Pisarz jak z psychodelicznego filmu, Rs79, Wikipedia

Pobudka późnym popołudniem. Słońce nieśmiało przedziera się przez roletę. Materac trzeszczy, powietrze stoi. Boli głowa, portfel jest, suszy. Nie wiem, co działo się wczoraj, dzisiaj. Z podłogi uśmiecha się kupon Lotto. Sześć poprawnie wypełnionych cyfr. Bingo, trafiony-zatopiony, czyste szaleństwo. Klin stawia na nogi. Szkło zostało opalone. Czemu ten pies szczeka jak głupi.

Co jest prawdą, a co fikcją?

"Szóstka" w Lotka brzmi dumnie, ale nigdy mi się nie przytrafiła. Za to pasowała do zdania. To mój tekst i moje zasady. Reszta się zgadza. Klasyka nieodpowiedzialnego dziennikarstwa. Gonzo, dziki punkt widzenia, Nowe Dziennikarstwo. Bunt przeciwko utartym zasadom, obiektywnej relacji, nieufność wobec faktów. Kolaże odręcznych notatek, przenikanie kłamstwa i prawdy, realizmu i groteski.

Każdy bunt ma swego pana i władcę. Rządzi krótko, ale intensywnie. Zupełnie jak Hunter S. Thompson, król fikcji w reportażu, żurnalistyki i pijaństwa. Charles Bukowski to pikuś. Hunter oswajał demony, wplatał kłamstwa w teksty, naruszał zasady gry. I podlewał koktajlem z meskaliny.

Mieliśmy dwa worki marihuany, siedemdziesiąt pięć kulek meskaliny, pięć bibułek nasączonych ostrym kwasem, solniczkę nabitą kokainą, i całą galaktykę tęczowych dołersów, głupawek i nakręcaczy… a także ćwiartkę tequili, ćwiartkę rumu, skrzynkę budweisera, pół litra eteru i sporo amylu

Trafiłem na niego przez przypadek. Pracowałem w wypożyczalni płyt DVD. Analogowy Netflix. Dużo wolnego czasu od rana. Raport kasowy, kawa i nuda. Rzędy półek z kurzem. DVD poustawiane kategoriami. Komedia, sensacja, horror. Za zasłonką filmy dla dorosłych. Oryginalne pudełka z naklejkami, pod nimi zamienniki. Od naklejek zależą ceny. Czerwone - droższe, zielone - tańsze. Promocja. Do hitu starszy film gratis.

Kadr z filmu \

Autor: Mary Evans Picture Library

Źródło: eastnews

"Las Vegas Parano". Z pudełka jarzyła się wykręcona twarz. Okulary muchy. Jaskrawe kolory. Johnny Depp na kwasie. Do tego Benicio del Toro i "król absurdu" Terry Gilliam. Raport kasowy, kawa i play. Replay, replay. Klienci wypożyczalni dostali dzień jazdy bez trzymanki z kwasem pod powieką. Paranoja, psychodela i doktor nauk dziennikarskich Raoul Duke. Filmowa biografia Huntera S. Thompsona - pisarza, reportera i szaleńca.

Niektórzy mogą nigdy nie żyć, ale szaleni nigdy nie umierają

Samozwańczy król dziennikarstwa miał rok, gdy Albert Hoffman po raz pierwszy zsyntetyzował LSD. Przypadek? Nie sądzę. Kiedy był zaledwie nastolatkiem umarł mu ojciec, a matka zaczęła ostro pić. W szkole zainteresował się sportem, ale w życie wjechał po bandzie. Trafił na 60 dni do więzienia, wyszedł po 30. Zaciągnął się Air Force, ale pilotem nie został. I dobrze.

Hunter S. Thompson, szarlatan, pijak i geniusz

Autor: Patricia Steur

Źródło: eastnews

Trafił do bazy Eglin na Florydzie. Tam stworzył kolumnę sportową w "The Command Courier". Zaczął się szaleńczy tour Huntera. Jeździł po kraju busem i relacjonował mecze. Nie pisał pod nazwiskiem, bo zabroniło mu wojsko. Ale on miał to gdzieś. Trafił do "Time", ale został zwolniony. Trafił do "The Middletown Daily Record", ale został zwolniony. Za zniszczenie maszyny ze słodyczami. Typowy Hunter.

