Ewelina Karpińska-Morek, Katarzyna Domagała-Pereira , 13 września 2019

"Do widzenia w niebie". Likwidacja szpitala w Kobierzynie

Pacjenci szpitala podczas pracy. Listopad 1931, NAC

Tak właśnie minęło moje całe życie w służbie innym. I znalazłem w tym zadowolenie. To piękne, pomagać innym - powiedział wiele lat po wojnie Alex Kroll, były dyrektor szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie. W czasie II wojny światowej aktywnie uczestniczył w "likwidacji" zakładu. Zagłodzono wtedy i zamordowano ponad tysiąc osób.

Marzec 2019. Gdy Christian ogląda z synami "Listę Schindlera", jeszcze nie wie, że historia każe mu spojrzeć na Auschwitz z innej perspektywy. Po obejrzeniu filmu wertuje z dziećmi rodzinny album ze zdjęciami.

– Chciałem im pokazać, że z Auschwitz jesteśmy związani nie tylko jako Niemcy, ale też jako rodzina – mówi.

W Kobiernicach, niedaleko Oświęcimia, pradziadkowie mieli swój wakacyjny dom. To zaledwie 24 kilometry od Auschwitz – miejsca, w którym Niemcy zabili w komorze gazowej jego pradziadka.

Dwa miesiące później nasze drogi krzyżują się. Christian Maly-Motta chce odtworzyć losy pradziadka – Mieczysława Gwoździowskiego. Odkrył, że ślad prowadzi do szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie.

23 czerwca 1942 roku obiad dla pacjentów Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Kobierzynie był wyjątkowo obfity. Przeczuwali, że coś się wydarzy.

Może i tego dnia do kuchni zajrzał dyrektor zakładu Alex Kroll. To on – osobiście – ustalał racje żywnościowe. Przychodził do kuchni codziennie i sprawdzał, czy kierowniczka – siostra Jadwiga Trawniczek – wydaje chorym jedzenie według jego zasad.

Obóz Hitlerjugend w Kobierzynie. Młodzież pod nadzorem przełożonych rozbija namioty wojskowe.

Obóz Hitlerjugend w Kobierzynie. Młodzież pod nadzorem przełożonych rozbija namioty wojskowe.

Źródło: NAC

Przez cały okres okupacji szpital pobierał od władz przydziały żywności. Jedzenia więc nie brakowało.

Ale chorzy chudli. Niektórzy nawet 15 kg w miesiącu. Najgorzej było jesienią 1941 roku, gdy pacjentów karmiono rzadką zupą z brukwi. Śmiertelność wzrosła tak dalece, że biuro wysyłało dziennie nawet 10 zawiadomień o śmierci. Siostry zakonne opiekujące się pacjentami z płaczem przychodziły do kuchni. Opowiadały, jak spuchnięci z głodu pacjenci wyrywają sobie jedzenie, a w ostatnich momentach życia błagają o chleb.

ŻYCIE NIEWARTE ŻYCIA

Alex Kroll, od 1933 roku członek NSDAP, stanowisko dyrektora kobierzyńskiego zakładu objął w październiku 1940. Miał wtedy 33 lata, niemałe doświadczenie i sprawdzone znajomości. Szczególnie z Jostem Walbaumem, który w rządzie Generalnego Gubernatorstwa kierował Wydziałem Zdrowia. Kroll był szefem warszawskiego biura tego wydziału, a prywatnie pacjentem Walbauma. Znali się jeszcze z Berlina.

To właśnie Walbaum zaproponował mu posadę w Kobierzynie i poinformował – jak zeznał później Kroll – o akcji T4: eliminacji chorych psychicznie i podopiecznych placówek opiekuńczych. Od Walbauma Kroll miał się dowiedzieć, że niemieckie urzędy widzą w pacjentach kobierzyńskiego zakładu "życie niewarte życia".

Walbaum znał też metody "rozwiązania problemu". Na konferencji lekarzy w Krynicy w październiku 1941 roku, na której był też Kroll, mówił: "istnieją tylko dwie drogi: skazujemy Żydów w getcie na śmierć głodową bądź rozstrzeliwujemy ich". I choć jego wypowiedź dotyczyła Żydów, obrazuje, jakimi metodami należało dojść do eksterminacji niepożądanych grup.

