Filip Chajzer, Blawicki Piotr, East News

Jeśli jesteśmy katolikami, to mamy postępować według bardzo prostych i wspaniałych zasad. Masz 10 przykazań, a tymczasem zobacz, co się dzieje w debacie publicznej. Zobacz, co poseł Liroy mówi do marszałka Tyszki, a jak Tyszka zwraca się do niego - z Ewą Koszowską rozmawia Filip Chajzer.

Ewa Koszowska, Wirtualna Polska: Piszą, że Filip Chajzer ostatnio wychodzi nawet z lodówki...

Filip Chajzer: Jeden z pralki, drugi z lodówki... AGD to nasza pasja (śmiech).

I nie macie już trochę dosyć?

W mojej lodówce jeszcze mnie nie ma.

Muszę poszukać w mojej. Nie da się bowiem ukryć, że w ostatnim czasie nie ma tygodnia, a nawet dnia, by portale internetowe czegoś o tobie nie napisały.

Zapraszam zatem do rozmowy z portalami, które o mnie piszą. Może ich redaktorzy będą w stanie wytłumaczyć ten fenomen.

Zapytam koleżanki i kolegów. Popularność bardziej ci doskwiera czy cieszy?

Ani jedno, ani drugie. Akceptuję rozpoznawalność i znam zasady tej gry. Szczególnie, że ojciec w latach 90. był jedną z największych gwiazd w Polsce. Wiem, co się z tym wiąże. Robię to, co robię - materiały telewizyjne i sprawia mi to dużo satysfakcji. Czasami jest bardzo sympatycznie, czasami mniej, ale to wszystko jest wpisane w ten zawód. Wszystko ma swoje blaski i cienie, akceptuję to.

Z hejtem włącznie?

Nie widzę problemu, kiedy ktoś powie o mnie, że jestem gównianym dziennikarzem czy że zrobiłem karierę na plecach ojca, że gdyby nie on, prałbym w rzece, ja to wszystko kupuję. Naprawdę mam do tego gigantyczny dystans, wręcz mnie to bawi, bo sam z własnej woli wybrałem ten model kariery. Nikt mnie do tego nie zmuszał, więc naturalnie liczę się z tym, że jestem oceniany. Również krytycznie. Luz.

Natomiast jest cienka czerwona linia, której się nie przekracza. Są rzeczy, zjawiska i uczucia tak delikatne, że trzeba być niezrównoważonym, żeby sprawiać komuś ból... Tu zawód, rozpoznawalność, popularność, nie ma żadnego znaczenia, bo wszyscy jesteśmy ludźmi, jak grubej skóry byśmy nie mieli.

Niektórzy do tej pory wypominają ci, że to nazwisko ojca zapewniło ci pracę w mediach.

Tak. Mówią też, że jestem żydem, gejem albo wszystkim razem…

To, że twoim ojcem jest sławny prezenter i dziennikarz, pomogło czy nie?

Nie wiem. Nie mam pojęcia. Zaraz po maturze wysłałem CV do prawie wszystkich redakcji w Polsce. Najpierw do papierowych, szybko stwierdziłem, że jednak nie mam cierpliwości do pisania. Potem do stacji radiowych, nie pominąłem nawet Pulsu i Radia Maryja. To właśnie w radiu zaczęła się moja kariera. Najpierw w Trójce, potem w Złotych Przebojach i TOK FM. Tam biegałem z mikrofonem i nagrywałem pierwsze materiały. A potem to już samo się wszystko jakoś potoczyło.

Bylem warszawskim reporterem radiowym, w tym samym czasie otwierała się lokalna stacja telewizyjna TVN Warszawa. To był ten czas i moment. Szukali ludzi znających się na sprawach lokalnych mojego ukochanego miasta, ale bez doświadczenia telewizyjnego.

