Michał Gostkiewicz , 12 grudnia 2019

Tyrol inny niż zwykle. Podziemny świat lodowca Hintertux

Zamarznięta Ściana - Gefrorene Wand - widziana z Naturalnego Lodowego Pałacu pod lodowcem Hintertux, Piotr Drożdż, Piotr Drożdż Photo

Pod narciarskim rajem na ziemi – stromymi stokami Gefrorene Wand i Olperera oraz lodami Hintertuxu - rozciąga się podziemne królestwo skały i lodu. Naturalny Pałac Lodowy to wycieczka pod lodowiec, a mrocznymi korytarzami Spannangerhöhle wejdziemy do wnętrza góry.

Trzy tysiące dwieście pięćdziesiąt metrów nad poziomem morza wiatr kąsa ciało przez każdą szczelinę, którą nieopatrznie zostawiłem w narciarskim ubraniu. Pospiesznie zasuwam suwak kurtki, naciągam mocniej kaptur. Mrużąc oczy od pięknego tyrolskiego słońca, brnąc w śniegu schodzimy całą gromadką około dwieście metrów w dół od końcowej stacji kolejki Gletscherbus.

We wnętrzu Lodowego Pałacu pod lodowcem Hintertux znajdują się zachwycające lodowe formy i korytarze

We wnętrzu Lodowego Pałacu pod lodowcem Hintertux znajdują się zachwycające lodowe formy i korytarze

Autor: Michał Gostkiewicz

Źródło: WP.PL

Zostawiamy za sobą majestatyczną Zamrożoną Ścianę, czyli Gefrorene Wand – górującą nad lodowcem Hintertux olbrzymią skałę. Jeszcze ją zobaczymy – w dość zaskakujących okolicznościach.

W bielutkim śniegu zieje ciemny otwór. To wejście do środka lodowca.

Przewodnik sprawdza, czy wszyscy mamy kaski. Gęsiego wchodzimy w sinoniebieski korytarz. W mocnym blasku rozświetlających go reflektorów ściany błyszczą nieziemską poświatą. Robi się cicho, tak cicho, że słychać wyraźnie ludzkie oddechy. Tu, pod lodem, nikt by się nie domyślił, że na zewnątrz hula wiatr.

Ruszamy w dół, pod lód. Stąpamy ostrożnie – jedni w górskich, inni w snowboardowych butach. Jeśli ktoś zapragnie zwiedzić Naturalny Pałac Lodowy w przerwie od szusowania po trasach Hintertuxu, buty można wypożyczyć w Intersporcie na wysokości 2660 m, pod restauracją Tuxer Fererhaus. Koniecznie trzeba mieć ciepłą odzież – górską lub narciarską, czapkę i rękawiczki. Pod lodem jest cieplej niż na zewnątrz – ale to wciąż temperatura oscylująca wokół zera stopni.

Schodzimy coraz głębiej. Raz przeciskamy się przez wąskie i niskie chodniki, by po chwili otworzyć szeroko oczy na widok otwierającej się przed nami galerii lodowych kryształów. Z góry zwisają olbrzymie sople stalaktytów. W podłożu otwierają się co jakiś czas małe podlodowe jeziorka. Podziwiamy niesamowite formy, jakie przyjmują trzewia Hintertuxu, tego niezwykłego, czynnego dla narciarzy 365 dni w roku lodowca.

Lodowe stalaktyty zwieszają się ze stropu jaskini pod lodowcem Hintertux

Lodowe stalaktyty zwieszają się ze stropu jaskini pod lodowcem Hintertux

Autor: Michał Gostkiewicz

Źródło: WP.PL

Dlaczego niezwykłego? Nie można ot tak sobie po prostu wejść pod każdy lodowiec. Pierwszy zajrzał do jego środka Roman Erler.

Był rok 2007, kiedy Erler prowadził wycieczkę grupy turystów. Mieli się już zbierać do powrotu, gdy nagle zobaczył zupełnie przypadkiem niewielką dziurę w śniegu. Na 10 centymetrów. Ale dziura była dziwna. Pionowa.

NIETKNIĘTY LUDZKĄ STOPĄ ŚWIAT

Zabezpieczony linami, w rakach na nogach, Erler podszedł do dziury. Zajrzał do środka. Zbyt wiele nie zobaczył, ale wrócił następnego dnia z lepszym sprzętem. Odważnie zapuścił się dół. To wtedy odkrył lodowy pałac.

