Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka , 27 września 2018

Kobieta - komputer, która wysłała ludzi na Księżyc

Katherine Johnson podczas pracy w NASA, 1980 r., NASA, NASA

Człowieku, co za jazda - miał powiedzieć Alan Shepard po pierwszym amerykańskim locie suborbitalnym. Trasę tej "jazdy" obliczył najsprawniejszy ludzki komputer, jaki kiedykolwiek pracował w NASA. 43-letnia, skromna, czarnoskóra kobieta.

Astronauci ufali tylko jej. Za trajektorię lotu rakiety Redstone, czyli nieco zmodyfikowanej rakiety balistycznej V-2, odpowiedzialna była czarnoskóra matematyczka Katherine G. Johnson. Siedząc w kapsule "Freedom 7" Shepard był pewny, że mimo sięgających 9 g przeciążeń przetrwa lot. Ufał Katherine, ufał jej wiedzy i skrupulatności.

Start misji Freedom 7 z Alanem Shepardem na pokładzie

Start misji Freedom 7 z Alanem Shepardem na pokładzie

Autor: NASA

Źródło: NASA

Johnson była tak dobra, że astronauci przygotowujący się do misji prosili ją, by własnoręcznie sprawdzała wyliczenia pierwszych używanych w NASA komputerów. John Glenn, czyli astronauta, który wykonał pierwszy amerykański lot orbitalny, miał nawet powiedzieć przed startem, że da się posadzić na rakiecie Atlas D tylko pod warunkiem, że wszystkie komputerowe wyliczenia sprawdzi własnoręcznie Katherine. Zrobiła to, a Glenn okrążył trzykrotnie Ziemię i wylądował bez większych problemów.

Szacunek, jakim Katherine G. Johnson cieszyła się w NASA, był czymś niezwykłym w czasach, gdy w USA wciąż funkcjonowała segregacja rasowa, która zabraniała czarnoskórym Amerykanom nawet spożywać posiłki w tym samym pomieszczeniu, w którym jadali biali.

Czarnoskóra córka farmera

Ta kobieta, której portret autorstwa samej Annie Leibovitz zdobi hol supernowoczesnego centrum obliczeniowego NASA w Langley, przyszła na świat w White Sulphur Springs, maleńkim miasteczku w Wirginii Zachodniej, które aktualnie liczy sobie niespełna 2,5 tys. mieszkańców. Ojciec Katherine, Joshua Coleman, był farmerem. Gdy jego dzieci podrosły, zdecydował się jednak razem z rodziną przenieść do miasta. Zatrudnił się w hotelu, gdzie zarobki były wyższe niż na farmie. Był tak zdeterminowany, że udało mu się umieścić w college’ach całą czwórkę swoich dzieci. Przez cały rok szkolny pracował w hotelu, by na okres wakacji wracać na farmę.

- Zawsze mi powtarzał, że pójdę na studia, że zrobi wszystko, abym mogła studiować - wspominała Katherine G. Johnson w wywiadzie udzielonym "What Matters".

Katherine Johnson podczas pracy w NASA

Katherine Johnson podczas pracy w NASA

Autor: NASA

Źródło: NASA

A wszystko z jego jednej pensji, która wówczas wynosiła 100 dolarów miesięcznie. I to w jakich czasach! Mówimy o okresie Wielkiego Kryzysu, gdy setki tysięcy rodzin w USA straciły domy i możliwość wyżywienia dzieci – nie wspominając już o ich edukacji. Joshua Coleman był na tyle obrotny, że – będąc jedynym żywicielem sześcioosobowej rodziny – zapewnił dzieciom wykształcenie.

- Całe życie mówiła nam, że jej ojciec, a nasz dziadek, człowiek który ukończył tylko sześć klas, był najmądrzejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznała - wyznała w filmie dokumentalnym o matce jej najmłodsza córka, Katherine Goble Moor.

Amerykański college jest rodzajem szkoły wyższej, do której uczęszcza się po liceum, jednak nie uniwersytetem. W polskiej terminologii najbardziej odpowiada studiom licencjackim. Katherine skorzystała z szansy, którą dał jej ojciec. Była tak świetna, że została przyjęta do college’u już w wieku 14 lat, a ukończyła go mając lat 18. I wówczas stało się coś, co odmieniło historię Stanów Zjednoczonych, samej Wirginii i przede wszystkim życie samej Katherine.

