Łukasz Mejza został posłem w marcu 2021 roku. Od połowy października jest wiceministrem sportu i turystyki, Rafał Guz, PAP
To jeden z materiałów, które powstały w ramach cyklu publikacji w Wirtualnej Polsce pt. "Jak Łukasz Mejza postanowił zarobić na cierpieniu". Autorzy Szymon Jadczak i Mateusz Ratajczak zostali laureatami Nagrody im. Dariusza Fikusa za dziennikarstwo najwyższej próby 2022.
● Każdy może dziś kupić długi firmy należącej w 20 proc. do wiceministra sportu Łukasza Mejzy. Wierzytelności są dostępne w ogólnodostępnym serwisie z długami. Trzy oferty warte są w sumie 19 tys. zł. Chętni mogą wynegocjować blisko 60 proc. rabat i ścigać dłużnika na własną rękę.
● Wirtualna Polska posiada dowody, że Łukasz Mejza handlował maseczkami bez medycznych atestów. Twierdził, że chronią one przed koronawirusem. Biznesem tym zajmował się w kwietniu ubiegłego roku, gdy COVID-19 się rozkręcał. Kupował maski po 2,75 zł netto, sprzedawał po 4,15 zł. Ofertę wysyłał do firm i samorządów. Klientów - jak przekonywał w e-mailach - miał. Ale firma, która miała produkować maseczki, nigdy nie istniała.
● Wirtualna Polska posiada dowody, że Łukasz Mejza powoływał się na wpływy w notowanej na giełdzie firmie LUG Light Factory. Firma zaprzecza, żeby miała jakikolwiek związek z posłem. Ten jednak roztaczał wizje inwestycji, w które miała być zaangażowana.
● Łukasz Mejza w latach 2019 - 2020 zarobił 980 tys. zł na dotacjach unijnych przyznawanych w ramach programu przyjętego przez samorząd województwa lubuskiego. W tym czasie sam był radnym sejmiku województwa lubuskiego.
19 października 30-letni Łukasz Mejza, formalnie poseł niezrzeszony, został wiceministrem w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Tydzień później był już wiceministrem w nowym, osobnym resorcie sportu. To efekt zmian w Zjednoczonej Prawicy - odejścia Jarosława Gowina i pozyskania popleczników europosła Adama Bielana. Mejza to właśnie jego transfer. I gwarant większości Zjednoczonej Prawicy w Sejmie.
Do Sejmu wszedł w marcu 2021 roku w miejsce lubuskiej posłanki Jolanty Fedak. Startował z listy PSL w Zielonej Górze, miał drugi wynik. Gdy Fedak zmarła w ostatni dzień ubiegłego roku, zastąpił ją. Ślubowanie poselskie złożył w marcu.
I choć karierę polityczną zaczynał od Bezpartyjnych Samorządowców, a do Sejmu startował z list ludowców, to szybko zaczął głosować ramię w ramię z PiS. Dziś w swoich wypowiedziach otwarcie wspiera partię rządząca.
BBC i CNN nadają Białorusi. Jest komentarz z rządu
- Na studiach Łukasz był gorącym fanem Platformy Obywatelskiej. Potem, na fali wzrostu notowań partii Ryszarda Petru, stał się orędownikiem Nowoczesnej. Ostatecznie teraz, dostając się z list Polskiego Stronnictwa Ludowego, zasiadł w rządzie Mateusza Morawieckiego. A po drodze było jeszcze poparcie dla Pawła Kukiza i Bezpartyjnych Samorządowców - wylicza znajomy Mejzy z czasów studiów na Uniwersytecie Wrocławskim.
- Nie jestem jego politycznym ojcem - denerwuje się senator Wadim Tyszkiewicz, gdy pytamy go o Mejzę. Od wiceministra w rozmowie odcina się kilkukrotnie. A to on był współtwórcą komitetu "Lepsze Lubuskie - Bezpartyjni Samorządowcy", z którego list Łukasz Mejza dostał się do sejmiku województwa lubuskiego.
- Mam o tym człowieku jak najgorsze zdanie. Dla niego liczy się tylko jego zysk i kariera. I doskonale pokazuje to swoimi działaniami na każdym szczeblu. Ktoś, kto bierze stołek za poparcie, sam sobie wystawia ocenę - mówi Tyszkiewicz.