ZADANIE

Rok 1935. Zadanie z niemieckiego podręcznika do matematyki:

Według ostrożnych szacunków w Niemczech żyje 300 tys. osób chorych psychicznie, chorych na padaczkę, objętych opieką państwa. Ile kosztuje rocznie utrzymanie tych pacjentów przy dziennej stawce 4 marki za osobę? Ile bezzwrotnych pożyczek małżeńskich w wysokości tysiąca marek można byłoby rocznie udzielić za tę kwotę?

(Adolf Dorner, Mathematik im Dienste der nationalpolitischen Erziehung, 1935)

Dyrektor administracyjny Alex Kroll sprawnie zarządza placówką w Kobierzynie. W 1941 roku zostaje odznaczony krzyżem Zasługi Wojennej. Mieszka na terenie zakładu i zawsze nosi mundur, jak twierdzi – mundur ministerstwa spraw zagranicznych.

Ogólny widok zabudowań szpitalnych. Sierpień 1927

Ogólny widok zabudowań szpitalnych. Sierpień 1927

Źródło: NAC

Ma wiele powodów do dumy. Zarządza jednym z najnowocześniejszych, najbardziej funkcjonalnych i najpiękniejszych szpitali psychiatrycznych w całej Europie. Zakład zaprojektowano w 1907 roku tak, by chory, zbliżając się do bramy wejściowej, nie czuł strachu. Do szpitala prowadzi bowiem tzw. "oś nadziei". Chory – według założenia twórców ośrodka – najpierw powinien zobaczyć krzyż, który ma nieść nadzieję, później długą drogę zwieńczoną rondem z barwnym, przypominającym uzdrowiskowy kurort klombem, a potem piękny dwór, w którym zostanie przyjęty z należytą godnością. Jak człowiek.

ROZWIĄZANIE

Obliczenia:

300 000 x 4 marki = 1 200 000 marek. Tyle dzienne kosztuje III Rzeszę utrzymanie wszystkich psychicznie chorych pacjentów. Rocznie: 438 000 000 marek.
Odpowiedź: Za tę kwotę można udzielić 438 tysięcy bezzwrotnych pożyczek małżeńskich.

Kroll zna się na rachunkach. Dlatego już we wrześniu 1941 roku przenosi 91 żydowskich pacjentów do szpitala psychiatrycznego "Zofiówka" w Otwocku. Zostają tylko ci "dogorywający".

Wywózki to obok systematycznego głodzenia chorych kolejny krok do całkowitej likwidacji placówki. Niecały rok później wszyscy wywiezieni do "Zofiówki" pacjenci zostaną zamordowani.

POCZĄTEK KOŃCA

Pierwsze dni czerwca 1942 roku. Zamieszanie na oddziale kobiecym VI b, na którym pracuje pielęgniarka Janina Sroka i leczy się Maria Szames. Marysia sprząta też u dyrektora Krolla i pracuje w kuchni.

Z oddziału znikają karty chorych. Zabierają je Niemcy. Chorzy mają zostać przewiezieni do szpitala w Drewnicy.
Kroll wydaje zakaz odwiedzin i wypisywania pacjentów do domu. Nowych pozwala nadal przyjmować. Do samego końca.

W Kobierzynie leczy się również Mieczysław Gwoździowski. 6 czerwca kończy 59 lat. Ślub z Adele wziął w 1913 roku. W przyszłym roku wypada ich perłowa rocznica. Mają dwie córki. Pobyt chorującego na syfilis męża w Kobierzynie musi sporo kosztować jego żonę.

Mieczysław Gwoździowski

Mieczysław Gwoździowski

Źródło: NAC

Na oddziale V b leczy się Waleria Białońska. Pracuje też jako służąca u Norberta Chmielewskiego, kierownika kancelarii szpitala.

ELEMENT, KTÓRY JEST CIĘŻAREM

Gdy pod koniec maja Chmielewski przypadkowo dowiaduje się o planach likwidacji szpitala, idzie do Starkego, zastępcy Krolla, a później do samego dyrektora. Błaga o uratowanie Walerii. Okazuje się, że jest za późno, sprawę kontroluje SS.