Na mocy decyzji Sądu Najwyższego USA z 1938 roku szkoły wyższe – dostępne dotychczas tylko dla białych - zostały wreszcie otwarte dla Afroamerykanów. Do pobierania nauczania na Uniwersytecie Zachodniej Wirginii – najważniejszej uczelni stanu – władze wybrały troje czarnoskórych studentów. Jedyną kobietą była właśnie Catherine – wówczas jeszcze - Coleman. To było prawdziwe wyróżnienie.

Północne stany USA nie były tak ksenofobiczne i przesiąknięte rasizmem oraz niepodzielnie panującą segregacją jak te południowe, lecz mimo wszystko daleko tam było do pełnego zaakceptowania nowych praw czarnych obywateli. Szczególnie, że ci - zdaniem wielu - odbierali pracę białym, w tym emigrantom z Europy. A teraz jeszcze zabierali im miejsca w najlepszych szkołach. Do napaści na czarnoskórych dochodziło regularnie, jednak policja zwykle nie widziała powodu do pościgu za sprawcami. W takich warunkach Katherine trafiła na uniwersytet. Nawet jeśli spędziła w jego ławach niewiele czasu - bo po niespełna roku zdecydowała się porzucić naukę i skupić się na życiu rodzinnym, to mimo wszystko wykazała się niebywałą odwagą. Kolejne lata poświęciła wychowaniu trzech córek. Nie porzuciła jednak swojej najważniejszej pasji. Nigdy nie przestała liczyć.

Geniusz

Liczyła od najmłodszych lat. Wszystko: kroki z domu do szkoły, liście na chodniku, umyte naczynia. Odkrywała wzory i matematyczne piękno świata. - Chciała zajmować się matematyką, jak prawdziwy naukowiec. To było jej największe marzenie, jej prawdziwy sen - wspominała jej córka.

Gdy podczas rodzinnego spotkania jeden z jej krewnych napomknął, że NACA (National Advisory Commitee for Aeronautics - Narodowy Komitet Doradczy ds. Aeronautyki, protoplasta NASA) właśnie poszukuje kobiet do ręcznego wykonywania obliczeń, Katherine wiedziała, że musi spróbować. Niedługo później stawiła się w siedzibie NACA w Langley, co nie tylko odmieniło jej życie, ale wpłynęło na historię całego narodu.

John Glenn, amerykański astronauta, sfotografowany na pokładzie statku Friendship 7 w trakcie misji Mercury - Atlas 6. Glenn, jak inni astronauci, ufał obliczeniom Katherine Johnson

John Glenn, amerykański astronauta, sfotografowany na pokładzie statku Friendship 7 w trakcie misji Mercury - Atlas 6. Glenn, jak inni astronauci, ufał obliczeniom Katherine Johnson

Autor: NASA

Źródło: NASA

Kolorowy komputer

Dwa lata temu, w 2016 r., oddano do użytku nowy, liczący 3700 metrów kwadratowych budynek w Centrum Badawczym w Langley, nazwany: "Katherine G. Johnson Computational Research Facility". W budynku, którego hol zdobi wspomniany portret Katherine, mieszczą się najbardziej zaawansowane komputery świata.

Kiedy jednak Katherine rozpoczęła w 1953 roku pracę dla NACA, dla swoich pracodawców nie miała nazwiska. Sama była komputerem, żywym komputerem zatrudnionym do tego, by wykonać polecenia. Kolorowe komputery – tak określano czarnoskóre pracownice NACA i budynek, w którym pracowały. Taki rasizm nie był wówczas niczym dziwnym - mówimy przecież wciąż o czasach segregacji rasowej, tych samych, w których dziennikarz John Griffin zdecydował się - po przeistoczeniu za pomocą specjalnej charakteryzacji w osobę czarnoskórą - na własnej skórze przekonać się, jak biali traktują czarnych współobywateli. W książce jego autorstwa, zatytułowanej "Czarny jak ja", zanotował m.in. taką wypowiedź człowieka, który wziął go za Murzyna: "Powiem ci, jak tu jest. Możemy z wami handlować. Rżniemy wasze kobiety. Ale poza tym może was nie być. Im prędzej to sobie wbijecie do głowy, tym lepiej dla was".