Obowiązek obowiązkiem, Mejza Mejzą
W 2014 roku Łukasz Mejza został najmłodszym radnym wojewódzkim w Polsce. Zaraz potem złożył pierwsze oświadczenie majątkowe. Na koniec 2014 roku miał 6,5 tys. złotych i 500 euro oszczędności. Po stronie zobowiązań podał kredyt studencki w wysokości 12,6 tys. złotych.
Jego sytuacja finansowa poprawi się dopiero w 2016 roku. Mejza zaczyna wtedy pracę w spółce Grono Sportowa Spółka Akcyjna, zarządzającej koszykarskim klubem z Zielonej Góry. Na archiwalnej wersji strony klubu Mejza jest przedstawiony jako "Business Manager". Polityk zajmował się wyszukiwaniem nowych sponsorów, opiekował się też podczas meczów biznesmenami wspierającymi drużynę, wprowadzał ich na trybuny, wskazywał miejsca. Przy tej okazji nawiązał kontakty, które potem przydały mu się w karierze biznesowej.
Janusz Jasiński, właściciel klubu koszykarskiego z Zielonej Góry i przewodniczący rady nadzorczej spółki, o Mejzie wypowiadać się nie chce. Odsyła do rzecznika prasowego, a ten potwierdza wyłącznie okres, w którym polityk pracował dla klubu. W krótkiej wiadomości pisze: od 2016 do 2020 roku.
Jak udało nam się ustalić, Łukasz Mejza w klubie Jasińskiego zarabiał w okolicach 3,5 tys. zł na rękę, a dodatkiem miały być premie od pozyskanych sponsorów. Jak mówi nam jeden z pracowników firmy, tych nie było zbyt wielu, więc i premie nie były wielkie. Dla Mejzy ten układ i tak był doskonały: w pewnym momencie łączył etat w klubie z własną działalnością gospodarczą, a w ten sposób mógł płacić mniejsze składki na ubezpieczenie społeczne (wyłącznie za etat, który opłacał mu pracodawca w swoich kosztach).
- W pierwszym roku jego pracy nikt nie mógł powiedzieć o nim złego słowa. Szefowi się spodobał, bo obiecywał nowych sponsorów, nie bał się rozmów, angażował się, był widoczny. Im później, tym rzadziej przychodził, bo wciągała go polityka. W warunkach lokalnego biznesu jednak nie tak łatwo zwolnić radnego sejmiku bez wywoływania burzy - opowiada jeden z pracowników.
- Koniec końców ich historia skończyła się tak, że Jasiński wezwał go na rozmowę i przedstawił ultimatum: albo rozstajemy się za porozumieniem stron, albo w grę wchodzi zwolnienie dyscyplinarne ze względu na jego nieustające nieobecności. Wybór był jasny, w klubie Mejza już się nigdy nie pojawił. A był czas, gdy chodził i opowiadał, że będzie kiedyś prezesem - słyszymy.
Mejza odszedł w listopadzie 2020 roku, nie zmarnował jednak okresu spędzonego w klubie. Na mecze koszykówki miał zapraszać potencjalnych kontrahentów. Organizował bilety i dobre miejsca. - Trudno powiedzieć, czy z tych jego sponsorów to ktokolwiek został. To chyba była reklama Mejzy, a nie koszykówki - dodaje pracownik klubu.
Rozstanie ze sportem nastąpiło na chwilę przed wejściem do krajowej polityki. A wchodząc do Sejmu, Łukasz Mejza miał obowiązek złożyć dwa oświadczenia majątkowe.
Pierwsze pokazujące stan jego posiadania na dzień ślubowania, czyli 16 marca 2021 roku. I drugie opisujące jego majątek na dzień 31 grudnia 2020.
Tego drugiego początkowo Mejza nie złożył. Został ukarany za to przez Prezydium Sejmu karą nagany. Ale gdy jego nazwisko pojawiło się wśród kandydatów na posadę w rządzie po rekonstrukcji, młody poseł złożył zaległy dokument. Ale zamiast danych na koniec 2020 podał w nim ponownie dane o swoim majątku z marca tego roku.
Postanowiliśmy przyjrzeć się finansowej historii posła i wiceministra, żeby sprawdzić, co może chcieć ukryć przed opinią publiczną.
Pojawiają się kontrowersje
Przygodę z biznesem Mejza rozpoczął w 2017 roku. Wtedy wpisuje do oświadczenia majątkowego udziały warte 400 złotych w Wroclife sp. zoo. To spółka wydająca magazyn i portal poświęcony głównie wydarzeniom kulturalnym w stolicy Dolnego Śląska.
