Piesi i rowerzyści na przejściu dla pieszych, Małgorzata Kujawka, Agencja Gazeta

Kiedy spotkają się Polak-kierowca, Polak-rowerzysta i Polak-pieszy, zaczyna się od wyzwisk. Potem w ruch idą pięści. Bywa, że dochodzi do tragedii. Jak to zmienić? Rozwiązanie musi łączyć dwa elementy: pieniądze i szacunek. No i musimy się wszyscy na tej drodze widzieć.

Sopocki deptak wzdłuż plaży to urocze miejsce, pozwalające na słuchanie szumu fal i wdychanie morskiej bryzy. We wrześniu pijany turysta z zagranicy zrezygnował jednak z tych przyjemności, by blokować przejazd na przebiegającej wzdłuż chodnika ścieżce rowerowej, a potem pobić jednego z rowerzystów.

W lutym na jednym z łódzkich przejść dla pieszych zginął rowerzysta. 50-letni mężczyzna zszedł z roweru i przeprowadzał go. Zgodne z prawem zachowanie nie uchroniło go jednak od potrącenia. Przed „zebrą” nie było nawet śladów hamowania, a wyposażony w niemal łyse opony volkswagen zatrzymał się dopiero około sto metrów za przejściem.

W Chorzowie idący chodnikiem 68-latek nie zszedł na bok, widząc jadącego ciągiem dla pieszych rowerzystę. Ten uderzył pieszego w twarz pięścią i odjechał.

Piesi, auta i rowerzyści na ulicy Westerplatte w Krakowie

Piesi, auta i rowerzyści na ulicy Westerplatte w Krakowie

Autor: Jakub Włodek

Źródło: Agencja Gazeta

W momencie styku różnych grup uczestników ruchu często dochodzi do agresji i nie zawsze kończy się na inwektywach.

- Istnieją dwa główne czynniki, które mogą rodzić napięcia pomiędzy różnymi kategoriami uczestników ruchu - mówi dr Sylwia Milewska, psycholog transportu. - Pierwszym z nich jest niewłaściwe zagospodarowanie przestrzenne dróg. Może to być zbyt wąska jezdnia, brak wydzielonej ścieżki rowerowej. Drugi czynnik to pośpiech. Spieszymy się do pracy, po dzieci, na ważne spotkanie, pośpiech wywołuje stres, a ten prowadzi do agresji. W takich przypadkach zwykle kończy się jednak na używaniu klaksonu, nieeleganckich gestach czy przekleństwach.

- Niestety jest też wielu agresywnych kierowców i pieszych, u których dominują takie cechy osobowości. Mają potrzebę pokazywania swojej dominacji i siły na drodze w sposób agresywny względem innych uczestników ruchu. Zdarza się, że zatrzymują się, by "ukarać winnego" i wtedy dochodzi do niebezpiecznych zdarzeń, pobić - kwituje dr. Milewska.

Problem agresji dotyczy wszystkich grup uczestników ruchu. Nie tylko kierowców.

Ulica Puławska w Warszawie

Ulica Puławska w Warszawie

Autor: Adam Kozak

Źródło: Agencja Gazeta

Dwa koła, czyli frustracja, strach i agresja

Jazda na rowerze jest jedną z największych przyjemności, jakie możemy sobie zafundować przed pełnym wyzwań dniem. No, chyba że postanowisz przejechać jednośladem przez zatłoczone centrum. Z wyjątkiem szczęśliwych mieszkańców kilku miast sytuacja rowerzysty w gęstym ruchu drogowym jest nie do pozazdroszczenia. Z kilku powodów.

