Swingersi, Getty Images, iStock.com
Oto #HIT2020. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Luty 2020 r. Berlin. Miasto różnorodności, hipsterskich miejscówek i sekretnych miejsc dla wtajemniczonych. Stoję przed wejściem do jednego z nich. Przy drzwiach kilku ochroniarzy w garniturach. Uczynnie otwierają gościom drzwi. Żadnych pytań. Tylko grzecznościowe "Guten Abend". Mężczyźni i kobiety wchodzą opatuleni w puchowe kurtki, czapki i szaliki. Kilka metrów za progiem są już półnadzy. W końcu są w Insomnii, najsłynniejszym berlińskim klubie dla swingersów.
Masażysta wagin
Choć dominuje język niemiecki, to jest międzynarodowo. Przy barze siedzę z Karimem. Ma czterdzieści kilka lat. Przyjechał z Tel Avivu razem z kumplem i liczy na niezłą zabawę.
- Wszedłem w dżinsach, ale już przy szatni pani poprosiła, abym został w samych bokserkach, bo za bardzo będę się wyróżniał – śmieje się Karim.
Już po kilku minutach wiem, że jest rozwiedziony. Zwierza się również, że jego pierwsza żona była Polką. Bycie singlem najwyraźniej mu się podoba, a już na pewno w takich chwilach. Wydaje się rozczarowany, gdy odchodzę.
Insomnia to jeden z najsłynniejszych klubów dla swingersów w Niemczech, do którego chętnie jeżdżą również Polacy. Mija dosłownie chwila, gdy słyszę rozmowę po polsku. Tak poznaję Martę i Kubę. Oboje wysportowani, atrakcyjni. Widać, że jest między nimi chemia.
- Kiedy możemy sobie z mężem pozwolić, jeździmy do Berlina. W Polsce też bywamy regularnie w klubach dla swingersów, ale są one dużo bardziej zachowawcze. Tu panuje zupełnie inny klimat, ludzie nie krępują się na przykład, że spotkają znajomych – mówi 43-letnia Marta. Z Kubą jest od 15 lat, a swingują od trzech.
Kuba podkreśla, że swingowanie świetnie się sprawdza w ich związku.
- Chcieliśmy podkręcić atmosferę. Wydawało nam się, że wszystkiego już spróbowaliśmy i że odkryliśmy wszystko, co było do odkrycia. Przychodząc do klubu swingersów, zrozumieliśmy, że o seksie nie wiedzieliśmy prawie nic. A jak wkroczyliśmy do klubu w Berlinie, to nasz świat stanął na głowie – śmieje się mężczyzna.
W Insomnii, mimo wszechobecnej nagości i seksu, rzeczywiście nikt się nie krępuje. Głośna muzyka i "Conan Barbarzyńca" w tle wyraźnie działają rozluźniająco. Ludzie bawią się na parkiecie, piją i tańczą. Tyle że półnadzy.
Otwarta przestrzeń z czerwonymi skórzanymi kanapami i łóżkami wygląda jak z filmów porno. Jest dosyć jasno, co powoduje, że nie ma tu żadnej intymności. Rozległy parkiet szybko wypełnia się ludźmi. Na środku stoi czarny podest z rurą, przy której co rusz wygina się kolejna klubowiczka.
Z parkietu małymi schodkami można wejść na antresolę. Nie jest obszerna, ale zmieściły się tam dwa duże łóżka i kilka mniejszych. Oprócz tego fotel i kilka akcesoriów do zabaw BDSM. Im dłużej trwa impreza, tym więcej osób pojawia się w tej strefie.
Zeszłam do świetnie zaopatrzonego baru, gdzie roznegliżowane barmanki serwują drinki i piwo. Tuż obok niego za kotarą mieści się jacuzzi, pokój do masażu i jedno intymne pomieszczenie na seks.
Wchodzę. Jest ciemniej niż w głównym pomieszczeniu. Dostrzegam jakiegoś mężczyznę. Łysy, dobrze zbudowany. Ma na sobie czarną, opiętą koszulkę bez rękawów i czarne, dopasowane spodnie. Okazuje się, że jest masażystą. Gdy dowiaduje się, że jestem z Polski, nie kryje radości.
- O! Moja dziewczyna jest z Łodzi – wykrzykuje.
Andrzej, bo tak ma na imię sympatyczny łysol, opowiada mi, że robi masaże zdrowotne, erotyczne i relaksujące.