"Chorzy stanowią element, który jest ciężarem dla społeczeństwa, powinni być skazani na zagładę" – mówi Starke. Ale Chmielewskiemu chce pomóc gospodarz Purchla. Obiecuje, że ukryje Walerię, jeśli ta zdoła uciec z zakładu. Chmielewski przygotowuje plan ucieczki. Pokazuje Walerii trasę i dom, do którego ma dotrzeć.

SS KOPIE DÓŁ

Jakieś 10 dni po urodzinach Mieczysława Gwoździowskiego na terenie zakładu pojawiają się funkcjonariusze niemieckiej policji. Obejmują straż przy bramie wjazdowej. Niebawem polscy lekarze dowiadują się, że zostają przeniesieni do Drewnicy. Mają trzy dni na wyjazd, bez wstępu na teren szpitala. Muszą oddać karty chorób i klucze. Chorzy zostają bez opieki lekarskiej.

22 czerwca między godz. 8 a 9 rano w stronę cmentarza zakładowego jedzie duży samochód wypełniony SS-manami. Na stację w Kobierzynie zostaje przetoczonych osiem wagonów bydlęcych. Tego samego dnia kapelan i siostry pielęgniarki zostają usunięci ze szpitala. Grabarz Bargiel musi się wynieść z domku na cmentarzu, który zamieszkuje razem z rodziną.

SS-mani kopią głęboki dół na cmentarzu.

AKCJA LIKWIDACJA

Stan na 23 czerwca 1942 roku: 567 osób, w tym 30 pacjentów z oddziału zakładu w szpitalu Bonifratrów w Zebrzydowicach koło Kalwarii. Pacjentów jest mniej niż w październiku 1940 roku, gdy Kroll obejmował urząd. Wtedy było ich około 1050 i co miesiąc przyjmowano 50 nowych.

Wczesnym rankiem na rozkaz policji woźnica Jan Skoczek ma przywieźć wapno.

Na oddziale V b dyżurna pielęgniarka Stanisława Pałys, zaangażowana w plan uratowania Walerii Białońskiej, odsuwa od ściany dwie szafy – w szwalni oraz w kancelarii. W sali na parterze uchyla okno, przesuwa stół i przygotowuje dwa stołki.

Z oddziału VI b ucieka Marysia Szames, pokojówka dyrektora.

O godz. 10 dyrektor Kroll organizuje odprawę służby sanitarnej w budynku szpitalnego teatru. Informuje, że chorzy zostaną przewiezieni do szpitala w Drewnicy. Do godz. 12 wszyscy, poza dyżurnymi, mają opuścić oddziały.

Chmielewski, którego dom znajduje się w odległości około 300 m od zakładu, siedzi na strychu. Przez okno obserwuje przebieg wydarzeń.

Orkiestra złożona z pacjentów i pracowników szpitala. Sierpień 1927

Orkiestra złożona z pacjentów i pracowników szpitala. Sierpień 1927

Źródło: NAC

Przed godz. 12 – na polecenie Krolla – powstaje lista chorych. W kilku odpisach. Następnie dyrektor zleca nadpielęgniarzowi Zipperowi przywiezienie 30 chorych ze szpitala klasztoru oo. Bonifratrów w Zebrzydowicach. Pismo jest w języku niemieckim. Widnieje pod nim podpis Krolla. To polecenie wydania wszystkich znajdujących się tam czasowo pacjentów zakładu kobierzyńskiego.

Około południa nadjeżdżają oddziały SS w rynsztunku bojowym i otaczają zakład. Ruch pieszy i kołowy na drodze biegnącej obok zakładu zostaje wstrzymany.

O godz. 13 rozlega się dźwięk syreny, który oznacza zakaz opuszczania mieszkań do godz. 7 rano następnego dnia. Kilka minut później Kroll pojawia się na chwilę na portierni, gdzie mieści się centrala telefoniczna. Chce przełączyć telefon do swojego mieszkania, ale jest to niemożliwe. Wychodzi. Pracujący tam pielęgniarz Franciszek Haizer zezna później, że od kwietnia 1942 roku bardzo często z dyrektorem łączył się telefonicznie SS-Oberfuehrer Scherner z Krakowa.