Udziały Mejzy nie stanowią 10 proc. całości kapitału, więc nie są nawet ujawniane w Krajowym Rejestrze Sądowym.
W 2017 r. Mejza wpisał też do oświadczenia - kupione w sierpniu 2016 r. - mieszkanie o powierzchni 60 metrów kwadratowych. Znajduje się na trzecim piętrze nowego bloku w Zielonej Górze. Wycenia je w oświadczeniu na 216 tys. zł. Radny do dokumentu wpisuje też, że pozostało mu do spłaty 192 tys. złotych kredytu. I tu po raz pierwszy pojawiają się kontrowersje wokół obecnego posła.
"Zastanawiałem się, jak określić tego człowieka puszącego się na załączonym obrazku: Szmata? Łajza? Menda? Kałuża? Kundel Kaczyńskiego?" - tak wpis na Facebooku z dodanym zdjęciem Łukasza Mejzy zaczyna Tomasz Siemiński, kiedyś kolega obecnego wiceministra i wspólnik spółki, która sprzedała mieszkanie Mejzie.
Siemiński we wpisie zarzuca posłowi makiawelizm, narcyzm i psychopatię, brak empatii, bezduszność i egoizm, przedmiotowy stosunek do ludzi, tendencję do manipulacji interpersonalnej i eksploatacji partnerów. Dodaje też, że w przeszłości wsparł kampanię Łukasza Mejzy kwotą 50 tys. złotych, a jego firma zapłaciła za wykończenie mieszkania 50 tys. zł. i podarowała mu za złotówkę miejsce postojowe warte 10 tys. złotych. Sęk w tym, że w żadnym oświadczeniu majątkowym Łukasz Mejza nie wpisał tych korzyści.
Dziś Tomasz Siemiński w rozmowie z Wirtualną Polską nazywa Mejzę "zdrajcą" i odmawia rozmowy na temat wiceministra.
Kolejna zagadka? W tym samym roku Łukasz Mejza wpisuje w oświadczeniu, że zarobił 24,4 tys. z tytułu "działalności wykonywanej osobiście". W sumie w latach 2016-2020 w ten sposób zarobił ponad 240 tys. złotych. Szczegółów jednak nie podaje.
- Czym jest "działalność wykonywana osobiście"? W dużym uproszczeniu zwykle są to działania wykonywane przez osoby z grupy wolnych zawodów, choć katalog ten jest bardzo szeroki. Forma zatrudnienia w tym przypadku nie ma tak dużego znaczenia, bo może to być kontrakt menedżerski, umowa cywilnoprawna, a nawet umowa o pracę. I tak jest to często działalność artystyczna, literacka, naukowa, trenerska związana z uprawianiem sportu, sędziowska z tytułu prowadzenia zawodów, działalność duchownych, obowiązki zasiadania w zarządzie, radzie nadzorczej, ale także zarobki z tytułu pełnienia funkcji społecznych i obywatelskich - mówi Dariusz Gałązka, doradca podatkowy i ekspert firmy Grant Thornton.
Ale co znaczy "działalność wykonywana osobiście" w przypadku Łukasza Mejzy? W jaki sposób ówczesny radny zarobił te pieniądze? Zwłaszcza w okresie, gdy nie miał zarejestrowanej działalności gospodarczej - bo tę Mejza założył dopiero w czerwcu 2019 roku?
Łukasz Mejza nie odpowiedział nam na to pytanie.
Biznes na poważnie
Przygotowując tekst, rozmawialiśmy z dziesiątkami osób, które poznały Łukasza Mejzę. Rozmawialiśmy głównie z tymi, którzy mieli z nim kontakt od strony biznesowej.
Relacje nie różniły się z grubsza od siebie i wyglądały następująco: "Młody, bardzo ambitny, bezwzględny. Skoncentrowany na osiągnięciu sukcesu za wszelką cenę. Mocno zapalał się do pomysłu, proponował, żeby coś razem zrobić, ale brakowało w tym najczęściej konkretu i jakiegoś poważniejszego planu".
Niektórzy przystawali na propozycję "zrobienia czegoś razem" z Łukaszem Mejzą. Z okazji skorzystał na przykład Dominik Uberna. Po wspólnym biznesie zostało mu tylko zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa i długi.