Milionerzy - odcinek specjalny

Milionerzy - odcinek specjalny

Autor: PIOTR FOTEK/REPORTER

Źródło: East News

Ja i moi koledzy z innych stacji radiowych czy gazet mieliśmy być nauczeni wszystkiego od początku. I tak było, ale to czy moje CV było rozpatrywane dlatego, że miałem sławne nazwisko, czy dlatego, że ktoś pomyślał: "OK, młody, napalony na robotę, sprawdzimy go", nie wiem. Nigdy nie rozmawiałem na ten temat z żadnym z moich pracodawców. Myślę jednak, że ten rynek był na tyle chłonny, że nazwisko nie miało dużego znaczenia. Wyobraź sobie, że wszyscy z mojej grupy z dziennikarstwa na UW zrobili kariery - albo w dziennikarstwie, albo w PR. Wydaje mi się, że wystarczy chcieć i bardzo ciężko pracować. Często 24/h, ale to taka robota.

Tata wiedział doskonale, z czym się wiąże praca w mediach. Nie ostrzegał cię przed nią?

Nie, nie miał czegoś takiego. Na początku mnie strofował. I to jest piękne w sumie i bardzo mu za to dziękuję. Kiedy doszedłem do wniosku, że chcę zostać dziennikarzem, stwierdził, że muszę przejść solidną drogę dziennikarską, poczynając od pisania prostych informacji. Później, kiedy czytałem serwisy w radiu, bardzo mnie denerwowało, kiedy mnie pouczał: "nie tak się mówi", "nie tak się akcentuje", "nie w tym miejscu przecinek". Ale ojciec jest perfekcjonistą i summa summarum okazało się dzisiaj, że ja też nim jestem.

A jak reaguje na twoje wpisy na Facebooku?

Nie wiem, czy ojciec umie wejść na Facebooka. Chyba nie. Ale mama się nauczyła. Jest wielką fanką moich materiałów w Dzień Dobry TVN, oglądała chyba wszystkie. I zawsze się denerwowała, że nie wstała na odpowiednią godzinę, i materiał już poleciał. Pamiętam, to było w Wigilię, mama do mnie dzwoni i pyta: "był już twój materiał?". Odpowiadam: "no był, chwilę po ósmej". I zaczyna się awantura: "bo ty mi nie mówisz", "bo mnie nie budzisz i znowu za późno wstałam", "i teraz muszę czekać" i "co ja mam zrobić?", "kto mi to włączy?". No to jej mówię, żeby sobie weszła do internetu i zobaczyła. Mama na to, że nie umie. Pomyślałem: "koniec tego".

Lata 80. - Zygmunt Chajzer z żoną i synem Filipem

Lata 80. - Zygmunt Chajzer z żoną i synem Filipem

Autor: Robert Krol/REPORTER

Źródło: East News

Co wymyśliłeś?

Pojechałem do sklepu, kupiłem największy i najszybszy tablet jaki był. I jeszcze tego samego dnia, w trakcie Wigilii, założyłem mamie fejsa. Teraz chodzi z tabletem po domu i się potyka o schody, bo cały czas tylko udostępnia piosenki, szeruje, pisze posty, pisze na Messengerze, wysyła załączniki. Ja jestem w szoku! Bo mama do tej pory była taka totalnie zamknięta na technologie. Do dzisiaj ma stary telefon z klawiszami, chyba Motorolę, która już się kompletnie rozpadła i nie można kupić do niej obudowy, więc jest związana dwiema gumkami recepturkami (śmiech). Dla mnie więc ta jej obsługa Facebooka to jest lot w kosmos.

Słyniesz z tego, że pomagasz innym. Myślisz, że karma wraca i ktoś ci się kiedyś odwdzięczy za to, co robisz?

Mam nadzieję, że to jest tak, że wszystko dobre, co robisz, kiedyś do ciebie wróci, kiedy będziesz tej pomocy albo tej dobroci potrzebować. W drugą stronę też być może jest tak, że jak zrobisz coś złego, głupiego, nieodpowiedniego, to też się może na tobie negatywnie odbić.