- Masuję waginy i wargi sromowe. Pomagam ludziom, którzy tu przychodzą, rozluźnić się – wyjaśnia.
Dalej dowiaduję się, że na co dzień pracuje jako fizjoterapeuta, a w weekendy dorabia w nocnym klubie.
W międzyczasie do pomieszczenia wchodzi para, która nie przejmując się naszą obecnością, zaczyna uprawiać seks. Dziewczyna ubrana w srebrne body jest głośno, pojękuje w ekstazie. My rozmawiamy dalej. Stanowimy dla nich ekscytujący dodatek.
- Pary i single decydują się na swingowanie głównie z nudy, ciekawości, chęci przeżycia przygody i otworzenia się na nowe doświadczenia – wyjaśnia mi później Marta Łachacz, seksuolog i sex coach w Pozytywni w seksie. - Dodatkową motywacją u par może być chęć zadowolenia partnera lub spełnienia jego fantazji.
Insomnia była drugim klubem dla swingersów, jaki odwiedziłam. Pojechałam tam, aby porównać go z tym, co zobaczyłam w Polsce.
Warszawskie doznania
Warszawski Ursynów. Klub ACT ulokowany jest w luksusowej willi. Dla dodania sobie animuszu przyjeżdżam z koleżanką. Obawiałam się, że będą mnie zaczepiali nachalni mężczyźni i że nagość oraz wszechobecny seks, spowodują, że nie będę w stanie się odezwać.
Bo to był właśnie mój pierwszy raz.
Wszystko trzeba było zostawić w szatni. Łącznie z telefonem. Na to byłam przygotowana. W klubach swingerskich jest zakaz fotografowania i nagrywania, aby zapewnić jak największy komfort wszystkim, którzy oddają się erotycznej zabawie.
ACT to nowe miejsce na swingerskiej mapie Warszawy.
- Chciałem stworzyć klub z optymalnymi warunkami, które nie będą zakrzywiały rzeczywistości, stwarzały niebezpieczeństw i traum. Pamiętajmy, że kiedy przychodzi nowa osoba, to ma dużo wyobrażeń na temat tego, co dzieje się w klubach swingerskich. Debiutanci są zestresowani – mówi Piotr Cywiński.
Zanim otworzył własny klub, przez 10 miesięcy pracował w innych miejscach w Warszawie. Próbował przekonać właścicieli do swoich pomysłów. Gdy mu się nie udało, wziął sprawy w swoje ręce.
- Brakowało mi subtelnego podejścia. Swingersi w Polsce to są ludzie, którzy chcą przy piwie porozmawiać sobie na różne tematy. Ale przede wszystkim chcą czuć, że mają podobne poglądy w sprawach seksu. Mam poczucie, że w innych klubach nie ma opieki nad debiutującymi, która pozwoliłaby im bezpiecznie wkroczyć w ten świat – dodaje Cywiński.
Do ACT-u przyjechałam na imprezę "Piżama party". Miałam na sobie satynową sukienkę przypominającej koszulę nocną, ale większość pań postawiła na dwuczęściowe zestawy z koronką. U panów dominowały bokserki. Wbrew temu, co można przeczytać na forach i co wyobrażałam sobie w głowie, wyuzdany seks i nagość nie atakuje mnie z każdej strony.
Na początku dostajemy kluczyk do szatni, gdzie możemy się przebrać i zostawić rzeczy. Później w korytarzu, za grubą i ciężką zasłoną jest bar i strefa zapoznawcza.
Towarzyszyły mi strach i ciekawość. Kiedy odsłoniłam kotarę, poczułam ulgę. Nikt na "dzień dobry" nie uprawiał seksu, nie było nachalnych spojrzeń, dziwnych tekstów. Było normalnie. Ludzie rozmawiali o pracy, wakacjach, codzienności. Ktoś się przytulał, ktoś całował.
Tutaj też dominuje kolor czerwony, a w tle film dla dorosłych. Zupełnie inaczej niż w Berlinie, bo o 22:00 tu dzieje się niewiele. Przypomina to nieco bardziej niegrzeczną domówkę u znajomych.
Piję drinka przy małym barze i obserwuję. Pomieszczenie jest spore i nieco przypomina salon. Są skórzane kanapy i stoliki z przekąskami.
Schodzę na poziom -1, gdzie mieści się drugi bar, bilard, basen i sauna. Pomieszczenie ze stołem bilardowym jest niewielkie, ale bardzo klimatyczne. Jedna para w średnim wieku siedzi na kanapie i obserwuje, druga nieco młodsza gra w bilard.
