Kadr z filmu "Kler", bartek mrozowski, kino świat
MIROSŁAW WLEKŁY: Co się dzieje, gdy okazuje się, że ksiądz będzie ojcem?
MARCIN WÓJCIK: - Ma wybór: odchodzi i utrzymuje rodzinę lub zostaje zrywając kontakty z dzieckiem i jego matką, a kuria ewentualnie płaci alimenty. Oczywiście to wstydliwy sekret kurii i o alimentach głośno się nie mówi. Będąc księdzem nie trzeba się martwić o pieniądze. A były ksiądz nie może nawet uczyć religii. Bardziej przedsiębiorczy już w stanie kapłaństwa zakładają biznesy. Robią zapasy na odejście. Znam księdza, który prowadzi sklepy. Założył je po to, żeby w końcu odejść i utrzymać rodzinę. Ale wciąż nie odchodzi, bo zauważył, że można to pogodzić. Ma sklepy, ma rodzinę, ma kapłaństwo, ma ten autorytet dany za darmo.
Władze kościelne o tym wiedzą? Tolerują?
- Pewien ksiądz odszedł z kapłaństwa, bo urodziło mu się dziecko, a potem postanowił zostawić dziecko, jego matkę i znów być kapłanem. Biskup go chętnie przyjął, bo brakowało mu księży. A ksiądz odchodząc powiedział dziewczynie, że trochę popracuje, dorobi się i wróci. Nie wrócił. Nie tak szybko diecezje pozbywają się księży. Skoro w nich zainwestowały, przez sześć lat utrzymywały w seminarium, poza tym brakuje powołań, to w takiej sytuacji księdzu wiele się przebaczy.
Polacy, którzy dotąd znali Kościół wyłącznie z perspektywy kościelnych ławek, coraz śmielej zaglądają księżom w parafialne pielesze, do portfeli, do łóżek. Żądają wyjaśnienia przestępstw pedofilskich. Wzrasta liczba oburzonych, inni nie dowierzają, a jeszcze inni, jak teraz, przy okazji premiery filmu "Kler", oburzają się, że ktoś ośmiela się naruszać spokój przedstawicieli Boga.
- Film Smarzowskiego pokazał główne problemy polskiego Kościoła w pigułce: chciwość, klerykalizm, alkoholizm, łamanie celibatu, pedofilię. Takie skondensowanie może szokować, ale nie są to wydumane problemy. W filmowych wątkach można doszukać się prawdziwych i opisywanych już historii.
Kadr z filmu "Kler" Źródło: kino świat
Na początek - być może najmniej oburzający Polaków motyw: w filmowych zakrystiach i biskupich gabinetach wciąż unoszą się opary wódki.
- Bo alkoholizm tak jak był, tak nadal jest problemem duchowieństwa. Nie ma na ten temat danych, ale z moich rozmów z księżmi wynika, że dotyczy sporej części duchownych. Tłumaczą sobie: Nie mam rodziny, jestem samotny, chociaż to mi się od życia należy.
Kiedyś wydawało się, że niedotrzymywanie celibatu u księży to sporadyczne przypadki.
- Opowiadali mi starsi księża, że dawniej ci duchowni, którzy żyli w związkach, zazwyczaj byli wierni tej jedynej osobie. Mieli rodziny, wili sobie ciche gniazdka. Teraz częściej są singlami. Nie chcą się wiązać, bo związek jest kulą u nogi, więc wchodzą w przelotne romanse. Poza tym niektórzy księża uważają, że celibat jest łamany poprzez dzielenie się z kimś swoim sercem, które ma być zarezerwowane tylko dla Chrystusa. Przygodny seks, kiedy nie chodzi o miłość, uważają za trwanie przy Chrystusie. Zobacz, to się dopiero nazywa kreatywna teologia!