W 2018 roku, po tym jak wcześniej udało mu się rozkręcić klub One Love w Zielonej Górze, Uberna postanowił otworzyć bliźniaczy lokal we Wrocławiu. Do tego potrzebował pieniędzy, a te mieli mu zapewnić wspólnicy. Jednym z nich został Łukasz Mejza.
Zgodnie z umową inwestycyjną podpisaną 28 maja 2018 roku obecny poseł objął 20 proc. w spółce One Love Wrocław. Dziennikarze Wirtualnej Polski dotarli do kopii przelewów Mejzy z okresu od 29 maja do 10 września 2018 r. W tym czasie obecny wiceminister sportu przelał 200 tys. zł tytułem objęcia udziałów w nowej spółce. Dodatkowe 20 tys. zł przelał 26 listopada 2018 r. na bieżącą działalność klubu.
Skąd je miał? Z oświadczenia majątkowego złożonego we wrześniu (na koniec kadencji radnego) wynika, że poważnie się zapożyczył. Obciążało go niemal 380 tys. zł pożyczek i kredytów. W tym dwie - 172 tys. i 40 tys. to pożyczki od osób prywatnych.
Łukasz Mejza nie chce zdradzić, od kogo pożyczał pieniądze. Z naszych ustaleń wynika, że m.in. od swoich ówczesnych partnerek.
- Monika (imię zmienione - red.) pożyczyła mu 50 tys., gdy byli razem. Na szczęście spisała umowę. Spłacił z półtorarocznym opóźnieniem. Na co pożyczył? Na życie. Bo wszystko wydał na kampanię wyborczą - opowiada znajomy Mejzy. I zastrzega anonimowość, bo "nie chcę, żeby mnie nękał".
Inwestycja we wrocławski klub nie okazała się najlepszym pomysłem. Oprócz obecnego posła i Dominika Uberny w lokal zainwestowali m.in. brat Mejzy i ówczesny szef jego sztabu wyborczego.
- Łukasz Mejza powtarzał: "kto jak nie my". Przechwalał się znajomościami, twierdził, że bywał w domu u premiera Morawieckiego, wzbudzał zaufanie - wspomina dziś Uberna, który został prezesem spółki. Zapytane o to Centrum Informacyjne Rządu ani nie zaprzeczyło, ani nie potwierdziło. "CIR nie posiada wiedzy dotyczącej prywatnych rozmów i spotkań członków rządu" - czytamy w przesłanym nam e-mailu.
One Love miał dobrą lokalizację we Wrocławiu (w samym centrum, nieopodal rynku), ale inwestycja okazała się niewypałem. Mejza miał się zająć marketingiem, jednak otwarcie klubu pokrywało się z kampanią do samorządu. Dopiero z czasem wiceminister przeprowadza się do Wrocławia i pomaga w zarządzaniu klubem.
Przy okazji wykorzystuje go w swojej działalności politycznej. W One Love odbyła się m.in. konferencja ruchu Fair Play Roberta Gwiazdowskiego. Ta inicjatywa polityczna, w którą zaangażował się Mejza, też okazała się kompletną klapą. Ruch wystartował w wyborach do Parlamentu Europejskiego (listy zarejestrował w 6 z 13 okręgów) i zdobył 0,54 proc. głosów w skali kraju.
W spółce One Love szybko dochodzi do konfliktu. - Mejza przejmuje nadzór nad klubem. Wykorzystał moje problemy ze zdrowiem. Podejmował decyzje finansowe, do których nie miał prawa, nie przekazywał dokumentów księgowej. Próbował zastraszyć pozostałych wspólników. Na przykład wyłączał prąd i mówił, że właściciel lokalu odłączył go za długi. Podczas jednej z imprez Mejza zabronił nabijać utarg na kasę. Utarg trafiał do pudełka, które po imprezie zabrał Mejza - wspomina Dominik Uberna.
W tamtych czasach obecny wiceminister zwołuje też spotkania wspólników, żeby jakoś rozwiązać kryzysową sytuację. Uberna pamięta, że przynajmniej jedno z nich odbyło się w Urzędzie Marszałkowskim w Zielonej Górze. W biurze Bezpartyjnych Samorządowców.
Do porozumienia wspólników nie doszło. W pewnym momencie Uberna wkroczył do klubu z policją, żeby odzyskać kontrolę nad lokalem. Mejza był wtedy w wynajmowanym mieszkaniu nad klubem i wyparł się prowadzenia biznesu.
- Okazało się, że monitoring z klubu został skasowany, lokal był zapuszczony, brakowało towaru, czynsz był nieopłacony - wspomina Uberna.
