18.03.2019, Warszawa. Demonstracja rodziców przeciwko deklaracji LGBT+ podpisanej przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego., Sławomir Kamiński, Agencja Gazeta
"Kobieto, lecz się" – to tylko jeden z komentarzy, na który "zasłużyłam sobie" ostatnio podczas dyskusji na Twitterze. Wszystko dlatego, że śmiałam zgodzić się ze zdaniem, iż masturbacja w wieku 4 lat jest czymś naturalnym.
Moi hejterzy zdawali się nie zauważać, że masturbacja dziecięca ma niewiele wspólnego z tą nastolatków czy dorosłych. To tylko nam, dorosłym, najczęściej "tak" się kojarzy.
Ta twitterowa dyskusja przypomniała mi jednak, co czeka nas za kilka tygodni.
Wraz z końcem wakacji i pierwszym dzwonkiem wróci jak bumerang temat rzekomej seksualizacji i "nauki masturbacji w przedszkolach".
Wrócą pytania o kartę LGBT, którą podpisał prezydent Warszawy.
Wrócą pytania o edukację seksualną.
Na szczęście jest jeszcze czas, by się na to przygotować. Jak?
Zdobywając wiedzę.
Epidemia masturbacji
Na początek trochę faktów.
Według niektórych badaczy zachowania masturbacyjne – polegające na dotykaniu narządów płciowych w charakterystyczny, "drażniący" sposób – można zaobserwować jeszcze w brzuchu matki.
Pierwsze doniesienia pochodzą z 1987 roku. Takie zachowanie u płodu płci męskiej podczas badania USG miał zauważyć prof. Israel Meizner, izraelski ginekolog-położnik.
Dziesięć lat później podobne zjawisko opisali włoscy ginekolodzy Giorgio Giorgi i Marco Siccardi. Oni także podczas badania USG widzieli płód – tym razem żeński – który miał dotykać narządów płciowych, po czym przeżywać coś na kształt orgazmu.
Poza wyżej opisanymi przypadkami na temat seksualności w życiu płodowym wiemy niewiele.
Inaczej sprawa ma się w przypadku niemowląt i małych dzieci – tu badań jest zdecydowanie więcej, a ich wyniki się pokrywają.
Z badań przeprowadzonych na polskim podwórku wynika, że masturbacja dziecięca jest zjawiskiem powszechnym. W pamięci taki akt było w stanie odtworzyć od 40 proc. badanych (Beisert, 1991) do nawet 85 proc. (Lew-Starowicz, 2000).
Z kolei zagraniczni autorzy podają dane, które mieszczą się w przedziale od 1 do ok. 77 proc. – co, jak zauważa dr Anna Gulczyńska na łamach "Pediatrii Polskiej", może być wywołane różnicami w metodologii.
Ale co właściwie kryje się pod hasłem "mastrubacja dziecięca"?
- Samo słowo "masturbacja" oznacza pewien rodzaj zachowania seksualnego, który polega na pobudzaniu narządów płciowych po to, żeby osiągnąć przyjemność seksualną lub orgazm – wyjaśnia prof. dr hab. Maria Beisert, psycholog, seksuolog, a także wiceprezeska Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego oraz Kierowniczka Zakładu Seksuologii Klinicznej i Społecznej Instytutu Psychologii UAM w Poznaniu.
- W literaturze rozróżnia się jednak masturbację dziecięcą od masturbacji nastolatków czy osób dorosłych. Choć wszystkie trzy rodzaje masturbacji mają ten sam rdzeń definicyjny, inne są jej formy, cele i oceny. Wyodrębnienie zjawiska masturbacji dziecięcej świadczy o tym, że nie jest to to samo zachowanie co np. u młodzieży – podkreśla ekspertka.
Zjawisko masturbacji dziecięcej dotyczy dzieci do około 11 roku życia, czyli dzieci, które nie weszły jeszcze w okres dojrzewania, a więc niemowląt oraz dzieci w okresie wczesnego (do 3 r.ż.), średniego (do 6-7 r.ż.) i późnego dzieciństwa.
Jak to się dzieje, że nawet takie maluchy się dotykają?
- Źródłem masturbacji są doznania płynące z pewnych obszarów ciała, najczęściej z okolic genitaliów, które są lepiej unerwione niż np. pięta czy łokieć. Niemowlę eksploruje swoje ciało, uczy się go poprzez dotyk – mówi prof. Beisert.