Papież Franciszek od kilku lat rozważa dopuszczenie do ołtarza w pewnych rejonach świata viri probati, czyli wypróbowanych mężczyzn, co w praktyce oznacza pojawienie się żonatych księży. Niektórzy kapłani i misjonarze w brazylijskiej Amazonii, bo tego regionu może w pierwszej kolejności dotyczyć zmiana, uważają, że problemem jest nie tylko brak powołań, ale też jakości posługi księży i ich kształcenia. Jeden z nich powiedział mi: "Choć do seminariów trafiają całkiem dobrzy chłopcy, nabierają tam elitystycznych nawyków. Jedzenie, sprzątanie, dach nad głową – wszystko mają załatwione. A kiedy kończą seminarium, dziecko jest już wylane z kąpielą. Najważniejsze to parafia w mieście, dobry samochód i wygodny dom. Wsie i prowincje ich nie interesują. A ci, którzy na prowincję trafią, zdarza się, że odprawiają tam jedną niedzielną mszę i zaraz jadą do dużego miasta. Nieraz spędzają tam cały tydzień".
- W Polsce jest odwrotnie, raczej marzy się o parafii na wsi. Wiejskie parafie są bogobojne, ksiądz wciąż jest tam kimś, ma zapewniony etat w szkole, nie brakuje intencji mszalnych. A do dużego miasta - w odróżnieniu od Brazylii - zawsze jest w Polsce blisko, można wyskoczyć, oderwać się od wsi, pójść do kina czy galerii.
Ten sam brazylijski misjonarz, kandydat na viri probati, o księżach w swoim kraju powiedział mi: „Nie plamią sobie butów błotem. Nie lubią wyjeżdżać poza główną siedzibę parafii. Szczególnie w rejony biedne i odległe. Gardzą prowincją, gardzą biedą.” "A widział pan kiedyś biskupa, który chodzi po błocie?" – pyta ksiądz w filmie Smarzowskiego. Tymczasem Franciszek mówi, że duchowni mają zejść z piedestału do ludzi, towarzyszyć im i podejmować "ryzyko pobrudzenia się błotem".
- To wychowanie seminaryjne sprawia, że księża nie chcą sobie "brudzić butów", czują się książętami. Zapominają jak Jezus podkreślał, że nie przyszedł po to, aby mu służono, tylko po to, aby służyć. Chciałbym, by księża byli jak brat Albert Chmielowski. Ten urodzony w XIX wieku święty porzucił karierę po to, by chodzić po ulicach Krakowa i karmić bezdomnych. Księża mówią, że służą. Co to za służba, skoro za wszystko trzeba płacić. Do tego jeszcze bym dodał, że ksiądz nie jest Bogiem. Tylko niektórzy myślą, że skoro przez ich ręce przechodzi ciało Chrystusa, to są kimś ważniejszym od innych. Ludzie całują te ręce. Ale przecież po mszy nie są już święte, mogą być brudniejsze niż ręce szarego człowieka.
Źródło: kino świat
Jakie błędy popełnia się w seminariach?
- Porównuję je do akwariów, do kloszy, pod którymi w cieple i wygodzie klerycy bezpiecznie spędzają sześć lat. Daje się im jedzenie, wygodne łóżko, a nawet pierze majtki. To uczy wyjątkowości, o której wspomniałem. Jeśli tym młodym chłopakom przez sześć lat wszystko podaje się na tacy, to oni potem tego samego oczekują od ludzi.
Do seminariów trafiają jako pełne ideałów dzieciaki. Choć przez sześć lat zmieniają się fizjologicznie i psychicznie, to nikt im nie daje rad jak radzić sobie z pragnieniami – bliskości, miłości, fizyczności. Są oczywiście ojcowie duchowni, najczęściej pobożni księża, którzy na problem seminarzysty z cielesnością aplikują modlitwę do Matki Boskiej, z nadzieją, że przejdzie. "Wytrwaj" - radzą. Z pewnością jest grupa pobożnych seminarzystów, którym trwanie przed Matką Bożą w kaplicy pomoże. Innym niekoniecznie. Im bliżej końca studiów, tym mniej to skuteczne, a już na pewno po przejściu na parafię.
Dlaczego?