Efekt? Klub upadł. Do prokuratury trafiło za to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - prezes Uberna zarzucał wspólnikowi Mejzie m.in. przywłaszczenie pieniędzy, fałszowanie podpisów na fakturach i działanie na szkodę spółki. Sprawę umorzono w listopadzie 2019 roku.
Jedyne co pozostało po działalności Łukasza Mejzy w One Love Wrocław to długi. Z raportów, które spółka składała do KRS wynika, że na koniec grudnia 2018 roku notuje 411 tys. zł strat, rok później straty wynoszą 263 tys. zł. W sumie ma 674 tys. złotych na minusie.
Część tych długów dziś można kupić na internetowych giełdach długów. W serwisie zajmującym się pośrednictwem w sprzedaży znajdujemy ofertę trzech wierzytelności spółki należącej w 20 proc. do członka polskiego rządu. Ich wartość to odpowiednio 10,5 tys. zł, 2 tys. oraz 7,3 tys. zł.
W tej chwili wierzytelności należą do EOS KSI Polska - firmy zajmującej się ściąganiem długów. Kupić je może każdy, procedura trwa minimum miesiąc. I po tym czasie ewentualny chętny mógłby się szczycić, że jego dłużnikiem jest firma wiceministra sportu. EOS KSI nie informuje, kto jest wierzycielem (mówiąc wprost: komu firma zalega z płatnościami) oraz jaka jest pierwotna kwota długu (dług wielokrotnie sprzedawany zwykle ma o wiele mniejszą wartość).
Rynkową praktyką jest sprzedaż długu ze sporym rabatem. Im bardziej problematyczny jest dłużnik, tym większą kwotę można urwać. W przypadku długów One Love Wrocław w grę wchodził upust wart nawet 60 proc.
Sęk w tym, że umowa spółki One Love Wrocław, podpisana przed notariuszem 28 września 2018 r. w punkcie 10 mówi jasno: jeśli wspólnik będzie chciał zbyć udziały, to pierwszeństwo zakupu mają dotychczasowi udziałowcy. Poprosiliśmy Dominika Ubernę o dokładne sprawdzenie, czy w ostatnim czasie Łukasz Mejza nie kontaktował się z nim w sprawie sprzedaży udziałów. Nie kontaktował się.
- Nie było żadnej próby kontaktu ze strony Łukasza Mejzy, nie dostałem też żadnej propozycji pocztą, nic nie przyszło pod żaden z adresów do korespondencji - zapewnia Dominik Uberna. Jakby określił zachowanie obecnego wiceministra sportu? - Nie życzę nikomu takiego wspólnika i "przyjaciela". Łukasz Mejza nas oszukał. Zostaliśmy z długami - rozkłada ręce Uberna.
Łukasz Mejza nie odpowiedział nam, czy rzeczywiście sprzedał udziały, jeśli tak, to kiedy, komu i za ile, oraz w jaki sposób ominął zapisy z umowy powołania spółki.
Stado Mejzy króluje w lesie. Czas na szkolenia
Gdy nie wypalił biznes w branży klubowej, Łukasz Mejza postanowił zabrać się za szkolenia.
18 czerwca 2019 roku w domu rodziców w lubuskim Łagowie zarejestrował jednoosobową działalność gospodarczą pod nazwą "Future Wolves". Po "wilkach przyszłości" (tłumaczenie z jęz. angielskiego) nie ma dziś już za wielu śladów. Mejza zawiesił działalność 14 października, tuż przed wejściem do rządu. Skasował też stronę internetową.
Zachowała się jednak jej kopia.
"Jesteśmy stadem drapieżnych wilków, które wyniesie twoją firmę na wyżyny marketingu. Granice? Limity? To nie dla nas. Przeskoczyliśmy już niejedną przeszkodę i nie zamierzamy zwalniać tempa. Nasze stado króluje w lesie, w górach i na nizinach" - pisze o firmie.
Mejza na stronie przedstawiony jest jako "wilk watahy", a jego współpracownicy to "samce alfa watahy". Wśród nich są jego brat Mateusz oraz Franciszek Przybyła i Jakub Zgoła, którzy są dziś asystentami społecznymi. Ale w swoich oświadczeniach umieszczonych na stronie Sejmu Przybyła i Zgoła nie wspomnieli, że pracowali w "Future Wolves".
