Góra lodowa na Grenlandii. Przez ocieplenie klimatu może stopnieć, Martin Zwick/REDA&CO/Universal Images Group, Getty Images
Zaczęło się od tego tweeta Karoliny Opolskiej.
Dziennikarka wskazała, że w czasach groźnych zmian klimatycznych niektórzy prezenterzy i niektóre prezenterki prognozy pogody wciąż "kwilą" radośnie o tym, jak to miło i przyjemnie, że w lutym w Polsce mamy czasem na 15 stopni na plusie.
Czy to możliwe, że ocieplenie klimatu, topniejące lody Arktyki i Grenlandii, pożary w Australii, nie miały wpływu na to, jak ludzie, którzy zajmują się pogodą na co dzień, zawodowo, opowiadają o niej milionom odbiorców?
Dzwonię do Jarosława Kreta, który od dwóch miesięcy, po okresie bezrobocia, znów informuje o pogodzie, tym razem na Polsacie.
Sebastian Łupak: Czy w związku z globalnym ociepleniem zmienił się sposób opowiadania o pogodzie?
Jarosław Kret: Zmienił się dramatycznie.
W jaki sposób?
Naukowcy, dziennikarze czy społecznicy, jak Greta Thunberg, muszą już teraz krzyczeć w tej sprawie. To już nie są jakieś delikatne eufemizmy: "bo my was nie chcemy straszyć". Nie! Teraz mówimy: żyjemy w obliczu katastrofy klimatycznej, róbmy coś, działajmy, bo będzie za późno. My, dziennikarze i prezenterzy prognozy pogody, też nie mamy już wyjścia. Trzeba obrać ostry kurs.
To ma wpływ na pana pracę?
W jednym, dwóch zdaniach staram się opowiedzieć, dlaczego dziś mamy taką pogodę a nie inną, i co ma na to wpływ. Zawsze można powiedzieć po prostu: ta nienaturalna jak na tę porę roku pogoda jest prawdopodobnie wynikiem zmiany klimatu. Każdy z nas ma teraz telefon, a w nim prognozę pogody. Ale to, co mamy w smartfonie, to liczby i nic więcej. Świadomy prezenter pogody wytłumaczy, co się dzieje i dlaczego jest tak ciepło w lutym. To jest moje zadanie: powiedzieć, dlaczego w lutym jest 9 stopni. Ja chcę budować w ludziach świadomość, bo jak człowiek zaczyna wątpić, to zaczyna myśleć. Musimy żyć świadomie.
Prognozy pogody są jednak za krótkie, żeby o wszystkim opowiedzieć.
Dlatego ja mogę tylko pewne problemy sygnalizować. Resztę muszą zrobić naukowcy, dziennikarze, publicyści, szkoła.
Są jednak prezenterzy i prezenterki, którzy w środku lutego z uśmiechem na ustach mówią: cieszmy się, bo jest piękne słoneczko.
Nie można mówić takich rzeczy! Jak ja to słyszę, a słyszę, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Ale nie odpowiadam za zatrudnianie ludzi w innych stacjach telewizyjnych czy radiowych. Ja jestem od przekazywania informacji, a nie od oceniania, czy słoneczko jest piękne. Jedni się cieszą, że jest piękny dzień, a inni martwią, że ziemia wysycha.
Ale nie można już o pogodzie opowiadać figlarnie czy banalnie. Można się czasem uśmiechnąć, ale temat jest bardzo poważny.
Ale nie straszy pan chyba ludzi?
Nie jestem od budowania wizji katastroficznych. Mam zdawać relację z tego, co się dzieje. Jeśli mam świadomość, że przed nami katastrofalna susza, to nie owijam w bawełnę.
Pogoda będzie dla nas coraz ważniejszą informacją?
