Sigrid Harms, DPA/PAP

Breivik najbardziej niebezpieczny był nie przed atakami, ani nawet w ich trakcie, ale po nich. Ludzie, którzy przeżyli wydarzenia na wyspie, do dziś dostają wiadomości, których nadawcy piszą: „Żałuję, że Breivik nie dokończył swojego dzieła”- mówi Åsne Seierstad, dziennikarka, która prawie dwa lata badała sprawę największego zbrodniarza Norwegii.

Jest 22 lipca 2011 roku. Krótko po godz. 15 w Oslo, stolicy Norwegi, dochodzi do eksplozji przed budynkami rządowymi. Ginie osiem osób. Policja jeszcze nie wie, że prawdziwy koszmar dopiero nadejdzie.

W tym samym czasie na Utøyi, wysepce położonej na jeziorze Tyrifjorden nieopodal Oslo, trwa kilkudniowy obóz młodzieżówki norweskiej Partii Pracy. To właśnie jego uczestnicy są głównym celem Andersa Behringa Breivika. Zamachem w stolicy odwraca uwagę służb i dociera na Utøyę. Przemierza wyspę z karabinem i metodycznie, z zimna krwią, dokonuje rzezi – zabija 69 osób, a 33 rani.

To najkrwawszy w historii Norwegii zamach terrorystyczny. 32-letni Breivik został skazany na 21 lat więzienia, z możliwością nieograniczonego przedłużenia wyroku.

Norwegowie do dziś zadają sobie pytanie jak mogło dojśc do tak straszliwej zbrodni. Jedną z dziennikarek, która próbowała znaleźć odpowiedź na to pytanie jest Åsne Seierstad. W 2013 roku opublikowała książkę "Jeden z nas. Opowieść o Norwegii", która powstała w efekcie dwuletniego śledztwa ws. Brevika. Na podstawie światowego bestselleru Seierstad, Paul Greengrass nakręcił film "22 lipca", który od 10 października można oglądać w Netfliksie, a od 12 października w wybranych kinach.

Autor: Aleksander Andresen

Źródło: PAP/EPA / Wyspa Utøya widziana z przystani promowej w miejscowości Utvika.

Artur Zaborski: Podobno nie chciałaś brać udziału w powstawaniu filmu na podstawie twojej książki o Breiviku. Dlaczego?

Åsne Seierstad: Kiedy Paul Greengrass zadzwonił do mnie z propozycją współpracy przy filmie, od razu powiedziałam, żeby wykorzystał moją książkę według swojego uznania, ale nie widzę pola do innego rodzaju współpracy, bo nie znam się na robieniu kina.

Greengrass jest sprawnym reżyserem, który ma na koncie tak trudne tematy, jak rzeź dokonana przez brytyjską armię w Irlandii Północnej w 1972 roku ("Krwawa niedziela") czy tragedię 9/11 ("Lot 93"). W książce mogłam sobie pozwolić na autorski charakter, bo znam się na pisaniu. O filmie nie mam pojęcia, dlatego chciałam, żeby to on za niego odpowiadał. Ja miałam do dyspozycji 500 stron, które mogłam wypełnić wątkami, jakie uznawałam za niezbędne do dopełnienia mojej opowieści. Greengrass miał nieco ponad dwie godziny - musiał dokonać właściwych wyborów i zdecydować, na czym się skupić.

Dokonał decyzji i wybrał jedną spośród wielu rodzin ofiar, które opisałam, i przyjrzał się jej bliżej. Jemu zależało najbardziej, żeby powiedzieć, jak Norwegia zareagowała na tragedię, jak na nią odpowiedziała. Ja miałam inne cele.

Jakie?

"Jeden z nas. Opowieść o Norwegii" zaczyna się z dniem narodzin Andersa Breivika 13 lutego 1979 roku i śledzi jego biografię, żeby odpowiedzieć na trzy pytania: co uczyniło go terrorystą?; jak to możliwe, że zamach terrorystyczny udało mu się przeprowadzić?; jaki był polityczny aspekt jego poczynań?

