Urszula Abucewicz , 26 lipca 2018

"Dancing Queen". Królowa jest tylko jedna

Forum

Margaret Thatcher, redaktor naczelna, zakonnica, ale też wiedźma, podupadła gwiazda estrady, najgorsza śpiewaczka świata i właścicielka hotelu na urokliwej greckiej wyspie. Meryl Streep jak kameleon potrafi rozpłynąć się w każdej postaci. Mówi się o niej, że jest żelazną damą aktorstwa: nieposkromiona, niezatapialna, nieunikniona a do tego śpiewająca utwory ponadczasowego szwedzkiego zespołu.

Muzyczny talent Meryl zaskoczył wszystkich, łącznie z jej rodzicami. Stało się to podczas koncertu bożonarodzeniowego. Dwunastoletnia wówczas "łobuziara" zaśpiewała solo kolędę "Cicha noc" po francusku. Spadł na nią grad braw, publiczność zerwała się z miejsc, a ona po raz pierwszy doświadczyła magii bycia na scenie. Rodzice od tej pory zaczęli ją wysyłać na lekcje do słynnej nauczycielki Estelle Liebling, która wychowała kilka pokoleń sopranów dla Metropolitan Opera. Szybko jednak młoda dziewczyna uświadomiła sobie, że kariera śpiewaczki operowej nie jest dla niej. Śpiewała jednak dalej. Jej ulubiona nauczycielka w szkole średniej wystawiała musicale, a ona zawsze obsadzana była w głównych rolach.

W poszukiwaniu idealnego wizerunku

Jednak w tym czasie ważniejsza była dla niej akceptacja rówieśników, grała więc na co dzień, rozjaśniając włosy, zdejmując okulary a nawet obniżając głos, by chichot był idealny, taki, jaki zaakceptują chłopcy. Michael Schulman w książce "Meryl Streep. Znowu ona!" pisze, że "Pracowała dniem i nocą, nie uświadamiając sobie, że gra rolę, która w ogóle do niej nie pasuje. Dowiadywała się, co lubią chłopcy, co akceptują dziewczęta i gdzie te dwa zbiory na siebie zachodzą, co stanowiło nie lada wyzwanie. Odkryła, że potrafi z nienaganną precyzją naśladować zachowanie innych ludzi, niczym Marsjanka udająca mieszkankę Ziemi". Po latach wspomni, że nigdy tak się nie napracowała przy charakteryzacji. Zawsze uważała, że jest brzydka, że nie jest gwiazdą filmową, szybko jednak nauczyła się, że jej atutem nie jest piękno, lecz przemiana.

Wykorzystała zatem tę umiejętność transformacji, z łatwością wcielając się w arystokratkę, żebraczkę, kochankę czy śpiewaczkę. Jej filmografia jest pokaźna. Choć zawsze podkreślała, że najważniejsza w jej życiu jest rodzina, zagrała w 73 filmach, 8 serialach i 14 produkcjach dokumentalnych. W 13 obrazach – możemy usłyszeć jak śpiewa. W pięciu bierze na siebie rozbudowane partie wokalne – wszak to musicale, komedie muzyczne, opowieści o zwariowanych rockmanach lub filmy biograficzne o śpiewaczkach operowych.

Jako Julia Child w "Julie i Julia"

Jako Julia Child w "Julie i Julia"

Źródło: Materiały prasowe

Talent oczywisty dla każdego

Meryl Streep w rozmowie z "Twoim Stylem" podkreślała, że miłość do muzyki wyniosła z domu. Jej ojciec, choć pracował w branży farmaceutycznej, grał również na pianinie, a nawet skomponował kilka musicali. Aktorka dorastała przy dźwiękach muzyki, często w jej rodzinnym domu leciały też broadwayowskie musicale.

Gdy dostała się do Vassar College, słynnej żeńskiej uczelni humanistycznej i tam zapisała się do grupy aktorskiej – jej wyjątkowy talent był oczywisty dla każdego, kto ją znał. Tylko nie dla niej. Ona sama nie wiązała z nim przyszłości. I jak zauważa w książce Schulman "Ten brak pewności działał na jej korzyść: zamiast przyjmować tradycyjnie kobiece role, wolała się wcielać w zagraniczne, dziwaczne, albo pospolite postaci, zanurzając się w światach znacznie wykraczających poza znajome klimaty przedmieść New Jersey, gdzie się wychowała". Ale już wtedy – mimo tego że wzbraniała się przed zastaniem aktorką, bo często podkreślała w wywiadach, że nie jest tak piękna jak Elizabeth Taylor czy nie jest w typie gwiazdy – będąc na scenie czy wcielając się w jakąś postać – doświadczała tak ogromnej dawki przeżyć, którą porównywała do kościoła, "zupełnie jakbym podchodziła do ołtarza – mówiła Schulmanowi".