Ożenił się z rumem na dobre i na złe

Pojechał na Karaiby. W 1960 roku zamieszkał w portorykańskim San Juan. Został redaktorem w "El Sportivo". To czas ostrych pijatyk, seksu i bójek z policją. Do tego wysoka temperatura i wilgoć. Ożenił się z rumem. Na dobre i na złe. Potem jest Rio de Janeiro. Pracował jako reporter dla "Brazil Herald". Sprowadził tam swoją dziewczynę i przyszłą żonę Sandrę Conklin. Na dobre i na złe. Opisywał życie prostytutek, przemytników i handlarzy.

Dziennikarstwo to nie zawód ani branża. To tylko mizerna szansa na zaistnienie dla popaprańców i odmieńców. Fałszywe drzwi na zaplecze prawdziwego życia, obrzydliwa, zaszczana nora zabita dechami przez inspektorów budowlanych, ale dość głęboka, by każdy pijaczek mógł stoczyć się do niej z chodnika, żeby tam walić gruchę jak małpa w zoo

Dostał zlecenie. Miał zbadać powody samobójstwa Ernesta Hemingwaya. Pojechał do jego domu w Ketchum w Idaho i z ganku ukradł poroże łosia. Typowy Hunter. Dla "Rogue" napisał tekst o modnym kurorcie duchowym, który okazał się tajnym miejscem spotkań miejscowych gejów. Homoseksualiści go wyklęli.

Kochał broń i bomby domowej roboty

Autor: Ernie Leyba

Źródło: eastnews

1963 rok. Narodowa tragedia, zabójstwo JFK. To właśnie wtedy powstało słynne wyrażenie "fear and loathing". Hunter opisał nim swoje myśli i emocje zrodzone z tego horroru. Trafił do San Francisco, które właśnie stało się światowym centrum dragów. Idealny człowiek w idealnym miejscu. Tam dostał paszport do dziennikarskiej ekstraklasy.

Ramię w ramię z Hell's Angels

Ale najpierw walczył o pracę w dokach portowych. Alkoholicy, bezdomni i ciężka praca fizyczna. Hunter jechał na farcie. Dostał zlecenie, które uratowało mu życie i karierę. Artykuł o gangu motocyklowym Hell's Angels. Materiał był tak dobry, że przyszło zamówienie na całą książkę. Dostał 1,5 tys. dolarów zaliczki, za które kupił motor. Przez następny rok jeździł z nieobliczalnym klubem. Nieidealny człowiek w nieidealnym miejscu.

Spotkałem pół tuzina Hell’s Angels pewnego pięknego popołudnia w barze Hotelu DePau – śmierdzącej nory, znajdującej się w południowej, fabrycznej części nadbrzeża San Francisco, graniczącej z ghettem Hunter’s Point. Moim kontaktem był Frenchy, jeden z najmniejszych i najbystrzejszych członków klubu, będący współwłaścicielem warsztatu motoryzacyjnego o nazwie Box Shop po drugiej stronie Evans Avenue, naprzeciwko podupadłej rudery DePau

Został przedstawiony Sonny’emu Bargerowi, przywódcy Hell’s Angels. Przypadli sobie do gustu. Dostał pozwolenie od wszystkich oddziałów gangu na przebywanie w ich towarzystwie. Został pierwszym pisarzem w historii, któremu na to pozwolono. Zaczął ostro, bo zjechał dziennikarzy. Poszło o liczbę aresztowań po zamieszkach w Laconii, w których mieli brać udział Hell's Angels. Prasa: 50, 75, 29, 34, 40. Udowodnił, że aresztowano 32 osoby, w tym żadnego członka Hell's Angels. Znów narobił sobie wrogów.