- Jesteśmy tutaj po raz pierwszy, ale bardzo nam się podoba. Lubię pływać, dlatego chętnie skorzystam z basenu i z sauny – zachwyca się trzydziestokilkuletnia Ania.
Okazuje się, że już od jakiegoś czasu swinguje ze swoim partnerem i odwiedzają różne miejsca w całej Polsce.
- Jestem otwarta i jasno mówię, czego chcę. W końcu każdy wie, po co tutaj przychodzi – dodaje. Ania jest pewna siebie. Nie ma figury modelki, wręcz przeciwnie, ale chętnie podkreśla swoje nadprogramowe kilogramy i liczne tatuaże.
Po kilkunastominutowej rozmowie Anna i jej partner sugerują, żeby zobaczyć, co dzieje się na górze. To zaproszenie do tego, aby może pójść o krok dalej. Wymiguję się i idę zapalić, choć nie robię tego na co dzień. Nie naciskają. Rzucają tylko na odchodne: "Spotkamy się wyżej".
W palarni poznaję mężczyznę, okazuje się, że to stały bywalec klubów dla swingersów.
Ludzie zazwyczaj rozmawiają w czwórkach, koło północy powoli idą na górę. Niepisana zasada mówi, że na piętrze nie można obserwować ludzi w "akcji" bez ich zgody. Można się za to dołączyć, jeśli inni mają na to ochotę.
Pokoje uciech obejrzałam, gdy jeszcze były puste, zanim impreza się rozkręciła. Jest ich kilka. Pokój lustrzany z materacami i łazienką jest skromny, ale w pełni wyposażony.
Jest też pokój otwarty z jednym dużym lustrem, łóżkiem i kanapą. Tutaj też można potańczyć, bo jest sporo wolnej przestrzeni.
Jeszcze wyżej natrafiam na strefę BDSM, w której są akcesoria do nieco ostrzejszej zabawy. Byłam przekonana, że nikogo nie spotkam, bo impreza dopiero się zaczęła. Przypadkiem natrafiam tam na parę, która zapoznaje się ze sprzętem. Kobieta w piżamie siedzi na fotelu przypominającym fotel ginekologiczny, a mężczyzna stoi przed nią. Wycofuję się, aby im nie przeszkadzać.
Jeśli ktoś ma ochotę na bardziej intymne chwile, to może skorzystać z pokoju z dużym dwuosobowym łóżkiem. W czasie mojej przechadzki jedna z par doskonale się już tam bawiła. Po kilku sekundach wyszłam. Co zaskoczyło mnie samą, byłam coraz bardziej rozluźniona i powoli przestawała mnie krępować myśl, że ktoś obok mnie uprawia seks.
Wyuzdany i dziki seks
- Swingować można samodzielnie lub w parach. Polega to na angażowaniu się w relacje seksualne z partnerami zewnętrznymi, powstrzymując się jednocześnie od przywiązań romantycznych. Takie zachowania seksualne mogą być wydarzeniem jednorazowym lub prowadzić do wyboru stylu życia, lub przedłużającego się związku z nowym partnerem seksualnym – podkreśla Marta Łachacz.
- Długo rozmawiałam z mężem o tym pomyśle. Od zawsze miałam fantazję seksu z dwoma facetami. Najpierw poszliśmy na imprezę w Warszawie, aby zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Bawiliśmy się głównie ze sobą, nie dopuszczaliśmy innych – opowiada 44-letnia Kasia, mama dwójki dzieci.
Okazało się, że "na całość" poszli dopiero w berlińskiej Insomnii.
- Dzięki temu, że byliśmy za granicą, bardziej się rozluźniliśmy – wyjaśnia Kasia. – Teraz seks z mężem jest znacznie lepszy.
- Swingowanie może być drogą do eksperymentowania z różnymi fantazjami erotycznymi. Daje możliwość odkrywania różnorodnych partnerów seksualnych i doświadczeń. Dla par swingowanie przekłada się na sprawdzenie łączącej ich więzi, poziomu zaufania i komunikacji – mówi Marta Łachacz, ale też ostrzega: - Pary szczególnie powinny brać pod uwagę, że mogą stać się rzeczy nieplanowane, np. para umówiła się, że wyjście do klubu dla swingersów będzie jednorazową przygodą, zabawą, a w finale jedno z partnerów chce kontynuować takie spotkania. Dlatego bardzo ważna jest otwarta i szczera komunikacja z partnerem. Ustalenie, jakie zachowania są ok, z kim i jakiej płci oraz w jakich okolicznościach.