W samochodzie, który podjeżdża pod portiernię, są Standartenfuehrer Hammer, dr Beck z medycyny sądowej w Krakowie, dwóch oficerów SS i kierowca. Dyrektor wraca, każe portierowi w ciągu trzech minut udać się do swojego mieszkania.

Zaczyna się likwidacja.

BEZWZGLĘDNOŚĆ

Kroll krąży po oddziałach. Nadzoruje wyprowadzanie pacjentów. Otwiera pawilony i sprawdza stan chorych według sporządzonych rano wykazów. Potem zamyka opróżnione pomieszczenia. Do jego dyspozycji są SS-mani, gdyby dyżurni pielęgniarze nie radzili sobie z opróżnianiem sal.

Kroll podjeżdża samochodem osobowym pod oddział VI a, w którym przebywa Mieczysław Gwoździowski. Za nim ciężarówka kryta brezentem. W największej sali czekają już chorzy. Krollowi towarzyszy dwóch mężczyzn – jeden w niemieckim mundurze, drugi w białym chałacie. Dyrektor sprawdza obecność, a następnie każe dozorcy chorych wyprowadzić pacjentów do samochodów. Na sali jest wówczas 60 osób, z czego połowa przytomna.

Grupa pacjentów z siostrami zakonnymi - pielęgniarkami w szpitalnym ogrodzie. Sierpień 1927

Grupa pacjentów z siostrami zakonnymi - pielęgniarkami w szpitalnym ogrodzie. Sierpień 1927

Źródło: NAC

Czy Mieczysław ma pełną świadomość tego, co się właśnie dzieje? Wydaje się, że tak. Trzy miesiące temu była u niego córka. Dowiedział się, że będzie dziadkiem. Rozmawiali normalnie, bardzo się z tego cieszył. Córka zapamięta Mieczysława jako czarującego, serdecznego, kochającego sztukę kolekcjonera grafik, absolwenta szkoły handlowej, eleganta, który miał dobrą posadę w banku w Bielsku-Białej.

WALERIA

Waleria Białońska choruje na schizofrenię. Siedzi za szafą.
Czy drży? Co słyszy? Krzyki, chichot, szept. Może ktoś coś śpiewa.
Czy zamyka oczy, żeby nie widzieć? Czy patrzy zza szafy?
Co czuje? Czy czuje?

Po godz. 15 Kroll wpada na oddział VI b. Tam wyczytuje nazwiska chorych i sprawdza ich stan. Brakuje czterech kobiet, więc każe dwóm umundurowanym Niemcom je odnaleźć. Wszystko musi się zgadzać.

Godzinę później Kroll jest już na oddziale V b. Na jego rozkaz dyżurne – Stanisława Pałys i Bronisława Bąk – wyprowadzają pacjentki.

Waleria idzie w szeregu jako jedna z ostatnich. Żeby wyjść na zewnątrz, pacjentki muszą przejść przez szwalnię. W pewnym momencie znika za odsuniętą wcześniej szafą. To samo robią dwie inne kobiety. Zauważa to SS-man. Wyciąga je siłą, ale Walerii nie widzi, bo przykucnęła w cieniu.

Na oddziale zostają trzy chore – 18-latka ze schizofrenią i objawami ostrego szału oraz dwie kobiety z bardzo wysoką gorączką. Oddział zostaje zamknięty na klucz, który zabiera Kroll. Janinie Sroce udaje się zachować jeden rezerwowy.

Waleria wciąż czeka za szafą. Nie mogą się jej doliczyć, ale pielęgniarka zapewnia, że na pewno wychodziła z sali.

Godzina 16:30 – z Kalwarii Zebrzydowskiej przyjeżdża 29 pacjentów. Jeden zmarł. Ciężarówka jedzie na bocznicę kolejową. Tam pacjenci zostają załadowani do wagonu.

Huk zatrzaskiwanych drzwi. Cisza.

Kolejne wypełnione ludźmi ciężarówki jadą w kierunku bocznicy.

Między godz. 16:30 a 20 ponad 500 pacjentów jest już w wagonach. Część tych, którzy tłoczą się tam, śpiewa: "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy".

Kroll zjawia się ponownie po załadowaniu chorych do pociągu. Chmielewski patrzy na tę scenę ze strychu swojego domu. Wcześniej w tłumie nie zauważył Białońskiej. Czyżby się udało? – pomyślał.