Kiedy chciałeś oddać swój samochód lekarzowi...

...naprawdę chciałem to zrobić.

To była przemyślana decyzja czy działałeś pod wpływem chwili?

Ja mam, cholera tak, że najpierw powiem, najpierw zrobię - bo wydaje mi się, że to, co chcę zrobić, jest tak potrzebne, że nie może czekać - a potem zaczynam myśleć. I czasami to ma swoje dobre konsekwencje. Tak jak w zeszłym roku, kiedy z minuty na minutę pomyślałem: "cholera, nikt nie dba o Powstańców Warszawskich!". Przecież to są najwięksi bohaterowie, jakich tylko można sobie wyobrazić, a my toczymy jakieś spory: jakiś PiS, jakieś PO. Kłócimy się, gwiżdżemy na tych rocznicach. Co to ma być?! A ci ludzie nie mają na prąd. I to była kwestia dwóch minut od tej myśli do napisania postu, że będę oprowadzać po Muzeum Powstania Warszawskiego. Wpłacajcie kasę. Wybieramy 40 osób z ludzi, którzy wpłacą te pieniądze. To był kompletny spontan i zażarł nieprawdopodobnie. Zebraliśmy 300 000 zł. Te pieniądze zostały przekazane powstańcom przed świętami Bożego Narodzenia i świętami Wielkiej Nocy. Oni ze łzami w oczach je odbierali, bo jeszcze nigdy w życiu nikt ot tak, po prostu, im czegoś nie dał. Bez dziesięciu pism, podań wniosków itd.

A z tym samochodem, to też ciekawa rzecz. Bo ja mam trochę samochodów: mam taki jeden, którym jeżdżę na co dzień, mam taki na dobrą pogodę, mam też Poloneza, bo lubię mieć Poloneza (śmiech). I pomyślałem, że jak bym ten do jazdy na co dzień komuś oddał na dwa miesiące, to korona by mi z głowy nie spadła. Ten człowiek robi mega porządny kawał roboty. Bo nie dość, że jest lekarzem, to jeszcze pracuje w hospicjum - opiekuje się ludźmi umierającymi i ich rodzinami. Ale nie to w tej historii jest najważniejsze. Nie ten ukradziony kawałek blachy.

A co?

Najważniejsze jest to, że pod moim postem dziesiątki osób, jeśli nie ponad setka, zaczęły pisać, że ten lekarz, to nie jest lekarz, tylko anioł. Że oni pamiętają, jak się o nich troszczył, kiedy byli chorzy. Że pamiętają, jak opiekował się odchodzącym tatą na przykład czy mamą. Że nie opiekował się tylko hospicyjnym pacjentem, ale całą rodziną - dzwonił, pytał. Kiedy napisałem mu, że ten samochód chętnie mu oddam, on odpisał, że nie, że ubezpieczyciel przekazał mu zastępczy samochód. Ale też przekazałem mu to, co napisali ludzie na moim profilu, że jest niesamowity. Na co on rzucił, że dziękuje bardzo, stara się wykonywać swoją robotę najlepiej, jak potrafi, chociaż nie zawsze mu wychodzi. Ja sobie pomyślałem wtedy: "to jak panu, panie doktorze, nie zawsze wychodzi, to ja sobie też mogę pozwolić na taką myśl - też się staram, a nie zawsze mi wychodzi". I to jest fajne, bo to jest takie ludzkie.

Żałujesz czasami, że powiedziałeś czy napisałeś o słowo za dużo?

Ależ oczywiście, że tak. Mam taką rozkminkę 15 minut później, ale kto tak nie ma? To też jest ludzkie.

Po głośnej sprawie pobicia nastolatki z gdańskiego gimnazjum napisałeś na Facebooku: "Czyli rozumiem, że te miłujące bliźniego swego katoliczki z Gdańskiego gimnazjum, będą od września chodzić do podstawówki z 7 latkami...? Fajnie". Jeden z publicystów Wirtualnej Polski Marcin Makowski zarzucił ci w felietonie, że z patologicznej, ale jednak historii jednej z wielu zrobiłeś pretekst do wycieczki w stronę katolicyzmu i reformy oświaty.