Ludzie może nie zdają sobie może sprawy, ale to jest ważniejsza informacja od tego, czy jakaś posłanka wcina kluski, mlaszcząc podczas posiedzenia Sejmu. Naprawdę! Pogoda dotyczy nas codziennie. Dotyczy nie tylko tego, jak się ubrać, ale też tego, czy zgnije nam zboże i czy spłonie las. Bo jeśli nie ma śniegu, to ziemia nie skumuluje odpowiedniej ilości wilgoci i lasy latem będą cierpieć. I znów się zaczną pożary.
Wkraczamy w czas silnych ekstremów, które będą nas dotyczyć. Weźmy deszcze. Mamy teraz – w związku ze zmianami klimatu – coraz więcej deszczów nawalnych. One przynoszą w krótkim czasie bardzo dużo wody, a wyschnięta, zaskorupiała ziemia nie jest w stanie tej wody przyjąć. Dlatego musimy się zacząć zastanawiać, jak budować miasta, żeby unikać wielkich miejskich powodzi.
Skąd pan czerpie wiedzę o zmianach klimatu?
Współpracuję z grupą prezenterów pogody z całego świata. Staramy się spotykać dosyć często, m.in. przy okazji spotkań COP [cykliczna konwencja ONZ w sprawie zmian klimatu – red]. Zastanawiamy się, jak informować o tym, co dzieje się ze środowiskiem. Lekarz i nauczyciel musi być na bieżąco ze zmianami i podobnie jest z nami. My musimy mieć świadomość tego, co dzieje się w nauce. Musimy się edukować.
Mamy jako naród świadomość tego, co się dzieje?
W krajach zachodnich ta wiedza o środowisku, o zmianach klimatycznych, o gospodarce wodnej, jest na nieco wyższym poziomie. Tam prowadzi się edukację już w szkole podstawowej. My jesteśmy krajem, którego gospodarka opiera się na węglu, więc lobby węglowe jest dosyć silne. Ale ja o zmianach klimatu mówię od 15 lat. Na przełomie lat 80. i 90. na Zachodzie już się mówiło o ociepleniu klimatu, o dziurze ozonowej. U nas ludzie wtedy stukali się w głowę: co oni bredzą o jakichś dezodorantach?
Teraz już nadganiamy Zachód i zaczynamy rozumieć, jaki zgubny wpływ może mieć nasza gospodarka i polityka na środowisko. Nasza świadomość się poszerzyła. Młodzi ludzie, urodzeni już w wolnej Polsce, mają świeże głowy i kontakt ze światem i zupełnie inaczej na to patrzą.
Wciąż istnieją ludzie, którzy negują ocieplenie klimatu, stawiają na gospodarkę węglową i uważają, że ta opowieść o ociepleniu to spisek lewaków…
Klimat stał się sprawą polityczną, a politykom nie wolno wierzyć. Tę wiedzę trzeba weryfikować w świecie naukowym. Polecam wszystkim portal Nauka o Klimacie oraz książkę pod tym samym tytułem autorstwa Aleksandry Kardaś, Szymona Malinowskiego i Marcina Popkiewicza. Tam są odpowiedzi na wszelkie wątpliwości. To kompendium wiedzy o tym, co się dzieje z klimatem, lepsze od wątpliwej "wiedzy" populistycznych krzykaczy. Polecam też książkę pracującej w Oksfordzie niemieckiej fizyczki Frederike Otto "Wściekła pogoda. Jak mszczą się zmiany klimatu, kiedy są ignorowane". Ona te zmiany w przejrzysty sposób opisuje.
Czy powinno nas obchodzić, że w Australii płoną lasy, a na Grenlandii i Islandii topi się lodowiec? Przecież to tak daleko od Polski. U nas w lutym świeci słońce i jest pięknie.