- Bo przychodzi samotność. Edukatorka seksualna Alicja Długołęcka powiedziała mi, że wytrwanie w celibacie tak ogromnej grupy jest po prostu niemożliwe. Tylko nieliczni są w stanie powstrzymać popęd seksualny, inni z kolei nie mają potrzeb albo mają je bardzo małe. Ślubowanie celibatu przez masy jest pomysłem nieosiągalnym i tylko Kościół udaje, że problem nie istnieje.
Nie ma wychowania seksualnego w seminarium?
- W jakimś wywiadzie tak powiedziałem i zgłosił się do mnie seksuolog, którego jeden z biskupów poprosił o prowadzenie takich zajęć. Jednak współpracę z nim zakończono, kiedy oznajmił klerykom, że homoseksualizm to orientacja seksualna, wcale nie jest chorobą, więc się go nie leczy. Nawet gdyby wychowanie seksualne miało pojawić się w seminariach, to strach pomyśleć, jak by ono wyglądało. Może więc lepiej, że tych zajęć nie ma. Uważa się, że jeśli ktoś jest duchownym, czyli wybranym przez Boga, to powinno to wystarczyć, by wytrwać w celibacie.
Czy seminarium chroni kleryków przed kobietami?
- Ale tych kobiet nie mają gdzie spotykać! Zazwyczaj dwa razy w tygodniu kleryka może odwiedzić siostra, kuzynka, koleżanka. Odwiedziny są w rozmównicy. Gotują i sprzątają siostry zakonne. Jeżeli w kuchni są osoby świeckie, to nie ma z nimi kontaktu. Seminarzyści widzą jedynie ręce podające talerze przez wąskie okienka. Po obiedzie seminarzyści mogą wyjść, owszem, ale zawsze w towarzystwie kolegi. Jak w przedszkolu: po obiedzie wylosujemy z kim pójdziesz na przechadzkę, bo przecież dwudziestoletniego chłopaka nie można samego wypuszczać na miasto. Spotkania z rodziną czy znajomymi na mieście też są zabronione. Jest zakaz odwiedzania kawiarni, restauracji. Wyjścia służą przewietrzeniu, zrobieniu zakupów lub kontemplacji.
Po co to wszystko?
- Trzeba wyszkolić żołnierza, poddanego, który nie sprzeciwia się władzy i jej rozkazom. Jest przecież jeden biskup i czterystu księży w diecezji, na których biskup musi liczyć. Nie może być tak, że każdy myśli po swojemu, ma swoją receptę na duszpasterstwo. Ma być podporządkowany rozkazom centrali, czyli kurii. Buntownik, który zadaje pytania, już w seminarium źle wróży. Eliminuje się osoby, które zadają za dużo pytań, nawet, jeśli bystrością wybijają się ponad inne. Nie wolno pytać, trzeba wykonywać polecenia.
Kadr z filmu "Kler" Źródło: kino świat
Jak się eliminuje krnąbrnych?
- Rektor czy wicerektor zaprasza na rozmowę i mówi na przykład, że nie podobał mu się wczorajszy śpiew kleryka w katedrze. "Słabo przygotowałeś się do psalmów. Co się z tobą dzieje? Masz jakieś problemy?". Albo, że na mszy miał brudne buty. Pierdoły, których się czepiają, nawarstwiają się i urastają do rangi problemu, który może spowodować usunięcie z uczelni. Wzywa rektor i mówi: "No, bracie, tobie to będzie lepiej w seminarium w Elblągu", bo tam zazwyczaj jest mało powołań. Dla chłopaka, który pochodzi z Krakowa, Elbląg to jak zesłanie. Albo na przeprowadzkę się zgodzi, albo zrezygnuje z seminarium. Bywa też tak, że kleryk dostaje wilczy bilet i żadne seminarium już go nie przyjmie.
W filmie Smarzowskiego proboszcz dziwi się kandydatowi na księdza: "Byłeś sześć lat w seminarium i nie wiesz czy to jest twoja droga?".