Te sprawy interesowały mnie najbardziej, bo Breivik był kompletnie przeciętnym obywatelem dobrze funkcjonującego państwa. Nie był w organizacji terrorystycznej ani nie przeszedł prania mózgu. Musiałam sprawdzić, co w kraju dobrobytu popchnęło go do tego, czego się dopuścił, także po to, żeby powiedzieć młodym ludziom, czy każdy z nich mógłby zdobyć się na coś takiego jak on.

Pisałaś z myślą o młodych?

Od początku chciałam, żeby nastolatkowie mogli po moją książkę sięgnąć. Tak się stało, bo zyskała aprobatę nauczycieli. Po premierze cyklicznie organizowano spotkania w szkołach wokół niej. Potem temat ucichł.

Kilka tygodni temu znów zaproszono mnie do liceum pod Oslo. Pojechałam. Okazało się, że ludzie, którzy dziś mają 16-17 lat, wiedzą tylko tyle, że w 2011 roku jakiś facet zabił jakieś dzieci. Nic więcej, jakby nie była to największa tragedia ostatnich dekad w Norwegii.

Dlaczego powinni wiedzieć więcej?

Szkoła powinna analizować podobne przypadki prewencyjnie. Dziś ekstremalna prawica rośnie w siłę i działa tak, żeby feminizm, prawa gejów i lesbijek, otwieranie granic dla uchodźców były sprawami politycznymi. Nie możemy na to pozwolić. Musimy je sprowadzić do poziomu humanitaryzmu.

Autor: Lise Aserud/NTB scanpix

Źródło: ap/east news / Anders Behring Breivik wchodzi skuty na salę sądową

A tylko analizując przypadek Breivika, możemy zrozumieć, że ludziom takim jak on najbardziej zależy właśnie na wprzęganiu każdego ludzkiego zachowania w politykę. On najbardziej zaatakował równość i inność. Uderzył w nie, czyniąc z nich przedmiot dyskusji i sporu. Naszym, czyli dziennikarzy i nauczycieli, zadaniem jest, żeby znów wepchnąć je na tory dyskusji o humanizmie i humanitaryzmie. Prawicy bardzo zależy, żeby ludzkie odruchy były uznawane za słabość.

Na tym zależało Breivikowi?

Breivik najbardziej niebezpieczny był nie przed atakami ani nawet w ich trakcie, ale po nich, kiedy świat obiegły jego zdjęcia. Gdy antyterroryści go otoczyli, był w idealnie dopasowanym mundurze policyjnym, trzymał broń pewnie przed sobą, stał wyprostowany i dostojny. Zrobiono mu wtedy wiele zdjęć. Wyglądał na nich na bardzo silnego i niebezpiecznego, czyli tak jak chciał się kojarzyć.

On doskonale przygotował się na ten moment. Wiedział, że to będzie czas, kiedy media skupią uwagę na nim, dlatego musiał wyglądać na niezniszczalnego i niezłomnego - taki miał stać się symbolem radykalizującej się prawicy. Chciał wysłać w świat komunikat, że wrogość wobec innych jest w Norwegii silniejsza niż prawo i wymiar sprawiedliwości. Liczył, że te osoby z prawej strony, które nie tolerują imigrantów i innych mniejszości, uda mu się w ten sposób popchnąć do okazywania im swojej nienawiści.

Udało mu się?

Po procesie narodziło się wiele - nie przymierzając - fanklubów Breivika na Wschodzie, najwięcej w Rosji. Zachodnia część kontynentu nie dała się mu porwać. Mimo to poglądy, które wyznawał, w ostatnich latach szerzą się w całej Europie, i to dzięki politykom. Dlatego uważam, że o Breiviku trzeba mówić, kładąc szczególny nacisk na to, jak wyglądały jego porażki.

Groźne jest opowiadanie o samej masakrze, której dokonał, bo jeśli w pamięci zapisze nam się tylko ten straszny akt, wtedy oddamy Breivikowi takie miejsce w historii, na którym mu zależało. Jesteśmy zobowiązani mówić społeczeństwu o frustracjach Breivika i jego niepowodzeniach, które popychały go do niechęci do innych ludzi. Jeśli spojrzymy na niego jak na banalnego mężczyznę, który sięgnął po przemoc i odebrał 77 osobom życie z zazdrości i zawiści, wtedy nie pozwolimy, by jego czyn uczynił z niego kogoś wyjątkowego.