Jesteśmy krajem katolickim, w którym ponad 90 proc. ludzi deklaruje, że jest tego wyznania. A ta religia ma bardzo jasne i fantastyczne zasady: "nie czyń drugiemu tego, co tobie niemiłe", "miłuj bliźniego swego" itd. I moim zdaniem w tym kraju, który jest przepełniony tą religią, tą miłością, dzieje się tyle tak złych rzeczy, że naprawdę czasami powinniśmy się zastanowić, skąd to wszystko wychodzi i do jakich fundamentalnych wartości powinniśmy się zwrócić.

To nie był absolutnie atak przeciwko katolikom. Wręcz przeciwnie, to było zwrócenie uwagi na to, że jeśli jesteśmy katolikami, to mamy postępować według bardzo prostych i wspaniałych zasad. Masz 10 przykazań, a tymczasem zobacz, co się dzieje w debacie publicznej. Zobacz, co poseł Liroy mówi do marszałka Tyszki, a jak Tyszka zwraca się do niego.

Chyba długo tych słów nie zapomnimy. Liroy do Tyszki: Słuchaj, frędzlu! Tyszka do Liroya: "Nie powiem nawet „Pies cię je*ał”.

Gdzie my w ogóle żyjemy? O co chodzi? Jaki mamy dawać przykład dzieciakom, które potem robią to, co robią...?

Da się w dzisiejszych czasach żyć bez polityki?

Staram się, jak mogę. Naprawdę, im dalej, tym lepiej. To jest takie bagno, taki szajs, taki shit, takie zło... Przez to wszystko przestałem włączać telewizor. A kiedyś naprawdę dużo telewizji oglądałem. Wracałem po pracy do domu, kanapa, whiskaczek, telewizja i było sympatycznie. Ale od kilku miesięcy tego nie robię. Telewizor stoi cały w kurzu. Nie włączam, nie chce mi się.

To, że polskie społeczeństwo jest tak podzielone, jest winą polityków?

W dużej mierze na pewno tak. Tylko czy jest jakaś nadzieja ? Przez moment widziałem jakieś urywki z obrad Sejmu Dzieci i Młodzieży z 1 czerwca. I znowu się załamałem. I znowu wyłączyłem telewizor. I znowu obrasta kurzem.

A pokłóciłeś się kiedyś ze znajomymi przez politykę?

Bardzo często, dlatego nie mam już na to siły. Już mi się nie chce, już mi się znudziło. Już chcę mieć spokojne, fajne życie z daleka od tego. Już mam dosyć, bo szkoda na to siły i energii. Idę, oddaję głos i do tego się sprowadza moja cała demokracja.

Młodzież też bierze przykład z polityków? To dlatego jest nieżyczliwa i egoistyczna?

Chyba nie można generalizować. Codziennie chodzę po ulicy i rozmawiam z ludźmi, taką mam robotę. I jednej strony rzeczywiście trafiam na strasznych tłuków, takich - ja to nazywam - Pokemonów. Kompletnie wypranych przez aplikacje, telefony, YouTube, żyjących w innym świecie niż ten, który pamiętam z mojego dzieciństwa.

Zdaniem Filipa wystarczy chcieć i bardzo ciężko pracować

Zdaniem Filipa wystarczy chcieć i bardzo ciężko pracować

Autor: VIPHOTO

Źródło: East News

A z drugiej strony mamy fantastyczną młodzież, która genialnie zna historię, jest patriotyczna, pamięta. Młodzi ludzie zapisują się do Muzeum Powstania Warszawskiego jako wolontariusze. Nie można generalizować. Myślę, że o nas tak samo mówili, jak dzisiaj my mówimy o tych młodych.

