśmy w takim bólu, że nie chcemy podnieść ręki. My idziemy dalej, bo mamy marzenia i talent. To nas wyróżnia. Przekraczanie siebie jest też w czasie walki.

Autor: Michael Reaves

Źródło: Getty Images

Mam taki przykład. Kiedyś przegrałam dwie pierwsze rundy. Nie byłam pasywna, nie poddawałam się i mimo wszystko spowodowałam, że przeciwniczka spojrzała mi w oczy pod koniec drugiej rundy. Jej oczy mówiły: "kurczę, co mam zrobić z tą kobietą?". Spojrzałam na nią raz jeszcze i powiedziałam: "teraz karty się odwracają i gramy w moją grę". Kolejne trzy rundy zwyciężyłam. Pamiętam, kiedy menedżer powiedział po drugiej rundzie: przegrywasz tę walkę, zrób coś z tym. Poczułam się urażona. To było najgorsze, co można było powiedzieć. Bo odkąd zaczęłam przygotowywać się do tej walki, na ułamek sekundy nie zwątpiłam w siebie, mimo że było ciężko. Dlatego jestem mistrzynią i dlatego jestem na topie. Można mieć wymówkę, że bolała mnie ręka czy miałam zły humor. Ale ważne jest, ile się da z siebie w danym momencie. Taka jest twoja wartość, ile z siebie dasz.

Masz jakieś nagrody dla siebie albo dla swojego ciała po takim wysiłku?

Nie są to nagrody materialne. Jednak przez to, że muszę schodzić przed walką z wagi, a ja lubię jeść, to nagrodą jest dobry posiłek. To cały rytuał - lubię cieszyć się jedzeniem. A przecież często musimy schudnąć pięć kilogramów w ciągu trzech dni. Moją nagrodą dla samej siebie jest zaplanowanie, kiedy, o której i co będę jadła. Kolejną nagrodą jest zobaczenie się z moimi bliskimi i wreszcie poświęcenie im czasu.

Trudno pracować bez rodziny obok siebie?

To też może umocnić. Może to nie jest rodzaj gry psychologicznej, ale ważna lekcja. Jeśli jestem tysiące kilometrów od bliskich, którzy są filarem mojego sukcesu, to mnie tylko umacnia. Bo muszę poświęcić bliskość z moim narzeczonym dla sportu. Muszę być lepszym sportowcem i udowodnić, że zasługuję na spełnianie swoich marzeń.

Twardzielka.

Ludzie często tak o mnie mówią. Ale wszystko jest w naszych głowach i sercach. Ludzie chcą zrzucić na innych swoje problemy, ale każdy dźwiga swój krzyż. Życie jest jedno, każdy ma jakieś nałogi. Ja na przykład ćpam sport pełną parą. A jak skończę ze sportem, to chcę być dobrą matką, narzeczoną, żoną. Wtedy chcę ćpać życie. Zawsze byłam energiczna, próbowałam coś robić w swoim życiu.

Autor: Quinn Rooney

Źródło: Getty Images

Nie mogę wymagać od innych, żeby zmienili moje życie. Jeżeli przegram walkę, to jest smutne i przykre, ale to jest kolejna próba i ode mnie będzie zależało, jak nią dalej pokieruję. Na razie przedkładam życie sportowe nad życie doczesne. Sport mnie wzmocnił psychicznie. Nauczył mnie szacunku, również do siebie. Przełamywania barier. Sporty walki tego uczą. Masz siniaka, ale musisz jeszcze kopnąć. Cholernie cię boli, ale trudno. I to cię umacnia.

Czy dla sportowca istnieje takie sformułowanie: osiągnęłam wszystko? Gdzie kończy się sportowa ambicja? Czy ten bieg ma jakąś metę?

Nie ma. Mówię sobie cały czas: musisz zejść ze sceny niepokonana. Za mną stoi cała machina organizacji, ogromnych pieniędzy, sponsorów. Wreszcie jest presja zwycięstwa. I nagle upadasz, bije cię jakiś mniej znany zawodnik, zabierając całą chwałę. Nie chcę sprzedać duszy diabłu. Trzeba umieć powiedzieć sobie stop. Tylko że to jest ciężkie. Mam nadzieję, że będę na tyle mądra, żeby to powiedzieć, bo moim marzeniem jest być niepokonaną.

"Kobiety, które walczą", seria inspirujących wywiadów przeprowadzonych przez Sylwię Chutnik z kobietami, które uprawiają sporty walki, ukazała się nakładem GW Foksal 8 listopada.

"Kobiety, które walczą", seria inspirujących wywiadów przeprowadzonych przez Sylwię Chutnik z kobietami, które uprawiają sporty walki, ukazała się nakładem GW Foksal 8 listopada.

Autor: Maksymilian Rigamonti

Źródło: Grupa Wydawnicza Foksal