Kim jest ta Meryl?

Kolejnym jej krokiem były studia na wydziale dramatycznym na Yale University. Studiowała tu na jednym roku z Sigourney Weaver. Wtedy po raz pierwszy poczuła strach. Zdała sobie sprawę, że to nie jest zabawa, i że ten zawód ma swoją ciemną stronę. – W Yale było jak w obozie wojskowym, gdzie golą ci głowę. Uczyli cię pokory. Wiele ich działań miało na celu złamanie twojego ducha, żebyś dzięki instynktowi przetrwania zaczęła korzystać z tego co ważne – mówiła w jednym z wywiadów. Podczas studiów Meryl trafiła na lekcje śpiewu, na które chodzili w większości amatorzy. Nauczycielka Betty Parrish nie wymagała jednak wysublimowanych umiejętności od swoich studentów, mówiła im, że śpiew jest ekspresją, że jest czysty, szczery, pochodzi z wnętrza i nie jest kontrolowany przez ludzki mózg.

Źródło: Getty Images

Na studiach coraz częściej koledzy z roku zaczęli sobie zdawać sprawę, że ta niepozorna blondynka zaczyna ich przewyższać we wszystkim. – Była bardziej elastyczna, gibka, lepiej panowała nad ciałem. Tańczyła. Umiała przepłynąć trzy długości basenu bez zaczerpnięcia powietrza. Robiła przepyszne suflety z serem gruyere. Podczas zajęć akrobatycznych z olimpijczykiem, gimnastykiem Donem Tonrym, zaskoczyła wszystkich, gdy zrobiła salto w tył z pozycji stojącej. Na zajęciach z szermierki, które prowadziła węgierska zawodniczka Katalin Piros, Meryl posługiwała się floretem jak Errol Flynn. Ktoś ją spytał, czy trenowała szermierkę. "Tylko trochę". Kim ona była? – zastanawiał się jej kolega z roku Ralph Redpath.

Kim ona jest? Jak ona to robi? Zadają sobie to pytanie widzowie, krytycy filmowi i jej koledzy z planu. Dziesięć lat temu w filmie "Mamma mia!" tuż przed sześćdziesiątką tańczyła na pochyłym dachu budynku, robiła w powietrzu szpagat i zjeżdżała na poręczy dobrze się przy tym bawiąc, świetnie czując się w dzwonach, strojach ociekającymi cekinami i w kiczowatym makijażu. I mimo że obraz aż eksploduje pozytywną energią – aktorka wydobywa z piosenek tego szwedzkiego zespołu – prawdę. Kiedy śpiewa piosenkę "Money, Money, Money" i słowa: "Pracuję całą noc, pracuję cały dzień, aby opłacić rachunki, czyż to nie jest smutne?" słyszymy kobietę zmęczoną życiem, w średnim wieku, która wciąż ma nadzieję, że spotka "bogatego mężczyznę", a wtedy ona "będzie wydawać pieniądze i dobrze się przy tym bawić". W tytułowym utworze "Mamma Mia!" przed samą sobą wyznaje, że choć już nie ma dwudziestu lat wciąż traci głowę dla tego samego mężczyzny, w "The Winner Takes It All" kiedy śpiewa "Zagrałam wszystkimi swoimi kartami i ty zrobiłeś to samo, co tu dużo mówić, nie ma już więcej asów do zagrania" przyznaje się do porażki i błędów, razem z Pierce’em Brosnanem wzywała SOS, domagając się powrotu ukochanego partnera.

Wiemy, że muzyka była stałym elementem rodzinnego domu. Ojciec Mary (bo tak brzmi jej oficjalne imię) szczególnie często puszczał broadwayowskie musicale, ona sama później w czasach szkolnych chętnie wcielała się w główne role w spektaklach muzycznych. Wydawać by się mogło, że udział aktorki w filmie muzycznym jest czymś naturalnym. Czy możemy sobie wyobrazić inną gwiazdę w roli Donny? Skąd w ogóle odtwórczyni Margaret Thatcher w takim przedsięwzięciu?