Tabloidyzację widać nie tylko w polityce, ale też w mediach. Kiedyś była misja, a dziś jest kariera i sensacja. Już nie patrzymy na to, czy informacja jest rzetelna, tylko kto ją najszybciej podał.

Tabloidyzacja mediów, to jest coś, co następuje od chwili powstania gazety "Super Expres", a potem "Fakt". To wtedy się zaczęło. To nie jest znak tych czasów. Oczywiście, internet temu sprzyja, ale to jest dalej zjawisko tabloidyzacji, a teraz już pewnie memizacji (nie wiem, czy taki termin istnieje). Ale młodzież już porozumiewa się teraz za pomocą memów. Memami wygrywa się wybory.

Trzeba do tego przywyknąć? A do tak podłego zjawiska jak hejt w sieci też mamy się przyzwyczaić?

Anonimowość tworzy hejt. Mi się bardzo nie podobają fake'owe konta. Nie rozumiem, czym się różni słowo wypowiedziane na ulicy do drugiego człowieka - za które można dostać w ryj albo być zgłoszonym na policję, do prokuratury itd. - od słowa wypowiedzianego w internecie. Ej, słowo to jest słowo. Powiedziałeś, to ponieś tego konsekwencje. Nie podoba mi się łatwość zakładania anonimowych kont w portalach społecznościowych albo anonimowość w komentarzach.

A z drugiej strony, zaraz ktoś mi zarzuci, że to jest ACTA, że to jest ograniczenie wolności itd. Może więc po prostu trzeba postawić na taki przedmiot w szkole, jak edukacja o sieci i o zachowaniu się w sieci. Bo wydaje mi się, że technologia zdecydowanie wyprzedziła programy edukacyjne ze szkół.

Jako osoba, która zwraca uwagę na hejt w sieci, próbowałeś to gdzieś zgłosić? Policja, prokuratura?

Oczywiście, że tak.

Ale bywa, że upubliczniasz też zdjęcia i dane osobowe autorów nienawistnych komentarzy.

To w skrajnych przypadkach.

Przepraszają?

Tak. Za każdym razem.

I nie żałujesz takiego ruchu? Ostatnio media pisały, że Chajzer nawołuje do linczu...

Jakiego linczu? Ja tylko chciałem znać dane, wyłącznie po to, żeby zadzwonić do szkoły, umówić się na spotkanie, porozmawiać z rodzicami. To nie był żaden lincz.

Było o poważnych rzeczach, to teraz o wesołych. Polacy mają poczucie humoru?

Pewnie, że mają. I są właściwie dobrymi ludźmi, tylko trzeba w nich tę dobroć znaleźć. Na co dzień w przekazach telewizyjnych to, co się najlepiej i najchętniej ogląda, to jest wszystko to, co złe. Bo to budzi emocje, a jak budzi emocje, to budzi hejt. A jak jest hejt, to ludzie zaczynają komentować, napuszczać się jedni na drugich i się tworzy cała ta spirala. Jest oglądalność, są słupki. Ale to nie jest tylko polska przypadłość. Tylko generalnie, tak działają media.

Filip Chajzer kąpielą z morsami wita Nowy Rok

Filip Chajzer kąpielą z morsami wita Nowy Rok

Autor: Karolina Misztal/REPORTER

Źródło: East News

A ja lubię bardzo pokazywać w ludziach, w Polakach, tę drugą stronę. To, że jesteśmy fajnym, uśmiechniętym narodem. Pamiętam, jak robiłem materiał: "Co nas w życiu wkurza najbardziej?". I jedzie chłopak na wózku naprzeciwko mnie. Pomyślałem wtedy: "O, ten to mi dopiero powie. Jak jego wnerwia to, że nie może podjechać do kawiarni, że nie ma podjazdów, że nie ma wind itd.". Już miałem po prostu całą tę setkę (setka - wypowiedz do kamery - przyp. red.) w głowie. Podchodzę do niego i mówię: "Dzień dobry, co pana w życiu najbardziej wkurza?". On odpowiada, że absolutnie nic. Ja pytam: "Jak to nic?". On mówi: "Miałem wypadek. No i co z tego. Tak się stało, ale cieszę się tym, że w ogóle żyję. I jest coraz lepiej, jest coraz więcej podjazdów. Na mojej drodze z domu do pracy nie ma ani jednej bariery". Ja pomyślałem wtedy: "Kurczę, właśnie o to chodzi". O to chodzi, żeby się tak fajnie, pozytywnie zaskakiwać.