- Kilkumiesięczny chłopiec, który leży na plecach i wywija nóżkami, w pewnym momencie np. kopie się piętą w krocze i zauważa, że wynikające z tego doznania są inne, niż te płynące z kopnięcia pośladka. Albo ośmiomiesięczna dziewczynka, która siada i nagle zaczyna się przesuwać po podłodze. Pocieranie tej dobrze unerwionej części krocza da jej inne doznania niż np. chwytanie poduszki – opisuje ekspertka.
Jak dodaje, małe dzieci potrafią rozróżnić różne rodzaje dotyku i, podobnie jak robią to dorośli, często dążą do powtórzenia czynności, która daje im przyjemne doznania.
– To może być pierwsze źródło masturbacji i ono występuje najczęściej u dzieci do roku. Drugim źródłem takich zachowań jest obserwacja innych dzieci. Czasem w przedszkolach wybucha nawet mała "epidemia masturbacji", bo np. jedno dziecko dotyka się podczas leżakowania, a inne to podpatrują. Albo któryś z maluchów wpadnie na pomysł, żeby pokazać innym czego się nauczył i mówi "patrz, jak ja to robię" – wyjaśnia seksuolożka.
I wylicza inne sytuacje, w których dziecko może dowiedzieć się, że narządy płciowe mają inną funkcję niż wydalanie: mycie, przypadek, za ciasne ubranko, które drażni genitalia.
Wyżej wymienione źródła masturbacji są zupełnie normalne – fachowo mówiąc: normatywne – i dziecko łatwo może samo na nie wpaść.
Nikt go nie musi uczyć tego, jak i gdzie się dotykać, bo jest duża szansa, że prędzej czy później odkryje to samo. Inne sytuacje, np. dorosły, który masturbuje się przy dziecku albo uczy je, jak to robić, są absolutnie niedopuszczalne. I potencjalnie karalne, bo to po prostu wykorzystanie seksualne.
Dorośli sobie, dzieci sobie
Choć masturbacja dziecięca jest powszechnym zjawiskiem, często budzi niepokój rodziców. Ale nie zawsze tak było.
- Pracuję w zawodzie 42 lata. Kiedy zaczynałam, większość osób w ogóle nie traktowała masturbacji jako problemu. Rodzice najczęściej karali wtedy dziecko albo starali się zrobić coś, żeby przestało się dotykać. Natomiast wraz ze wzrostem wiedzy zaczęli zauważać to zjawisko, czytają na ten temat i przychodzą do gabinetu z fundamentalnym pytaniem: co mają robić, gdy dziecko się masturbuje – mówi prof. Beisert.
Nieco inne obserwacje ma Maria, psycholożka pracująca obecnie w jednej z podwarszawskich podstawówek, a wcześniej zatrudniona w przedszkolu.
Z jej doświadczenia wynika, że o masturbacji najczęściej jako pierwsi dowiadują się nauczyciele i kadra.
- Tylko raz zgłosiła się do mnie matka, której córka była wtedy w klasie trzeciej. Była bardzo rzeczowa, opowiadała o ocieraniu się dziewczynki o misie i chciała wiedzieć, czy powinna się tym w jakiś sposób niepokoić. W pozostałych sytuacjach problem dotyczył chłopców, którzy ocierali się podczas lekcji. Jeden był w czwartej klasie, drugi w pierwszej. U niego wyraźnie powodem był lęk, jego ojciec często wyjeżdżał – był kierowcą TIR-a - i wtedy takie zachowania się nasilały – mówi psycholożka.
W obu przypadkach rodzice spokojnie przyjęli informację od wychowawcy, że takie zjawisko ma miejsce. Więcej kłopotów mieli nauczyciele, którzy nie chcieli, żeby inne dzieci zauważyły, że ich koledzy się dotykają i nie dokuczali im z tego powodu.
Maria zetknęła się też z masturbacją dziecięcą podczas pracy w przedszkolu.
– 4-letni chłopiec dotykał się podczas leżakowania, ale jego mama nie chciała w to uwierzyć. Podczas rozmowy była bardzo roszczeniowa, mówiła, że to niemożliwe, żeby coś takiego miało miejsce – wspomina.