Według statystyk od 2 do 4 proc. par ma doświadczenia ze swingowaniem. Badania przeprowadzone w USA na początku wieku wskazały, że 60 proc. z nich stwierdziło, że wpłynęło to na "poprawę związku". Jednocześnie 30 proc. swingersów przyznaje, że mają kłopoty z kontrolowaniem i opanowaniem zazdrości.
Berlińska Insomnia przesiąknięta jest erotyzmem, a partnera do dalszej zabawy można znaleźć w kilka minut. Na forach internetowych ludzie piszą, że w klubach dla swingersów dzieją się dantejskie sceny. Mowa nawet o seksie ze zwierzętami.
Zanim pojechałam do Berlina, jedna z koleżanek, która regularnie swingowała, przestrzegała mnie, że za granicą będzie dużo ostrzej niż w Polsce.
Zastanawiałam się, co mnie tam może spotkać, czy dam radę, czy będzie bezpiecznie. W końcu będę daleko od domu. Wiele z tego, co można przeczytać i co usłyszałam, jest nieprawdą.
Dziki i wyuzdany seks na każdym kroku? Owszem, jest, ale nie na każdym kroku. Niektórzy tylko tańczą, przytulają się, całują. Nasuwa się też pytanie, czym dla kogoś jest wyuzdany seks? Dla każdego ta granica będzie inna i o tym na pewno warto pamiętać.
Kiedy przechadzałam się po Insomni, nieopatrznie stanęłam przy fotelu, na którym kobieta może siedzieć z nogami do góry. Jeden z mężczyzn od razu zapytał mnie, czy chcę usiąść i spróbować. Nie zastanawiając się długo, odpowiedziałam, że nie. Zrozumiał. Ludzie są bezpośredni, a seks nie jest dla nich tematem tabu.
To może być krępujące. Zwłaszcza, gdy nie ma się zamiaru w pełni korzystać z atrakcji oferowanych przez klub.
Podstawowa zasada to nie dziwić się. Wtedy nie zaskoczy cię na przykład widok nagiego mężczyzny, który na biodrach ma tylko ciężki łańcuch. Ciało ma pokryte tatuażami, jest łysy.
Jego wiek trudno dokładnie określić, ale na pewno 50+. Tańczy jak szalony, jakby był w swoim świecie. Kobiety chętnie się z nim bawią, on sam inicjuje kontakt i zachęca do zabawy na parkiecie. Co chwila podchodził też do gości i częstował ich czekoladkami w kształcie penisa.
Chwilę później podszedł do mojej koleżanki ze skrzyneczką i bardzo chciał wypastować jej buty. Odmówiła, a on szukał dalej chętnej lub chętnego. Nie mija 15 minut, a uklęknął przede mną z markerem.
- Napisz na moim ciele, co tylko chcesz – zachęcał.
Śmieję się i idę do baru. Odwracam głowę, a ów mężczyzna nie wiadomo skąd, wyjął oliwkę do ciała, którą smarował kobietę uprawiającą seks ze swoim partnerem.
To, co się tu dzieje jest dla mnie kosmosem. Jednak nie na tyle, aby wyjść. Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. Ale przez kolejne dwie godziny nie wydarza się żadna z dantejskich scen opisanych na forach internetowych. Ludzie dobrze się bawią, uprawiają seks i piją alkohol. Wszyscy są bardzo otwarci, inicjują rozmowę, a mężczyźni chcą fundować
atrakcyjnym kobietom drinki.
To nie jest rzeczywistość, w której obracam się na co dzień. Wszystko jest dla mnie nowe i inne. Osobiście nie bywam w takich miejscach i nie mam potrzeby, aby do takich miejsc się udać z moim partnerem. Natomiast rozumiem, że ludzie mają różne fantazje i fetysze, które chcą zrealizować niekoniecznie w swoim domu.
Kiedy zaczynałam pracę nad tym materiałem, bałam się, że spotka mnie coś złego. Że ktoś nie uszanuje mojego "nie" i posunie się o krok za daleko. Albo, że będę świadkiem czegoś, co wpłynie na moją psychikę i życie seksualne. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca ani w klubie w Warszawie, ani w Berlinie. Podstawowa zasada każdego klubu swingersów brzmi: "Nie znaczy nie".