Według oświadczenia złożonego w Sejmie Mejza zarobił na "Future Wolves" okrągły milion złotych. W jaki sposób? Niemal całość, dokładnie 980 tys., pochodzi z funduszy unijnych. Mejza, będąc jednocześnie radnym Sejmiku Województwa Lubuskiego, został partnerem programu "Lubuskie Bony Rozwojowe" oraz "Lubuskie Bony Szkoleniowe". Pieniądze na bony pochodziły właśnie ze środków unijnych, z programu przyjętego przez samorząd województwa lubuskiego.
Operatorem projektów odpowiedzialnych za podział pieniędzy były Agencja Rozwoju Regionalnego (kontrolowana przez samorząd województwa lubuskiego) oraz Zachodnia Izba Przemysłowo-Handlowa.
W ramach programu mali i średni przedsiębiorcy mogli zgłosić się po bony, które potem mogli realizować w firmach oferujących m.in. szkolenia. Po zrealizowaniu ćwiczeń, firma - która je prowadziła - rozliczała bony u operatora programu. Tak wyglądał proces płatności.
Szkolenia w firmie Łukasza Mejzy wybrało w sumie 52 przedsiębiorców, za co wypłacono mu z unijnych środków 961 tysięcy. Na liście korzystających z jego usług są np. salon fryzjerski, studio fotograficzne i firmy handlowe.
Do tego 20 tys. Mejza dostał jako bezpośrednie wsparcie dla swojej firmy.
- Kwestia etyczna, a kwestia formalna i ewentualny konflikt interesów to w takich przypadkach dwie sprawy. Kwestie etyczne ocenia wyborca. Czy każda sytuacja korzystania przez polityka ze środków europejskich jest jednoznacznym konfliktem interesów? Często taka ocena nie jest jednoznaczna. Gdyby okazało się, że ktoś był faworyzowany z jakichś powodów - w tym politycznych - to owszem. Jeżeli jednak był jednym z tysięcy beneficjentów czy wykonawców działających na otwartym rynku, to sprawa nie jest tak jednoznaczna, a wymaga drobiazgowego wyjaśniania i przyglądania się - ocenia Bożena Lublińska-Kasprzak, od 2009 do 2016 roku prezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Szkolenia w firmie Mejzy prowadzili ludzie, którzy równolegle pracowali w jego sztabie wyborczym. Ale z częścią z nich wiceminister szybko się rozstał.
Opowiada człowiek, który pracował przy kampanii Łukasza Mejzy w 2019 roku: - Rozstaliśmy się przez jego zachowania, okropny sposób traktowania ludzi; oszukiwanie, manipulowanie, obrażanie, wyzywanie.
Nasz rozmówca twierdzi także, że do rozstania kilku współpracowników z Mejzą przyczyniły się problemy z rozliczeniami za pracę wykonaną dla polityka - zarówno w sztabie, jaki i w firmie wiceministra. Ze względu na toksyczny charakter Mejzy nasz rozmówca kategorycznie żąda zachowania anonimowości.
Tak rodzi się majątek
Dzięki unijnym pieniądzom sytuacja Łukasza Mejzy zmienia się diametralnie. Jeszcze w czerwcu 2020 roku w oświadczeniu majątkowym deklarował, że oprócz 186,5 tys. zł kredytu mieszkaniowego ma do spłacenia kolejne 511 tys. zł pożyczek i kredytów.
W marcu 2021 roku deklaruje już, że ma 450 tys. złotych oszczędności. Do tego znikają wszystkie pożyczki od osób fizycznych. Zostaje tylko kredyt w Eurobanku - 77 tys. Różnica w stanie posiadania - dokładnie 741 tys. zł w niecałe dziewięć miesięcy.
Oprócz szkoleń Mejza zajmował się też m.in. fotowoltaiką - na stronie firmy Vinci Eco Energy, zarejestrowanej 21 stycznia 2021 r., uśmiechnięty Mejza informował, że "czas na współpracę z naszą planetą" i szukał działek pod farmy fotowoltaiczne. Ostatnio jego zdjęcie i numer telefonu zniknęły ze strony.
Z kolei w firmie pod nazwą Mejza Business Group, gdzie wiceminister był wspólnikiem i prezesem, nasz bohater nie złożył rocznego sprawozdania za rok 2020. Złożenie sprawozdania jest wymagane przez obowiązujące w Polsce prawo.