A Katherine nie dość, że miała ciemny kolor skóry, to jeszcze była kobietą. Wydawało się, że nie ma prawa osiągnąć niczego. Jako czarnoskóra nie mogła nawet zjeść na stołówce dla białych, wejść do toalety dla białych, a nawet napić się z tej samej fontanny. A jako kobieta nie mogła podpisać się pod własną pracą, bo w latach 50. W USA kobiety mogły tylko wykonywać powierzone im zadania, jednak wszystkie profity z ich pracy zgarniali mężczyźni.

- W tamtych czasach wykonywanie obliczeń było zadaniem kobiecym, a inżynierię pozostawiano mężczyznom. Ten podział ma nadal wpływ na to, jak postrzegamy wkład kobiet w rozwój kosmicznego wyścigu. Potrzebowaliśmy długiej historycznej perspektywy i wielu przemian, by zauważyć to, co oczywiste: że jedni bez drugich by sobie po prostu nie poradzili - mówiła pisarka Margot Lee Shetterly, autorka książki "Ukryte działania", opowiadającej historię Katherine i jej koleżanek, "kolorowych komputerów".

Od lewej: Christine Darden, Katherine Johnson, Janet Stephens, Katherine Smith i Sharon Stack, "ludzkie komputery" NASA po latach

Od lewej: Christine Darden, Katherine Johnson, Janet Stephens, Katherine Smith i Sharon Stack, "ludzkie komputery" NASA po latach

Autor: NASA

Źródło: NASA

Wyścig zbrojeń i wyścig o prawa kobiet

Sytuacja czarnoskórych matematyczek poprawiła się, gdy na dobre rozpoczął się wyścig kosmiczny pomiędzy ZSRR a USA, a NACA - równo 60 lat temu - przemianowano na NASA. W pierwszych latach tego wyścigu Amerykanie przegrywali raz za razem. To Sowieci wysłali na orbitę pierwszego satelitę (Sputnik 1, 4 października 1957), pierwszego człowieka (Jurij Gagarin, 12 kwietnia 1961). Amerykanie byli głodni sukcesu. Tak bardzo, że kwestie rasowe, a nawet płciowe, stały się w NASA drugorzędne.

- Tam nie odczuwało się tak barier związanych z segregacją, ponieważ wszyscy zajmowali się nauką, nie kolorem skóry - mówiła Katherine G. Johnson w wywiadzie dla WHRO-TV. - Mieliśmy jasno określone cele, zadania, nad którymi pracowaliśmy i każdy starał się wykonać je jak najlepiej potrafił. To było ważne. No może jeszcze partyjka brydża w trakcie lunchu wydawała się istotna. Po prostu nie czułam, że żyję w środowisku podległym segregacji. Wiedziałam, że takowa istnieje, ale po prostu nie dostrzegałam jej.

Musiała zawalczyć jednak o swoją pozycję jako kobieta. Przede wszystkim chciała móc podpisywać się pod wykonywaną przez siebie pracą, co w tamtych czasach wydawało się mało prawdopodobne. Ale się udało. O tym, jak do tego doszło, opowiedziała w wywiadzie zamieszczonym w książce "Czarne kobiety amerykańskiej nauki" (1999 r.):

"Musimy być asertywne jako kobiety w obecnych czasach. Asertywne, a wręcz agresywne w stopniu, który zapewni nam właściwe miejsce. Ja taka musiałam być. W pierwszych latach istnienia NASA kobiety nie miały prawa umieszczać swojego nazwiska na raportach, które przygotowywały. Wśród kobiet z wydziału, w którym pracowałam, żadna nigdy nie podpisała swoim nazwiskiem własnej pracy.

W tamtych czasach pracowałam z inżynierem Tedem Skopinskim, który chciał opuścić Langley i wyjechać do Houston. Nasz ówczesny przełożony, Henry Pearson, który nie przepadał za kobietami, naciskał na Skopinskiego, by przed wyjazdem dokończył raport, nad którym pracowaliśmy. W końcu Ted odpowiedział mu: 'Katherine powinna dokończyć raport, to przecież ona wykonała większość pracy”. Po czym wyjechał i nie pozostawił Pearsonowi wyboru. Dokończyłam pracę i podpisałam raport własnym nazwiskiem. Żadna kobieta zaliczana do 'kolorowych komputerów' nigdy wcześniej tego nie uczyniła. Żadna kobieta w ogóle tego wcześniej nie uczyniła".