Pracował jako reporter, był mistrzem subiektywnego pióra

Autor: Ray Fairall

Źródło: eastnews

Potem zdetonował granat. Złamał tabu dziennikarskie. Dokonał fuzji reportażu i czystej fikcji. Przeszczepił strumień świadomości do dokumentu. Świat po raz pierwszy usłyszał o gonzo.

Ten temat był tak dziwny, że po raz pierwszy dostałem okazję zabawienia się z dziennikarstwem, jak gdybym miał do czynienia z fikcją. Mogłem wnieść tą samą intensywność i zaangażować się w ten sam sposób, gdyż charaktery były tak dziwaczne, że sam nie mógłbym wymyślić lepszych. Nigdy wcześniej nie widziałem tak dziwnych ludzi. W pewien sposób było to, jak gdybym dostał do ręki książkę z już rozpisanymi charakterami

Kim byli Hell's Angels według Huntera? Współczesną wersją barbarzyńców, oddanymi obrońcami rewolucji LSD oraz totalnymi patriotami. A także pijakami, zabijakami, gwałcicielami, złodziejami, mordercami i sprzedawcami narkotyków. Do tego ojcami, braćmi, dowcipnymi wujkami, przedsiębiorcami, prawnikami i honorowymi ludźmi.

Wymyślił lekarstwo na kaca

12 miesięcy na dwóch kółkach zakończyły się nagle. Kiedy zaprotestował, gdy jeden z członków gangu bił swoją dziewczynę, dostał ciężkie baty. Bo jeśli stajesz przeciwko jednemu, stajesz przeciwko wszystkim. Cudem przeżył, dokończył książkę i stał się legendą. Propozycje posypały się jedna po drugiej.

Raoul Duke po bombie z meskaliny

Autor: Mary Evans Picture Library

Źródło: eastnews

Przez wiele lat współpracował z "Playboyem". Wymyślił dla nich lekarstwo na kaca. "12 azotanów amylu (całe opakowanie) połączone z jak największą ilością piw”. Nie szukajcie w Google. Azotan amylu to "poppers".

Zresztą nie dziwcie się. Oto "jadłospis" Huntera: 15:00 - pobudka, 15:05 - gazeta, szklanka whisky Chivas Regal i papieros Dunhill, 15:45 - kokaina, 15:50 - szklanka Chivas Regal i papieros Dunhill, 16:15 - kokaina, 16:16 - sok pomarańczowy, Dunhill, 16:30 - kokaina, 16:54 - kokaina, 18:00 - marihuana, 19:05 - lunch, 22:00 - LSD, 23:00 - likier Chartreuse, kokaina, marihuana, 00:00 - praca, kokaina, marihuana, Chivas, kawa, Heineken, Dunhille, sok pomarańczowy, gin, 8:00 - Halcion, 8:20 - sen.

Nie lubię reklamować dragów, alkoholu, przemocy czy szaleństwa, ale oddawały mi one zawsze wielką przysługę

Mieszkał przy 308 Parnassus Avenue w San Francisco. Niedaleko dzielnicy Haight-Ashbury. Zaprzyjaźnił się z zespołem Jefferson Airplane, Allenem Ginsbergiem i Kenem Keseyem. To nie był spokojne czasy w USA. Protesty, krwawe zamieszki, sfingowany proces Chicagowskiej Siódemki. Hunter był wkurzony i postanowił "pobić skurwysynów na ich własnym terenie".

Wystartował w wyborach na szeryfa Aspen z ramienia partii Freak Power. Przegrał, ale jego kampania wyborcza stała się legendarna. Miał własne logo: czerwona pięść z dwoma kciukami ściska pejotl, czyli kaktus zawierający meskalinę. Chciał całkowitej legalizacji narkotyków. Karani mieli być dilerzy sprzedający trefny towar. Chciał zerwać asfalt z dróg i posiać tam trawę. Nazwa Aspen miała być zmieniona na "Miasto Grubasów". Po co? Bo chciał zniechęcić deweloperów do inwestowania pieniędzy, nienawidził osiedli. Ogolił się na łyso tylko po to, żeby podczas debaty móc nazywać przeciwnika "włochaczem". Przegrał, zabrakło mu 4 proc. Przeciwko niemu wystąpili ramię w ramię demokraci i republikanie, lewica i prawica. Kolejni wrogowie Huntera.