A propos tego, że lubię się zaskakiwać. Niedawno robiłem materiał o tym, w co się ubierają faceci.

Widziałam ten materiał! Wykładowca Politechniki Warszawskiej w spódnicy?

Tak, materiał robiłem po akcji z marynarką w gaciach.

Założyłeś majtki na marynarkę i w takim stroju pokazałeś się na Facebooku. Trochę obciach...

Gdzie tam jest obciach? Przepraszam bardzo, tam nie ma grama obciachu. To była kreacja pokazana przez najbardziej prestiżową szkołę designu i projektowania na świecie - Saint Martins College. To nie jest coś dla jaj, to jest moda (śmiech).

Źródło: Facebook.com

Wróćmy do wykładowy w spódnicy. Podejrzewałam przez chwilę, że to może ustawka.

Nie, to nie było ustawione. Ja mam chyba jakiś magnes do przyciągania takich ludzi. No i w temacie o tym, jak się ubierają faceci, idzie przede mną facet w spódnicy, pończochach i w czółenkach. Normalnie z wąsem, dorosły gość. Pytam się, o co chodzi? On mówi, że od 20 lat walczy o prawo noszenia spódnic przez facetów. "Dlaczego?" - pytam. "No bo tak jest wygodnie" - odpowiada. "Rozumiem, że pan jest gejem?" - brnę dalej. On na to, że nie jest gejem i ma żonę i dzieci."A czym się pan zajmuje?" - dociekam. "Jestem wykładowcą na politechnice". Tylko na politechnice na wykładach zabraniają mu prowadzać się w spódnicy. Ale studenci są za to niepocieszeni, no woleliby, żeby on był sobą w tej spódnicy.

Ale ja się już przyzwyczaiłem do tego. Tak samo, jak robiłem materiał "Co Polacy robią w niedzielę rano?". Wydawczyni Dzień Dobry TVN chciała sobie zrobić nim otwarcie niedzielnego wydania. Już z daleka, z pół kilometra widzę, że idzie, śpiewa, delikatnie rzecz ujmując, nawalona dziewczyna (śmiech). Ale bardzo pozytywna i szczęśliwa. Młoda kobieta zapytana na samym wstępie o to, dlaczego nie śpi o tak wczesnej porze, odpowiedziała, że się bardzo dobrze bawiła. To była słynna Agata, która w internecie chyba przez tydzień była najchętniej oglądanym materiałem na YouTubie.

Najfajniejszym scenariuszem, który pisze to wszystko, jest samo życie.

Tak też było, kiedy pojawiłem się w centrum handlowym w centrum Warszawy i zapytałem ludzi, ile to dla nich jest dużo pieniędzy. I pani mówi, że dla niej dużo to by było półtora miliona i więcej, bo wtedy by mogła sobie odłożyć i fajnie pożyć. Zapytałem: "A 100 tysięcy?". "Nie, to trochę za mało" - stwierdziła. A potem zjechałem piętro niżej i spotkałem starszą panią. Przez Złote Tarasy przebiega trasa z Dworca Centralnego do Centrum i ona absolutnie nie przyszła tam po zakupy, tylko po prostu przechodziła. A jest biedną emerytką i mówi, że dla niej dużo to jest 10.000 zł. Ja się pytam jej: "Co by pani sobie kupiła, jakby pani tyle miała?". Ona mówi, że trochę dobrej szyneczki, kawy i... lody na deser. To po prostu rozkleja człowieka na pół.

Zdarza się, że płyną łzy?

