Grzegorz Kłos , 23 czerwca 2017

Nadzy i rozszarpani. Film zakazany w 53 krajach

F.D. Cinematografica

Drogi Ruggero, cóż za wspaniały film! Druga połowa to arcydzieło realizmu. Jednak wszystko wygląda tak prawdziwie, że obawiam się, iż ściągniesz na siebie gniew całego świata – pisał Sergio Leone w liście do reżysera "Cannibal Holocaust".

Ojciec chrzestny spaghetti westernu nie pomylił się ani o jotę. Tuż po premierze filmu Ruggero Deodato wybuchł skandal, który śmiało można nazwać największym w historii kina. Kopie "Cannibal Holocaust" (pol. "Nadzy i rozszarpani") skonfiskowano i spalono, twórców zmuszono do zapłacenia ogromnej grzywny, a reżyser stanął przed sądem oskarżony o zamordowanie członków ekipy. Czy histeryczne reakcje były uzasadnione?

Makabra a la italiana

Dla przeciętnego zjadacza filmowego chleba włoskie kino rozrywkowe to przede wszystkim twórczość Sergia Leone. Jednak w halach legendarnego studia Cinecitta poza nihilistycznymi westernami kręcono całe spektrum filmów gatunkowych.

Obok demitologizacji Dzikiego Zachodu, ultrabrutalnych filmów policyjnych czy krwawych kryminałów Włosi upodobali sobie także kino grozy, a zwłaszcza jego ekstremalną odmianę. W ojczyźnie Dantego powstały najsłynniejsze filmy gore i to właśnie tam na początku lat 70. wykrystalizowała się nawet dziś wprawiająca w zdumienie odmiana filmowej eksploatacji - kino kanibalistyczne.

Kadr z filmu "Man from the Deep River" Umberto Lenziego

Kadr z filmu "Man from the Deep River" Umberto Lenziego

Źródło: Medusa Distribuzione

W 1972 r. Umberto Lenzi nakręcił w Tajlandii prekursorski "The Man from the Deep River". Scenariusz oparty na pomyśle pisarki Emmanuelle Arsan, autorki słynnego erotycznego cyklu "Emmanuelle", był niczym innym jak plagiatem amerykańskiego westernu "Człowiek zwany Koniem" z 1970 r. W historii brytyjskiego fotografa schwytanego przez plemię zamieszkujące lasy deszczowe, który z biegiem czasu staje się "dzikusem", skupiły się charakterystyczne wyznaczniki nurtu.

W ramach schematu fabularnego, zaczerpniętego z klasycznych filmów przygodowych, twórcy wysyłali bohaterów w dzikie ostępy Azji lub Ameryki Południowej. Zderzenie cywilizacji z kulturą miejscowych wykorzystywano do epatowania sadyzmem, absurdalnymi scenami śmierci i brutalną erotyką. W tej warstwie produkcje takich reżyserów jak wspomniani Lenzi i Deodato, a także Sergio Martino czy Joe D'amato nie różniły się od popularnych kilka lat wcześniej dokumentów potocznie nazywanych mondo.

Źródło: F.D. Cinematografica

Termin pochodzi od głośnego "Mondo cane" (pol. "Pieski świat") z 1962 r. w reżyserii Paolo Cavary, Gualtiero Jacopettiego i Franco Prosperiego, będącego połączeniem następujących po sobie szokujących i dziwacznych scen dobranych na zasadzie kontrastu lub podobieństw. W felietonie z 1966 r. Zygmunt Kałużyński pisał, że struktura "Mondo cane" to nic innego jak spiętrzenie starannie dobranych obrzydliwości, które wprowadzają widza w „stan wewnętrznego cierpienia”.

"Cannibal Holocaust" nie był pierwszym zetknięciem Deodato z nurtem. W 1977 r. wieloletni asystent klasyka neorealizmu Roberto Rosselliniego nakręcił obfitujący w makabryczne sceny „Last Cannibal World”. Film świetnie poradził sobie w box office, jednak jeśli wierzyć Deodato, to nie pieniądze zdecydowały, że po kilku latach wrócił do dżungli.