Pierwszy to słabo rozwinięta infrastruktura. W Europie Zachodniej ścieżki rowerowe buduje się od lat 70. W Polsce dynamiczna rozbudowa miast nastąpiła w czasie, gdy na samochody stać było nielicznych. Z tego powodu wyznaczanie osobnych ścieżek dla rowerzystów było niepotrzebne. Dziś w wielu miastach istnieje mniej lub bardziej skodyfikowany nakaz tworzenia ścieżek przy okazji remontu ulic wszędzie, gdzie to możliwe. Niestety, często jakość dróg rowerowych rozczarowuje. Słupy ulicznych latarni pośrodku ścieżki, ostre łuki wyprofilowane jak dla pieszych, krawężniki na skrzyżowaniu, znaki końca ścieżki przed każdym skrzyżowaniem i jej początku za przecznicą – znamy to, prawda? Ale urzędnicy są zadowoleni, bo "kilometrówka" się zgadza. Nieważne jak zbudowano drogi rowerowe, ważne, że jest ich więcej, niż oddali poprzednicy.

W jednym z miast średniej wielkości rowerzyści mieli dość i ogłosili protest. Na wspólny przejazd ścieżkami zaprosili wiceprezydenta, odpowiedzialnego za inwestycje drogowe. Kiedy jeden z uczestników protestu zapytał, dlaczego ścieżki buduje się z kostki i wzdłuż chodników, w odpowiedzi usłyszał: - A ty dlaczego jeździsz bez świateł?

Takie podejście do budowy infrastruktury stwarza sytuację, w której ci, którzy chcieliby korzystać z dróg rowerowych jako ciągów komunikacyjnych umożliwiających sprawny dojazd do pracy, skazani są na eksplozje frustracji, a ta rodzi agresję.

Najbardziej jaskrawym jej przykładem ostatnich lat był przypadek ze Szczecina. Wracający w towarzystwie kilku kolegów z treningu rowerowego mężczyzna został uderzony ręką przez przechodnia - jak potem przyznał sprawca, ten prawdopodobnie nie wiedział, że z tyłu ktoś jedzie. Pieszy upomniał rowerzystę mówiąc, że nie powinien poruszać się chodnikiem. Sebastian Z. uderzył go pięścią w twarz. Mężczyzna przewrócił się i uderzył głową w chodnik. Stracił przytomność, a po kilku dniach zmarł.

Absolutnie nie usprawiedliwiam tu powyższego przypadku. Ale trzeba podkreślić, że jednym ze źródeł wybuchów agresji rowerzystów jest również ich strach o własne bezpieczeństwo. Przede wszystkim z powodu kierowców - i słusznie.

Ruch uliczny na Moście Poniatowskiego w Warszawie

Ruch uliczny na Moście Poniatowskiego w Warszawie

Autor: Jacek Marczewski

Źródło: Agencja Gazeta

Za szybcy, za wściekli

Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2017 r. doszło do 4,2 tys. wypadków z udziałem rowerzystów. To niemal 13 proc. wszystkich zdarzeń drogowych w 2017 r. Winę za 2,3 tys. spośród tych wypadów ponosili kierowcy. Oznacza to, że byli oni odpowiedzialni za 56 proc. wypadków z rowerzystami. Jak to możliwe, że większość zdarzeń z udziałem rowerzystów powodują kierowcy, skoro muszą oni znać przepisy, by zdać egzamin, a do poruszania się jednośladem napędzanym siłą nóg wystarczy dowód osobisty?

Odpowiedzią jest pogarda. Znaczna część kierowców lekceważy nie tylko ograniczenie prędkości, ale i inne przepisy. Szczególnie te, których ignorowanie wydaje się nie zagrażać samym zmotoryzowanym.

Chyba każdy, kto w ciągu ostatnich dwudziestu lat zdał egzamin na prawo jazdy, wie, że przed strzałką warunkowego skrętu w prawo należy się zatrzymać. Ponownie ruszyć można dopiero po upewnieniu się, że pokonanie skrzyżowania będzie bezpieczne. Kiedy jednak dokument jest już w kieszeni, kierowcy zapadają na wybiórczą, ale za to masową amnezję. W normalnym ruchu drogowym niewielu kierowwców zatrzymuje się przed zieloną strzałką. Wielokrotnie zdarzało się, że gdy ja to robiłem, kierujący z tyłu trąbili lub migali światłami.