Czerwona pięść ściska meskalinę - pomnik dla Huntera

Źródło: eastnews

Kampanię wyborczą opisał w artykule "The Battle Of Aspen". To był jego pierwszy materiał dla "Rolling Stone". Ale szybko awansował. Do jego zadań należało dopuszczanie artykułów do publikacji. Nie spodobał mu się tekst Anthony'ego Burgessa, autora "Mechanicznej Pomarańczy". Odpowiedział mu.

Co to za lamerskie, pojebane gówno próbujesz nam pan wepchnąć? Kiedy "Rolling Stone" prosi cię o felieton, to na Boga, chcemy dostać pierdolony felieton! I nie próbuj mi się tu wymigać jakimś pieprzeniem na temat pisanej przez ciebie powieści na 50 tysięcy znaków, w której to poruszasz temat ludzkiej kondycji. Masz nas za watahę bezmózgich jaszczurek? Zamożnych żuli? Amatorskich bandziorów? Ty leniwy lachociągu! Chcę tu mieć ten felieton przed Świętem Pracy. I chcę to mieć gotowe do druku. Skończyły się czasy, kiedy takim szumowinom jak ty będą uchodziły płazem numery, dzięki którym natrzaskaliście sobie kiedyś sporo hajsu

W 1974 roku pojechał do Kinszasy, stolicy Zairu. Don King organizował walkę bokserską George’a Foremana z Muhammadem Ali. Słynne "Rumble in the jungle". Na widowni dyktator Zairu - Mobutu Sese Seko, tłum celebrytów, dziennikarze. Zdobycie biletu graniczyło z cudem. Hunter i rysownik Ralph Steadman polecieli za darmo. W Afryce wymienił bilety na torbę marihuany i ruszył szukać plemiona Pigmejów oraz nazistowskiego zbrodniarza Martina Bormanna. Od napotkanych ludzi kupił kły słonia. Odnaleziono go pływającego nago w hotelowym basenie. Walki nie widział, artykuł nie powstał.

Czyste gonzo

W ogóle lata 70. to był dla niego "złoty okres". Wydał "Fear and Loathing in Las Vegas". Biblia miłośników LSD. Najlepszy literacki komentarz tamtego okresu. Krzywe zwierciadło. Biblioteki miały problem z zaszufladkowniem. Powieść drogi, reportaż i fikcja literacka. Wielki hit i kwintesencja gonzo.

Zaklasyfikowałbym ją, używając słów Trumana Capote, jako "powieść faktu" w tym sensie, że prawie wszystko to było prawdą i miało miejsce. Podkręciłem kilka rzeczy, ale był to bardzo precyzyjny opis

Alter ego Huntera - Raoul Duke, oraz jego adwokat, doktor Gonzo, wyruszają w psychodeliczną podróż. Kwasy, dinozaury i nietoperze. Psychodela, dowcip i polityka. Amerykańska Apokalipsa. Joint, piguła, eter, ścieżka. Jedyny w swoim rodzaju dokument. Jawa i sen. Krytyka konsumpcjonizmu i medialnej papki. Hawajskie koszule i papierosy. Czyste gonzo.

San Francisco w połowie lat 60., wyjątkowy czas i miejsce, ale żaden opis, mieszanka słów, muzyki czy wspomnień nie oddadzą uczucia, że byłeś tam i żyłeś w tym zakątku czasu świata, cokolwiek to znaczyło. Obłęd królował wszędzie i o każdej porze, wszędzie mogłeś krzesać iskry. Mieliśmy kosmiczne poczucie sensu naszych działań, czuliśmy, że wygrywamy i to dawało nam siłę – poczucie nieuchronnego zwycięstwa nad siłami zła, nie w sensie militarnym, tego nie chcieliśmy, zatryumfowałaby nasza energia. Mieliśmy wiatr w żaglach, jechaliśmy na grzbiecie wysokiej i pięknej fali, a teraz ledwie pięć lat później, można ze stromego wzgórza w Las Vegas spojrzeć na zachód i przy dobrym wzroku dostrzec linię wodną, miejsce, w którym fala się załamała i cofnęła.