Ivan Rassimov i Massimo Foschi w filmie "Last Cannibal World"

Ivan Rassimov i Massimo Foschi w filmie "Last Cannibal World"

Źródło: East News

Antropolodzy z piekła rodem

- Lata 70. to okropny okres w historii Włoch. Czerwone Brygady dokonywały ciągłych zamachów, ginęli ludzie, a telewizja bez krępacji pokazywała wstrząsające nagrania z miejsc zbrodni. Mój 7-letni syn zawsze błagał, aby w takich momentach zmienić kanał – wspomina Deodato. - Niemożebnie mnie to irytowało, bo moje filmy były non stop cenzurowane albo przyznawano im najwyższą kategorię wiekową. Pomyślałem: "Jak to jest, że ja ciągle obrywam, a telewizji epatowanie uchodzi na sucho? Kim są dziennikarze stojący za takimi materiałami?". Tak narodził się pomysł na film.

Pierwsza połowa "Cannibal Holocaust"' nie różni się w zasadzie niczym od klasyków pokroju "Eaten Alive" (Umberto Lenzi, 1980) czy "Mountain of the Cannibal God" (Sergio Martino, 1978).

Gwiazdor porno Robert Kerman jako profesor Harold Monroe

Gwiazdor porno Robert Kerman jako profesor Harold Monroe

Źródło: F.D. Cinematografica

Harold Monroe, profesor nowojorskiego uniwersytetu (w tej roli amerykański aktor porno Robert Kerman, znany m.in. z kultowego "Debbie Does Dallas"), wyrusza do Amazonii, aby odszukać czwórkę studentów, którzy przepadli, kręcąc dokument o plemieniu Indian. Kiedy w końcu dociera na miejsce, okazuje się, że po młodych ludziach została jedynie kupka kości i puszka z filmem. Naukowiec zabiera taśmy i wraca do USA. Tutaj Deodato dokonuje stylistycznej wolty, bowiem od tego momentu widz wraz z pracownikami uczelni ogląda wideo zarejestrowane przez zaginionych. I wraz z nimi doznaje szoku, kiedy okazuje się, że antropolodzy, chcąc ubarwić swój dokument, dopuścili się aktów bestialstwa na zwierzętach i miejscowej ludności, która w odwecie pożarła ich żywcem.

Zdjęcia kręcono w Leticii, zapomnianej przez Boga dziurze leżącej na lewym brzegu Amazonki. Prace na planie trały kilka tygodni, a ekipa musiała użerać się z nieustającym skwarem, nieznośną wilgocią, stadami piranii, aligatorami i uciążliwym robactwem.

Francesca Ciardi i Carl Gabriel Yorke

Francesca Ciardi i Carl Gabriel Yorke

Źródło: F.D. Cinematografica

Carl Gabriel Yorke, odtwórca roli jednego z młodych antropologów, wspomina pracę na planie jako przeżycie na wskroś ekstremalne. Poza nim praktycznie nikt z ekipy nie mówił po angielsku, Yorke otrzymywał gażę w miejscowej walucie, a Deodato wydawał się z dnia na dzień popadać w coraz większą paranoję.

- Był sadystą. Szczególnie dla tych, którzy nie mogli mu się postawić, jak Kolumbijczycy, ale też członkowie włoskiej ekipy. Każdy mający inne zdanie, zostałby momentalnie odesłany do domu – wspominał Kerman.

Doszło do tego, że Amerykanin, widząc niektóre z kręconych scen, pojawiał się na planie mając przy sobie paszport, bilet lotniczy i pieniądze, aby w każdej chwili wziąć nogi za pas.

- W pewnym momencie byłem przekonany, że biorę udział w filmie snuff i wcześniej czy później sam zostanę zamordowany – wspominał po latach aktor.

I trudno mu się dziwić.