O kolejnej aktywności biznesowej Łukasza Mejzy opowiedział nam człowiek, z którym dzisiejszy wiceminister chciał robić interesy w 2019 i 2020 roku. Woli zachować anonimowość. Poznali się przez środowisko Bezpartyjnych Samorządowców.
- Łukasz wiedział, że mam szerokie kontakty w samorządach na moim terenie. I koniecznie chciał robić interesy na tej bazie. Najpierw zaproponował biznes przy oświetleniu miejskim. Twierdził, że reprezentuje firmę LUG, na dowód wysłał nawet e-mail z ich folderem - opowiada nasz rozmówca. Na dowód pokazuje e-mail wysłany wiosną 2019 roku z adresu, którego Łukasz Mejza używał także przy innych biznesach.
Sama firma LUG kategorycznie zaprzecza jakiejkolwiek współpracy z dzisiejszym posłem i wiceministrem.
- Grupa Kapitałowa LUG, w tym jej spółki zależne, nigdy nie współpracowała z panem Łukaszem Mejzą ani firmami przez niego reprezentowanymi. Nie udzielaliśmy również panu Mejzie żadnego upoważnienia do powoływania się na jakąkolwiek współpracę z nami, bo do takiej współpracy nigdy nie doszło - informuje Monika Bartoszak, dyrektor biura zarządu i komunikacji w Grupie LUG.
- Kolejna propozycja to były hale sferyczne, które mieliśmy budować z pomocą Łukasza. Zapadło mi to w pamięć, bo nikt nie wiedział, o co chodzi z tymi halami sferycznymi. Tu w ogóle nie podjęliśmy rozmów - relacjonuje były już kolega Łukasza Mejzy.
Mejza wchodzi w maseczki
- A na końcu, w kwietniu 2020 roku, czyli w środku pandemii Mejza wymyślił, że będzie handlował maseczkami. Miał już gotową ofertę, wysłał mi ją mailem, z gotowym wzorem zamówienia. Przedsięwzięcie nazywało się "Pani Maseczka" - wspomina nasz rozmówca.
Rzeczywiście, w mailu wysłanym z adresu Łukasza Mejzy, polityk chwali się zyskami. Pisze, że maseczki, które kupuje w cenie 2,75 zł netto za sztukę, sprzedawał samorządom po 3,90 i 4,15 zł za sztukę.
Przebitka na jednej wynosiła zatem do 1,4 zł. Każdy sprzedany tysiąc takich maseczek, to 1,4 tys. zł czystego zysku. I dlatego Mejza zachęcał do współpracy, choć na swoich warunkach. "Wszystko co powyżej tej kwoty (2,75 zł - red.), dzielimy 50/50".
Do e-maila Łukasz Mejza dołączył ofertę dla firm, inną propozycję dla samorządów i kartę zamówienia. Z dokumentów wynika, że transakcja miała się odbywać za pośrednictwem "Green House Nowicka Spółka jawna", która zajmuje się deweloperką. Z Łukaszem Mejzą łączy ją Daniel Szymanowski, który do niedawna był wspólnikiem tej firmy, a do dziś widnieje w KRS jako wspólnik firmy Vinci Sport. Tej samej, w której prezesem i wspólnikiem według rejestru jest Łukasz Mejza.
W folderze "Pani Maseczki", oprócz numeru do Łukasza Mejzy, znajdujemy stwierdzenie, że "to wiodący producent zabezpieczających maseczek wielokrotnego użytku. Maseczki ochronne są podstawowym produktem chroniącym nas przed rozprzestrzenianiem się COVID-19".
I dalej: "Pragniemy dumnie podkreślić, że używana przez nas medyczna flizelina, która służy do produkcji naszych maseczek ochronnych spełnia najwyższe wymagania stawiane dla I klasy. Produkty klasy I w związku ze standardami, które wypełniają są dopuszczone nawet do użytkowania przez niemowlęta i dzieci do lat 3! W związku z tym są całkowicie bezpieczne!".
Oferta rozsyłana przez Łukasza Mejzę zawiera co najmniej kilka nieścisłości.
Po pierwsze "Pani Maseczka" nie jest wiodącym producentem maseczek ani niczego innego. Bo taka firma w ogóle nie istnieje. Po drugie oferowany przez niego produkt nie zabezpiecza przed COVID-19.
- Flizelina może zabezpieczyć co najwyżej, żeby inny człowiek na nas przez taką maseczkę nie napluł. Ten produkt nie ma żadnych badań, żadnych atestów. Jest kompletnie bezwartościowy - mówi nam wyraźnie zdenerwowany pracownik wiodącego producenta maseczek.