Hunter był na szczycie. Poszedł za ciosem. Wydał "Fear and Loathing on the Campaign Trail ’72". Dziennik kampanii prezydenckiej Partii Demokratycznej. Otwarcie wrót dziennikarstwa subiektywnego. Zrobił coś rewolucyjnego. Zaczął otwarcie faworyzować jednego z kandydatów. Zerwał z bezstronnością. Tam nie było ściemy. Byli polscy robotnicy z Millwaukee, kalifornijski przemysł filmowy, teksańscy potentaci naftowi, nowojorska elita żydowskiego pochodzenia i bankierzy z Miami. Polityka od podszewki. Hunter złamał wszystkie dziennikarskie zasady. Znów. Było ich więcej.

Doktor nauk dziennikarskich Raoul Duke

Źródło: eastnews

Bo w 1979 roku wychodzi "The Great Shark Hunt". Zbiór artykułów, fragmentów książek i notatek. Były tam dwie perełki. 32-stronicowy materiał dla "Playboya" oraz manifest gonzo "Gonitwa Kentucky Jest Dekadencka i Zdegenerowana". Pierwszy to artykuł o wyścigach luksusowych kutrów rybackich w Cozumel, w Meksyku. Zaczyna się typowo. Hunter zastanawia się, jak uciec z hotelu bez płacenia rachunku. Dlaczego? Bo polują na niego hordy rozwścieczonych rybaków-milionerów, którym nie spodobał się jego oryginalny styl.

Wzruszyłem ramionami. "OK, podwójny Old Fitz z lodem". Jimbo przytaknął z aprobatą. "Słuchaj". Klepnął mnie w ramię sprawdzając czy słucham. "Znam Gonitwę i te tłumy. Przyjeżdżam tu co roku i powiedzieć ci czego się nauczyłem? To nie jest miasto, w którym możesz ludziom pokazywać, że jesteś jakimś tam pedałkiem. A już na pewno nie publicznie. Kurwa, wyrolują cię raz dwa, jebną w banię i zabiorą ostatniego centa". Podziękowałem mu i wcisnąłem paczkę Marlboro do swojego futerału na papierosy

Kentucky Derby to najważniejsza gonitwa koni na świecie. Prestiżowe miejsce, prestiżowi ludzie. Plus Hunter. Ten zrobił to, co potrafi najlepiej. "Gonitwę" okrzyknięto jego najlepszym reportażem. Bill Cardoso, wydawca gazety "Boston Globe" po przeczytaniu artykułu miał krzyknąć: "This is pure gonzo!". I tak już zostało.

Bill Murray żyje, bo Hunter się nie nawalił

Hunter był niezwykle płodnym pisarzem. Wydawał książki jakby strzelał z automatu. Jedne były lepsze, inne gorsze. W Polsce wyszły trzy, "Dziennik rumowy" możecie sobie darować. Resztę przeczytacie po angielsku. Stał się ikoną, celebrytą. Żył jak chciał i umarł jak chciał. Prawdziwa gwiazda rocka. Uwielbiał imprezować. Zwłaszcza w towarzystwie innych szaleńców. Jednym z jego kumpli był Jack Nicholson.

Deszcz przez całą noc aż do świtu. Bez snu. Chryste, lecimy ponownie, koszmar błota i szaleństwa… Ale nie. Do południa przedziera się słońce – wspaniały dzień, nie jest nawet duszno. Steadman martwi się teraz o ogień. Ktoś powiedział mu o pożarze w domku klubowym dwa lata wcześniej. Czy to się może zdarzyć ponownie? Okropne. Uwięzieni w loży prasowej. Holocaust. Setki tysięcy ludzi walczących o wyjście. Pijaczki walczące w płomieniach i błocie, oszalałe konie biegające wokół. Ślepi od dymu. Wielka trybuna waląca się w płomienie, razem z nami na dachu. Biedny Ralph jest bliski załamania. Pije na umór przeglądając się w butelce Haig & Haig.