Pociąg zostaje przetoczony na główny tor i tam się zatrzymuje. Ostatni wagon stoi na wysokości okien mieszkania torowego Józefa Michałka. Przez szpary widać przerażone oczy stłoczonych pacjentów, którzy błagają o wodę.

Pacjenci szpitala podczas pracy. Listopad, 1931

Pacjenci szpitala podczas pracy. Listopad, 1931

Źródło: NAC

Z pobliskich domów wsi Opatkowice przybiega kilkadziesiąt osób. Próbują rozmawiać z chorymi w zaryglowanych wagonach. Jedna z pacjentek jest krawcową z Wieliczki. Zostawiła w szpitalu cenne przedmioty, głównie maszynę do szycia. Podaje świadkom swój adres.

Po 20 minutach pociąg odjeżdża. W tym czasie dyżurni pielęgniarze zostają pod eskortą odprowadzeni do budynku teatralnego. Pacjenci, którzy nie nadają się do transportu, leżą w łóżkach. To około 30 osób. Tam zostają uśmierceni zastrzykami lub zastrzeleni, a ich ciała przewiezione w nocy na cmentarz. Do dołu wrzucają je sprowadzeni w tym celu, głównie ze Skawiny, Żydzi. Jest ich około 25.

Godzinę przed północą na terenie szpitala słychać przytłumione strzały. Jeden, dwa, trzy… dwadzieścia pięć. Ciała zostają wrzucone do tego samego dołu, a następnie przysypane przywiezionym rano wapnem.

140 zł okupacyjnych, zegarek marki Cyma Prima, lusterko, list medalik z symbolami Sodalicji Mariańskiej, karta żywieniowa dla Żydów na nazwisko Belka Nesselrott, dokumenty na nazwisko Symche Końskowolski, płócienne woreczki na tytoń. Zwłoki 55 osób leżą warstwami, porzucone w nieładzie, w różnych kierunkach. Na spodzie pacjenci, na wierzchu Żydzi. Rozkład ciał jest tak daleko posunięty, że w 32 przypadkach nie da się już określić płci. Tyle można się dowiedzieć o ofiarach po ekshumacji przeprowadzonej pod koniec listopada 1946 roku.

Po północy do zakładowego teatru, w którym czekał personel, wraca dyrektor Kroll. O tym, co się wydarzyło, nie pozwala nikomu opowiadać. Pracownicy, którzy mieszkają na terenie szpitala, mogą wrócić do domów, ale mają na to tylko pięć minut.

Około godz. 2 Chmielewski zakrada się salę, w której powinna być Waleria. Puka w duże okno na parterze. Po chwili ktoś z wewnątrz zaczyna odpukiwać. Z mroku wyłania się sylwetka Walerii.

Wnętrze sypialni oddziału kobiecego. Sierpień 1927

Wnętrze sypialni oddziału kobiecego. Sierpień 1927

Źródło: NAC

"Na stół, który stał pod oknem, ustawiłam stołek i poczęłam przepychać się luką między dwoma górnymi oknami, wybiłam szybę. Gdy już znalazłam się po zewnętrznej stronie okna, w pewnej chwili zawisłam w powietrzu, gdyż ubraniem zahaczyłam o jedną z dwóch sztab żelaznych, które łączyły poprzecznie dwa górne okna. Pokonałam szczęśliwie ten opór i znalazłam się po zewnętrznej stronie budynku. Noc była jasna, księżycowa" - zezna w 1946 roku przed Główną Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce Waleria.

Nikt nie słyszy odgłosu tłuczonego szkła, choć po terenie szpitala krążą niemieckie patrole. Chmielewski wyprowadza ją przez płot w pola i każe iść do Purchli.

Po godz. 9 Janinie Sroce udaje się wyjść przez okno budynku teatralnego. Biegnie na oddział VI b sprawdzić, co się stało z trzema zostawionymi tam pacjentkami. W separatce, w której leżała 18-letnia Krystyna, na łóżku i na ścianach są ślady krwi. To samo w pokoju, w którym zostawiono dwie gorączkujące kobiety.

ŻADNYCH ŚWIADKÓW

Trzy dni po "likwidacji" szpitala Niemcy znajdują Marysię Szames, pokojówkę dyrektora.