- Wyobraźcie sobie, że jako pierwsi ludzie wchodzicie do miejsca, którego nikt przed wami najprawdopodobniej nigdy nie widział – mówi przewodnik, a my milkniemy w zachwycie. Romanowi Erlerowi przytrafiło się coś niezwykłego – odkrycie miejsca prawdopodobnie nigdy nietkniętego ręką człowieka.

Dziś, w porównaniu z pierwszą wyprawą Erlera, tunele są o wiele wygodniejsze. Wiele z nich to naturalne formacje, ale niektóre musiały zostać sztucznie poszerzone, poprawione, wygładzone, aby można było wpuścić do nich turystów.

Pomysł na Lodowy Pałac polega bowiem na tym, żeby mógł go zobaczyć każdy. Żeby przejść trasę przeznaczoną dla turystów, nie trzeba kończyć kursu wspinaczki lodowej ani być profesjonalnym grotołazem. Wystarczy, że jest nim nasz przewodnik, który opowiada, jak to w ogóle możliwe, że lodowiec, który jest przecież aktywny, zmienia się w zależności od pory roku, okazał się dostępny dla ludzi na tyle, żeby można było doprowadzić do jaskini elektryczność i wykonać prace udrażniające korytarze.

We wnętrzu Lodowego Pałacu pod Hintertuxem

We wnętrzu Lodowego Pałacu pod Hintertuxem

Autor: Piotr Drożdż

Źródło: Piotr Drożdż Photo

- Roman Erler przez dwa lata drążył w lodowcu potężny, głęboki na pięćdziesiąt dwa metry, pionowy tunel. Wyposażeni w specjalistyczny sprzęt eksperci ruszyli na badania. Między 2008 a 2012 rokiem dokonywali pomiarów i zbierali dane. Wyniki pokazały, że w tym rejonie lodowiec – który, jak każdy lodowiec, rusza się i co roku trzeba poprawiać te słupy wyciągów, które są osadzone w lodzie, a nie w skale – jest bezpieczny.

- Kiedy dotarli do skały pod lodem, okazało się, że ma ona temperaturę minus dwóch stopni Celsjusza. I to jest wyjaśnienie tajemnicy. Lodowiec jest przymarznięty do skały, która działa jak kotwica statku.

I jak uszczelka. Woda w środku lodowca jest czysta niczym destylowana. Nie zawiera prawie żadnych minerałów, w jeziorkach pod lodem nie ma zwierząt ani ryb. Ale wystarczyło trochę światła, żeby woda zabarwiła się na zielono od prymitywnych form życia.

Wchodzimy do obszernej lodowej komnaty. Jedna z jej ścian odróżnia się ciemnym kolorem. Przewodnik kieruje na nią światło. Po chwili widzimy, że to skała.

- Oto Zamarznięta Ściana, Gefrorene Wand, którą widzieliście na szczycie. To są jej fundamenty, do których przymarznięty jest lód.

Istotnie, temperatura cały czas jest poniżej zera. Dzięki ci, wynalazco primaloftu! - cieniutkiego, syntetycznego ocieplacza, który mam na sobie. Przez całą podróż pod lodem czuję komfortowe ciepło.

Gefrorene Wand, czyli Zamarznięta Ściana, a dokładnie jej ukryte pod lodowcem fundamenty

Gefrorene Wand, czyli Zamarznięta Ściana, a dokładnie jej ukryte pod lodowcem fundamenty

Autor: Piotr Drożdż

Źródło: Piotr Drożdż Photo

Tajemnica powstania Lodowego Pałacu została wyjaśniona. Ale lodowiec ma dla nas jeszcze jedną niespodziankę. Idziemy korytarzem jeszcze kawałek. Nagle rozszerza się on do obszernej komnaty, w której stoi…łódź.

Solidnych rozmiarów ponton przycumowany jest do lodowego nabrzeża. Tak, we wnętrzu lodowca jest niezamarzający kanał długości 90 metrów. Ma dwie funkcje. Zwykli turyści mogą przepłynąć nim na pokładzie pontonu, kajaka lub paddleboardu (od 12 roku życia, dopłata 10 euro do ceny zwiedzania całego kompleksu). A ci, którym lodowata woda niestraszna, mogą malowniczo oświetlonym kanałem przepłynąć – w tym wypadku trzeba przedstawić aktualne zaświadczenie o stanie zdrowia umożliwiającym taką zimną przygodę.

Nasza przygoda w Lodowym Pałacu dobiega końca. Po mniej więcej godzinie (dorośli – 21 euro, jeśli z wyprawą pontonem – 26 euro, dzieci do 11 lat – 13 euro) wychodzimy na powierzchnię. Słońce srebrzy stoki lodowca, ale my znów od niego uciekniemy. Tym razem nie pod lód, a pod ziemię.