O Breiviku trzeba mówić, ale w mądry sposób.

Trzeba, ale jak powiedziałaś, Norwegia nie mówi. Dlaczego?

Boimy się tego tematu, który wciąż jest w naszym kraju traumą. Jesteśmy na tyle małym państwem, że właściwie każdy z nas w jakiś sposób otarł się o tę tragedię, nasi bliżsi lub dalsi krewni albo znajomi stracili kogoś ważnego w 2011 roku.

Nauczyciele boją się wchodzić w ten temat, żeby nikogo nie zranić, nie wywołać duchów przeszłości. Na dodatek nie ma systemu, który mówiłby, w jaki sposób taką rozmowę podejmować. Nikt nie chce tego robić na własną rękę. Kiedy przyjeżdżam na spotkania z młodzieżą, nauczyciele zawsze mi dziękują, że ich wyręczam.

Oni też uważają, że powinniśmy dyskutować o konsekwencjach działań ekstremalnej prawicy teraz, kiedy ona jest jeszcze w miarę opanowana, a nie wtedy, kiedy porwie się na coś przerażającego jak Breivik. Dyskusja o Utøyi powinna się odbywać w celach prewencyjnych, ale nie ma instrukcji, jak ją podejmować. Ekstremalna prawica zaś myśli, że jeśli nie rozmawiamy o tym, to znaczy, że się boimy. A ekstremalna prawica bardzo lubi strach. Nie wolno nam jej go dostarczać, bo zadziała jak olej napędowy.

Jak norweska prawica zareagowała na to, co zrobił Breivik?

Ekstremalna prawica w Norwegii jest bardzo słaba. Nie powinnam tak mówić, ale w jej poczet wchodzą życiowi nieudacznicy. Kiedy przyszli na rozprawę, nawet Breivik był wkurzony, że się pojawili, bo psuli jego idealny plan. Wyglądali kompletnie nieatrakcyjnie, byle jak ubrani, zapuszczeni, niezadbani. Tworzyli kontrast do tego, co reprezentował sobą Breivik.

On odnosił się do ideałów nazistowskich. W Trzeciej Rzeszy naziści byli piękni, uwodzicielscy, w mundurach od projektantów. Zawsze przedstawiano ich jako niebieskookich blondynów o atletycznych ciałach. Prawicowcy, którzy przyszli na rozprawą, byli ich zaprzeczeniem.

Akt, którego Breivik się dopuścił, nie wpłynął na powiększenie się ruchów ekstremistycznych, ale jedna przerażająca rzecz utrzymuje się od 2011 roku. Ludzie, którzy przeżyli wydarzenia na wyspie, dostają w mediach społecznościowych albo pocztą tradycyjną wiadomości, których nadawcy piszą im: "Żałuję, że Breivik nie dokończył swojego dzieła". To najgorsze pokłosie jego aktu w Norwegii.

Znalazłaś w sobie empatię do Breivika, kiedy pisałaś książkę?

Empatii nie, ale jako dziennikarka śledcza skupiam się na faktach, a nie na opiniach, dlatego w książce jasno zaznaczam i tłumaczę, że radykalizm nigdy nie jest efektem jednego doświadczenia czy jednego zdarzenia. Zawsze jest wynikiem procesów, które składają się na popadanie jednostki w ekstremizm. Zazwyczaj składają się na to trzy aspekty: osobowościowy, psychologiczny i polityczny. Taki jest przypadek Breivika.

Uważam, że naszym obowiązkiem jako dziennikarzy jest podawanie społeczeństwu tych informacji, do których nie ma dostępu. Dlatego nie zgadzam się na mówienie o Breiviku w charakterze czysto informującym o jego czynach. Domagam się zaprezentowania pogłębionej analizy tego, co doprowadziło do jego działania.

Przykładowo, jeśli Breivik mówi, że dopuścił się zabicia 69 dzieci na wyspie, to ja nie zgadzam się, żeby w mediach powiedzieć, że zabił je, bo to był najlepszy z politycznego punktu widzenia cel. Domagam się, żeby ta informacja została wzbogacona o to, co wydarzyło się w dzieciństwie Breivika, że jako dorosły człowiek skierował swoje karabiny przeciwko tak młodym ludziom.