"Przechodząc obok portierni, zauważyłam Marię w towarzystwie pracowników zakładu (…). Szamesówna pożegnała się ze mną, mówiąc: do widzenia w niebie. Jak się później dowiedziałam, pracownicy ci odprowadzili ją na cmentarz zakładowy. Dowiedziałam się, że na tym cmentarzu Kroll własnoręcznie zastrzelił Marię Szames" – zezna Janina Sroka. Nie ma jednak na to dowodów.

Władze hitlerowskie starają się ukryć zbrodniczą likwidację szpitala. Na zapytania rodzin, co się stało z krewnymi, odpisują: "przeniesiony", „"przeniesiony do Drewnicy", czasem nie reagują, a z czasem zaczynają wysyłać za pośrednictwem Niemieckiego Urzędu Stanu Cywilnego fikcyjne zaświadczenia o rzekomej śmierci chorego w Chełmie.

Taki dokument dostaje rodzina Mieczysława Gwoździowskiego.

Po likwidacji trwa porządkowanie papierów, które Kroll zabierze ze sobą we wrześniu 1942 roku do zakładu psychiatrycznego w Kulparkowie pod Lwowem. Przewiezie tam również zapasy żywności z Kobierzyna. A szpitalny księgowy Huebner ściągnie jeszcze od rodzin pacjentów opłaty za leczenie.

"Zbrodniczą likwidację chorych bezpośrednio przeprowadzał SS-Sturmbahnfuehrer Karl Meyer, przy użyciu podporządkowanej mu jednostki formacji SS, a nader aktywny udział brał w niej – z pełną świadomością o celu i zbrodniczych skutkach – ówczesny niemiecki dyrektor zakładu Alex Kroll oraz SS Hauptsfuehrer dr Werner Beck, który prawdopodobnie uśmiercał zastrzykami chorych pozostawionych w pawilonach" – czytamy w sprawozdaniu Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie.

Być może nikt by się nie dowiedział o tym, co się stało z wywiezionymi pacjentami, gdyby nie drobne zaniedbanie.

Jesienią 1942 roku Ilse Nagler, Niemka zatrudniona w Kobierzynie jako kasjerka, znajduje rachunek kolei Ostbahn. Pyta jednego z pracowników – Adama Zawirskiego – co ma z tym zrobić. Zawirski widzi, że to rachunek za przewiezienie pacjentów do Auschwitz. Radzi koleżance, by go przesłała Krollowi do Kulparkowa.

Budynki szpitalne. Sierpień 1927

Budynki szpitalne. Sierpień 1927

Źródło: NAC

PROCES

Po latach Kroll powie, że zależało mu na utrzymaniu szpitala w Kobierzynie.

Mówi to, kiedy jest wzywany na kolejne przesłuchania. We Frankfurcie nad Menem trwają przygotowania do procesu ws. eutanazji. Podejrzanym jest psychiatra Werner Heyde. Padają kolejne nazwiska: Walbaum, Beck, Hammer, Meyer.

Prokuratorzy wszczynają śledztwa. Alex Kroll zaczyna się bać. 5 grudnia 1963 roku pisze do Walbauma: "Z zainteresowaniem przyjąłem do wiadomości, że 10.12. będzie pan zeznawał przed sędzią śledczym z Frankfurtu. Ponieważ cały ten proces Heydego toczy się we Frankfurcie, domyślam się, że sprawa Kobierzyna będzie również przedmiotem (postępowania) w tym dużym kompleksie ‘eutanazja’. Może też naturalnie dojść do osobnego procesu".

Heyde nie ujawnił na razie nazwisk sprawców – zauważa Kroll.

Potem udziela Walbaumowi kilka wskazówek do zapamiętania z dnia likwidacji szpitala. Przypomina, że nie znał wcześniej żadnego z dowódców SS. Nie znał też dra Becka, a w czasie likwidacji placówki nie wolno mu było samemu opuścić mieszkania.

Kiedy Kroll pisze te słowa, jest inspektorem administracji i kierownikiem biura w Federalnym Urzędzie Transportu Towarowego (BAG), oddział w Monachium. Urząd ten zajmuje się kontrolą dróg i bezpieczeństwem na drogach.

Ale nazistowska przeszłość rzuca cień na jego karierę zawodową. Przepisy o inkluzji hitlerowskich urzędników stoją na przeszkodzie dalszego awansu. Kroll – aktywny działacz związkowy – stara się o ich zmianę. Wiemy o tym także z korespondencji z Walbaumem.

Były dyrektor kobierzyńskiego zakładu nie chce rozgłosu – czytamy w tym samym liście. Byle tylko w spokoju doczekać do emerytury. W 1963 roku zostało mu do niej jeszcze j 5 lat. A spokoju potrzebuje ze względów zdrowotnych. "Te wszystkie przeżycia sprawiły, że podupadłem na zdrowiu" – oświadcza.

Jest wyraźnie zaniepokojony procesem we Frankfurcie. Koniecznie chce się dowiedzieć, co zezna Walbaum.

Czy Kroll rozmawia o tym z żoną i dorosłym synem? Czy ma na to czas? Jak podkreśla, jest "zawalony honorowymi urzędami". Był już ławnikiem i przysięgłym przy sądzie krajowym, sędzią socjalnym, członkiem przeróżnych komisji, rady zakładowej i doradcą ubezpieczeniowym. Najbardziej dumny jest chyba ze swojej 40-letniej działalności w związkach zawodowych.

Pisze: "Ostatnio pewien stary Żyd (75 lat), którego często spotykam, powiedział, że cieszy się, iż przy tak materialnym nastawieniu Niemców są jeszcze ludzie, którzy poświęcając swój wolny czas, udzielają się dla innych, by im pomóc. Tak właśnie minęło moje całe życie w służbie innym. I znalazłem w tym zadowolenie. To piękne, pomagać innym..."

DIABEŁ TKWI W SZCZEGÓŁACH

W Kobierzynie Kroll nie pomógł nikomu – wynika z akt zgromadzonych w Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu.

W 1969 roku były dyrektor szpitala doczekał się osobnego postępowania, w którym nie był świadkiem, tylko podejrzanym. Tam Kroll prezentuje własną wersję wydarzeń. Tłumaczy, że od początku marca 1942 do likwidacji szpitala przebywał w Pirnie w Saksonii na kursie w szkole administracji Rzeszy.

Gubi się jednak w szczegółach. Raz zeznaje, że Walbaum zadzwonił do Pirny, by wezwać go pilnie do Kobierzyna, innym razem – że wysłał telegram. Pomimo że doskonale pamięta inne daty, nie może sobie przypomnieć, czy wrócił do Kobierzyna dzień przed wywózką, czy dopiero rankiem tragicznego dnia.

Przypomina sobie, że na korytarzu spotkał polskiego lekarza Władysława Issajewicza. Ten miał mu powiedzieć o zwolnieniu medyków przez SS. Kroll nie mógł jednak tego dnia spotkać Issajewicza. Polski lekarz był już wtedy w Drewnicy. Opuścił Kobierzyn 21 czerwca – dwa dni przed likwidacją zakładu.

Nieścisłości jest więcej. Grabarz Bargiel powie, że na dwa tygodnie przed likwidacją zakładu Kroll przyszedł na cmentarz w towarzystwie wyższego rangą SS-mana i inspektora Pawłyka. Niedługo potem inspektor kazał Bargielowi wskazać miejsce, w którym do tej pory nikt nie był chowany. Rano 23 czerwca SS-mani wykopali w tym miejscu głęboki dół.

Kilka dni przed wywózką Chmielewski poprosił Krolla o skreślenie Białońskiej z listy pacjentów. A zatem dyrektor był na terenie zakładu i uczestniczył w planowaniu zbrodni.

DOWÓD

Kroll wie, że potrzebne mu będzie alibi. Nie posiadał żadnego świadectwa ukończenia kursu w Pirnie, ale trzy lata po zakończeniu wojny postarał się o stosowne zaświadczenie. Wystawił mu je nauczyciel rachunkowości Wermbter. Potwierdził obecność Krolla w Pirnie na całym kursie od 6 marca do 24 czerwca 1942.

To mocny dowód na korzyść Krolla, choć śledczy przeczuwali, że podejrzany kłamie. Do zeznań z 1962 roku prokuratura w Dortmundzie dołącza notatkę: "Powiedział, że musi pomyśleć, co można by zrobić dla dra Becka, aby wyciągnąć go z kłopotów. W czasie przesłuchania twierdził jednak, że żadnego dra Becka nie zna. Kroll chyba więcej wie, niż mówi".