No tak. Był taki materiał, który miał być zrobiony dla jaj, o tym, że ekswodzianka, Dominika Zasiewska, sprzedaje pudełka po butach Louis Vuitton. Takie buty kosztują kilka tysięcy złotych, a ona sprzedaje pudełko załóżmy za 400 zł. Ja się pytam: "Po co ludzie to kupują?". Nie krytykuję jej, bo pomysł na zarobienie pieniędzy na idiotach to najlepszy pomysł świata. Ona mówi, że to jest do mirror selfie. "What the fuck is mirror selfie?!" - pytam. No to ona mi tłumaczy, że to jest takie selfie, że stajesz w garderobie, ustawiasz te pudełka za sobą i one niby niechcący pokazują się w lustrze, kiedy strzelasz sobie selfiaka.

Ekswodzianka Dominika Zasiewska

Ekswodzianka Dominika Zasiewska

Autor: TRICOLORS

Źródło: East News

Ale po co?

No po to, że ta pani pozoruje, że stać ją na te buty i dzięki temu uzyskuje więcej lajków. Mówię: "nieprawdopodobne!". I przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce do kolejnej setki, czyli do kolejnego nagrania, żeby ktoś tam skomentował i przejeżdżamy obok Hali Mirowskiej. Ja mówię do operatora: "a poczekaj, zatrzymaj się tu, wejdziemy sobie na chwilę". Wiedziałem, że przed wejściem do Hali Mirowskiej stoją stragany. Nie do końca tylko kojarzyłem, jakie. I rzeczywiście tak było. Stoją tam starsi ludzie, którzy nie mają na prąd, na leki, na czynsz. I wystawiają swoje rzeczy z domu, które gromadzili przez całe życie. I to jest jedyne, co im zostało - te rzeczy, które sprzedają. Podchodzę i się pytam: "co to jest?". Widzę przepiękny aparat, taki... retro. Ona mówi, że to jest pamiątka po mężu, który zmarł. Miała zachować to dla wnuka, ale musi mieć pieniądze, żeby zapłacić za czynsz, bo jej nie starczy pieniędzy, a jest połowa miesiąca. Musiała więc wynieść tę pamiątkę. Zastanawiam się, ile ten aparat może kosztować. "Ile to jest dużo?" - wracamy do tego pytania. Ona mówi, że 60 zł. Rozumiesz?

Rozumiem. To jest straszne.

Z jednej strony masz dziewczynę, która sprzedaje pudełka, bo ktoś chce sobie zrobić zdjęcie z pudełkiem za kilkaset złotych. A z drugiej strony, kilka ulic dalej pani sprzedaje pamiątkę po mężu za 60 zł, bo jej nie starczy do czynszu. Oczywiście zapłaciłem za ten aparat i poprosiłem o przekazanie go wnukowi…

Nie uważasz, że to jest trochę chore, że ludzie w dzisiejszych czasach się zajmują takimi rzeczami, jak robienie selfie z pudełkami?

Każdy ma swój świat. Nie ma jednego spójnego świata. Nie ma jednej spójnej Polski. Warszawa to nie jest Polska. Polska to też jest Hajnówka. A jak wyciągnąć wspólny mianownik z Warszawy i Hajnówki?

Kim byś chciał być, gdybyś nie był dziennikarzem?

Może pracowałbym w IKEI. Lubię urządzać wnętrza, lubię meble, lubię projektować. Zaprojektowałem sobie mieszkanie i uważam, że żaden projektant, ani architekt nie zaprojektowałby go tak, jak ja. Poza tym lubię skręcać meble.

Budować chyba też lubisz. Napaliłeś się na pomysł postawienia domu.