Okazuje się, że na jej decyzję wpłynął… zamach na World Trade Center. Wtedy w Stanach Zjednoczonych przetoczyła się dyskusja, czy wprowadzenie lekkiego repertuaru tuż po katastrofie – to dobry pomysł, więc przesunięto premierę spektaklu na odleglejszy termin. Wśród widzów na Broadwayu była Streep, która zabrała na spektakl swoją najmłodszą córkę i jej kolegów ze szkoły, przeżywających traumę 11 września, aby podnieść ich na duchu. Aktorka zauważyła, że spektakl spełnił swoje zadanie i nastolatkowie w lepszym nastroju opuścili teatr, wysłała więc twórcom "Mama Mia!" list pochwalny. Gdy pięć lat później podjęto decyzję o przeniesieniu sztuki na ekran zaproponowano jej rolę – a ona z przyjemnością ją przyjęła.

Źródło: Materiały prasowe

Po 10 latach znów wcieliła się w Donnę – w sequelu "Mamma Mia: Here We Go Again" w reżyserii Ola Parkera. Widzowie snują domysły, czy główna bohaterka z pierwszej części nie żyje. Już wkrótce – podczas polskiej premiery – będziemy mogli poznać szczegóły fabuły.

Nowe możliwości

Dzięki występowi w musicalu w 2008 roku – otworzyły się nowe możliwości dla 60-letniej aktorki. Już wcześniej starała się o rolę w filmie muzycznym "Evita", ale przegrała casting z Madonną. Meryl żartowała potem: "Przecież to ja śpiewam lepiej! Mam ochotę poderżnąć jej gardło!". Film w reż. Alana Parkera zebrał krytyczne opinie, Madonna rozczarowała. A gwiazda Meryl wciąż lśni.

Swój talent muzyczny mogła pokazać w następnych produkcjach: "Tajemnicach lasu" w reż. Roba Marshalla, "Nigdy nie jest za późno" Jonathana Demme’a czy "Boskiej Florence" Stephena Frearsa. W filmie "Nigdy nie jest za późno" wciela się w postać, która jest przeciwieństwem aktorki. Prywatnie królowa Hollywood związana jest od 40 lat z rzeźbiarzem Donem Gummerem. Mają czworo dorosłych dzieci: najstarszy, 38-letni Henry, jest aktorem i muzykiem, używa nazwiska Wolfe, 35-letnia Mamie i 32-letnia Grace zostały aktorkami, a najmłodsza, 27-letnia Louisa, jest modelką.

W obrazie Demme’a wciela się w nietypową matkę trójki dzieci, nie najmłodszą gwiazdę estrady, Ricki Rendazzo, która poświęca rodzinę dla kariery i rockandrollowego życia. Postanawia jednak odnowić relacje rodzinne, mając nadzieję – jak w tytule, że nigdy nie jest za późno.

Kadr z filmu "Nigdy nie jest za późno"

Kadr z filmu "Nigdy nie jest za późno"

Źródło: Materiały prasowe

– Znam Meryl od lat i wiem, że kocha śpiewać, pomyślałem więc, że to może być rola, której nie odrzuci. (…) Po kilku tygodniach Meryl zapytała "Pamiętasz scenariusz, który mi dałeś? Kocham tę historię" – mówił podczas promocji filmu producent Marc Platt.

I tak też było. Na ekranie stworzyła zadziorną, barwną, wyłamującą się z drobnomieszczańskiego sposobu życia bohaterkę. Podczas pracy nad filmem rockowe utwory wykonywała odtwórczyni głównej roli, dlatego aktorka nie ukrywa, że mocno nadszarpnęła swój głos. – Kiedy nagrywałam rockowe kawałki, wydobywałam dźwięki z samego dna mojego głosu. Starałam się dostroić do gitary. Miałam brzmieć jak palacz, ktoś nieuporządkowany, zaniedbany – mówiła "Twojemu Stylowi".

Po zakończeniu pracy nad filmem "Nigdy nie jest za późno" – jeździła dwa razy w tygodniu przez około półtora miesiąca do Arthura Levy’ego, trenera wokalnego, żeby odzyskać swój możliwości głosowe. Było to ważne, bo jej struny głosowe powinny działać jak szwajcarski zegarek, ponieważ zdobywczyni trzech Oscarów przyjęła wówczas propozycję zagrania – Florence Foster Jenkins – najgorszej śpiewaczki świata.