Zapytaliśmy Centralny Instytut Ochrony Pracy - Państwowy Instytut Badawczy, czy wykonywał badania lub przeprowadzał certyfikację wyrobów na zlecenie firmy z oferty rozsyłanej przez Mejzę. CIOP-PIB zaprzeczył.
Nie wiemy, skąd Łukasz Mejza wziął sprzedawane maseczki. Nie wiemy, kto je kupił, ani ile obecny wiceminister sportu na nich zarobił. Śladu po tej działalności próżno szukać w jego oświadczeniach majątkowych.
Łukasz Mejza nie odpowiedział na pytania dotyczące maseczek. Dokładnie mówiąc - nie odpowiedział na żadne wysłane mu pytania.
Oto pełna lista pytań, które otrzymał od nas Łukasz Mejza:
● kim są osoby fizyczne, od których pożyczył Pan odpowiednio 140 tys., 172 tys, 40 tys., 10 tys., 50 tys., 15 tys. złotych? Czy spłacił je terminowo? Jaki był cel pożyczek?
● czy oprócz tego pożyczał Pan od innych osób kwoty, których nie umieścił Pan w oświadczeniach majątkowych?
● dlaczego do oświadczenia majątkowego nie wpisał Pan otrzymanego za złotówkę miejsca postojowego i prac wykończeniowych w mieszkaniu?
● co oznacza "działalność wykonywana osobiście", z tytułu której zarobił Pan 240 tys. złotych? Dla jakich podmiotów była wykonywana?
● czy przywłaszczał Pan pieniądze, fałszował podpisy na fakturach oraz działał na spółki One Love Wrocław?
● czy sprzedał Pan udziały w One Love Wrocław? Jeśli tak, to kiedy, komu i za ile? W jaki sposób ominął Pan prawo pierwokupu udziałów dla obecnych wspólników zapisane w umowie spółki?
● Czy zdaje Pan sobie sprawę, że długi jego firmy są obecnie do kupienia w ogólnodostępnym serwisie?
● w KRS jest Pan udziałowcem pięciu spółek. Czy nadal posiada Pan w nich udziały? Jeśli nie - komu i kiedy pan je sprzedał?
● czy uważa Pan za etyczne, że jako radny województwa korzystał Pan z dotacji pochodzących z programu dzielonych przez firmę podległą samorządowi wojewódzkiemu, pochodzących z programu przyjętego przez samorząd województwa lubuskiego?
● dlaczego nie złożył Pan w sądzie sprawozdania spółki Mejza Business Group?
● dlaczego powoływał się Pan na powiązania z firmą LUG Light?
● jaka jest Pana rola w przedsięwzięciu pod nazwą Pani Maseczka?
● dlaczego twierdził Pan, że firma Pani Maseczka jest wiodącym producentem maseczek?
● dlaczego twierdził Pan, że firma Pani Maseczka produkuje maseczki chroniące przed Covid?
● dlaczego firma Pani Maseczka nie zgłosiła nigdzie swojego produktu ani nie wystąpiła o atest dla niego?
● dlaczego firma Pani Maseczka nie zgłosiła nigdzie swojej działalności?
● ile zarobił Pan na sprzedaży maseczek?
Szymon Jadczak
szymon.jadczak@grupawp.pl
Mateusz Ratajczak
mateusz.ratajczak@grupawp.pl
"Sprostowanie
W materiale prasowym Szymona Jadczaka i Mateusza Ratajczaka pt. "Długi, wspólnicy zarzucający oszustwo, handel maseczkami i powoływanie się na wpływy. Oto tajemnice ministra Łukasza Mejzy", opublikowanym w dniu 17 listopada 2021 r. o godzinie 06:55, na portalu www.wp.pl podano:
1. nieprawdziwe informacje, że w klubie One Love Wrocław podczas jednej z imprez zabroniłem nabijać utarg na kasę, który trafił do zabranego przeze mnie pudełka.
2. Nieprawdziwe informacje, że powoływałem się na wpływy w notowanej na giełdzie spółce LUG Light Factory oraz twierdziłem, że spółkę tę reprezentowałem. Takie sytuacje nigdy nie miały miejsca – nigdy z tą spółką nie współpracowałem i nie powoływałem się na wpływy.
Łukasz Mejza, adres korespondencyjny do wiadomości redakcji"