Materiały prasowe
"Przebudzenie Mocy" z 2015 okazało się nie tylko kasowym hitem, ale i dość mocno podzieliło społeczność fanów kultowej sagi. W jednych dosłownie obudziło moc i starą miłość do gwiezdnej sagi (autor recenzji zalicza się do tej grupy), inni zaś zarzucali dziełu J.J. Abramsa tanią grę na nostalgii i brak jakichkolwiek innowacji fabularnych. Wszyscy jednak zgodnie twierdzili, że nowi bohaterowie czyli Rey, Kylo Ren czy Snoke dają twórcom kolejnych części spore pole do popisu i otworzyli furtkę do bardziej niekonwencjonalnych rozwiązań.
Postaci te obudziły też w wielbicielach "Gwiezdnych wojen" ogromny głód poznania odpowiedzi na wiele pytań dotyczących przeszłości postaci oraz dróg - zarówno tych, które już przebyli, jak i tych, które dopiero są przed nimi. I choć powinienem zostawić to sam koniec recenzji "Ostatniego Jedi", to napiszę to już teraz - w ósmej odsłonie nie pada jeszcze żadna oczekiwana przez wszystkich odpowiedź, oprócz tej zawartej w tytule. Na nie będziemy musieli poczekać aż do zamknięcia nowej trylogii.
Reżyser "Ostatniego Jedi", Rian Johnson skupił się w filmie na tym, z czego "Gwiezdne wojny" słyną najbardziej - opowiedzeniu historii o walce dobra ze złem gdzieś daleko w galaktyce. Nie dowiemy się więc póki co, skąd tak niekontrolowane pokłady mocy w niepozornej Rey i dlaczego Kylo Ren przeszedł na ciemną stronę obudzonej w poprzedniej części Mocy. Szkoda też, że widz będzie musiał uzbroić się w cierpliwość - chcąc poznać historię postaci Snoke'a, należy poczekać do premiery części IX.
"Ostatni Jedi" jest za to pożegnaniem z sagą zmarłej nagle pod koniec 2016 roku Carrie Fisher. To w jaki sposób dokonał tego reżyser na pewno zaskoczy wielu wiernych fanów kultowej postaci z jeszcze bardziej kultowej serii.
Jako wieloletni fan dzieła George'a Lucasa cieszę się niezmiernie, że dostaliśmy kolejną odsłonę "Gwiezdnych wojen". I chociaż żałuję, że na pełną wersję tej opowieści będę musiał czekać jeszcze kilka lat, tak nie mam nic przeciwko, by kosmiczna saga - w wersji ze Skywalkerami lub bez - gościła na naszych ekranach tak często, jak w ciągu ostatnich 24 miesięcy.