Aktorzy Perry Pirkanen i Luca Barbareschi

Aktorzy Perry Pirkanen i Luca Barbareschi

Źródło: F.D. Cinematografica

Całe lata przed "Blair Witch Project"

Wykorzystując niespotykany wówczas zabieg formalny Ruggero Deodato, stworzył film wyprzedzający swoje czasy o dziesięciolecia.

W tradycyjną fabułę wplótł bowiem sekwencje quasi dokumentalne - część z udziałem Kermana została nakręcona na taśmie 35 mm, natomiast materiał "sfilmowany" przez studentów zarejestrowano kamerą 16 mm, odpowiednio go przy tym preparując - dodając zakłócenia i nieprofesjonalne ujęcia. W jednym z ostatnich wywiadów Deodato przyznał się, że własnoręcznie rysował i gniótł taśmę filmową.

Uzyskano dzięki temu efekt niesamowitego autentyzmu. Dokładnie taki sam, jaki starali się kilkadziesiąt lat później osiągnąć twórcy "Blair Witch Project" i całej reszty filmów spod znaku found footage.

Plakat do filmu "Cannibal Holocaust"

Plakat do filmu "Cannibal Holocaust"

Źródło: F.D. Cinematografica

Krwawa wizytówka

Jednak pogoń za skrajnym realizmem nie skończyła się ani na formalnych eksperymentach, ani naturalistycznej charakteryzacji autorstwa Nicoli Catalani i Massimo Giustiniego. Kiedy 7 stycznia 1980 r. "Cannibal Holocaust" trafił na ekrany, widzowie oglądając kaźń dzikich zwierząt, widzieli autentyczne zabójstwa, których dopuścili się aktorzy. Kiedy wyszło na jaw, że sceny, gdzie antropolodzy m.in. szlachtują żółwia, strzelają do świni czy dekapitują małpę, zostały nakręcone wyłącznie na użytek filmu, rozpętało się piekło.

Kadr z filmu "Cannibal Holocaust"

Kadr z filmu "Cannibal Holocaust"

Źródło: F.D. Cinematografica

Nie pomogło tłumaczenie, że zabite zwierzęta zjedli tubylcy zatrudnieni na planie. "Cannibal Holocaust" podzielił los "Ostatniego tanga w Paryżu" Bernardo Bertolucciego. 10 dni po premierze w Mediolanie film wycofano z kin, a kopie skonfiskowano i spalono. Europejski odział studia United Artists musiało zapłacić grzywnę w wysokości 800 mln lirów, co wydaje się nawet dziś kwotą niebagatelną, zważywszy, że budżet filmu zamknął się w 180 mln. Na domiar złego Deodato dostał zakaz stawania za kamerą przez następne trzy lata, co jak sam wspomina, było dla niego najdotkliwszą karą.

Choć absolutnie nic nie usprawiedliwia twórców, to obecność kontrowersyjnych scen była wymogiem japońskich i niemieckich inwestorów. Należy również mieć na uwadze, że karygodnych praktyk dopuszczał się gros ówczesnych włoskich twórców, a mordowanie zwierząt przed kamerą to niestety jedna z wizytówek filmów o kanibalach.

- Gdybym dziś kręcił taki film, nigdy w życiu nie zdecydowałbym się na włączenie tej sceny do filmu. Musimy jednak pamiętać, że to było 35 lat temu, były inne czasy, inna moralność, nikt zbytnio nie przejmował się takimi sprawami – tłumaczył kilka lat temu Sergio Martino, zapytany o sekwencję z pytonem i małpą w jego filmie "Prisoner of the Cannibal God", w którym zagrała pierwsza dziewczyna Jamesa Bonda Ursula Andress.

Plakat do filmu "Prisoner of the Cannibal God"

Plakat do filmu "Prisoner of the Cannibal God"

Źródło: Materiały prasowe

Kiedy wyszło na jaw, że na planie zgładzono zwierzęta, we francuskich mediach pojawiła się sugestia, że odtwórcy głównych ról także zostali zamordowani. Atmosferę skandalu podgrzewali sami dziennikarze, którzy w żaden sposób nie mogli dotrzeć do odtwórców głównych ról. Powód był prozaiczny – młodzi artyści podpisując kontrakt, zobowiązali się do "zniknięcia" po zakończeniu zdjęć.