Podziemne korytarze Spannagel Hoehle bywają bardzo wąskie. Klaustrofobia wysoce niewskazana

Podziemne korytarze Spannagel Hoehle bywają bardzo wąskie. Klaustrofobia wysoce niewskazana

Autor: Piotr Drożdż

Źródło: Piotr Drożdż Photo

PODZIEMNY ŚWIAT

W dawnych czasach dotarcie do wlotu jaskini Spannagelhöhle, położonego na wysokości 2531 metrów, nie było tak proste jak dziś. Dziś odpinamy narty przy Spannagelhaus – dawnej górskiej chacie Austriackiego Klubu Turystycznego (ÖTK), która obecnie służy jako nowoczesne schronisko i restauracja narciarzom i turystom górskim. Wejście do jaskini mamy na wyciągnięcie ręki - właściwie tuż przy schronisku. I jaskinia, i schronisko wzięły swoją nazwę od Rudolfa Spannagela, szefa ÖTK w latach 1902-1904.

Swojemu odkrywcy, właścicielowi Spannangelhaus Aloisowi Hotterowi, potężna dziura w ziemi tuż obok schroniska przez lata służyła jako wygodny…śmietnik. Wtedy nazywała się Grausliches Loch. Dopiero w latach 60. austriaccy speleolodzy rozpoczęli na dużą skalę eksplorację jaskini. Ekspedycje kontynuowano w latach 70.

I okazało się, że pod skałami Gefrorene Wand mamy do czynienia z geologicznym cudem.

Od szczytu lodowca Hintertux aż do Spannagelhausu rozciąga się skalna anomalia: pasmo nie spotykanej nigdzie indziej w Alpach Zillertalskich skały zwanej swojsko - i w dużym uproszczeniu - marmurem. I to właśnie w tej skale powstała olbrzymia jaskinia.

Głównym jej twórcą jest lodowiec. Do dziś w jaskini znajdowane są otoczaki – kamienie gładko wyrzeźbione przez wodę. Takie wielkości piłki futbolowej. Wytapiająca się z lodowca woda, płynąc z potworną siłą, cierpliwie formowała w bardziej miękkim od otaczających skał marmurze system podziemnych korytarzy. Strumyczki szemrzące dzisiaj po dnie jaskini to mikrusy w porównaniu ze strumieniami, które ją wyżłobiły.

Zbadany obszar Spannagelhöhle ma ponad dziesięć kilometrów łącznej długości chodników i komnat. Dla zwykłych turystów dostępne jest około 500 metrów skalnego labiryntu. Przed wejściem nasz przewodnik Christoph Anfang rozdaje kaski i żółte gumowe płaszcze ochronne – przed wilgocią i brudzącymi ścianami jaskini. Nieraz bowiem przyjdzie nam się między nimi przeciskać.

Jeżeli masz klaustrofobię – możesz tu przestać czytać. I nawet nie próbuj zbliżać się do wejścia do Spannagelhöhle. Jeśli zaś korci cię przygoda – zapraszam do podziemnego świata.

Powietrze w jaskini pozbawione jest niemal całkowicie zapachu. Nie jest też stęchłe, bo ogromny system korytarzy – przynajmniej w swojej początkowej części – ma szczeliny, łączące go ze światem zewnętrznym. Ruszamy w dół.

Choć wędrówkę – konieczne są znów porządne buty górskie lub snowboardowe, z długą cholewką – ułatwiają linowe poręcze, to co chwila albo trzeba się przygarbić, żeby przejść dalej, albo mocno wciągnąć brzuch. A potem wejść na chybotliwy drewniany mostek i przejść nad sporą głębią. Nie patrzcie w dół!

Mostek wewnątrz jaskini Spannagel Hoehle. Nie patrzcie w dół!

Mostek wewnątrz jaskini Spannagel Hoehle. Nie patrzcie w dół!

Autor: Michał Gostkiewicz

Źródło: WP.PL

Po bokach wydzielonej dla turystów ścieżki w świetle lamp ciągną się zachwycające bogactwem barw marmurowe skały. Po chwili oglądamy jedno z wielu podziemnych jeziorek. Niektóre to syfony, które kryją zalane wodą przejścia do głębszych, trudno dostępnych komór i korytarzy skalnego labiryntu. Przedostawać się nimi mogą tylko doświadczeni speleolodzy z odpowiednim sprzętem, umożliwiającym nurkowanie w podziemnych wodach. Nam, turystom, pozostaje relatywnie niewielki fragment jaskini. Ale i on jest pełen cudów!

