Artur Zaborski , 22 stycznia 2021

Handel dziećmi w sieci. Robią to również Polki

Kadr z filmu "Sole", Materiały prasowe

W internecie działają handlarze, którzy dziewczynom w niechcianej ciąży proponują wyjazd do któregoś z krajów Zachodniej Europy. Oferują im pokrycie kosztów podróży i pobytu. Ciężarne mogą zniknąć na kilka miesięcy, pozbyć się "problemu" i wrócić do domu. Najwięcej przypadków dotyczy Polek i Ukrainek – mówi reżyser Carlo Sironi.

Włoski reżyser Carlo Sironi w swoim głośnym debiucie "Sole" dotyka tematu handlu dziećmi z niechcianych ciąż. Bohaterką filmu jest Lena (w tej roli doceniana przez krytykę Sandra Drzymalska), która zgadza się sprzedać swoje dziecko zamożnej włoskiej parze.

Do czasu porodu opiekuje się nią Ermanno (Claudio Segaluscio), spokrewniony z rodziną oczekującą na adopcję. W ten sposób bohaterowie wykorzystują lukę we włoskim prawie, które ułatwia adopcję od członków rodziny. Ermanno podaje się za ojca dziecka, ale nie spodziewa się, że to udawanie rozbudzi w nim instynkt rodzicielski.

Film dostał dwie nagrody na MFF w Wenecji, nagrodę publiczność na Transatlantyku i główną nagrodę na festiwalu Tofifest. Zdobył też Europejską Nagrodę Filmową za odkrycie roku.

Artur Zaborski: Dużo Polek sprzedaje swoje dzieci we Włoszech?

Carlo Sironi: Znam najwięcej przypadków Polek i Ukrainek. Wydaje się, że te pierwsze sprzedają dzieci m.in. w konsekwencji restrykcyjnego prawa aborcyjnego w ojczyźnie. Te drugie robią to z powodów ekonomicznych - potrzebują pieniędzy, wierzą, że jako surogatki - bo tak się na nie mówi, choć oddają swoje dzieci, a nie te urodzone z komórki jajowej innej kobiety - mogą podnieść swój status materialny.

Carlo Sironi: "Nie chcę być kimś, kto mówi innym, jak mają żyć. Rozumiem ludzi, których motywacją jest posiadanie dziecka, bo czują się samotni"

Carlo Sironi: "Nie chcę być kimś, kto mówi innym, jak mają żyć. Rozumiem ludzi, których motywacją jest posiadanie dziecka, bo czują się samotni"

Autor: Stefania D'Alessandro

Źródło: Getty Images

Dużo o tym czytałem w raportach NGO-sów. W internecie działa wielu handlarzy dziećmi, którzy dziewczynom w niechcianej ciąży proponują wyjazd do któregoś z krajów Zachodniej Europy. Oferują im pokrycie kosztów wyjazdu, akomodacji, pobytu. Dzięki temu ciężarne mogą zniknąć na kilka miesięcy, pozbyć się "problemu" i wrócić do domu już po porodzie.

Dziewczyna znajduje takie ogłoszenie, odpowiada na nie i co dzieje się dalej?

Jest wiele scenariuszy, z którymi zapoznałem się w aktach sądów dla nieletnich. Zazwyczaj handlarz werbuje ciężarną dziewczynę i zostawia ją z członkiem rodziny, która chce je adoptować, więc chłopak udaje sprawcę jej ciąży.

Po rozwiązaniu matkę odsyła się do kraju, z którego pochodzi, a dziecko domniemany ojciec oddaje rodzinie, która chce je kupić. Oczywiście wcześniej matka zrzeka się opieki na rzecz "ojca", a ten potem przekazuje prawa do dziecka nowej rodzinie. Mówi się na to udawana adopcja.

Takie działanie jest legalne?

We Włoszech surogactwo oficjalnie nie istnieje. Do niedawna można było mieć surogatkę za granicą, ale w ciągu ostatnich dwóch kadencji rządu prawo jeszcze bardziej się zaostrzyło. Teraz niby nie można oficjalnie uznać dziecka, które zostało spłodzone i urodzone za granicą.

Ale istnieje luka prawna, bo nadal jest możliwość adopcji między bliskimi sobie ludźmi. Dlatego można ograniczenia obchodzić. Jest to wszystko dość absurdalne, bo niby mamy szczegółowe prawo, które tak naprawdę nie zajmuje stanowiska.

Ekipa "Sole" (od lewej): Bruno Buzzi (gra "docelowego" ojca dziecka), Sandra Drzymalska, Barbara Ronchi ("docelowa" matka), Claudio Segaluscio oraz Carlo Sironi

Ekipa "Sole" (od lewej): Bruno Buzzi (gra "docelowego" ojca dziecka), Sandra Drzymalska, Barbara Ronchi ("docelowa" matka), Claudio Segaluscio oraz Carlo Sironi

Autor: Maria Moratti

Źródło: Getty Images

Włochy pod tym względem dość mocno różnią się od innych krajów Zachodu. Na przykład w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych czy Hiszpanii prawo jest bardzo liberalne, ale sam proces adoptowania dziecka od surogatki jest niezwykle kosztowny.