W dniu urodzin Nicholsona podjechał pod jego dom jeepem. Na pace miał 1000000-watowy reflektor, a w ręku rewolwer Smith & Wesson 9mm z dużą liczbą naboi. Puścił koledze taśmę z odgłosami świni zjadanej przez niedźwiedzie. Nicholson był wtedy "nerwowy". Nie wyszedł z domu, nie otworzył, nie zareagował. Zrobił to dopiero po jakimś czasie. Na wycieraczce leżało serce łosia.

Kumplował się z Billem Murrayem. Aktor zagrał nawet Huntera w filmie "Tam wędrują bizony". Polubili się i poszli w tango. Wymyślili zabawę: Bill został przywiązany do krzesła, które po chwili wylądowało w basenie. Całe szczęście, że Hunter nie był nawalony jak świnia i doszedł do wniosku, że aktor chyba troszkę się topi. Uratował go. Ale za to postrzelił ze strzelby swoją asystentkę i podpalił stojącą w porcie żaglówkę.

Hunter i Johnny - celebryci, świry i przyjaciele

Autor: Allan Tannenbaum

Źródło: eastnews

Jego największym przyjacielem był jednak Johnny Depp. Aktor zagrał główne role w "Las Vegas Parano" i "Dziennikach rumowych". "Ludzie chowali się po kątach, schodząc z drogi temu wariatowi. Wtedy zobaczył mnie. Opuścił paralizator, podszedł do mnie, wyciągnął rękę i powiedział: Jak się masz? Jestem Hunter" - tak się poznali. Razem imprezowali, razem pili, razem brali LSD.

Podróżą życia nie jest bezpieczne przybycie do grobu z dobrze zachowanym ciałem, ale raczej ślizg bokiem, całkowicie wyczerpanym fizycznie, krzycząc "Jasna cholera… ale jazda!"

Razem konstruowali bomby. Depp wprowadził się do domu Huntera, żeby lepiej go poznać. Dostał pokój w piwnicy. Aktor palił szluga za szlugiem. W końcu zauważył, że pudło, na którym stoi popielniczka, jest wypełnione dynamitem. Okazało się, że cała piwnica była składem ładunków wybuchowych. "Jeśli gotujesz ciasto, będziesz potrzebował dużo mąki" - stwierdził Hunter.

"Sezon futbolowy już się dla mnie zakończył"

Uwielbiał broń, każdą. Kiedyś pokłócił się z lokalnym milionerem o zagospodarowania terenu w swojej rodzinnej wsi - Woody Creek. Floyd Watkins oskarżył pisarza o oddanie 40 strzałów z pistoletu. Sprawa została załagodzona. W tym czasie Hunter miał już wyrok w zawieszeniu za strzelanie do piłek podczas partyjki golfa.

Żył jak król, odszedł jak król. Nie zabiły go narkotyki, ani whisky. Zabił się sam. 20 kwietnia 2005 roku na własnej farmie, na własnym zasadach. Znaleziono przy nim pistolet Smith & Wesson 645, załadowany amunicją typu 99.45 ACP. Zostawił list, w którym napisał: "sezon futbolowy już się dla mnie zakończył".

Najlepsza fikcja jest znacznie prawdziwsza niż wszelkie odmiany dziennikarstwa

Za pogrzeb zapłacił Johnny Deep. Kosztował prawie 3 mln dolarów. "Chcę wystrzelić mojego kumpla tak, jak chciał być wystrzelony” - mówił. Prochy Huntera zostały wystrzelone armatą w kształcie symbolu gonzo do oceanu. Pogrzeb odbył się 20 sierpnia 2005 roku. Odszedł samozwańczy król, świetny pisarz i socjopata.

A może to wszystko się nigdy nie wydarzyło?