Prom kosmiczny "Endeavour" przycumowany do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Katherine Johnson łączyła swoją osobą kolejne ery NASA - pracując przy kolejnych programach, w tym przy misjach promów

Prom kosmiczny "Endeavour" przycumowany do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Katherine Johnson łączyła swoją osobą kolejne ery NASA - pracując przy kolejnych programach, w tym przy misjach promów

Autor: NASA

Źródło: NASA

Podręcznik do lotów w kosmos

- Nigdy nie obawiaj się sięgać wyżej - powtarzała Katherine swoim trzem córkom. Wiedziała, co mówi.

- Ona dosłownie napisała podręcznik do lotów kosmicznych - mówił w 2015 r. Charles Bolden, szef NASA za Baracka Obamy, na uroczystości odznaczenia Katherine G. Johnson Medalem Wolności. Medal wręczał sam prezydent USA, a w przemówieniu stwierdził, że genialna matematyczka nie tylko wniosła olbrzymi wkład w rozwój misji kosmicznych i eksploracji kosmosu, ale także przez całe życie odznaczała się wyjątkowymi zdolnościami przywódczymi i z niezwykłą lekkością potrafiła przekraczać bariery: nauki, segregacji rasowej, a także płci. - Spuścizną Katherine jest, że ja i inni astronauci w ogóle mogliśmy polecieć w kosmos - dodawał Charles Bolden.

Nie było w tym stwierdzeniu przesady. To Katherine własnoręcznie wyliczyła okna startowe (przedział czasowy, w którym należy przeprowadzić start pojazdu kosmicznego, aby mógł wykonać zaplanowaną misję rozporządzając dostępnymi możliwościami technicznymi, przyp. aut) dla misji Mercury i Apollo. To jej wiedza zaprowadziła Neila Armstronga i Buzza Aldrina na Księżyc. To również ona pomogła wyliczyć właściwą trajektorię, po której sprowadzono na Ziemię astronautów pechowej misji Apollo 13. Wreszcie ona stała za matematycznymi wyliczeniami programu lotów wahadłowców, a nawet tworzyła pierwsze obliczenia ewentualnych misji marsjańskich. Ona, urodzona na farmie czarnoskóra kobieta, genialna matematyczka, matka, żona. I współautorka największych sukcesów NASA.

- O tym, czego dokonała moja mama, dowiedziałam się dopiero z biuletynów NASA i z artykułów prasowych - mówiła najmłodsza córka Katherine. - W domu nie miała w zwyczaju opowiadać o pracy. Ale zawsze przykładała dużą wagę do edukacji. Wspierała nas i inne dziewczęta w dążeniu do bycia lepszymi. A chociaż otrzymała w swoim życiu wiele odznaczeń, tymi najważniejszymi wyrazami uznania były w jej oczach listy od dzieci. Listy, w których pytały, co zrobić, by nie bać się podążać własną ścieżką. Odpowiadała, że trzeba być naprawdę dobrym w tym, co się robi. Dobrym, ale nie lepszym od innych - dodaje.

Dziedzictwo

W sierpniu 2018 r. Katherine G. Johnson skończyła sto lat. Mieszka w Hampton, w Wirginii. Doczekała się sześciorga wnucząt i jedenaściorga prawnucząt. Wciąż przykłada dużą wagę do edukacji dziewcząt, wspiera organizacja non-profit i - od czasu do czasu - udziela się publicznie. Jej pojawienie się na ceremonii wręczenia Oscarów w 2017 roku wywołało burzę oklasków. Oparty na jej życiu film "Ukryte działania" był nominowany do tej najważniejszej amerykańskiej nagrody filmowej w aż trzech kategoriach. Chociaż nie zdobył statuetki, to odkrył dla szerokiej publiczności zapomnianą historię kobiet, których wkład w eksplorację kosmosu jest niezaprzeczalny.

Katherine ma też swoją lalkę. I nie ma w tym żadnej trywializacji jej postaci. Firma Mattel uhonorowała matematyczkę specjalną edycją Barbie. Lalka nosi różową sukienkę do kolan i ma na nosie okulary. Bo jak powiedziała we wspomnianym filmie aktorka Tereji P. Henson, wcielająca się w postać Katherine: - Tak, my, kobiety, pracujemy w NASA. I to nie dlatego, że nosimy spódnice, ale dlatego, że nosimy okulary.

Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka. Dziennikarka i redaktorka zajmująca się przede wszystkim tematyką popularnonaukową. Związana m.in z Życiem Warszawy, Gazeta.pl. i Magazynem Wirtualnej Polski.