Rozmawiałaś z nim o tym?

Rozmawiałam z jego przyjaciółmi, rodziną, sąsiadami i ludźmi, którzy go znali. Z nim samym wymieniliśmy tylko kilka listów.

Kiedy pisałaś, myślałaś o tym, że Breivik przeczyta książkę? Chciałaś zawrzeć jakąś wiadomość dla niego?

Kiedy opisywałam szczegółowo, co stało się z rodzinami ofiar, jak przeżyli stratę, jak zmieniło się ich życie, myślałam sobie: "Chciałabym, żeby on to przeczytał". Kiedy książka się ukazała, nic mnie już nie obchodziło, czy po nią sięgnie, ani co o niej pomyśli. Chciałam po prostu się od niego odciąć, nie mieć z nim nic więcej wspólnego. O odpisywaniu na jego kolejne listy nie mogło być mowy.

Przeczytał książkę?

Tak, skomentował ją dość wylewnie. Dostałam od niego dwunastostronicową recenzję. Wiem, że ma dużo czasu w więzieniu, ale ten elaborat mnie zaskoczył.

Autor: ODD ANDERSEN

Źródło: AFP/EAST NEWS / Anders Behring Breivik

Co napisał?

Nie chcę dawać mu głosu, dlatego nie chcę go cytować. Odpowiem inaczej. On jest bardzo dobry w manipulowaniu ludźmi. Kiedy przystępowałam do mojego śledztwa, on zaproponował, że napisze książkę ze mną. Oczywiście, odmówiłam bez zastanawiania się.

Powiedziałam mu, że to niemożliwe. Wtedy zaczął zasypywać mnie komplementami. Pisał, że jestem najlepszą dziennikarką w Skandynawii, zachwalał moje artykuły i książki, chciał się wkupić w moje łaski przez łechtanie próżności, tylko po to, żeby wejść do mojej opowieści o nim na swoich warunkach.

Odczytał twoją wiadomość?

Po lekturze jego recenzji nie mam pewności, czy on w ogóle przez te fragmenty przebrnął, czy też ograniczył się jedynie do części poświęconych jego osobie, bo w liście odnosił się jedynie do fragmentów o swojej zbrodni.

Jak zareagowałaś na jego recenzję?

Zignorowałam ją.

Nie odpisałaś?

Oczywiście, że nie. On nie jest moim kolegą, przyjacielem ani nikim, z kim chciałabym mieć kontakt. Był "bohaterem" mojej książki, po ukończeniu której nie chcę mieć z nim nic wspólnego. To, że dzięki "Jednemu z nas…" zrozumiałam więcej na jego temat, nie oznacza, że stałam się wobec niego choć trochę wyrozumiała.

Åsne Seierstad. Norweska dziennikarka i pisarka, najbardziej znaną dzięki relacjom o życiu codziennym w strefach działań wojennych - takich jak Kabul po 2001 roku, Bagdad w 2003 roku i zrujnowane miasto Grozny w 2006 roku. Pierwszą książkę napisała o Serbii, druga, pt. „Księgarz z Kabulu”, stała się międzynarodowym bestsellerem, a opowiada o tym, jak Seierstad mieszkała u afgańskiej rodziny w Kabulu po upadku Talibów w 2001 roku. Dalsze książki to relacje z trzymiesięcznego pobytu w Bagdadzie przed wybuchem wojny w 2003 roku i pobytu w Czeczenii po ostatniej tamtejszej wojnie. W 2013 roku opublikowała efekt dwuletniego śledztwa ws. Andersa Brevika w książce „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii”, która stała się międzynarodowym bestsellerem. Paul Greengrass nakręcił na jej podstawie film „22 lipca”, który od 10 października można oglądać w Netfliksie, a od 12 października w wybranych kinach.

Artur Zaborski. Dziennikarz i krytyk filmowy. Stały współpracownik „Zwierciadła”, „Wprost”, "Przeglądu”, "Pani” i Wirtualnej Polski nominowany w 2017 roku do nagrody PISF w kategorii krytyka filmowa. Miłośnik kultury Iranu. Wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej.