Bartosz Czartoryski , 30 kwietnia 2020

Może ludzie muszą wyjść na ulicę. Ja sam wyjdę!

East News

Świat z konieczności może i zwolnił obroty, ale diabeł nie uciął sobie drzemki. Adam Nergal Darski, choć również trochę przystopował, to nie próżnuje. Lider zespołu Behemoth opowiada nam o swojej kwarantannie, drugiej płycie jego projektu Me and That Man "New Man, New Songs, Same Shit. Volume 1" oraz niewesołej prognozie dla Polski.

Bartek Czartoryski: Przed paroma dniami miałeś zakończyć trasę koncertową, a okazuje się, że zaczniesz ją najwcześniej za pół roku.

Adam Nergal Darski: Ze sporym dystansem podchodzę do tego przesuwania wszystkiego na jesień, bo nikt nie ma pewności, żadnej wiedzy na ten temat. A ja nie chcę zgadywać i potem czegoś odwoływać, już uzbroiłem się w cierpliwość, która zwykle jest u mnie deficytowa. Lecz pierwszą pozytywną rzeczą, jakiej nauczyłem się podczas izolacji, jest spowolnienie.

Twoje życie przystopowało?

Chyba nawet bardziej niż kiedykolwiek. Dawno nie mogłem sobie pozwolić, aby czas po prostu płynął, bez jakichś ram, deadline’u i tak dalej. Powróciłem do stylu komponowania, który miałem, jeszcze zanim nasza kariera nabrała tempa. Zawsze sam się poganiałem, narzucałem sobie terminy, a teraz mam czas pobawić się swoimi pomysłami.

I muzyka po prostu powstawała, nie miałem wtedy poczucia, że nie mogę sobie pozwolić na przerwę, bo pracuje ze mną trzydzieści osób. Dzisiaj Behemoth jest brandem, przedsiębiorstwem. Normalnie nie mam tego komfortu powolnego życia, a dziś wszystko mogę załatwić telefonicznie. Nie mam lufy przy skroni.

Nie pamiętam już takiego uczucia. Choć, oczywiście, jestem przy tym zaniepokojony sytuacją. Jednocześnie ona mnie ekscytuje, bo będziemy musieli zrewidować swoje systemy.

Czy aby już Me nad That Man nie było dla ciebie swoistym wentylem bezpieczeństwa, odskocznią od tego, co robisz z Behemoth?

Me and That Man powstało nawet jako przeciwwaga dla Behemoth. Nie gramy ciężko, ja korzystam ze swojego naturalnego głosu, nie operujemy metaforami, tysiącami znaczeń, wszystko opowiedziane jest prosto z mostu. Potrzebowałem tego projektu, aby złapać balans w życiu i była to dla mnie istna artystyczna autoterapia.

Chciałem się otoczyć innymi ludźmi i potem móc spojrzeć na Behemoth ze świeżej perspektywy. Ale trudno mówić o odpoczynku, bo te dwa czy trzy tygodnie, które minęły od trasy ze Slipknot do premiery płyty Me and That Man, to żadna regeneracja.

Dopiero teraz mogę, nawet muszę narzucić rygor odpoczynku. Inaczej nie mogę przestać pracować, znajduję sobie różne rzeczy, sieję zdrowy ferment. Dlatego też muszę co jakiś czas wygospodarować sobie tydzień czy dwa wakacji, kiedy odcinam się od social media i nie zabieram gitary, tylko czytam książki, ćwiczę, śpię i odżywiam się zdrowo. Sam brak kontaktu z kimkolwiek jest wtedy dla mnie dużym komfortem.

A teraz świat jakby odpowiedział na moją potrzebę.

Nie wszyscy jednak podobną potrzebę mieli.

Każdy ma tyle samo czasu, to jest coś, co nas wszystkich zrównuje, czas nikogo nie traktuje wyjątkowo. A teraz mamy go wszyscy, bo naprawdę mało kto pracuje więcej ode mnie. Dlatego czytajmy książki, odpoczywajmy, spędzajmy czas z rodziną, kochajmy się. Bo często przez pracę zaniedbujemy sferę intymną.

Nergal podczas koncertu Me And That Man w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku. Wrzesień 2017 roku

Nergal podczas koncertu Me And That Man w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku. Wrzesień 2017 roku

Autor: Karol Makurat

Źródło: East News

Teraz jest czas na seks, na sen, na spacer i na zrobienie sobie zdrowego posiłku. Żyć nie umierać. Zdaję sobie sprawę, że nie przeskoczymy czynnika finansowego, że mówię z perspektywy człowieka bez ekonomicznej sraczki, który nie musi myśleć, skąd weźmie pieniądze za rok.

A współczuję ludziom żyjącym na kredyt za pieniądze pożyczone z banku. I to jest kolejny alarm dla świata, który przez ostatnie dwadzieścia lat bez opamiętania zapier….ał na tym patencie. Czy to jest dobry model? Nie będę odpowiadał na to pytanie, ale myślę, że to się zmieni, że zmieni się system naszego życia. Czekam na efekty tego procesu.

Praktycznie przez cały czas jesteś obecny na Instagramie i twoja tamtejsza wersja może cokolwiek zdziwić tych, którzy znają cię wyłącznie ze sceny. Bo mogę się założyć, że nie wszyscy kojarzą Nergala ćwiczącego jogę i niejedzącego mięsa. Dla ciebie social media to narzędzie komunikacyjne, marketingowe czy raczej sposób kreacji pewnej rzeczywistości?

Sam zdaję sobie sprawę, że jestem uzależniony od social media, co nie jest dobre, ale to dla mnie świetna zabawka, sposób komunikacji z ludźmi, na których mi zależy, skracanie dystansu z fanami. Ktoś mi powiedział, że jestem wtedy odarty z mistyki, ale ja już dawno miałem to gdzieś, bo taka jest moja natura, jestem wybitnie ekstrawertyczny, może nawet ekshibicjonistyczny i nie mam zamiaru się ze sobą szarpać.

Możesz mnie obserwować na Instagramie albo nie, nie musisz tracić życia, spędzając czas na moich profilach i ziać nienawiścią jeśli coś ci nie pasuje. Tak jak ja omijam miejsca kultu, po co mam się z kimś wykłócać, buduję sobie spokojną i komfortową przestrzeń życiową. I to zwykle sugeruję wszystkim ludziom, zapuszczajcie się tylko tam, gdzie czujecie się dobrze.

Zresztą za moimi profilami nie stoi żadna strategia, sam osobiście je prowadzę i mam żadnego doradcy, wszystko, co się tam dzieje, jest prawdziwe i spontaniczne. Głupkowaty Nergal jest prawdziwy i ten poważny też. Zawsze robię to, co akurat sobie wymyślę i w ten sposób lubię korzystać ze swojej wolności, nawet jeśli czasem muszę przez to iść do sądu. Pewnie jest w tym jakaś kreacja, jasne, są też strefy intymne, których nie pokazuję i trzymam się wyznaczonych przez siebie granic.

Prawdziwy też jestem na koncertach, na scenie, choć jest to obudowane skórami, ćwiekami, krwią i ostrymi dźwiękami. Człowiek to skomplikowane zwierzę…

Przeglądając zawartość nowego albumu Me and That Man można by się spodziewać, że "Burning Churches" będzie nawiązaniem do blackmetalowych korzeni, a nie najbardziej skocznym numerem na płycie.

Ktoś mi nawet napisał, że prędzej by się spodziewał takiego tytułu po Behemocie, ale to byłaby fatalna, pozbawiona gustu metalowa klisza. A tutaj mamy satanistyczne szanty, co z natury konwencji jest trochę wieśniackie, ale przez to wywrotowe i zabawne, to mrugnięcie okiem do sceny, z której wyrastam.

Jestem zaskoczony popularnością tej piosenki, którą zresztą napisał dla mnie Mat McNerney. Spodziewałem się nawet, że będzie gównoburza, ale świat zareagował dość ekstatycznie.

Zawsze podkreślałeś, że Behemoth jest mocno osadzony w naszym kręgu kulturowym, a tymczasem z Me and That Man przekraczasz ocean. Skąd fascynacja całą tą "americaną"?

Lubię myśleć o tym w inny sposób. Pierwsza płyta może faktycznie tak brzmi, słychać tam neo-folk, bluesa, americanę, na drugiej ten eklektyzm został podkręcony. Trudno zdefiniować, co robimy. Są artyści transgresywni, którzy nie trzymają się jednego stylu, jak Iggy Pop, Josh Homme, Jack White, Mark Lanegan albo Nick Cave.

Bo u tego ostatniego można znaleźć i bluesa, i folk, ale czy on jest artystą bluesowym albo folkowym? My jeszcze jednak za mało zrobiliśmy, aby powiedzieć, że jesteśmy wyjątkowi. Chociaż może wyjątkowi jesteśmy, ale, na przykład oryginalni już absolutnie nie.

O Behemocie też bym nie powiedział, że jest oryginalny, lecz już unikatowy jak najbardziej. Lubię przefiltrowywać gatunki przez swoje doświadczenie i wyrzygać artystycznie coś, co będzie aspirowało do miana unikatu. I o ile pierwsza płyta była bliska amerykańskiej klasyce, to druga jest raczej bezprecedensowa.

Chyba jeszcze nikt nigdy nie zebrał na jednym albumie prawie samych metalowych nazwisk, zarówno z nisz, jak i z mainstreamu, i podał w takiej formie, w jakiej większość tych artystów jeszcze nigdy się nie zaprezentowała. Nie kryję się również z tym, że jeśli rozbierzesz Me and That Man na czynniki pierwsze, to otrzymasz trochę rockandrollowych klisz i znanych standardów, ale jak dołożysz do tego brzmienie, głosy, internacjonalny charakter zespołu, to otrzymasz coś magicznego.

Cieszy mnie to niezmiernie i muszę przyznać, że jestem hiperzadowolony z efektu.

Jak facet, któremu na imprezę udało się zaprosić najfajniejszych chłopaków ze szkoły?

Bingo! Budżet płyty był mały, proponowaliśmy gościom niewielkie honoraria, ze wszystkie klipy płaciłem ze swojej kieszeni, nikt nie przejmował się, czy na tym zarobimy. Póki mam entuzjazm i pasję, które działają na ludzi i ci dają się namówić na podobne rzeczy, to będę to robił dalej.

Studio imienia Agnieszki Osieckiej. Koncert Me And That Man

Studio imienia Agnieszki Osieckiej. Koncert Me And That Man

Autor: Adam Burakowski

Źródło: East News

Pewnie mógłbym na tym patencie jechać i piętnaście lat, ale za dobrze znam siebie, nie lubię siebie powtarzać i szybko się nudzę. Myślę, że dwie części takiej płyty wystarczą. Później będzie trzeba wymyślić się na nowo.

Nagrywając, spodziewasz się po słuchaczach docenienia, po prostu, warstwy muzycznej, czy chcesz jednak sprzedać im również, z braku lepszego słowa, pewien styl życia?

Sztukę, muzykę i tak dalej traktuję holistycznie. Dlatego nie wyobrażam sobie siebie na dziewiątej części "Szybkich i wściekłych", który docenia efekty specjalne, ale uważa, że film intelektualnie jest kompletnym dnem, że może i dialogi fajne, lecz cała reszta już nie. Trudno mi też słuchać chociażby płyty Danzig "Deth Red Sabaoth", bo co z tego, że to świetne piosenki, jak album jest koszmarnie wyprodukowany.

Dla mnie wszystko musi być spójne. Staram się, aby wszystko było u mnie powiązane i jedno wynikało z drugiego. Sztuka powinna być koherentna. Słowo jest dla mnie potwornie ważne, pół na pół z dźwiękami. Dlatego mam pewien problem z dzisiejszą muzyką ekstremalną i pewnie zabrzmię jak jakiś stary człowiek, który jej nie rozumie, i może faktycznie tak jest, ale wszystko zlewa mi się w jakąś magmę.

Coraz więcej zespołów chce brzmieć jak Mgła i to wszystko klony, nie ma w tym nic, co wystaje, żadnej charyzmy. Nie mówię tego, bo jestem sfrustrowany i mi w życiu nie idzie, bo mi bardzo dobrze idzie. Ale życzę scenie, artystom i zespołom, żeby starali się zrobić coś, co będzie inne niż kolejna Mgła, kolejny Morbid Angel czy Darkthrone. Dlatego nie ma drugiego takiego zespołu jak Behemoth, ale pracowałem na to wszystko prawie trzydzieści lat.

Chyba najbliższa duża impreza, na jaką będziemy mogli pójść, to przeprowadzane korespondencyjne wybory prezydenckie. Oddasz głos, czy zbojkotujesz?

Biłem się z myślami, ale nieoddanie głosu to podniesienie białej flagi, oddanie władzy aktualnie rządzącym, a to równia pochyła, katastrofa na kółkach, która trwa już tyle lat. Czy jestem sfrustrowany? Oczywiście. Wkur…ony? Przemożnie. Czy opadają mi ręce? Zbyt często. Jadę teraz samochodem i płacę za autostradę trzydzieści złotych, a ci u steru oddadzą to kościołowi, który powinien zostać opodatkowany, wcześniej oddając, co nakradł.

Ale jak Kościół nakradł? Bo to mocne słowa.

Ja też płacę podatki na kościół, ja też go utrzymuję i dla mnie, dla człowieka, który stoi po drugiej stronie barykady, jest to rozwiązanie skandaliczne. Czuję się okradany z moich pieniędzy, nie zgadzam się na to i oficjalnie o tym mówię.

A chciałbym myśleć, że płacę za to, żeby ta autostrada służyła mi przez dekady, żeby z moich podatków utrzymywane były szkoły i mądra, wolna od indoktrynacji edukacja, szpitale i personel medyczny, który, jak pokazuje obecna sytuacja, nie ogarnia kryzysu, a nie, żeby oddano to dzieciorobom. To jest budowanie bezrefleksyjnej masy, pisowskiego elektoratu, który zachłysnął się pięciuset złotymi.

Katastrofa! Mówi się o tym, że korona zmieni parę rzeczy. Mam nadzieję, że w tym kraju też. Sam żyję w bańce, między Sopotem a Warszawą i otaczam się ludźmi, którzy czytają książki, podróżują i tak się cały czas dziwimy, kto na ten PiS głosował. No jak to, kto? Wieś. I małe miasta. A jak często jestem gościem w Pierdziszewie Górnym, siedzę pod budką z piwem i odwiedzam lokalnego rolnika? Nigdy. Więc nie wiem, co tam się dzieje, jak wygląda "ta" Polska.

Czyli może nie dostrzegasz potrzeb tych ludzi?

To nie są gorsi ludzie, są potrzebni i ważni, tylko to pokazuje, że dotychczasowy najlepszy system polityczny, czyli demokracja, być może najlepszy właśnie przestaje być. Może musi się pojawić nowy system, polityczny i ekonomiczny, a po koronie coś będzie musiało się zmienić, bo wychodzą na wierzch piętrzące się niekompetencje tego rządu i defraudacja ogromnego majątku.

Przedsiębiorcy są wkur…eni, ludzie są wkur…eni. W stosunku do horrendalnych podatków, ZUS-ów i innych świadczeń te dwa tysiące zapomogi, żeby ratować biznesy życia, to jak splunąć tym ludziom w twarz!

Mówisz o zmianach, ale po tych słowach nie spodziewam się usłyszeć od ciebie optymistycznej prognozy na przyszłość.

Bo Polska obudzi się na kolanach, na glebie, z wywalonym jęzorem, bo nasze pieniądze, twoje i moje, zostały rozdane. Nie wiem, czy takie nawoływanie jest karalne, ale ch.. z tym, bo namawiam kosmetyczki, tatuatorów, barberów i tak dalej… przechodźcie do szarej strefy, utrzymujcie swoje rodziny, bo musicie przeżyć, nie oddawajcie rządowi ani złotówki i niech teraz kościół zapier...

Niech utrzymuje aparat państwowy, bo my już daliśmy, teraz jego kolej! To się, oczywiście, nie wydarzy, ale może ludzie muszą wyjść na ulicę. Ja sam wyjdę! Z klipu "Burning Churches" wiem, jak się robi Mołotowa.