"Zielona strzałka" na skręt w prawo

"Zielona strzałka" na skręt w prawo

Autor: Bartosz Bobkowski

Źródło: Agencja Gazeta

Miliony kierowców nie uzupełniają wiedzy z zakresu przepisów i zapominają część tego, co wtłoczono im do głów. W efekcie, choć przepisy o rowerzystach zmieniły się w 2011 r. i w 2015 r., wielu kierowców do dziś o tym nie wie. Reagują oburzeniem na rowerzystów, którzy jadąc na wprost nie zatrzymują się przed skrzyżowaniem, przez które przebiega droga dla rowerów, wyprzedzają z prawej strony auta w korku albo pokonują rondo środkiem pasa ruchu. Mają do tego prawo, tyle tylko, że wielu kierowców wciąż o tym nie wie. W efekcie nie rozgląda się, a w efekcie rowerzystów nie widzi.

Nie lepiej jest ze stosunkiem zmotoryzowanych do pieszych. Choć na przestrzeni kilku ostatnich lat zauważyć można poprawę, to wciąż zdarzają się kierowcy, którzy jadąc drogą o dwóch lub trzech pasach, wyprzedzają czy wymijają samochody przed „zebrą”, na której ruch pieszych nie jest regulowany światłami. Nie tylko uznają, że to nic złego, bo przecież to pieszy powinien uważać, ale nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że w ogóle wyprzedzają. Jak tłumaczył krakowskiej policji przyłapany na takim wykroczeniu zmotoryzowany, nie wyprzedzał, bo przecież nie zmienił pasa; po prostu jechał swoim tempem i to nie jego wina, że kierowca obok zahamował. Inny kierujący z rozbrajającą szczerością stwierdził, że mimo tłumaczeń policjanta nie wie, jakie przewinienie popełnił.

- Prawo jazdy mam od czterdziestu lat i pierwszy raz o czymś takim słyszę - stwierdził z rozbrajającą szczerością.

Skończyło się na pięciusetzłotowym mandacie, który wydał się mężczyźnie absurdalnie wysoki. Kierowca miał szczęście, bo w takim wypadku funkcjonariusz miał prawo do wysłania go na egzamin sprawdzający umiejętności i wiedzę, którego ten najprawdopodobniej by nie zdał.

Z przejściami w ogóle mamy problem. W 2017 r. wśród potrąceń pieszych z winy kierujących aż 64 proc. miało miejsce na przejściach. Te często są źle doświetlone, a na wielu miejskich ulicach, a nawet drogach krajowych, prowadzą przez dwupasmówki mimo braku sygnalizacji. Kierowcy doskonale o tym wiedzą, ale tylko nieliczni zwalniają, zbliżając się do takich miejsc. Piesi zaś popełniają błąd, zakładając, że skoro oni widzą samochód, to i kierowca widzi ich.

Nic dziwnego, że hasło kampanii rządowej mającej poprawić bezpieczeństwo na drodze brzmi: "Dobrze Cię widzieć". Spot z Cezarym Pazurą ma namawiać uczestników ruchu drogowego, by zwracali baczną uwagę na swoje otoczenie - i sami dbali o to, by być widocznymi dla innych.

Wymówki nasze powszednie

Na co dzień jesteśmy zmuszeni do korzystania z infrastruktury, która nas nie w pełni satysfakcjonuje. Znajdujemy sobie więc powody, by nie przestrzegać przepisów. Kierowców do szewskiej pasji doprowadzają rowerzyści na szosówkach, którzy wybierają jezdnię, choć obok wiedzie ścieżka rowerowa. Ci argumentują, że nie mogą dojeżdżać do pracy ścieżką, bo koła kolarzówek nie nadają się do jazdy po nierównych, poprzecinanych krawężnikami i chodnikami ścieżkach z kostki Bouma, a poza tym jazda ścieżką z prędkością, na którą pozwala ten typ jednośladu, byłaby niebezpieczna. Uznają więc, że nie robią nic złego, jeżdżąc ulicą, choć łamią prawo. Idąc tym tropem, właściciele sportowych samochodów mogliby tłumaczyć ignorowanie ograniczeń prędkości możliwościami swoich maszyn.