Kiedy rodzic już uwierzy, że jego dziecko się dotyka, często zastanawia się, co powinien "z tym" zrobić.
Prof. Beisert podpowiada: - Nie oceniać według norm, które obowiązują dorosłych.
- Każdy człowiek jest seksualny od momentu, gdy powstaje jego płeć chromosomalna, czyli gdy plemnik wnika do komórki jajowej. A elementem rozwoju płciowego jest to, że rozwija się ciało, a równocześnie rozwijają się związane z nim stany i zachowania. W związku z tym, jeżeli dziecko przychodzi na świat i już jest seksualne, to będzie też przejawiało seksualne zachowania – tłumaczy profesor.
A zachowania te wcale nie wynikają "z zainteresowania seksem" w rozumieniu osób dorosłych , jak często można usłyszeć z ust polityków czy prawicowych działaczy.
Tak jak pisałam już wcześniej, elementem rozwoju dziecka jest poznawanie własnego ciała, podczas którego może odkryć, że drażnienie niektórych obszarów jest przyjemniejsze niż dotykanie innych. Takie zjawisko jest elementem normy rozwojowej i samo w sobie nie jest szkodliwe czy niepokojące.
Jest też – i podkreślę to raz jeszcze – inne niż w przypadku dorosłych. Choć dzieci są istotami seksualnymi (jak każdy z nas) i mogą przejawiać zachowania określane mianem masturbacji dziecięcej, takiemu dotykowi nie będzie towarzyszyły ani orgazm, ani – zazwyczaj - fantazje seksualne.
Zdarza się, że rodzice obserwują u malucha coś, co na orgazm wygląda: sapanie, skupienie na czynności ocierania się, a potem chwilowy "odlot" i sekundy braku kontaktu z rzeczywistością.
W tej sytuacji mówimy jednak raczej o rozładowaniu napięcia lub szczytowym momencie przyjemności, a nie orgazmie, jaki przeżywają dorośli.
Aby go doświadczyć, dziecko – a raczej już nastolatek – musi wejść w okres dojrzewania, kiedy jest poddawane działaniu hormonów płciowych (testosteronu, estrogenów itp.). Te różnice to jeden z powodów, dla którego masturbacja dziecięca jest osobną kategorią zachowania.
Dodajmy: ani dobrą, ani złą. Po prostu występującą u najmłodszych.
Są jednak rodzaje masturbacji, które wymagają interwencji – czasem rodzica, a czasem też specjalisty.
- Opiekunowie i rodzice najczęściej zaczynają się martwić, kiedy dane zachowanie u dziecka nie spełnia norm, np. jest dokonywane w przestrzeni publicznej, a dziecko masturbuje się w tramwaju czy na środku salonu. Wtedy nie sama masturbacja jest czymś, co nie jest właściwe, tylko miejsce publiczne, które jest niewłaściwe dla czynności intymnej. I małemu dziecku można to prosto wytłumaczyć, mówiąc, że umówiliśmy się, że pewne czynności, np. wydalanie, odbywają się wtedy, kiedy jesteśmy sami. I dotykanie części intymnych też powinno odbywać się w określonej sytuacji – mówi prof. Beisert.
I podkreśla: - To, o czym mówię, ma ukrytą treść: że dziecko ma prawo do zachowań seksualnych, ale musi dbać o ich kontekst.
- Już małe dziecko powinno wiedzieć co to znaczy, że coś jest intymne. Można mu to wytłumaczyć np. w taki sposób, że w naszej kulturze pewne części ciała mogą być odkryte i pokazujemy je innym, a pewne części ciała, ze względu na umowę społeczną, nie są pokazywane, bo są chronione. W uproszczeniu: intymne jest to, co zakrywamy bielizną. A dotykanie się w te zakryte części ciała jest właściwe tylko za zgodą, tylko między określonymi ludźmi i tylko wtedy, kiedy jesteśmy sami – wyjaśnia seksuolożka.
Zmieścić się w normie
To, gdzie masturbuje się dziecko, to jedno z kryteriów normy.
Są też inne. Po to, by je zweryfikować, trzeba sprawdzić: czy zachowanie nie jest szkodliwe dla zdrowia, czy nie utrudnia dziecku wykonywania tzw. zadań rozwojowych, czy jest to czynność dobrowolna, czy nie występuje zbyt często.