Deodato, aby ukrócić wszelkie spekulacje i nie zostać skazany za wielokrotne morderstwo, pojawił się w sądzie z czwórką swoich aktorów, udowadniając, że są cali i zdrowi. Dodatkowo musiał wyjaśnić, w jaki sposób w słynnej scenie, w której pojawia się z kanibalka nabita na pal, udało się uzyskać tak realistyczny efekt.

Aktor Perry Pirkanen jako jeden z antropologów z piekła rodem

Aktor Perry Pirkanen jako jeden z antropologów z piekła rodem

Źródło: F.D. Cinematografica

Mroczny obiekt pożądania

Oczywiście ociekający przemocą "Cannibal Holocaust" nie uszedł uwadze cenzury. W Wielkiej Brytanii trafił na listę filmów zakazanych, tzw. video nasties, i mimo upływu lat wciąż jest dystrybuowany w pociętej wersji. Z kolei w Australii włoską produkcję dopuszczono do rozpowszechniania dopiero w 2005 r.

Światowy rozgłos sprawił, że „Cannibal Holocaust” stał się mrocznym obiektem pożądania wielbicieli mocnych wrażeń, dla których slogan „Zabroniony w 53 krajach!” nadal działa jak magnes. Film Deodato doczekał się szeregu wydań VHS, DVD i Blu-ray. Jedno z nich ukazało się w USA nakładem oficyny Grindhouse Releasing, założonej przez zmarłego w 2012 r. Sage'a Stallone'a, syna filmowego Rambo.

Wedle nieoficjalnych szacunków dzieło Deodato na całym świecie zarobiło przeszło 200 mln dol., a w Japonii ciągle znajduje się w czołówce najbardziej dochodowych tytułów wszech czasów. Mimo niemal 40 lat, jakie upłynęły od premiery, "Cannibal Holocaust” pozostaje jednym z najbardziej wstrząsających filmów grozy w dziejach gatunku.

Plakat do filmu "Cannibal Ferox"

Plakat do filmu "Cannibal Ferox"

Źródło: Materiały prasowe

Kto naprawdę jest kanibalem?

W wywiadzie z 2005 r. Deodato ubolewał, że skandal, jaki rozpętał się wokół „Cannibal Holocaust”, przyćmił faktyczny przekaz filmu.

Scenariusz Gianfranca Clericiego w założeniu miał piętnować hipokryzję mediów i barbarzyńskie zapędy cywilizacji białego człowieka, którą uosabiali młodzi antropolodzy. Pytania, co właściwie oznacza "cywilizowany" i kto tak naprawdę jest kanibalem – my czy oni? – pozostały bez odpowiedzi. Media były bardziej zainteresowane roztrząsaniem "orgii przemocy" niż newage’owym przesłaniem filmu.

Sukces "Cannibal Holocaust" pociągnął za sobą wysyp podobnych produkcji. Zaledwie rok później premierę miał "Cannibal Ferox" Umberto Lenziego, który pod względem bestialstwa ani na krok nie ustępował filmowi Deodato.

Reżyserzy Ruggero Deodato i Enzo G. Castellari, Rzym 2014 r.

Reżyserzy Ruggero Deodato i Enzo G. Castellari, Rzym 2014 r.

Źródło: Getty Images

Ruggero powrócił do kanibalistycznej tematyki w 1985 r., kręcąc "Cut and Run", będący jednak w dużej mierze podróbką amerykańskiego kina akcji, niż filmem gore. Nurt liczący przeszło 20 filmów umarł śmiercią naturalną pod koniec lat 80. Ostatnim okazał się "Natura contro" Antonio Climatiego, znany także pod tytułem "Cannibal Holocaust II".

Konsulatacja merytoryczna: Rafał Boguta