Pracuje 10 dni w miesiącu, Maciej Stanik, Wirtualna Polska

Bliscy próbowali wybić jej pomysł z głowy. Nie sądzili, że ktokolwiek będzie chciał do niej przychodzić, a tym bardziej jeszcze płacić. Jednak studio litograficzne okazało się strzałem w dziesiątkę. Teraz pracuje 10 dni w miesiącu.

Klaudia Stabach: Masz dużą konkurencję na rynku?

Justyna Mazur: Są ludzie, którzy mogliby ze mną konkurować, ale tego nie robią. W samym Krakowie co roku średnio pięć osób zdobywa dyplom z litografii i na tym kończy się ich kariera. To jest tak niepopularne i chyba dlatego mało kto chce ryzykować. Stworzenie pracowni to duża i niepewna inwestycja.

To dlaczego zaryzykowałaś?

To był pomysł, który dojrzewał we mnie przez kilka lat. Pracowałam w fundacji i zajmowałam się edukacją dzieci. Nie narzekałam na tę pracę, ale w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że osiągnęłam już tam wszystko, co sobie założyłam. To był pierwszy impuls, a drugim była moja ciąża. Wtedy zaczęłam zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę chcę robić. Cały czas tęskniłam za sztuką i ciągnęło mnie w tym kierunku.

Na rysunek nakładana jest żywica

Autor: Maciej Stanik

Źródło: Wirtualna Polska

Jak rodzina zareagowała na wiadomość, że rzucasz etat i w sumie to będziesz obrabiać kamienie?

Moja mama nie rozumie, czym się zajmuję. Jest to dla niej totalna abstrakcja. Przyszła do studia, zobaczyła, z czym mam do czynienia, ale nie wyobraża sobie, skąd biorę klientów, kto w ogóle chce tutaj przychodzić i za co ludzie mi płacą.

Nikt z bliskich nie wierzył w sukces?

Mój mąż na pewno wierzył. To jest trochę szalony człowiek, żyjący na pograniczu świata rzeczywistego i nierzeczywistego. Sam ma do czynienia ze sztuką i dlatego potrafił zrozumieć mój pomysł i motywował mnie, abym go zrealizowała. Myślę, że moje siostry też mi zaufały, bo zgodziły się być żyrantami, gdy brałam pożyczkę na urządzenie studia. Jest jeszcze tata, który co prawda pomógł mi przy remoncie i cieszy się, że robię coś po swojemu, ale nie wierzy, że utrzymuję się z tego i dopytuje, czy nie brakuje mi pieniędzy.

A nie brakuje?

To jest całkiem niezły biznes. Nie muszę pracować 160 godzin w miesiącu, a jestem w stanie utrzymać studio i jeszcze zarobić. Realizuję zlecenia, a gdy mam wolne, to odpłatnie udostępniam studio innym litografom.

Praca wymaga dużej cierpliwości

Autor: Maciej Stanik

Źródło: Wirtualna Polska

Są jakieś negatywne strony?

Oczywiście, że są. Tuż po otwarciu pracowni moje dziecko się rozchorowało. Zainwestowałam w reklamę, ludzie zaczęli się interesować, a ja przez cały miesiąc nie mogłam pracować. Studio już działało, więc trzeba było zapłacić za wynajem i ZUS. Gdybym była na etacie, to poszłabym na zwolnienie i nie martwiłabym się o pieniądze.

Nie żałujesz swojej decyzji?

Na ten moment mojego życia to najlepsze, co mogłam zrobić. Pracuję średnio dziesięć dni w miesiącu, w godzinach, które sama ustalam. To jest wspaniałe uczucie, gdy mogę rano zdecydować, że robię sobie wolne, biorę dziecko i na przykład jedziemy do lasu.

Tylko pozazdrościć.

Docierają do mnie tego typu komentarze, ale przecież każdy może spróbować obrać inną ścieżkę w życiu. Moja obecna praca jest moją pasją. Mogę skupić się na wychowaniu dziecka i jednocześnie robić to, co lubię.

Prasa litograficzna to prawdziwy rarytas

Autor: Maciej Stanik

Źródło: Wirtualna Polska

Pewnie w tym momencie niejednemu czytelnikowi przejdzie przez myśl "a gdyby tak rzucić wszystko i zostać litografem…"

Ta technika jest zbyt zawiła zarówno pod względem wiedzy i wysiłku fizycznego, więc myślę, że dla osób, które nie mają zielonego pojęcia, to byłby szalony pomysł.

Zaciekawiłaś mnie tym wysiłkiem fizycznym.