Usprawiedliwiają się również kierowcy. Na ulicach wielu miast łatwo spotkać samochody zaparkowane na ścieżkach rowerowych czy kontrapasach. Nieraz auta są zostawiane na wyraźnie odznaczających się od reszty infrastruktury ciągach dla jednośladów. Kierowcy blokują je po prostu dlatego, że nie mają gdzie parkować. Tu też do głosu dochodzi taktyka, która części zmotoryzowanych każe przestrzegać przede wszystkim tych przepisów, których złamanie może spowodować uszkodzenie ich własnego auta. Z tego względu tacy rozgoryczeni brakiem miejsca kierowcy nie parkują na środku pasa ruchu.

Jak uratować polskie drogi? Dwa rozwiązania: pieniądze i szacunek

Co robić, by zakończyć polską wojnę drogową, albo doprowadzić choćby do zawieszenia broni? Kluczowe są tu dwie rzeczy. Pieniądze i szacunek.

Pieniądze potrzebne są po to, by inwestować we właściwie zaprojektowaną infrastrukturę. To musi być priorytet. Wzorując się na Holandii powinniśmy stawiać na rozwiązania, które oddzielają kierowców od rowerzystów, a tych z kolei od pieszych. Niekoniecznie chodzi tu jednak o masywne bariery ze stali. W kraju wiatraków wystarczy kilka centymetrów różnicy poziomu pomiędzy jezdnią, drogą dla rowerów i chodnikiem.

Musimy też zrozumieć, że współpraca jest lepsza niż walka. Bez wzajemnego szacunku wszystkich użytkowników drogi daleko nie zajedziemy. Jesteśmy krajem o stosunkowo niedługiej tradycji motoryzacyjnej, tak naprawdę wciąż uczymy się, jak korzystać z samochodów i dróg. Przykład krajów Europy Zachodniej pokazuje, że kierowcy mogą zrozumieć, jak ważna jest współpraca. W Madrycie czy Walencji znajdziemy ronda bez wyznaczonych pasów ruchu, choć dochodzą do nich wielkie arterie o czterech czy pięciu pasach. Nie jest to przeoczenie zarządców dróg. To efekt przeświadczenia o tym, że lepsze efekty da porozumienie pomiędzy zmotoryzowanymi niż walka na argumenty i klaksony. Możemy się porozumieć niezależnie od tego, czym jedziemy.

- Nie doszukiwałbym się złej woli pomiędzy poszczególnymi uczestnikami ruchu. Niezależnie od tego, kim jest uczestnik ruchu, zachowuje się zasadniczo podobnie. Jeżeli jest niesubordynowany jako kierowca, trudno oczekiwać, że będzie zachowywać się inaczej jako pieszy czy rowerzysta. Z tym, że tych subordynowanych jest więcej, a są mniej widoczni - stwierdza Witek Smolik z Warszawskiej Masy Krytycznej.

Widzi jednak małe "ale".

- Kierowcom czasem wydaje się, że posiadają doskonałe umiejętności, a samochód stanowi o ich bezpieczeństwie. Tego poczucia nie przejawiają piesi i rowerzyści. Rowerzyści stosują się do zasady, że mają sami zadbać o swoje bezpieczeństwo, przewidywać zachowania innych uczestników ruchu, uważać na siebie i innych. Każdy może popełnić błąd, ze zmęczenia, zamyślenia, zagapienia, z niefrasobliwości, głupoty, brawury. Każdy może mieć gorszy dzień -dodaje.

Dlatego, jeśli do pracy zamierzamy dojechać rowerem, dajmy się zauważyć kierowcom. Bądźmy widoczni! Nawet wtedy, gdy na skrzyżowaniu mamy pierwszeństwo.

Jeżeli wybieramy samochód, uprzejmością podziękujmy rowerzystom. Dzięki osobom, które wybrały dwa kółka, będziemy stać w krótszych korkach. Podobnie jest z pieszymi, którzy zdecydowali się skorzystać z własnych nóg albo tramwaju czy autobusu. Szacunek to naprawdę dobry pomysł.