- Jeśli widzimy, że dziecko próbuje coś włożyć do narządów płciowych, np. chłopiec wkłada na członek nakrętkę albo nakłada na niego jakąś tulejkę – to moment, kiedy musimy natychmiast zareagować i powiedzieć, że tak nie można robić. Tak samo jak w sytuacji, kiedy niemowlę bierze ostry przedmiot i próbuje dźgnąć się w narządy płciowe albo gdy dziewczynka chce włożyć ołówek do pochwy – mówi prof. Beisert.
Ważne jest jednak to, żeby dziecka nie straszyć, nie ośmieszać ani nie karać. W przypadku młodszych dzieci najczęściej wystarczy zabranie niebezpiecznego przedmiotu. Starszym dzieciom należy wytłumaczyć, że w ten sposób mogą sobie zrobić krzywdę. Pomocne może być tutaj odwołanie się do doświadczeń dziecka i np. przypomnienie mu, że jego działanie może sprawić podobny ból jak wtedy, kiedy się oparzyło czy uderzyło.
Rodzic powinien też zareagować, jeżeli masturbacja utrudnia normalne funkcjonowanie dziecka. Przykładowo, w przedszkolu maluch nie może się skupić na zabawie, bo woli się dotykać albo wręcz nie uczestniczy w aktywnościach z innymi dziećmi, bo tak pochłania go masturbacja.
To może być sygnał, że z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego: nie radzi sobie z jakimiś trudnymi emocjami, np. nie umie inaczej poradzić sobie z napięciem czy lękiem.
Wtedy wskazana jest wizyta u specjalisty, który przeanalizuje zachowanie dziecka i podpowie, co rodzice mogą zrobić, żeby mu pomóc.
Czasem może być też tak, że wyjściem okaże się terapia – przykładowo, jeżeli przyczyną lęku będzie rozstanie rodziców czy inna sytuacja, z którą dziecko nie może sobie poradzić.
Natychmiastowej reakcji wymaga też sytuacja, w której dziecko masturbuje się, bo ktoś je do tego zmusza i nie jest to czynność dobrowolna. Z kolei przestępstwem będzie sytuacja, w której dziecko dokonuje masturbacji z osobą dorosłą, która je do tego skłania albo sama dotyka dziecko.
- Jest wiele wskaźników, które analizujemy i bierzemy pod uwagę, jeżeli rodzic się do nas zgłasza. I często jest tak, że mówimy mu, że np. zachowanie Zosi czy Kubusia samo w sobie nie jest niewłaściwe, ale sposób, w jaki to robią, wymaga zmiany – konkluduje prof. Beisert.
A co, jeśli dziecko się nie masturbuje? Może skoro jest to doświadczenie rozwojowe, to każde dziecko powinno to robić?
- Nawet jeśli coś mieści się w normie, to nie oznacza od razu, że musimy to przeżyć. Są dzieci, które się nie masturbują, są takie, które to robią bardzo rzadko albo masturbują się w tak ukryty sposób, że rodzice o tym nie wiedzą. I to wszystko jest zupełnie normalne – uspokaja prof. Beisert.
I przypomina sytuacje ze swojego gabinetu, w którym zdarza jej się pracować z trzema pokoleniami kobiet: matką, jej córką i babcią.
- Gdy np. młoda mama przychodzi z niemowlęciem, które się masturbuje, babcia potrafi powiedzieć: "ty się nigdy nie masturbowałaś". A córka wybucha śmiechem i mówi: ja wiedziałam, że to jest tak nieodpowiednie w tym domu, że musiałam to ukryć – opowiada.
Edukacja to nie seksualizacja
Często źródłem wątpliwości rodziców jest też to, czy powinni w ogóle rozmawiać z dzieckiem na "takie" tematy – a jeśli tak, to w jaki sposób.
Z ust polityków możemy również usłyszeć, że edukacja seksualna nie powinna być prowadzona zbyt wcześnie, bo w ten sposób można "rozbudzić" dziecko i zainteresować je tematami, o których nie powinno wiedzieć.
Czy na pewno?
O to, jak powinna wyglądać edukacja seksualna dla najmłodszych, pytam Aleksandrę Józefowską, edukatorkę seksualną związaną z Pontonem.