Nasz przewodnik prowadzi nas najpierw do Głównej Galerii, gdzie można zobaczyć efekty erozji skał i rumowisko z kamieniami rozmiarów piłki futbolowej – co daje wyobrażenie, jak silne musiały być podziemne rzeki, które je aż tutaj przyniosły. Następnie wchodzimy do Hali Zjednoczenia, gdzie wspomniany mostek spina dwa brzegi głębokiej rozpadliny - Szybu dr Lorenza. To tu leży imponująca czaszka niedźwiedzia jaskiniowego. Jak wyjaśnia nasz przewodnik – to replika, oryginał znajduje się obecnie w muzeum. Gdyby kości wielkiego zwierzęcia pozostały w jaskini, szybko uległyby zniszczeniu i rozkładowi.

Czaszka niedźwiedzia jaskiniowego w Spannagel Hoehle. Na zdjęciu widoczna replika - oryginał znajduje się w muzeum

Czaszka niedźwiedzia jaskiniowego w Spannagel Hoehle. Na zdjęciu widoczna replika - oryginał znajduje się w muzeum

Autor: Michał Gostkiewicz

Źródło: WP.PL

Skąd w Spannagelhöhle kości zwierząt, które nie były z całą pewnością mieszkańcami jaskini? Speleolodzy znaleźli m.in. pozostałości owiec i kóz – wypasanych na alpejskich halach. Kiedy zwierzę spotkała w górach śmierć, jego kości unosiły wody lodowca, przepływające przez skalne szczeliny do jaskini. I w ten sposób znalazły się one pod ziemią – wyjaśnia Christoph.

Przewodnik prowadzi nas dalej, coraz węższymi i bardziej stromymi korytarzami. Przeciskamy się między skałami, gdy nagle trafiamy do zamkniętej skalnym murem, odosobnionej podziemnej komnaty. Brak w niej wody, nie słychać jej szmeru, sklepienie ginie w – jak nam się wydaje – mroku. Ale czym jest prawdziwy mrok, poznamy dopiero za chwilę.
- Zaraz wyłączę światło. Zgasną wszystkie lampy i moja czołówka – ostrzega Christoph. Zapada nieprzenikniona ciemność.

Nawet w najciemniejszą noc na środku morza, gdy jedynymi źródłami światła są te należące do samego statku, moje oczy nie doświadczyły ciemności tak głębokiej, tak jednolitej – i tak przytłaczającej. W absolutnej ciszy, gdy wokół słychać tylko niepewne oddechy towarzyszy wyprawy, nagle pojawia się świadomość: jesteś kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią ziemi, nie znasz drogi wyjścia i po omacku nie masz szans jej znaleźć, nikt nie wie, gdzie jesteś, nie masz ze sobą jedzenia ani cieplejszych rzeczy – po prostu, jeśli nie masz światła, to nigdy w życiu nie wyjdziesz z tej jaskini. Z tej ciemności i ciszy. Po dłuższej chwili ten brak bodźców staje się nieznośny. Gdybyśmy rzeczywiście nie mieli światła, już dawno zamieniłby się w obłąkańczy strach.

Przewodnik zapala czołówkę i system oświetlenia jaskini. Oddycham cicho, ale głęboko. Jakby zrobiło się nagle raźniej. Ruszamy w drogę powrotną. Tuż za wyjściem z jaskini uderza w nas wiatr. Ale jak ten wiatr pięknie pachnie! I to tu, na dwóch i pół tysiąca metrów, w zimie, gdzie roślinności jak na lekarstwo. Ale i tak niewiele rzeczy da się porównać ze słodką wonią czystego powietrza i olbrzymią przestrzenią górskich łańcuchów wokoło. Pod ziemią byliśmy trochę ponad godzinę. Dorosłych kosztuje to 15 euro, dzieci – 8. Dla zaawansowanych speleologów podziemny trekking to wydatek co najmniej 60 euro. Ale niesamowite wrażenia gwarantowane.

Jeśli więc na nartach w Tuxertal, na lodowcu Hintertux, przydarzy się wam dzień złej pogody – a nawet tam się czasem zdarza – zejdźcie pod lód lub pod ziemię. Czekają na was bajeczne widoki wnętrza lodowca i góry.

Materiał został zrealizowany podczas wyjazdu zorganizowanego przez biuro promocji turystyki austriackiego kraju związkowego Tyrol.