Meryl Streep jako "Boska Florence" - z prawej pierwowzór jej postaci, Florence Foster Jenkins

Meryl Streep jako "Boska Florence" - z prawej pierwowzór jej postaci, Florence Foster Jenkins

Źródło: Getty Images

Okazuje się, że oddanie sposobu śpiewania Florence do najłatwiejszych nie należało, ponieważ osiągała ona bardzo wysokie rejestry.

– Florence może i fałszowała, ale dźwięki, z którymi legendarna Maria Callas miała duże problemy na dalszym etapie swojej kariery, osiągała bez problemu. Miała za to trudności w niższych rejestrach, w których ja, prywatnie, czuję się swobodnie. Sama świadomość, że muszę utrzymać się poza tonacją, nie była kłopotliwa, fałszowanie sprawiało mi wręcz przyjemność! Ale ona była niezwykle specyficznym typem złego śpiewaka. Nie dało się przewidzieć, co i kiedy nieczysto zaśpiewa. Śpiewała w charakterystyczny, poniekąd desperacki sposób. Widownia miała nadzieję, że Jenkins jakimś cudem dociągnie do końca frazy. To był mój klucz do roli. Nasza zasada brzmiała: zawsze zachowaj puentę na koniec żartu, nigdy od niej nie zaczynaj! – mówiła w rozmowie z Anną Tatarską.

Rekordzistka przegranych

W sumie Meryl Streep była nominowana do Oscara 21 razy. Trzy razy została uhonorowana nagrodą Amerykańskiej Akademii Filmowej. Za rolę kobiety porzucającej syna i męża w "Sprawie Kramerów" dostała swojego pierwszego Oscara. W roztargnieniu zostawiła go w damskiej toalecie. Za kreację w "Wyborze Zofii", dramacie z 1982 roku o polskiej imigrantce w Nowym Jorku, którą wciąż prześladują traumatyczne doświadczenia z czasów II wojny, otrzymała drugą statuetkę. Po dość długiej przerwie została doceniona za kreację brytyjskiej pani premier w filmie "Żelazna dama" w 2012 roku.

Meryl Streep śmieje się, że jest rekordzistką przegranych, bo przecież aż osiemnaście razy przegrała oscarową bitwę. Ale to kokieteria, bo 69-latka wciąż jest na topie. Kto by pomyślał, że gdy skończyła 38 lat, była przekonana, że osiągnęła kres hollywoodzkiej "przydatności do spożycia", że stanie się niewidoczna dla branży Hollywood.

Z Oscarem za rolę w "Żelaznej Damie"

Z Oscarem za rolę w "Żelaznej Damie"

Źródło: Forum

Ku swojemu zaskoczeniu, a raczej dzięki marce, którą zbudowała, może przyjmować różne propozycje, od komedii poprzez musicale do dramatów. Nie boi się śmieszności, wszystko po to, by postać w którą się wciela była wiarygodna. By upodobnić się do Margaret Thatcher pozwoliła sobie przykleić kilogramy sylikonu na twarzy. Aby zagrać mistrzynię francuskiego gotowania Julię Child, która jest od niej 21 cm wyższa, nałożyła buty na niebotycznych obcasach, przytyła też siedem kilogramów.

Poświęci się dla roli, ale nie walczy z upływem czasu, dlatego nie zrobiła sobie operacji plastycznych i nie stosuje botoksu. – Kiedy widzę ingerencję chirurga czy botoks na twarzach ludzi, z którymi się spotykam, odbieram to jako zakłócenie w komunikacji – mówi w jednym z wywiadów. – To tak, jakby nosić cały czas welon czy woalkę. Dla aktora to nie jest dobre.

Meryl Streep wystąpiła w 72 filmach. Do najbardziej znanych należą "Łowcy jeleni, "Sprawa Kramerów", "Pożegnanie z Afryką", "Pocztówki znad krawędzi", "Pokój Marvina", "Godziny", "Żelazna dama", "Boska Florence", "Mamma Mia!" czy "Sufrażystki".

Korzystałam m.in. z książki "Meryl Streep. Znowu ona!" Michaela Schulmana oraz tekstów w "Twoim Stylu", "Wysokich Obcasach", filmwebie.pl, "Vanity Fair, "Guardianie", "The Telegraph" i "Wall Street Journal Magazine".