Sam Ponton, czyli działająca przy Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Grupa Edukatorów Seksualnych, małymi dziećmi się nie zajmuje – wolontariuszki prowadzą zajęcia dla nastolatków, które mogą skorzystać również z poradnictwa w obszarze szeroko pojętej seksualności.
Edukatorki z grupy zauważają jednak, że coraz częściej zgłasza się do nich nie tylko młodzież.
- W ciągu ostatnich kilku lat wzrasta zainteresowanie rodziców najmłodszych dzieci edukacją seksualną. Rodzice dzwonią, pytają o książki, o to, jak rozmawiać z dzieckiem i w jakim wieku najlepiej zacząć to robić. Dzwonią też wtedy, kiedy coś niedobrego się wydarzyło – mamy np. zgłoszenia od szkół czy rodziców, których 8,9-letnie dzieci zetknęły się już z pornografią – mówi Józefowska.
Podczas takich rozmów zadaniem edukatorów jest udzielenie dorosłym wsparcia i przekazanie im wiedzy. Sporo pytań dotyczy też samej masturbacji – np. rodzice zauważają, że wieczorem, podczas czytania książeczki na dobranoc, maluch trzyma rękę w majtkach i się dotyka.
Ich zaniepokojenie budzą również tzw. "zabawy w lekarza" czy w dom – dzieci podglądają się nawzajem, pokazują sobie narządy intymne.
Bardzo często w takie zabawy angażują się te dzieci, u których w domu nagość to tabu i nie mogą jej tam doświadczyć. One są najbardziej ciekawe tego, jak wyglądają nago ich koledzy i koleżanki. Taka ciekawość ludzkiego ciała, różnic płciowych jest jak najbardziej naturalna u dziecka i mieści się w normie rozwojowej.
Z takimi zachowaniami na co dzień spotyka się Józefowska, która poza działalnością w Pontonie pracuje też prywatnie jako psychoterapeutka i seksuolożka.
- Masturbacja wczesnodziecięca jest bardzo częstym zjawiskiem wśród dzieci, a wiedza na ten temat jest ważna zarówno dla rodziców, jak i pracowników przedszkoli czy żłobków. To oni przychodzą do mnie na konsultacje i zajęcia, uczą się, jak właściwie reagować na widok masturbującego się dziecka i jak rozmawiać z nim na ten temat – mówi.
Tłumaczy, że rolą edukacji seksualnej jest również mądre wspieranie dorosłych, uczenie ich, co w rozwoju dziecka jest normą, a co nie, a także co mogą zrobić w konkretnej sytuacji.
To właśnie do rodziców i ekspertów były skierowane słynne już, zdemonizowane w Polsce standardy WHO, w których miały być zawarte zapisy o "nauce masturbacji".
Faktycznie, temat masturbacji dziecięcej jest w nich poruszany, ale w kontekście przekazywania wiedzy dorosłym, a nie instruowania maluchów.
Choć edukacja seksualna, zdaniem Józefowskiej, powinna być prowadzona systemowo także dla najmłodszych.
– Nie mówię tu oczywiście o nauce o seksie, tylko o bardzo podstawowych rzeczach dostosowanych do wieku, np. nauczeniu dziecka, które części ciała są intymne i co to znaczy, że nie można naruszać czyichś granic, dotykać go, podglądać czy łaskotać, jeśli sobie tego nie życzy. Dzieci od małego powinno się uczyć ich granic i poszanowania granic innych, podkreślać, że ich ciało należy tylko do nich. To są takie informacje, które mogą zapobiec ewentualnym próbom nadużycia wobec dziecka – podkreśla ekspertka.
- Obecne rozwiązanie, w którym edukację pozostawiamy wyłącznie rodzicom, nie jest idealne. Domy są bardzo różne, w jednych rodzice opowiedzą dziecku wszystko, w innych nie dowie się ono niczego. A pamiętajmy, że nawet bardzo odpowiedzialni rodzice, którzy zgłaszają się do nas sami, bo chcą potem przekazać wiedzę dziecku, często muszą wyjść poza strefę komfortu, pokonać własny wstyd. Wielu kosztuje to dużo trudu i rozumiemy to, bo z nimi również nikt nie rozmawiał o seksie, gdy byli dziećmi czy nastolatkami – przypomina edukatorka.