Chciałem zmienić mieszkanie, bo jest bardzo małe. A właściwie to ma jeden pokój i już trochę się tam nie mieścimy. W związku z tym wymyśliliśmy, że kupimy drugie mieszkanie w tej samej dzielnicy, bo nam się tu bardzo podoba i dobrze się nam tu mieszka. Ale niestety, ceny za metr kwadratowy były tak horrendalne, a ja jednak lubię wydawać pieniądze rozsądnie i z głową, że zaczęliśmy szukać kawałek dalej domku z działką. No i znalazł się niedaleko Wisły, po drugiej stronie osiedla, na którym mieszkamy. Zabrałem tam ojca. Ojciec w latach 80. Pracował w budowlance w Niemczech. Czyli ekspert.

Filip z ojcem

Filip z ojcem

Źródło: East News

Zbudował pół Berlina Zachodniego (śmiech)?

Dokładnie tak było, więc zna się na budowlance. On chodzi, chodzi i mówi: "Ładnie, ładnie. Ale czy ty byś nie wolał się zbudować u nas na działce pod Warszawą?". Ja mówię” "Nie no ojciec, gdzie ja będę się budował u was na działce?". Ale minął tydzień, zrobiłem tabelkę plusów i minusów, bo zawsze robię tabelkę plusów i minusów. I wyszło mi jednak więcej tych plusów za propozycją ojca. Dobra, dzwonię do ojca: "Pomyślałem i zgadzam się na twoją propozycję. Buduję się na twojej działce". Ojciec ma rekreacyjną działkę pod Warszawą. Piękna, trawka posadzona. Ojciec chodzi, kosi, drzewka pielęgnuje. Pomyślałem: "Co taki mały domeczek by tam komu przeszkadzał?". A on w tym momencie mówi: "Wiesz co, jednak się rozmyśliłem. Nie chcę, żeby mi ktoś chodził po łbie. To jest moja działka, ja się tam odstresowuję". Powiedziałem: "dzięki, kurde". A ja już tak mam, że jak się napalę na coś, to już nikt mnie nie zatrzyma. Jak mam pomysł, to muszę go zrealizować pięć minut później. I na szczęście dwie działki dalej była działka na sprzedaż. Teraz więc jesteśmy sąsiadami przez jeszcze jedną parcelę pośrodku.

Bezpieczna odległość (śmiech). Zanim wyszła książka "Chajzerów dwóch", wiedziałeś o tych wszystkich rzeczach, o których tata w niej opowiada?

Nie. To jest najfajniejsze w tej książce, że my się nawzajem odkrywamy. Ta relacja ojciec-syn nie jest tak oczywista, łatwa i prosta jak relacja dziecko-mama: piosenki, wierszyki, akademie szkole itd. A z ojcem trzeba się tak troszeczkę dotrzeć. I ja też odkryłem tego człowieka trochę na nowo. Nie wiedziałem, że to jest taki freak (śmiech).

Źródło: East News/Materiały prasowe

Patrzysz na świat, Polskę, z nadzieją czy z obawą?

Patrzę z wielką nadzieją, a jak jeszcze uda mi się w tym roku zebrać jeszcze więcej pieniędzy dla Powstańców, to już nie mam pytań. Jesteśmy fajnym, uśmiechniętym, spontanicznym narodem, tylko za rzadko to zauważamy...

Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska

Filip Chajzer - _pracę dziennikarza zaczynał w "Super Expressie", "Życiu Warszawy" i "Newsweeku". Pracował w radiowej Trójce i Czwórce oraz Radiu Złote Przeboje. Był reporterem serwisu informacyjnego "Stolica" w TVN Warszawa. Od 2011 roku pracuje jako reporter w "Dzień Dobry TVN”" Prowadzi program "Mali Giganci" (TVN), był też gospodarzem "Jak to się stało?" (TVN Turbo). Nagrodzony Wiktorem w kategorii "Odkrycie Roku 2013". Doceniony przez jury MediaTorów statuetką w kategorii AkumulaTor. Obwołany osobowością roku 2014 przez czytelników magazynu "Plejada". Niedawno ukazała się książka autorstwa Filipa i jego ojca "Chajzerów dwóch (wyd. Prószyński i S-ka)". _