- Moim zdaniem problem tkwi również w wieku. Nie dość, że zamyka się seminarzystów na sześć lat w nienaturalnych cieplarnianych warunkach, to jeszcze dzieje się to w bardzo młodym wieku, i w równie młodym wieku każe podejmować życiową decyzję. Formowani i indoktrynowani przez sześć lat w zamknięciu decydują się na życie, o którym nie mają pojęcia. Niewiele wiedzą o świecie i nagle mają pomagać ludziom, którzy w tym "złym" świecie żyją.
Czy klerycy wchodzą w związki hetero lub homoseksualne?
- Oczywiście, w jedne i drugie. Znam takie historie.
Jak wygląda związek dwóch księży?
- Niełatwo znaleźć się w jednej parafii, chyba że ma się dobre układy w kurii. Ale diecezje nie są aż tak duże. Księża dojeżdżają do siebie. Znałem taką parę, która mieszkała w parafiach oddalonych od siebie o piętnaście kilometrów. To naprawdę nie jest problem. Ksiądz odwiedzający księdza na noc czy spędzający u niego wakacje, raczej nikogo nie zdziwi, nie zasieje zgorszenia.
Jak zmienić metody formowania księży?
- Przygotowanie do kapłaństwa w takiej formie nie sprawdza się, i mówią to również ludzie Kościoła. Trzeba skończyć z zamkniętymi seminariami, a formować ich przy parafiach, jak w średniowieczu. Z dostępem do świata, do ludzi. Byłyby to normalne warunki do podejmowania tak ważnych życiowych decyzji. W latach osiemdziesiątych w diecezji katowickiej w połowie studiów wysyłano kleryków na rok poza seminarium, by zobaczyli jak wygląda życie na zewnątrz. Ksiądz, który o tym opowiadał, wybrał pracę w świniarni. Uważam, że to dobry pomysł. Gdy ubrudzą sobie buty błotem czy gnojem, po powrocie ich decyzja będzie dojrzalsza. A może do seminariów powinni przyjmować po studiach, a nie po maturze? Ale tak się nie stanie, bo Kościół miałby problem z powołaniami, po studiach przyszłoby mniej.
Skala odejść młodych księży, tuż po seminarium, jest ogromna. Mówi się, że kiedyś odchodzili po siedmiu, dziesięciu latach bycia księdzem, teraz dwa, trzy lata po święceniach. W diecezji w centralnej Polsce w ciągu ostatnich dwóch lat odeszło ponad dwudziestu młodych księży. To chyba rekord. Diecezje się tym nie chwalą. Dzieje się tak dlatego, że łatwiej dziś znaleźć pracę, wyjechać za granicę, zaszyć się w dużym mieście, a i przyzwolenie społeczne jest większe. Choć są też księża, którzy mówią: „Odszedłbym, ale co ja będę robił?”. Przyzwyczajają się, że sutanna sytuuje ich wysoko na drabinie społecznej. Są kimś. Obojętnie jakimi są ludźmi. Autorytet dany za darmo utrzymuje przy kapłaństwie niejednego księdza. Dla wielu tych, którzy odeszli, najgorsze jest właśnie to początkowe poczucie bycia nikim. Zniknięcie w szarym tłumie.
Okładki książek "Celibat" i "All Inclusive" autorów rozmowy o celibacie księży Źródło: Materiały Wydawnictwa AGORA
MARCIN WÓJCIK. Reporter; autor książki "Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu” (Wydawnictwo Agora). Ukończył Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie. Przez 7 lat pracował w „Gościu Niedzielnym”. Obecnie w „Dużym Formacie” „Gazety Wyborczej”. Jest absolwentem Polskiej Szkoły Reportażu.
MIROSŁAW WLEKŁY – reporter; autor książki "All inclusive. Raj, w którym seks jest bogiem" (Wydawnictwo Agora) o przestępstwach seksualnych księży w Dominikanie; na początku przyszłego roku ukaże się jego książka o Kościele, o jakim się Polakom nie śniło.