Za zbrodnię w Kobierzynie Alex Kroll nigdy nie odpowiedział.

25 czerwca 1971 roku prokuratura w Monachium umorzyła postępowanie. Kroll mógł już spokojnie żyć na emeryturze.

Próbujemy dowiedzieć się czegoś więcej, ale ślad urywa się w Monachium. Nawet tamtejszy urząd meldunkowy nie odnotował przeprowadzki bądź zgonu. Niewielka wzmianka w monachijskim dzienniku podpowiada tylko, że w 1971 roku Kroll udzielał porad w związku zawodowym DAG.

ZNAK

28 maja 2019 roku przed południem jesteśmy na terenie szpitala w Kobierzynie. Trzeba minąć budynek teatralny, dworek i kaplicę, żeby dotrzeć do pomnika. Tam, na tablicach, upamiętniono ofiary pogromu.

– Mamy się czego wstydzić jako ludzie. Nie mówię, że jako Polacy czy Niemcy, ale po prostu jako ludzie – mówi rzecznik szpitala Maciej Bóbr, przypominając historię tego miejsca i akcję T4.

Pytamy o krewnych zamordowanych pacjentów. Może ktoś szukał informacji, kontaktował się ze szpitalem?
Nikt. Minęło już tyle lat.

Pół godziny po naszym spotkaniu otrzymujemy informację z Kobierzyna, że właśnie nadszedł mail. Ktoś pyta o pradziadka. "To chyba jakiś znak" – pisze rzecznik. Tak poznajemy niemieckiego dramatopisarza Christiana Maly-Mottę, prawnuka Mieczysława Gwoździowskiego.

LIST

Monachium, 15 lipca 2019.

"Zastanawiam się, jak bardzo choroba wpłynęła na córki pradziadka, jak ukształtowała ich seksualność. Zwłaszcza taka choroba, która w brutalny, radykalny sposób narusza strukturę rodziny, i zwłaszcza w czasach, kiedy uznawano ją za nieuleczalną, a chorzy byli społecznie naznaczeni. Tego rodzaju stygmat i towarzyszący mu wstyd sprawiły, że pradziadek jakby umarł po raz drugi. To oczywiście nie był świadomy akt, ale konsekwencja. Najpierw katolicki kodeks moralny, potem represyjny reżim nazistowski, dla którego tylko ‘etnicznie zdrowe’ jednostki zasługiwały na życie" – pisze Christian Maly-Motta.

Po wymordowaniu pacjentów szpitala na terenie zakładu zorganizowano obóz dla chłopców z Hitlerjugend.

Ewelina Karpińska-Morek (Interia), Katarzyna Domagała-Pereira (DW)

Źródła:
IPN, Akta Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, akta śledcze w sprawie likwidacji przez hitlerowców Zakładu dla Umysłowo i Nerwowo Chorych w Kobierzynie
Akta prokuratury w Monachium, Archiwum Państwowe w Monachium STAANW 22641/1-18
Stanisław Kłodziński, Konferencja Krynicka Lekarzy Hitlerowskich (13.-16.X.1941), w: Okupacja i Medycyna. Wybór artykułów z „Przeglądu Lekarskiego - Oświęcim” z lat 1961-1970, s. 105.
Adolf Dorner, Mathematik im Dienste der nationalpolitischen Erziehung, Frankfurt am Main 1935

Tekst powstał w ramach wspólnej akcji Wirtualnej Polski, portalu Interia.pl i DeutscheWelle - #ZbrodniaBezKary. W jej ramach tropimy nazistowskich oprawców, którzy nigdy nie ponieśli kary za swoje zbrodnie. Wielu z nich po wojnie wojnie żyło spokojnie, niektórzy nawet robili kariery. Pokazujemy ich dalsze losy. Szukamy też krewnych ich ofiar i staramy się przywrócić pomordowanym należną im pamięć.

Wszystkie reportaże w ramach akcji #ZbrodniaBezKary znajdziecie w Magazynie Wirtualnej Polski, Raporcie Interii i w Deutsche Welle.