Prawo dopuszcza takie rozwiązanie po to, żeby je zmonetyzować. Ale już we Francji prawo jest znacznie bardziej restrykcyjne, choć nie zakazuje takiej adopcji zupełnie. We Włoszech ograniczenia biorą się z tradycji i dużego wpływu Kościoła Katolickiego. Podejrzewam, że tak samo jak w Polsce.

O jakiej skali zjawiska mówimy?

Nie wiadomo, jak to wygląda w rzeczywistości, bo większości takich działań nie jesteśmy w stanie zarejestrować. Oficjalnie we Włoszech wykrywa się tylko kilka takich sytuacji rocznie. Nie wydaje mi się jednak też, żeby były to jakieś wielkie liczby, bo cała procedura jest niezwykle długa i wymaga wielkiego zaangażowania każdej ze stron.

Nie prościej po prostu adoptować dziecko?

Na tego typu rozwiązanie decydują się osoby, które nie chcą rodzić dziecka albo nie mogą go urodzić. Prezes Sądu Nieletnich we Włoszech powiedziała mi, że główną przyczyną jest pragnienie posiadania noworodka.

Przyszli rodzice chcą zajmować się dzieckiem od momentu jego przyjścia na świat, a nie jak to bywa w długotrwałym procesie adopcyjnym siedmio-, czy ośmiolatkiem. Wierzą, że w ten sposób będą mogli w całości wychować go w taki sposób, jak chcą, dziecko będzie "nieskażone" przez wzorce innych ludzi.

Temat jest częścią debaty publicznej we Włoszech?

Przewija się przez wiadomości, ale nie jest czymś, co elektryzuje społeczeństwo, które ma dualne podejście tej sprawy. Zauważyłem, że potępieniu podlega matka, która jest gotowa sprzedać noworodka. Ci zaś, którzy chcą dziecko kupić, spotykają się z wyrozumiałością.

Wciąż panuje przekonanie, że dziecko jest naprawdę twoje wtedy, kiedy zajmujesz się nim od kołyski. Taka postawa jest dyskryminująca w stosunku do dzieci, które czekają na adopcję w domach dziecka.

Mamy wciąż zakodowane przekonanie, że córka czy syn są nasze wtedy, kiedy towarzyszymy im od najmłodszych lat, co przekłada się na zdystansowany stosunek do starszych dzieci przygarniętych z ośrodków. Nasza biologia, pewien instynkt powoduje, że trudniej nam zaakceptować, że już częściowo odchowane dziecko może być w pełni nasze.

Ten temat wymaga szerszej debaty. Właściwie już w szkole powinny się pojawić lekcje, która pozwolą zmienić skostniałe definicje rodziców i pociech.

W swoim filmie nie potępiasz osób, które decydują się na zdobycie dziecka w ten sposób.

Nie chcę być kimś, kto mówi innym, jak mają żyć. Rozumiem ludzi, których motywacją jest posiadanie dziecka, bo czują się samotni. Sam miałem taki moment w życiu, kiedy mogłem zostać ojcem. Ale nim nie zostałem.

Ermanno podaje się za sprawcę ciąży, ale nie spodziewa się, że udawanie przyszłego ojca rozbudzi w nim instynkt rodzicielski

Ermanno podaje się za sprawcę ciąży, ale nie spodziewa się, że udawanie przyszłego ojca rozbudzi w nim instynkt rodzicielski

Źródło: Materiały prasowe

Od tamtej pory zadaję sobie pytanie, jak wyglądałoby moje życie, gdyby to się jednak wydarzyło. Choć nadal nie mam dzieci, czuję duchowe połączenie z tymi, którzy mają podobne refleksje. Kiedy przymierzałem się do filmu, wpadłem na pomysł bohatera, który ma tylko udawać sprawcę ciąży i towarzyszyć ciężarnej kobiecie do chwili rozwiązania, ale angażuje się tak bardzo w swoją rolę, że budzi się w nim instynkt ojcowski i odzywa się potrzeba posiadania potomka.

Ciekawiło mnie, jak wyglądają emocje kogoś, kto oczekuje narodzin dziecka, które nie jest jego. Zastanawiałem się, czy udawanie, że będzie się ojcem, może przejść w przeświadczenie, że naprawdę się nim zostanie.

Dlatego zatrudniłeś nieprofesjonalnego aktora?

Wiedziałem, że tylko osoba, która ma w sobie pewną szczerość, wcieli się w tę rolę wiarygodnie. Przemiana, którą przechodzi Ermanno, musiała zostać wygrana na pewnej naiwności. Do roli ciężarnej dziewczyny chciałem zatrudnić profesjonalną aktorkę z Europy Wschodniej, ale miałem problem ze znalezieniem kogoś, kto łączy w sobie sprzeczne cechy dojrzałości i dziecinności.