Trzeba mieć dużo siły w rękach, bo pracuje się z kamieniem. W mojej pracowni najczęściej obrabiam 8-kilogramowe kamienie, ale pracuje się nawet z 60-kilogramowymi. Wyszlifowanie takiego kamienia jest bardzo wyczerpujące.

Ile czasu to zajmuje?

To zależy od wielu czynników, np. od pory roku. W lecie dłużej, a w zimie krócej, bo tłuszcz jest bardziej zwarty i nie wnika tak głęboko w kamień. Ale takie podstawowe szlifowanie małego kilkukilogramowego kamienia trwa od pół godziny do dwóch.

Praca wymaga wysiłku fizycznego

Autor: Maciej Stanik

Źródło: Wirtualna Polska

Nawet nie chcę myśleć, co się stanie, gdy wypadnie tak ciężki kamień. Zdarzyły się wypadki w twoim studiu?

Tutaj na szczęście nie, ale na uczelni widziałam zmiażdżone stawy i krew.

Co robisz się po wyszlifowaniu?

Po wyszlifowaniu kamień jest najbardziej wrażliwy na zatłuszczanie. Proces tłuszczenia odbywa się za pomocą specjalnie spreparowanych narzędzi - kredki i tuszu litograficznego. Na rysunek nakładana jest żywica - dość popularna w przemyśle spożywczym, guma arabska. Guma różnicuje środowiska, do tłustych miejsc będzie przyczepiała się farba. Przykładam papier do kamienia i odbijam na prasie litograficznej.

Ciężko było ją kupić? Nie wygląda, jakby wyszła niedawno z fabryki.

Niestety nie da się zdobyć jej od ręki, bo to jest rarytas. Ta maszyna ma około 140 lat. Jeszcze przed założeniem studia wiedziałam, że moje znajome posiadają taki sprzęt i liczyłam, że się dogadamy. Na początku sądziły, że założenie studia to tylko luźny pomysł i odpuszczę, ale z czasem zobaczyły, że traktuję to na poważnie i zgodziły się dać mi ją w dzierżawie.

Teraz pracuje 10 dni w miesiącu

Autor: Maciej Stanik

Źródło: Wirtualna Polska

Wygląda na niezniszczalną.

I tak chyba jest, bo to stal, więc ciężko byłoby w niej cokolwiek uszkodzić. Poza tym waży 430 kilogramów. Wniesienie jej do studia było sporym wyczynem. Musieliśmy rozkręcić ją na części i w kilka osób przenosić. Miałam też problemy z wynajęciem lokalu. To opuszczona fabryka i w niektórych miejscach są drewniane stropy, które mogłyby nie utrzymać ciężaru.

A nie jest trochę tak, że odwiedzanie twojego studia jest po prostu modne? Obecnie to najpopularniejsza miejscówka w Krakowie.

Po części tak. Już gdy mówię, że mam pracownię przy Dolnych Młynach, to budzi zainteresowanie. Jest tu przestrzeń dla artystów z mnóstwem pubów i kawiarni. To stwarza klimat.

Ale chyba nie tylko artyści przychodzą do ciebie?

Projektanci, graficy, fotografowie, ale też i osoby, które jedynie słyszały o tej technice i chcą coś zrobić. Ostatnio przyszła pani, która chciała podarować córce oryginalny prezent do mieszkania. Nie miała żadnych umiejętności, ale wspólnie, w ciągu miesiąca udało nam się coś stworzyć.

Studio litograficzne jest przy ulicy Dolnych Młynów- aktualnie najpopularniejszej miejscówce w Krakowie

Autor: Maciej Stanik

Źródło: Wirtualna Polska

Czyli można przyjść z gwarancją, że nauczysz?

Gwarancji nigdy nie ma, prowadzę warsztaty. Dużo ludzi nie wierzy, że ma zdolności plastyczne, ale zachwyci ich atmosfera tego miejsca, więc przychodzą i próbują.

To drogie hobby?

Zajęcia plastyczne ciężko jest z góry określić w konkretnych ramach, ale mam przygotowaną stałą ofertę. 2-3 godzinny warsztat kosztuje od 40 do 60 złotych, w zależności od ilości zużytego materiału. W miesiącu organizuję cztery tego typu zajęcia i maksymalnie 10 osób może się zapisać się. Więcej nie byłabym w stanie przyjąć m.in. ze względu na metraż studia.

Studio działa ponad rok, masz jakieś plany na przyszłość?

Ciężko mi to stwierdzić, bo nie do końca wiem, co się stanie z lokalem. Wszyscy najemcy na Dolnych Młynach mają podpisaną umowę do sierpnia 2020 roku. Decydując się na założenie pracowni, potraktowałam to jako eksperyment.

Który się udał.

Na razie mogę powiedzieć, że tak, ale nie wiem, co będzie za dwa lata.