Nie możemy być jak mały Dyzio, który myśli, że dotyczy nas tylko to, co najbliżej nas. Nas dotyczy wszystko, co się dzieje na tej planecie. Jeśli ja się dowiaduję, że Grenlandia zaczyna się topić, że kurczy się Arktyka – to jako człowiek świadomy zaczynam być przerażony, bo wiem, że to ma wpływ na nas. Może nie mam od razu depresji klimatycznej, ale mam świadomość, że to są gigantyczne procesy, trwające od lat, które są coraz trudniejsze do odwrócenia.
Z roku na rok rejestrujemy coraz wyższą temperaturę, już nie tylko w Australii, ale też w Polsce. W latach 70. w Polsce jak było latem 31 stopni, to był niemiłosierny upał. A teraz? 31 stopni było w zeszłym roku właściwie codziennie. To stało się normalne. Mieszkałem w Indiach 20 lat temu i wtedy 46 stopni to była katastrofa. Teraz Delhi nawiedziło 50 stopni. To są dramatyczne zmiany!
Jest pan optymistą czy pesymistą? Zawrócimy te zmiany na czas, czy będzie coraz gorzej, a Europę zaleje kolejna fala uchodźców z Afryki, tym razem klimatycznych, bo ziemia całkowicie tam wyschnie?
Widzę to wszystko pesymistycznie. Co nie odbiera mi - oczywiście - sił do walki. Zostało niewiele czasu na uświadomienie całej ludzkości, przed jaką katastrofą stoimy. Musimy zrozumieć, że wciąż wszystko zależy od nas, musimy wypracować schematy edukacji, zachowań i działań. Mamy na jednej szali dobro planety, a na drugiej zwykłą ludzką chciwość i skłonność do nadmiernej konsumpcji. A uchodźcy? Zmiany klimatu bez wątpienia wpłyną na ogromne ruchy migracyjne. Jeżeli się ich boimy i chcemy je zatrzymać, to zadbajmy o powstrzymanie zmian w klimacie.
Zubilewicz: uczmy od podstawówki
To samo pytanie – czy i jak zmienił się język prezentowania prognozy pogody – zadałem także Tomaszowi Zubilewiczowi z TVN. Oto jego wypowiedź:
- Moja praca wymaga teraz więcej przygotowania, bo jesteśmy świadkami czegoś nowego. Te procesy nie miały dotąd miejsca. Nie wystarczy więc już mówić tylko o pogodzie, ale trzeba też tłumaczyć, z czego taka a nie inna pogoda wynika i do czego może prowadzić. Musimy być świadomi tego, co się dzieje. Moim zadaniem jest tłumaczenie zjawisk i niebezpiecznych procesów, które dzieją się w dolnej części atmosfery przez działalność człowieka. Musimy wiedzieć, czym są odnawialne źródła energii i efektywność energetyczna.
Wróciłem właśnie z Finlandii, gdzie bardzo dużą wagę przykłada się do życie w przyrodzie. Mają tam lasy, jeziora i najczystsze powietrze i to jest część składowa ich życia. Wiedzą, co mają i o co muszą dbać. Już od przedszkola mają edukację ekologiczną. Tłumaczą sprawy związane z klimatem i pogodą. Uczą rozsądku w działaniach człowieka.
W Polsce jest za mało edukacji prośrodowiskowej. Gdybym był ministrem edukacji, na pewno zwiększyłbym ilość godzin związanych z problemami ochrony klimatu. Jeżdżę po Polsce i mam spotkania z młodzieżą. Mam przygotowane prezentacje, które dla wielu osób są zaskoczeniem. Dopiero teraz, gdy powstał poważny problem smogu, ludzie zaczęli się zastanawiać, co się dzieje z pogodą i dlaczego mamy taki kożuch zawieszony w dolinach przy bezwietrznej pogodzie.
Musimy też zrozumieć, że wszystko jest połączone. Ingerencja w jedną sferę oddziałuje na pozostałe. To, że Grenlandia czy Islandia są daleko, nie oznacza, że tamtejsze procesy nie będą oddziaływać na klimat w Polsce. Będą!