Kiedy zobaczyłem Sandrę Drzymalską, wiedziałem, że świetnie nada się do odtworzenia tej postaci. Choć szczerze mówiąc, bardziej zależało mi, żeby aktorka była z Rumunii albo Ukrainy, bo to znacznie biedniejsze kraje niż Polska. Nie byłem pewny, czy widz zrozumie motywację polskiej bohaterki. Nie każdy przecież ma świadomość, jak restrykcyjne jest wasze prawo aborcyjne.

Interesujące jest, że to właśnie Ermanno reaguje na sytuację emocjonalnie. Kiedy Polka oddaje dziecko, rozwiązuje się jej problem. Może wracać do kraju. Ale dla Ermanno zaczyna się koszmar. Błaga wujka, żeby mógł adoptować noworodka, a nie sprzedawać go, jak wcześniej umówiono.

Interesujące w dyskusji na temat ciąży wydaje mi się podejście do niej ciężarnej kobiety i sprawcy ciąży. W przypadku nieplanowanej ciąży kobieta bardzo często zostaje z problemem sama. Sprawca ciąży ucieka albo nie przejmuje się sytuacją.

Ermanno będzie błagał, żeby móc adoptować noworodka, a nie sprzedawać go, jak wcześniej umówiono

Ermanno będzie błagał, żeby móc adoptować noworodka, a nie sprzedawać go, jak wcześniej umówiono

Źródło: Materiały prasowe

A mnie interesowała odwrotna okoliczność, w której kobieta chce pozbyć się problemu, a w mężczyźnie otwiera się potrzeba opieki, pragnienie ojcostwa. Chciałem w ten sposób odwrócić najczęstszą sytuację i zwrócić uwagę na to, w jaki sposób surogactwo wpływa na obie strony.

Skonstruowałeś jednak bohaterów tak, że nie da się ich polubić od początku.

W ogóle nie interesuje mnie kino, które podpiera się faktami, żeby wyciskać łzy z widowni. Kiedy widzę planszę "Oparte na prawdziwej historii", wzruszam ramionami, bo wiem, że informacja, że film ma korzenie w rzeczywistości, ma służyć tylko temu, byśmy głośniej płakali i się emocjonowali.

Życie tak nie wygląda. Ermanno jest bohaterem, który na początku budzi naszą niechęć. Zachowuje się jak typowy koleś, który źle pojmuje męskość. Sprawia wrażenie toksycznego, nieprzyjemnego i groźnego. A tak naprawdę jest dojmująco samotny. I tę samotność trzeba pokazać przez coś innego niż snucie się w pojedynkę na ekranie.

Samotność najlepiej widać wtedy, kiedy nie przynależysz do żadnej z grup, w których się obracasz, jesteś wobec nich nieprzejednany, wrogi, bo nigdzie nie czujesz się na swoim miejscu. Dopiero kiedy publiczność się w tym orientuje, zmienia postrzeganie na temat bohatera. Na tym polega moc kina, że jest w stanie pokazać nam stany i emocje, które na co dzień nam umykają.

Wierzysz w siłę kina?

Kino potrafi sprawić, że widz czuje, że coś kompletnie fikcyjnego jest prawdziwe. To naprawdę potężny środek przekazu. Bardzo mnie dziwi, że traci pierwsze miejsce wśród sztuk, które miało przez lata. Dziś istnieje oczywiście pewien konflikt między naprawdę dobrymi filmami a popularnymi komediami. Tak naprawdę nie ma nic pośrodku. Albo idziesz na super znaną komedię, która ma gwiazdorską obsadę, albo na festiwalowy film.

Z drugiej strony słyszałem o niesamowitym sukcesie filmu "Kler" w Polsce, który przyciągnął do kin jedną ósmą ludzi mieszkających w waszym kraju. My z kolei we Włoszech mieliśmy hit "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" z Kasią Smutniak, który doczekał się remaków w ponad dwudziestu krajach świata. To pokazuje, że z kondycją kina wcale nie jest aż tak źle.

Sam planujesz kontynuować trudne tematy w kinie?

Mam w głowie kilka projektów. Jednym z moich marzeń jest zaadaptowanie książki Sébastiena Japrisota "Les mal partis", która opowiada o 26-letniej zakonnicy zakochanej w czternastoletnim chłopcu.

Jest w niej wszystko to, czego szukam w sztuce: niebezpieczne uczucie, zaburzona tożsamość, niepewność własnych pragnień, bezradność w stosunku do instynktu i biologii. Walczę o prawa do adaptacji i mam nadzieję, że niedługo uda mi się przerobić literaturę na scenariusz i na film.

Film "Sole" Carla Sironiego można oglądać w Player.pl